niedziela, 31 marca 2013

Życzenia i trochę o Kościele



Wielkanoc mamy, jak Boże Narodzenie. Z pogodą się pomieszało, jak naszym politykom. Ale pogoda nie jest polityczna. Nie ma co narzekać.

Wczoraj wszystkim czytelnikom tego bloga winienem złożyć życzenia świąteczne. Jakoś mi to umknęło. Więc dzisiaj wierzącym i niewierzącym serdeczności, jakie można oddać w piśmie. Sprytnych zajączków rozumu i nie psujących się jaj - cokolwiek to znaczy.

Kilka słów o pewnym newsie, który znalazł na portalu wPolityce.pl, emanacji internetowej tygodnika "Sieci" braci Karnowskich.

Na prawicy martwią się francuskojęzyczną Belgią, gdzie z oficjalnego języka zdjęto takie określenia, jak "Boże Narodzenie", "Wielkanoc", etc. Ma to jakoby wymazać tradycję chrześcijańską.

Podstawy nowoczesnej demokracji to rozdział państwa od Kościoła, wszak nie będą fałszować w Belgii i gdziekolwiek historii, w której chrześcijaństwo było religią panujących, niekoniecznie podwładnych.

Konfesję wynosi się z domu i do konfesji dojrzewa, albo nie. W Polsce wpływ Kościoła często determinuje życie publiczne i społeczne. Ten mariaż jest chory, co dało się zauważyć przy okazji ujawnienia pijaństw i ekscesów abp Sławoja Głódzia, jeszcze bardziej daje się we znaki marszami "w obronie TV Trwam" o. Rydzyka.

Kazania rezurekcyjne wspomnianego Głódzia, a także abp Michalika, nie wróżą dobrze Kościołowi, niezrozumienia gestów Franciszka z Watykanu jest dojmujące, jedynie dorasta do nich metropolita warszawski kardynał Kazimierz Nycz.

Kościół musi przewartościować przekaz chrześcijański (to coś zupełnie innego niż moralność chrześcijańska), aby pomieścić się w nowoczesności i w życiu społecznym. Jest miejsce dla Kościoła, ale nie w obecnej jego postaci.

Dewocja nie jest wiarą, jak też kicz estetyczny nie jest odwzorowaniem, obecny obrzydza świat i Kościół. Ta instytucja musi wreszcie dojrzeć, a nie zgłaszać pretensji do zawłaszczania przestrzeni publicznej. Te czasy minęły i nie wrócą.

sobota, 30 marca 2013

Polski Kościół jest skamieliną



Polski Kościół jest nie z tego świata. Nie z naszego świata. Świat Kościoła przeminął, chce nadać mu nowe znaczenia, nowe role, papież Franciszek. Na razie gesty papieskie płynące z Watykanu przez naszych hierarchów są źle widziane.

Tak można odczytać wywiad z bp Wojciechem Polakiem, sekretarzem Episkopatu Polski. Hierarchowie trzymają się uparcie swojej posługi wobec Biblii i Boga, a nie człowieka. Solidarność z ubogimi, jaką proponuje Franciszek, to dla polskiego Kościoła zapewnienie biednym zbawienia na tamtym świecie, a dzisiaj biedak ma słuchać urzędników Pana Boga, mianowanych przez samych siebie.

Biedni mogą znaleźć pomoc w różnych organizacjach charytatywnych, które robią to lepiej niż Kościół. Hierarchowie stoją przeciw osiągnięciom nauki, czyli człowieka, który za pomocą rozumu chce zmniejszyć obszary biedy, a do takich należy in vitro.

Kościół jest przeciw rozwojowi (związki partnerskie), bo nie jest instytucją demokratyczną, ale feudalną, która nie potrafi zadbać o stosowanie prawa we własnych szeregach (pedofilia).

Co zatem może dać ludziom Kościół? Boga (i tutaj cytat): "To tajemnica wielkiej miłości, tajemnica zbawienia człowieka, wyrwania go z lęków, grzechów, słabości, tajemnica odkupienia i nowego życia".

Polski Kościół jest w posiadaniu tajemnicy, której nie chce ludziom wyjawić. Czy ją zna? Pewnie, że nie.

Biskup Polak fundnął na święta tajemnicę. Polski Kościół jest niereformowalny. Skamielina, a nie tajemnica. Sekretarz Episkopatu nic nie ma do powiedzenia, bo nasz Kościół jest pusty, wydrążony.

piątek, 29 marca 2013

Franciszek, arcybiskup ze swoimi słabościami i hołd polityków



Abp Sławoj Leszek Głódź został przez "Wprost" "trafiony" w bardzo niekorzystnym dla niego momencie - wyboru nowego papieża Franciszka. Nowe zewnętrzne i estetyczne wartości, które emanują w tej chwili z Watykanu, nie pozwoliły mu odpowiedzieć od razu na "chamstwo" dziennikarzy. Nawet milczał zwierzchnik polskiego kleru ojciec dyrektor z Torunia.

Wystarczyło jednak 10 dni, aby abp Głódź się otrząsnął, szeregi obrony zostały zwarte. Obrazek z czwartkowej mszy z Katedry Oliwskiej: emerytowany kapelan Wojska Polskiego grzmiący spod ołtarza, w pierwszej ławce posłowie PiS, w drugiej gdańscy radni z tej samej partii.

W Polsce mariaż władzy i Kościoła ma się dobrze. Najbardziej papiescy są politycy PiS, politycy innych partii przebierają nogami, aby ich klęczeniem w tych ławkach zastąpić.

Kościół w kraju nie musi bać się o kondycję materialną. A z moralnością sobie poradzi - wszak ma wpisaną w kanon grzechów, w razie czego sięgnie do świeckich podręczników etyki, że ma rację.

Hierarchowie obawiają się w tej chwili tylko jednej osoby - Franciszka. Bo co to za wartość, którą proponuje? Ubogość, skromność, posługę innym ludziom. Na czas postu (początku pontyfikatu) kler może schować lexusy i mercedesy do garażów, ale potem przecież biskupi muszą docierać do wiernych, aby składano im hołd.

W historii ścierają się dwie determinanty: personalistyczna i kolektywistyczna. Jeden człowiek wiele może, nawet wstrzymać procesy historyczne. Najczęściej jest tak, że to procesy historyczne stawiają na miernoty, które stoją na czele instytucji. I jakoś wszystko się toczy.

Papież Franciszek może okazać się każdym. Może być Atlasem, który dźwignie posadę Kościoła i uczyni z tej instytucji żywą społeczną tkankę, może z czasem się przystosować, lecz ze względu na wiek czasu na heroizm może mu nie starczyć.

Na co liczy polski Kościół? Że rdza nie dobierze się do ich lexusów i mercedesów w garażach w czasie postu zafundowanego przez Franciszka. Liczy też na wieczność, w której cisi i korni przetrwają, a czas da radę Franciszkowi, wszak na tym padole łez nie jest wieczny.

Kościół polski sobie poradzi. Można było zobaczyć to na obrazku z Katedry Oliwskiej, "politycy" PiS w hołdzie feudalnym złożonym temu, który też ma "swoje słabości".

czwartek, 28 marca 2013

Bronię Kukiza, bo wkurzyłem się na niejakiego Janiaka



Wiele można zarzucić Pawłowi Kukizowi, włącznie z tym, iż jego obecny projekt z JOW-ami nie jest trafiony, ale nie można mu zarzucić braku zaangażowania. Argument niejakiego Oliviera Janiaka, ponoć prezentera TVN, to zaglądanie do kieliszka Kukiza takim oto argumentem: "Trudno uwierzyć facetowi, który na śniadanie walił whisky".

Nie chcę używać retorsji słownej Ewy Wójciak, ale podobnie odpowiedziałbym Janiakowi i to po dwakroć, trzykroć i to z wykrzyknikami. A kiedy miał walić whisky? Na obiad, kolację? Po przebudzeniu najpierw spożywa się śniadanie. A przyjemności spożycia z takim rozmówcą, jak Janiak, nie byłoby żadnej. Czyżby o to chodziło prezenterowi?

Janiak się nie przebudził i to raczej mu nie grozi, whisky nie wali, bo nie ma powodu, na pewno artystycznego. Nie jest też powodem kłapanie jadaczką tylko dlatego, że ktoś go zapytał o Kukiza. To był problem byłego wokalisty Piersi, z którym się uporał. Wara! od tanich medialnych psychoanaliz.

Kukiz wg mnie myli się z JOW-ami, on sądzi inaczej. Tutaj nasze drogi się rozchodzą, co nie znaczy, że w innych sprawach się nie zejdą. Chce wejść do polityki, doceniam jego ambicje, choćby z punktu oceny, jacy dzisiaj posłowie zasiadają w Sejmie: nudni i niekompetentni.

Przed Kukizem jeszcze sporo - do zrobienia ze sobą, ze stanem intelektualnym włącznie. Prof. Radosław Markowski nawet zaofiarował się pożyczyć Kukizowi książki, poświęcić mu swój prywatny czas.

Kukiz jest nieobojętny, choć z nim się nie zgadzam, Markowski też. A co zrobić ze śpiącym Janiakiem? Nie podstawiać mu sitka, gdy otwiera jadaczkę. Tacy nie zdobywają wiedzy przez czytanie. Nawet książki nie wkładają pod poduszkę.

Bronię Kukiza, bo bronię każdej autonomii. Mogę się z nim nie zgadzać, ale nie zaglądnę mu do kieliszka, ani do majtek.

środa, 27 marca 2013

Kaczyński jak zmokły kapiszon



Wielkimi krokami zbliża się 3. rocznica katastrofy smoleńskiej. Nie wiadomo, jak wyjdzie. Organizacyjnie wiadomo, że będzie to sukces. Pytaniem jest, czy dopisze publika. Bo 50 tys., czy 100 tys. to mało. Tyle to pomieści byle plac.

Potrzebna jest mobilizacja, a do niej świeża retoryka. Przejadło się gawiedzi: wina Tuska i niedosiężnego dla polskiej polityki, Putina.

Przecież Tusk sam nie majstrował przy śrubkach i nitach tupolewa, ani nie naciskał guzika, by spowodować wybuchy na pokładzie samolotu. Nikt też nie widział go pod Smoleńskiem ze stingerem na ramieniu. Musiał mieć pomagierów.

Jarosław Kaczyński zaczął rozszerzać listę winnych katastrofy smoleńskiej w ramach nowej strategii smoleńskiej. Wszak to jedyny sukces prezesa PiS w polityce wewnętrznej. Smoleńsk. Prezes jest postrzegany, jako najgorszy polityk, PiS wlecze się za PO, jak kadzidło inaczej. Nie wypaliły Alternatywy i kandydat na parapremiera rządu technicznego. Wszystko prezesowi spala się na panewce.

Tylko ten Smoleńsk wychodzi, bo coraz więcej rodaków sekowanych teoriami spiskowymi zaczyna wątpić w ekspertów. Ekspert ma wiedzę, a taki Macierewicz ambicje polityka popkulturowego. W tym czasie też zorganizowano bojówki w ramach Klubów Gazety Polskiej, Klubu Ronina i Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego. Ta gwardia, jak żelazna pięść kiedyś wszak musi uderzyć.

Potrzebna jest nowa strategia smoleńska, która przekonałaby, że Republika Smoleńska to nie fiu-bździu prezesa. Poznajemy właśnie zręby tej "myśli politycznej" i jej praktycznego zastosowania.

Przetarcie było przed posiedzeniem komisji zagranicznej, gdy opiniowano kandydaturę Tomasza Arabskiego na ambasadora RP w Madrycie. Wyszło, jak wyszło. Następnym delikwentem do obróbki w ogniu smoleńskim okazuje się Radosław Sikorski.

Wyraźnie prezes to powiedział w wywiadzie dla Niezalezna.pl. Powiedział i pogroził, bo jak odczytywać zdania: "Trzeba zadać pytanie o to, czyim on (Sikorski) w gruncie rzeczy jest ministrem (...). Sądzę, że przyjdzie taki czas, kiedy będziemy mu to pytanie bardzo konkretnie stawiać".

Nie dziwię się Sikorskiemu, że przebiera nogami. Minister uważa się za szefa resortu dyplomacji polskiego rządu. Kaczyński jednak uważa, że jest inaczej. Jakiego rządu i państwa jest ministrem Sikorski?

To pytanie mogłoby być obstawiane u bookmacherów. Prezes PiS Polskę postrzega jako kondominium niemiecko-rosyjskie. Na dwoje babka wróżyła, Sikorski może być nawet Niemcem (ministrem niemieckim), pochodzi z Bydgoszczy, gdzie aktywna była V kolumna. Może być Rosjaninem, wszak był korespondentem wojennym w Afganistanie i tam Rosjanie mogli go przerobić. Tam także miejscowi partyzanci dostali do strącania sowieckich samolotów właśnie te stingery.

Może tym tropem biegnie myśl Kaczyńskiego, jak na Sherlocka Holmesa przystało, więcej po śladach dostrzega, niż my, szaraczkowie.

Sikorski też czuje się nieswojo, bo nie wie, czy prezes trafił, czy tak sobie ku uciesze pospólstwa insynuuje. Minister dyplomacji via media przedstawił Kaczyńskiemu propozycję: - Prosiłbym pana prezesa Kaczyńskiego, żeby zaprzestał tchórzliwych insynuacji, tylko jak mężczyzna powiedział: "tak-tak, nie-nie", a ja wtedy obiecuję, że dam mu szansę udowodnienia swoich zniesławień w sądzie.

Wiele w tej kwestii, jak i ramach strategii smoleńskiej, będzie podane 10. kwietnia. Zapowiada się huczny festyn żałobny z wieloma atrakcjami, o których my, szaraczkowie nie mamy pojęcia.

Mam nadzieję, że znowu nie spali prezes na panewce, jak zmokły kapiszon.

wtorek, 26 marca 2013

Strajk, który generalnie nie wyszedł




Polityka to ciężki kawałek chleba. Przekonali się o tym Piotr Duda, szef "Solidarności" i Paweł Kukiz. Strajk generalny na Śląsku, który trwał dwie godziny, może trzy, cztery, wkurzył ludność tubylczą, bo komuś nie chciało się pracować w transporcie (w komunikacji miejskiej i na PKP), choć paru kolesiom na ciepłych posadkach udało się w cieple gabinetu sformułować żądania (płacowe oczywiście).

Duda i Kukiz przyszli pod Urząd Wojewódzki w Katowicach, aby konsumować politycznie "strajk generalny", raptem zjawiło się 300 ludzi.

A że mamy zimę (kalendarz też leci w bambuko z wiosną), więc musieli wspomagać biciem pod pachami: "Strajk wyszedł bardzo dobrze, lepiej niż oczekiwaliśmy".

Czyżby oczekiwali na 200 ludzi przed UW, a przyszło "aż" 300, czy strajk "generalny" rozszerzył się na Czechy, a tam polskie media nie zaglądają? Dudzie i Kukizowi skok na politykę najwyraźniej nie wychodzi. Wraz ze "strajkiem generalnym" marzenia o Wiejskiej należy odłożyć do jakiegoś pawlacza, gdzie wstyd nie sięga.

Dobrze, że Duda z Kukizem nie przyszli z tabletami, z których wszak mógł przemawiać jakiś kandydat na parapremiera rządu technicznego. Aż tak daleko nie zaszli - to znaczy nie zaszli na Wiejską, tylko pod UW w Katowicach - więc nie potrzebują takiego paralizatora w tabletach, aby zaklinać rzeczywistość.

Jak dyplomatycznie określił rzecznik PKP: "strajk był dotkliwy, ale niczym z grudniowym chaosem, gdy połączenia regionalne przejmował spółka Koleje Śląskie", albo gdy zadyma śnieżna spowodowała nieprzejezdność trakcji.

Duda z Kukizem nie dogadali się z aurą, choć ta jest zimowa, a nie jak kalendarz podaje - wiosenna. Dudzie trochę się dziwię, wszak "Solidarność" ma tradycję strajkową - mógł zasięgnąć języka u Lecha Wałęsy - a Kukiz mógł spojrzeć na tę "czerń" 300 osobową pod UW w Katowicach i z rozrzewnieniem westchnąć: kiedy to tylu ludzi przychodziło na moje koncerty. Gdyby Kukiz był praktykującym muzykiem, a nie obibokiem estrady, mógłby sprzedawać im swoje płyty.

Duda powinien przemyśleć swoją strategię i powrócić do stołu rozmów z rządem. W 2013 roku na 5 posiedzeń prezydium Komisji Trójstronnej był tylko raz, a na trzy posiedzenia plenarne tej samej komisji nie raczył się zjawić ani razu.

 Rozumiem Dudę, był zajęty przygotowaniem do strajku generalnego, ciężka robota. Duda powinien się liczyć z tym, że to Donald Tusk się zbuntuje i przystąpi do strajku generalnego. A wtedy może zabraknąć nawet tego placu przed UW w Katowicach, gdzie mógłby ogłosić zwycięstwo strajku generalnego.

poniedziałek, 25 marca 2013

Squaw Terlikowskiego




Chciałoby się zapytać, czy żona Tomasza Terlikowskiego, Małgorzata, to żona taliba? Terlikowski to niewątpliwie fundamentalista medialny, na której to wartości stał się rozpoznawalny. Fundament katolicki zdobi go, jak szaty duchownego, to więcej niż ksiądz, to cywilny biskup celebryta.

Ciężko na to pracował i wśród celebrytów jest rozpoznawalny. Nawet twarzy nie musi otwierać, aby domyślić się, co ma do powiedzenia. Jego wypowiedzi stają się coraz nudniejsze. Dlatego ich autor jest coraz bardziej zaciekły, bo na rynku mediów trzeba walczyć, aby swoją pozycję potwierdzać, a więc być wyraźniejszy i wyraźniejszy: prosty, prostacki, bez mała w wyrażaniu myśli wulgarny.

Zdaje się, iż ta droga wymusiła na nim, iż wypchnął żonę z mieszkania, aby poświadczyła to, co stoi za wyznawanym przez niego w mediach fundamentem. Wartości rodzinne i katolickie (chyba winno być to wymienione w odwrotnej kolejności).

I co się dowiedzieliśmy z wywiadu Małgorzatą Terlikowska w "Wysokich Obcasach"? Niby nudny, nic nowego, żona biskupa. A jednak poskrobawszy, dowiadujemy się sporo. Może nie tyle, co od Danuty Wałęsy o Lechu. Jeszcze Krystyna Janda nie zrobi z tego przekazu artystycznego, ale gdy Terlikowski się postara, to kto wie.

Może Terlikowski natchnie swoją pasją publicystyczną żonę? Może. W każdym razie nudy w wigwamie Terlikowskich o czymś świadczą. Mąż walcząc o fundamenty w świetle mediów, spijając ich blichtr, wraca do domu z wewnętrzną dumą, naładowany pozytywną energią, w tym katolicką. I z rozpędu chce poszerzać też wartości katolickie, rodzinne. Ilość chce przekuć na jakość, domaga się od Małgorzaty (jak Faust), aby dalej zaświadczać o wartościach, o których inni słyszeli, a żona niekoniecznie, bo na głowie ma czwórkę dzieci.

Tym zaświadczeniem byłoby piąte dziecko. Tomasz chce piątego, a żona na razie nie wyraża zgody. Ale że mamy do czynienia z wigwamem katolickim, od Małgorzaty dowiedzieliśmy się, że jak na squaw przystało, jeszcze nie wyraża zgody, ale to kwestia czasu. Zgodzi się w którymś momencie molestowania wartościami katolickimi.

Napisałem wyżej, że Terlikowska nie powiedziała tyle o Terlikowskim, co Wałęsowa o Wałęsie. No, właśnie - może powiedziała więcej, jak każda dobra narracja ma drugie i trzecie dno. Najważniejsze w niej jest to, co płynie ukrytym nurtem, co jest głębią.

Mianowicie, mąż celebryta, którego pióropusz wartości w kraju jest rozpoznawalny, nie może powiedzieć, że jego życie jest szare, że zostało zmarnowane. Jak na myśliwego do domu przynosi całe fury trofeów i domaga się tylko jednego, wyznawanego blichtru wartości. Piątego dziecka, bo w takim jest sztosie. A Małgorzata zmęczona, negocjuje, może dałby jej spokój, jak squaw się do niego odzywa, może spocznie na macie.

Terlikowski może osiągnąć sukces w negocjowaniu piątego dziecka. Drugi, trzeci raz wypchnąć żonę do blichtru, a samemu wziąć na barki wychowanie piątego dziecko, pójść na tacierzyński, ten argument negocjacyjny może skłonić Małgorzatę, iż w wigwamie Terlikowskich pojawi się piąta pociecha. Upragnione ukoronowanie wartości katolickich.

Do przodu, Fauście!

niedziela, 24 marca 2013

Palikot popiera hipokryzję prawa



Co popiera Janusz Palikot, zdaje się nie wiedzieć on sam. Zmęczony bywaniem w mediach, nie panuje nad słowami, wymykają mu się w toku peror, polityk popadł w chorobę zawodową: logoreę, słowotok.

I tak się stało w programie Moniki Olejnik "Kropka nad i", w którym zauważył, że inicjacja seksualna 13-latków jest jednym z przykładów hipokryzji polskiego prawa. Palikot powiązał seks z prawem. Dorzucił jeszcze etykę, moralność (hipokryzja).

Miał do tego prawo, nie takie wiązania przeprowadzali politycy. Przynajmniej publicyści mają o czym pisać. I piszą. Oraz odzywają się politycy, bo to łatwe do słania gromów na Palikota.

Chyba, że Palikot popiera hipokryzję prawa, to wówczas sprawa się komplikuje, ale nie trzeba tokować u Olejnik o seksie 13-latków. Powiedzieć wprost: jestem za hipokryzją prawa, a przeciw pedofilii.

Żaden polityk w kraju tego nie mówi, że się podoba mu hipokryzja prawa, nawet tak odmienne osoby, jak Tomasz Terlikowski i Joanna Senyszyn, które zakrzyknęły w jednym chórze: to pedofilia, co proponuje Palikot.

A Palikot wszak tego nie powiedział, tylko stwierdził o hipokryzji prawa w kwestii inicjacji seksualnej 13-latków. Z tego jego akolita Andrzej Rozenek wyciągnął wniosek, że hipokryzja prawa nadaje się do zastosowania wobec tak odmiennych postaci, jak Terlikowski i Senyszyn i postawił ich plus kilka innych osób, przed hipokryzją prawa.

Terlikowski i Senyszyn mogli te hipokryzję prawa powiązać z hipokryzją ordynacji wyborczej dla 16-latków, którą wszak nie można nazwać pedofilią wyborczą (aż takich kreatywnych umysłów narracji nie posiadają), ale można zaliczyć do poszerzenia pola walki. W Polsce ten termin politologiczny jeszcze nie jest zbyt rozpowszechniony, ale na świecie używany.

W tym aspekcie można odczytać, że Palikot szykuje sobie elektorat, który nie może być jeszcze używany, gdyż to zalatuje przestępstwem.

Tymczasem Palikot popiera hipokryzję prawa.

sobota, 23 marca 2013

Głąb Kaczyński




Jarosław Kaczyński ruszył w teren i jak to on - potyka się o własne nogi. Nawet nie wie, gdzie był. W Gostyninie, czy w Gąbinie? Średnia wychodzi mu Głąb.

I do takich przemawiał głąbian, głąbów.

Na pytanie głąbów, dlaczego PiS oddało władzę, Głąb odpowiedział: - Oddaliśmy, bo nie potrafiliśmy jej utrzymać.

Po to wyjeżdżał z Żoliborza, aby podzielić się tym wiekopomnym odkryciem. Szkoda, że nie padło następne pytanie, które jest konsekwencją powyższej odpowiedzi. Dlaczego PiS nie może odzyskać władzy?

Bo Polacy jej głąbom nie dadzą. Ot, Głąb.

piątek, 22 marca 2013

Tomasz Lis bierze na klatę Hienę Roku




Tomasz Lis bierze na klatę nominację do Hieny Roku. Jeżeli przyjrzymy się członkom szacownego jury (zarząd główny SDP), które wydało decyzję o nominacji, to nie dziwię stanowisku naczelnego "Newsweeka", iż przyjmuje "to ze spokojem, a nawet niejakim rozczuleniem".

Jednak muszę zadać to pytanie: jak środowisko dziennikarskie dopuściło do tego, że we władzach są Krzysztof Skowroński, Agnieszka Romaszewska-Guzy i Piotr Legutko, którzy wszyscy razem wzięci i pomnożeni przez dwa, nie dorównują talentowi i wkładowi z żurnalistykę Lisa.

Ano, to jest Polska właśnie. Lisa spotkało to wyróżnienia za okładkę "Newsweeka" (z 25 lutego), na której gość w sutannie trzyma w jednej ręce różaniec, a głowa dziecka jest usytuowana na wysokości jego krocza.

Była to ilustracja do tekstu o pedofilii w polskim Kościele. Raczej nikt nie wątpi, że duchowni dopuszczają się tego przestępstwa wobec nieletnich wiernych. A jeżeli się dopuszczają, to niszczą młode osobowości to na zawsze, bo guzik prawda, że kogoś można metodami psychoanalitycznymi wyleczyć z traumy, która jest konsekwencją takiej "zbrodni" na konstytucji psychicznej dziecka.

Mam drugie pytanie: jak zilustrować na okładce pedofilię duchownych? I tak ta okładka była w miarę subtelna, metaforyczna i informująca o kondycji dzisiejszego polskiego Kościoła w sposób alegoryczny.

Ba, Kościół nie jest w stanie załatwić tego problemu sam. Jak w USA i Irlandii będzie musiało pomóc mu państwo. Nie wątpię, że prędzej, czy później tak się stanie. Acz powstają nadzieje (może nie bezpodstawne), że wkład wniesie papież Franciszek, który już wprowadził stan lęku w szeregach kleru.

Póki co, to dziennikarze muszą krzyczeć o tym problemie i innych nadużyciach. Krzyczeć! Bo to jest zbrodnia. Zresztą Kościół w Polsce jest poza kontrolą i wiele "grzechów" dopiero teraz przy Franciszku będzie wychodziło na wierzch. Kościół już dawno nie "produkuje" wartości moralnych, które miałyby zastosowanie w "zmieniającej się postaci świata" (a jest to zalecenie ze Starego Testamentu).

Od obnażenia mechanizmów grzechów, manufaktury anachronicznych wartości, które nijak się mają we współczesności, są dziennikarze. Mają krzyczeć, a okładka "Newsweeka" nawet nie zbliżyła się do alegorii Muncha, jest zbyt subtelna.

Lis jest zbyt dobrym dziennikarzem, aby nie przyjąć na klatę tego kiepsko wymierzonego zagrania, wystarczy, że piłka po przyjęciu spadnie mu na nogę i takiego strzeli gola, że dziennikarz Skowroński będzie mógł tylko rzec: - Nic się nie stało!

czwartek, 21 marca 2013

Kościół to nowotwór




Nie jest dla mnie problemem, że Kościół traci autorytet, jak dla Katarzyny Wiśniewskiej, publicystki "Wyborczej". Problemem jest, iż Kościół zawłaszczył przestrzeń wszystkich Polaków.

Taką historyczną przestrzenią jest Jasna Góra, która spełniła w naszych dziejach pozytywną placówkę obrony przed najazdem wrogów, w tym wypadku: Szwedów. Częstochowa to nie zasługa Kościoła, ale determinacji Polaków. Dzisiaj paulini na Jasnej Górze to tylko smród, który wnika z nozdrza i inteligencję rodaków.

Ile na Jasnej Górze padło słów wrogich przeciw rządowi polskiemu wybranemu przez Polaków? Nie może się takim stekiem kalumnii pochwalić Moskwa, ani Berlin. A Jasna Góra - tak. Toż to gorzej niż V kolumna.

Kościół na każdym kroku obraża Polaków. Wiśniewska tak to ujmuje w wymiarze egzystencjalnym: "Duchowni nawet się nie wysilają, żeby radykalną naukę w kwestiach antykoncepcji czy in vitro przedstawić w bardziej przystępny sposób. Robią dokładnie odwrotnie, jakby w Kościele trwał konkurs, kto bardziej obrazi rodziny korzystające z in vitro. Wystarczy przypomnieć sentencję abp. Józefa Michalika, że "refundacja in vitro to opłacanie zabójstwa", czy paranaukowe refleksje ks. Franciszka Longchamps de Bériera o "dotykowej bruździe" dzieci z probówki.

W Kościele brakuje pozytywnej wizji katolicyzmu - może księża uważają, że to, co dobre, jest za mało atrakcyjne, żeby opowiadać o tym z ambon, a dobre kazanie to wymyślanie. Pewnie dlatego homilia papieża Franciszka o dobroci i czułości z mszy inauguracyjnej jednemu z moich znajomych księży bardziej przypominała reklamę znanej czekolady niż wystąpienie hierarchy Kościoła".

Kościół nienawidzi Polaków i Polski. Jest nowotworem, który kiedyś doprowadzi kraj do utraty życia, do śmierci, utraty suwerenności.

środa, 20 marca 2013

Franciszek za związkami partnerskimi




Zdaje się, że Franciszek zaskoczy Kościół, a wartości "chrześcijańskie" mogą zamienić się w gruzy. Piszę wartości chrześcijańskie w cudzysłowie, bo wiele z nich nie jest chrześcijańskimi i nie są wartościami. Kler nie żyje wg Ewangelii, a Stary Testament zna po łebkach.

Kościół w dzisiejszej postaci to skamielina. Jorge Bergoglio wydaje się być postacią z zupełnie innej bajki. Acz nie należy przesadzać i oczekiwać cudów od zaraz.

Niemniej da się odebrać sygnały, iż hierarchom kolana drżą. a passus z "New York Times" okazać znamienny. Kilka lat temu w Argentynie toczyła się gorąca debata na temat związków par tej samej płci. Obecny papież miał w jej trakcie przekonywać biskupów argentyńskich do kompromisu i zaakceptowania związków homoseksualnych.

Amerykański dziennik, który podaje te informacje, jest jednym z najbardziej rzetelnych mediów na globie. Biograf Franciszka tak to ujął: "Kardynał uznał, że taki kompromis byłby wyborem mniejszego zła. Przekonywał do większego dialogu ze społeczeństwem".

Argentyńscy biskupi jednak w sprawie związków partnerskich Bergoglio przegłosowali, choć to on był prymasem. Dzisiaj Franciszek jest dla nich feudalnym prawodawcą wartości.

Jeżeli związki partnerskie uzyskałyby akceptację papieską, za ta wartością "chrześcijańską" inne ległyby w gruzach. In vitro, aborcja, itd.

Zaczyna się wszak już sypać podejście do materialności kleru. Jako duchowi przywódcy nie powinni przywiązywać wagi do majątku materialnego. Papież wiele może, włącznie ze zmianą "oblicza postaci świata". Zauważył to także guru lewicy, wybitny amerykański socjolog z Yale University, Immanuel Wallerstein. Franciszek to drugi władca globu - po prezydencie USA.

Kościół musi się zmienić, bo nie przetrwa postmodernizmu, a później będzie jeszcze "ciekawiej".

wtorek, 19 marca 2013

Polski Fox na żywo - czekanie do maja






Oczekiwałem, że już za dwa tygodnie poznam smak telewizji, która stoi "po stronie prawdy". Struna mojego oczekiwania została przeciągnięta o kolejny miesiąc, polski Fox startuje w maju.

Wytrzymam.

W zamian strona internetowa Telewizjarepublika.pl dawkuje napięcie w postaci informacji o ramówce. Dziennikarze niekoniecznie będą zajmowali się tym, na czym najlepiej się znają. Taki Cezary Gmyz nie będzie propagował trotylu, ale prowadził "Kuchnię polską". Nie może być inaczej, w tym kanale wszystko będzie polskie.

Zawodowi telewizyjni kucharze mogą spać spokojnie, Gmyz nie zrobi im konkurencji. Robert Makłowicz może jeździć za granicę, gdzie chce i pichcić choćby na antypodach. Gmyz zajmie się wszakże podniebieniem Polaków, a także rozmowami przy gotowaniu, w trakcie spożywania i trawienia. Acz nie jestem pewien, czy te rozmowy nie będą trotylowe, wybuchowe, bo gdy ruskie pierogi spotkają na sąsiednim talerzu karpa po żydowsku, czy nie wyniknie jakiś pogrom. Program jest reklamowany także plackiem po węgiersku, który "wyda śmiertelny bój fasolce po bretońsku". Rozumiem, że należy odczytywać: Orban kontra Hollande - wiadomo, kto zwycięży. Bez trotylu jednak w takim boju się nie obędzie, jakieś przyprawy trzeba dodać, a kuchnia węgierska jest na ostro.

Oczekiwałem z napięciem reportażu z wyprawy na Węgry, na które delegacja pojechała ze sprzętem telewizyjnym. Ale żadnej relacji z uroczystości Orbana nie będzie, bo premier Węgier wziął i wszystko odwołał, zima stanęła na przeszkodzie. Mróz, zawieje śnieżne, ale powrót był reportażowy. Szyny pod wpływem aury się rozstąpiły, a może nawet spiskował minister Sławomir Nowak. Tomasz Sakiewicz, szef wyprawy śladami Józefa Bema zapowiedział nawet jakiś pozew przeciw Intercity. Węgry okazują się "twórcze" dla rodzimej twórczości, relacja ze spisku kolejowego może na ścieżce dźwiękowej mieć podłożony utwór Niemena "Bema pamięci rapsod żałobny".

"Czemu cieniu odjeżdżasz, ręce załamawszy na pancerz" i w tym momencie facjata Nowaka. Telewizja Republika jeszcze nie działa, a na brak materiałów i pomysłów nie narzekają. Czekam niecierpliwie na polski Fox. Właśnie, przydałby się także jakiś patriotyczny stand-up, np. "Polski Fox na żywo".

Wytrzymam do maja.

poniedziałek, 18 marca 2013

Brunatno widzę Kaczyńskiego



Na prawicy robi się ciasno. Niedługo łokcie nie pomogą, politycy będą musieli posługiwać się pałkami, kijami, aby dorwać się do głosu, móc coś wyartykułować w mediach. Interesujące dla mnie jest zupełnie co innego. Co jest atrakcyjnego w polskiej prawicowej myśli politycznej, która do cna jest parciana i nie zaliczam jej do konserwatywnej, ale do naszego lokalnego skansenu.

Patriotyzm został przeflancowany na smrodek polski, czyżby odpowiadał konserwatystom zapach gumna? A może łatwość formułowania idei? Nie trzeba być zanadto oblatanym w nowoczesnej myśli o państwie, wystarczy odgrzać resentymenty i produkt "patriotyzm made in Poland" gotowy. Wiadomo kogo nie lubić i nienawidzić. Wszystkich, oprócz Watykanu.

PiS nie może czuć się bezpieczne, a Jarosław Kaczyński powinien przestać spać po nocach. Sen o potędze może być dla jego formacji końcem. Ruch Narodowy rośnie w siłę, urządza lepsze akcje niż "marsze ku prawdzie". Zakłóca wykłady i lewicowe wiece partyjne. Szef "Solidarności" Piotr Duda wszedł na Platformę Oburzonych i prawicowo grzmi. I proszę, następna inicjatywa.

Kumpel z IV RP, były wicepremier Roman Giertych został prezesem think tanku Instytut Myśli Państwowej. Ponadto do zarządu weszli: były premier Kazimierz Marcinkiewicz, poseł Jarosław Jagiełło (niezrzeszony) i europoseł Michał Kamiński.

Giertych chrzani: "Nie chcemy być zalążkiem partii". A czego?

Na razie Kaczyński ma przewagę, iż posiada posłusznych mu ludzi w Sejmie, ma szable, aby nacierać na Donalda Tuska. To może okazać się w perspektywie kilku lat (do wyborów 2015) za mało. Media będą udzielać głosu wyżej wzmiankowanym podmiotom, a prezes PiS ma tylko Smoleńsk, tablet i parcie na władzę. To ostatnie od 2007 roku kończy się nieodmiennie sraczką. Takie ma parcie. Zawsze Kaczyńskiemu puszczają zwieracze.

Brunatno to widzę.

niedziela, 17 marca 2013

Pedofilia Palikota



Janusz Palikot  i jego Ruch domagają się ("konieczne jest...") przyznania praw wyborczych dla 16-latków. Andrzej Rozenek tak uzasadnia: - Bo ci ludzie są teraz przecież tak samo dojrzali, jak 18-latkowie.

Na czym opiera kryterium dojrzałości Palikot? Rozwoju szarych komórek, a może zaroście na wzgórku łonowym? Nie wiem.

Można wszak powiedzieć; 14-latkowie są tak samo dojrzali jak 16-latkowie. I tak dalej. Proponuję już Palikota nazwać polityczną zygotą. Dojdzie tam, gdzie logika tego typu dochodzi. Do ściany.

W wypadku Palikota ścianą jest to 5% progu wyborczego, którego ostatnio w sondażach nie sięga, więc ima się takich "domagań". Palikot pod progiem leży i bredzi. W życiu dotyka to nałogowców, w polityce też nałogowców, którzy uwierzyli w swoją misję.

Jutro Palikot może powiedzieć w myśl tej dialektyki: na emeryturze nie można dokonywać wyborów politycznych, bo tetrykom wszystko wisi: niedługo umrą. Itd.

Co szwankuje u Palikota, bo nie w Ruchu Palikota, który ma bodaj najmarniejszych intelektualnie w Sejmie posłów?

Odpowiadam: wrzody. Palikotowi się śpieszy do władzy, chce kupić najmłodszych, aby głosowali na niego. Ktoś może w bambuko zrobić Palikota i domagać się, że nie powinni kandydować wrzodowcy. Ale to tylko takie sobie dywagacje. Dojrzałość nie zależy od wieku - banał, jak z Konopnickiej - ani od domagania się Palikota. Większość wyborców jest niedojrzałych. I co? Nie głosują na Palikota.

A dlaczego? Bo Palikot ma coraz mniej wartościowego do zaproponowania. 16-latkowie spojrzą na Palikota i zadadzą sobie pytanie (jak zresztą 14-latkowie): Co z tej zygoty politycznego się dla nas urodzi?

Wśród 14- i 16-latków są dojrzali Polacy. Może nawet odsetek dojrzałych wśród nich jest dzisiaj większy niż 40- i 50-latków. Ale to tylko zabieg z marketingu politycznego. 16-latkowie uprawiają seks, ale polityka to nie seks. Zaś Palikot proponuje coraz mniej seksowną polityką. Niedojrzałą.

Można ją nazwać pedofilią polityczną. A za to powinna być jedna kara ("konieczne jest..."): opuszczenie sfery publicznej na zawsze. Dożywocie.

sobota, 16 marca 2013

Konkurent o. Rydzyka



Coraz bardziej się utwierdzam, że żyjemy w chorym kraju. Duchowny, który w rozumie nie ma nawet dwóch puzzli, a do takich zaliczam o. Tadeusza Rydzyka (fatalnie władający językiem polskim), wiele może. Nawet szantażować władze polskie, premiera rządu nazywać niePolakiem, skrzykiwać swoje ofiary do marszów w "obronie TV Trwam" - i pozostawać na wolności. Winien wg wszelkich prawideł demokracji zgnić w kazamatach.

Może jednak nie jest tak źle, bo jeszcze niektórzy potrafią podnieść rękawicę przeciw takiemu szantażyście, uzurpatorowi, jak o. Rydzyk. A jest nim Adam Fularz.

Chciałem napisać, że go znam. Ale chyba nie znam. Pisaliśmy w tym samym piśmie przez wiele lat ("Puls. Pismo obywatelskie"), ale zdaje się nie poznaliśmy. W każdym razie znaliśmy swoje teksty opisujące kondycję społeczną kraju.

I proszę! Czytam: Fularz staje do konkurencji koncesji na multipleksie cyfrowym z TV Trwam. Dla "osiedlowców, dredów, reggaemanów" – tak w mediach przedstawia się grupę docelową, do której ma trafić program Fularza. Konkurent o. Rydzyka chce stworzyć telewizję przede wszystkim "duchową" i na poziomie. Czy taka telewizja ma szansę przetrwać? "Rastaman", jak nazwały go media, przekonuje, że tak.

Qurczę, Adam, wierzę w ciebie!

Kopiuje rozmowę z nim, jaką przeprowadził portal naTemat.pl:

Jak się pan czuje w roli konkurenta ojca Rydzyka?
Adam Fularz: Nie wywodzę się ze środowisk, dla których konkurencja jest najważniejsza w życiu. Nie chcę być postrzegany jako konkurent, bo nie czuję, abym próbował coś komuś zabrać. Po prostu robię i chcę nadal robić media. Był konkurs, zgłosiłem swój wniosek – tyle.
A nie boi się pan gniewu ojca Rydzyka? Bądź co bądź, jest pan jego konkurentem, czy pan chce, czy nie.
Dlaczego miałbym się bać? Jeśli otrzymałbym miejsce na multipleksie, a treści produkowane przez Fundację "Lux Veritatis" byłyby wysokiej jakości, nie miałbym problemów z tym, aby umieścić je w naszej ramówce. 
Skąd pomysł na tworzenie telewizji?
Początkowo zajmowałem się tym hobbystycznie i stworzyłem telewizję internetową z muzyką operową, klasyczną. Później stworzyłem telewizję społecznościową, w której każdy mógł umieścić swoje filmy i muzykę w klimacie społeczno-duchowym.
To znaczy?
Dokładniej społeczno - religijno - duchowym. Takiej muzyki jest w Polsce naprawdę dużo, ale nie przebija się ona do mediów. Kładę duży nacisk na duchowość, która jest częścią kultury i chcemy, aby w naszych mediach to się pojawiało. 
I to ma szanse się udać?
Moja spółka też ma zadłużenie, podobnie jak Fundacja ojca Rydzyka. Tyle tylko, że jest 2200 razy mniejsze. Wejście na multipleks to dla mnie lepszy punkt startu jako dla przedsiębiorcy. Ciężko jest wystartować i poprowadzić media, bazując jedynie na kapitale własnym, pomimo że jestem nauczony całkowitej samodzielności. Zawsze chciałem dojść do wszystkiego własnymi siłami, bo tak mnie wychowano. Zresztą do tej pory właśnie na tej zasadzie budowałem swoje dotychczasowe media. Teraz jest okazja, aby wystartować na szerszą skalę, ale koszty są znacznie większe. 
I miejsce na multipleksie wystarczy, aby taka telewizja się przyjęła i co najważniejsze, utrzymała? Rynek telewizji o tematyce religijnej jest trudny.

Zgadza się, to trudny rynek. Wystarczy spojrzeć, ile problemów mają kanały społeczno-religijne, jak choćby Religia.tv, czy Boska TV. Uważam jednak, że jest to możliwe i policzyłem już wszystko – mam gotowy biznes plan. Naprawdę jest miejsce dla intelektualnej rozrywki i to może być ciekawy rynek. Mam już pewne doświadczenie w robieniu telewizji w internecie, a teraz chcę zająć się robieniem telewizji w sposób bardziej profesjonalny i skomercjalizowany.
Dla kogo ma być pańska telewizja?
Dla artystów, osób ze świecznika opinii publicznej, muzyków, osób nieco młodszych, które działają w różnych organizacjach społeczeństwa obywatelskiego. Media, które tworzę, są skierowane do koneserów, nie będzie to medium mainstreamowe. Media niszowe mogą być skierowane do osób lepiej wykształconych, otwartych na świat i poszukujących nowych rzeczy. 
Dla "osiedlowców, dredów, reggaemanów", jak to opisał jeden z portali?
Gdy zakładałem telewizję internetową, można uznać, że była to w pewnym sensie telewizja dla rastamanów, teraz ma być to stacja ogólna, kierowana do wszystkich grup wyznaniowych. Dysponuję wynikami oglądalności stacji Religia.tv i wiem, jakie treści spotykały się z zainteresowaniem widzów. Oczywiście Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji do pewnego stopnia narzuca treści, które muszą się znajdować w nowym kanale, i ja te warunki wypełnię, choć będę musiał do nich dokładać. 
Co cieszy się oglądalnością w kanale o takiej tematyce?
Największą oglądalność w mediach ojca Rydzyka ma Apel Jasnogórski. Ja będę chciał pokazywać programy dla wszystkich grup wyznaniowych w Polsce. Ludzie wolą egzotykę, niż to, co mają wokół siebie. 
Ekumenizm 2.0?

Nie wiem, czy dobre słowo, bo ono jest bardzo zbiurokratyzowane. Aby przyciągnąć młodych ludzi, będę musiał mieć ciekawą ofertę. Myślę o modelu telewizji społecznościowej, gdzie widz będzie interaktywny, również za pomocą Facebooka. Ta stacja będzie opierała się na widzach, tak jak moje dotychczasowe projekty, które były telewizją 2.0, bo tworzyli ją widzowie. 
Mówi pan, że chce tworzyć telewizję dla wszystkich, że nie chce pan się szufladkować pod hasłem danej religii czy nurtu. A kim pan jest?
Zaraz po studiach uczyłem studentów statystyki matematycznej i inżynierskiej. Byłem dość luźną osoba, spotykałem się ze studentami na imprezach. Pokazywali na mnie palcem i mówili: "To mój ćwiczeniowiec". Interesuję się głównie ekonomią. Ktoś mnie kiedyś opisał jako alterglobalistę, choć jest pewien chaos w tym wszystkim. Swoją pracę dyplomową pisałem z zakresu rynkowej ekonomii społecznej. Sądzę że to dość mainstreamowy kierunek polityki gospodarczej, na tyle że uznano go za właściwy kierunek polityki gospodarczej w konstytucjach wielu krajów, także Polski. Szkoda, że jest to dość martwy zapis
Walczy pan z wizerunkiem rastamana?
Nie porzucam swoich korzeni. Wychowałem się w takim środowisku, a nie innym. Jednak na co dzień spotykam się z różnymi dogmatami i jestem na nie otwarty. W podobny sposób staram się tworzyć media i zamierzam to robić dalej. 
Dlaczego pan powinien otrzymać miejsce na multipleksie, a nie ojciec Rydzyk? Mówiąc wprost, w czym będzie lepsza pana telewizja?
Nie chciałbym, aby to tak wyglądało, że konkurenci się wzajemnie oczerniają. Nie mi jest oceniać. Ojciec Rydzyk jest osobą z konkretnego wyznania i ma już sporą wiedzę o rynku medialnym. On utrzymuje stację z datków, ja też chciałbym móc. Chcę stworzyć telewizję, w której będą treści wysokiej jakości i według moich wyliczeń, jest to wykonalne. 
Zapowiada pan programy "Żydo-Taoisto-Hinduso-Tolteko-Buddyjskie". Co kryje się pod tą nazwą?

Jest taki artysta Philip Glass, który stworzył trylogię Qatsi. Są to filmy bez słów, jedynie tytuł, muzyka i obrazy. To jest kino bez wątpienia duchowe, a zarazem społeczno-religijne. "Właśnie Glass opisuje siebie jako "Żydo-Taoisto-Hinduso-Tolteko-Buddystę". To twórcy tworzący współczesne kino i dobrą jakość, które zamierzam puszczać w swojej telewizji.