wtorek, 30 kwietnia 2013

Hiena Roku dla Skowrońskiego, albo Radia Wnet



Krzysztof Skowroński rzucił wszystkie siły intelektualne w ortografię, aby na stronie internetowej Radia Wnet przerobić logo "Gazety Wyborczej" (słowo "gazeta" przerobione na "g...no") i Trójki ("trujka"). I napis: "Ożeł morze. Polaku, niebońć ponury. Zgul wonsy! Łep do gury!".

Skowroński wie, że nie dosięgnie talentu Tomasza Lisa, moce niebieski nie były dla niego łaskawe, jak dla szefa "Newsweeka", więc przynajmniej może wystartować w konkurencji, która jest w jego zasięgu, Hieny Roku przyznawanej przez SDP.

Tym bardziej, że jest prezesem stowarzyszenia. A że po "osobistej znajomości" - cóż - taki układ. Ba, bywają nagrody, które słusznie się należą i niewielu będzie wytykać, że on, albo Radio Wnet, wreszcie w czymś zatriumfują.

Gorzej z uzasadnieniem. Trochę się wysilę i pomogę. Ten nieortograficzny język polski, pogrzebany język i emocje, zatem żałobne, a co za tym idzie: żałobny patriotyzm (bo uczucie wspólnotowe winny być radosne) może nazwać  pomrocznością patriotyczną, emocjonalną. Krótko pisząc: antypatriotyzmem.

Orzeł może, a Skowroński na wiosnę wzbija się na wysokość, na jaką pozwalają mu moce niebieskie. Magda Jethon - szefowa Trójki - utrzymuje - że to poziom kloaczny. Odpowiedni dla Hieny Roku!

Jednego nie wiem. Czy Hiena Roku to nagroda zbiorowa, czy "osobista". Bo może być indywidualna dla Skowrońskiego i zbiorowa dla zespołu Radia Wnet. Tak twórczo potraktować język polski, iż jako czytelnik Witkacego i Białoszewskiego, jestem pełen uznania dla powyższej lingwistyki.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Gowin odwołany, narracja Tuska zwyciężyła



To, co teraz musiało się stać, a poprzednio nie mogło: Jarosław Gowin został odwołany. Nie jest na tyle silny, aby dyktować warunki w rządzie, ani tworzyć nowy byt na prawicy, jak niektórzy w zapale podziałów widzieliby. Gowin nie wyjdzie z PO, choć umizgi w jego kierunku były robione - i będą. Najświeższy to Przemysław Wipler, który w rozmowie z portalem wPolityce wyznał, że PiS skręca na lewo. Takich rzeczy nie mówi się bezkarnie, coś na ten temat wiedzą politycy z PJN. Wipler mówił to za przyzwoleniem prezesa Jarosława Kaczyńskiego.

Sprawiedliwość została w konserwatywnych rękach. Marka Biernackiego ma za to Donald Tusk w domu, polityk jest prawnikiem z doświadczeniem rządowym i pochodzi z tego samego miasta, co premier. Na Wybrzeżu jest wiele nie załatwionych spraw resortowych, będzie je zamiatał Biernacki.

Prawe skrzydło się wzbogaciło, gdyż Galicja (Kraków) jeszcze coś otrzyma. Czy to będzie sport, niedługo się przekonamy. Tusk buduje swoją pozycją przed wyborami na przewodniczącego PO. Wytrąca atuty Schetynie i Gowinowi na prawym skrzydle.

Po to są robione te zmiany, aby nic się nie zmieniło. Konserwatyzm rządzi w przestrzeni publicznej, a Tusk, aby rządzić, musi tym konserwatyzmem manipulować. Dymisja Gowina to początek kolejnego rozdziału dyktowanego przez Tuska, bo kolejne roszady będą.

A co powie koalicjant? Zdaje się, że Janusz Piechociński jest spacyfikowany, niektórzy jego ludzie będą się podniecali dymisją Gowina, PSL gra jak zwykle na dwie ręce, instrument jednak w ich posiadaniu jest zdezelowany, wydaje dużo niewłaściwych dźwięków.

Tę rundę (rozdział) wygrał Tusk. Zaszła zmiana, aby nic się nie zmieniło. Taka jest narracja Tuska od 2007 roku.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Piotr Tymochowicz powinien pobierać nauki u Macierewicza




Jestem zdziwiony, że Piotr Tymochowicz jeszcze nie współpracuje z PiS. Pewnie dlatego, że partia Jarosława Kaczyńskiego nie ma tak mało punktów procentowych, jak SLD, w którym to spec od PR wykuwa talenty. Przede wszystkim jednak, iż PiS ma Antoniego Macierewicza, a jemu Tymochowicz nie dorasta do pięt.

Tymczasem Tymochowicz wypowiedział wojnę "Gazecie Wyborczej", bo opisała jego praktyki kreacji politycznej. Ale to nie jedyna jego wojna, bo Tymochowicz gra na kilku fortepianach, czyt. frontach, jest w zatargu sądowym także z Googlami (w każdym razie tak zapowiadał).

Wpisujesz hasło Tymochowicz pojawiają się linki do stron, gdzie ta postać opisywana jest jako upostaciowienie cynizmu, hochsztaplerstwa, manipulacji. Wpisujesz jednak te ostatnie pejoratywne rzeczowniki, natrafiasz na nazwisko Tymochowicza.

Tymochowicz na swój temat uprawia czarny PR, inni to odnotowują, a wyszukiwarki internetowe nie mają uczuć, zło jest złem. Tak jak opisywany jest Tymochowicz, tak linkuje jego postać świat internetu. Internet nie kreuje, a odwzorowuje.

Jego nazwisko w jakiejkolwiek wyszukiwarce znajduje link do materiału opisującego go źle, fatalnie i jeszcze gorzej. Internet nie zna parytetu moralnego. Nie jest tak, że jeden materiał wskazuje na Tymochowicza jako upostaciowienie zła, a drugi opisuje go jako chodzące dobro.

Tymochowicz taki stworzył swój wizerunek złego, jako manipulatora, hochsztaplera, cynika. A jakim jest w rzeczywistości? A co mnie to obchodzi.

Na razie dorabia w "Kuźni liderów" SLD. Macierewiczowi jednak nie dorasta do pięt. Aby wyszukiwarki znajdowały ciekawsze linki do jego nazwiska, Tymochowicz powinien pobrać nauki u posła PiS, który gra w ekstraklasie. Tymochowicz to trampkarz.

sobota, 27 kwietnia 2013

Naukowcy polityczni przyznali medal Macierewiczowi



Akademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu jest ciałem składającym się z naukowców, ale stricte politycznym. AKO przyznało po raz drugi medal Przemysła II, który otrzymał Antoni Macierewicz, lecz nie za zasługi wniesione w kreowanie mitu smoleńskiego (czyt. zamachu, spisku i związanymi z tym aplikacjami wybuchowymi). O, nie! Posła PiS wyróżniono - słowa przewodniczącego AKO prof. Stanisława Mikołajczaka - "za działalność całego życia, która służy upowszechnianiu nowoczesnego polskiego patriotyzmu, walkę o odzyskanie przez Polskę niepodległości i walkę z komunizmem".

Naukowcom nie wystarczają zatem instytucje państwowe, które wyróżniają patriotów, sami wzięli się za medalową robotę, acz cedując kto zasłużył na nagrodę w ręce kapituły, a tę tworzą takie m.in. politycznie postaci: Jarosław Marek Rymkiewicz, Wojciech Kilar, prof. Andrzej Nowak, Janusz Śniadek i Ernest Bryll oraz laureat poprzedniej edycji medalu Jarosław Kaczyński.

Nauka do tego stopnia się spolityzowała, że planowany tajniacko przez AKO wykład laureata medalu w siedzibie PAN musiał odwołać dyrektor tejże prof. Marek Figlerowicz, a mimo to Macierewicz wystąpienie laureata w całości poświęcił ostatnim "osiągnięciom" swojego zespołu i politycznemu apelowi w sprawie debaty jego "ekspertów" z ekspertami reprezentującymi rząd.

Debata nie może odbywać się za zamkniętymi, nie może "stać się przedmiotem politycznego kompromisu". O, nie! "Niech to nie będzie Magdalenka, bo Magdalenki w sprawie Smoleńska, póki ja żyję, nie będzie" - zagrzmiał Macierewicz i zaproponował dla tej nie-Magdalenki Poznań, "a najlepiej w AKO".

Naukowcy zrzeszeni w AKO spolityzowali naukę, a poprzez to podważyli instytucje państwa polskiego, bo "osiągnięcia życia" Macierewicza to teorie zamachowe w sprawie katastrofy smoleńskiej, które nijak się mają do ustaleń rzeczywistych ekspertów i naukowców komisji rządowej.

Macierewicz w trakcie debaty raportowi komisji rządowej może przeciwstawić swoją książeczkę propagandową na temat zamachu w Smoleńsku, które jest oparta na przypuszczeniach jego ekspertów bez podania źródeł wiedzy. Nie chodzi wszak o debatę naukową, ale o snucie teorii zamachowych, które ogłupiają część wyborców. Do grona ogłupiaczy dołączają naukowcy. Przynoszą nauce i nauczaniu akademickiemu piętno hańby.

piątek, 26 kwietnia 2013

Parciana IV RP zarażała i nie wyleczono z niej



W państwie prawa i względnej sprawiedliwości Beata Sawicka musiała zostać uniewinniona. Nie można w sferę intymną, sferę uczuć, wchodzić z butami, bo wówczas uczucia korumpują. To nawet nie są podstawy psychologii, to są podstawy, jak być przyzwoitym. Nie można namawiać do zła, bo to jest złem samo w sobie.

Oczywistym dla mnie było, że adwokat Sawickiej zacierał ręce. Jej sprawa była łatwa do obrony, trudniejsza dla społeczeństwa. Dla części społeczeństwa i polityków, którzy szczuli bezwolny tłum do linczu.

IV RP była krótkotrwałą parcianą republiką, w której metody skupiały się na podburzaniu jednych na drugich, w której przeciwnika nachodziło się o szóstej nad ranem, w której areszty służyły do wydobywania potrzebnych zeznań aż do skruszenia, w której tłum dostawał nóż emocji do zębów i ujadał - z czasem stałoby się tak, aż by zagryzł.

Pokłosie IV RP ciągle jest obecne. W propagowaniu chorego patriotyzmu, jeszcze raz włażeniu w sferę intymną, sferę uczuć, prywatną i egzaminowaniu jej, czy jesteś dobrym Polakiem. Wydawaniu wyroków przed orzeczeniem sędziów, dzisiaj zrobił to prezes PiS w sprawie korupcji marszałka województwa podkarpackiego Mirosława Karapyty.

Jednak Sawicka nie była Bonnie, a tym bardziej agent Tomek Clyde'm. Ona zdradziła (jeżeli do takiego czynu doszło w alkowie) męża, on okazał się eunuchem. I takim okazuje się w Sejmie, gdzie za swoje braki został partyjnie nagrodzony. Miał jednak mocodawców w postaci szefa CBA i głównego inicjatora IV RP, Jarosława Kaczyńskiego.

To oni powinni być oddani pod sąd - kłania się sprawa Barbary Blidy - bo nie radzą sobie z osądem moralnym siebie. A może dlatego pozostają w polityce, bo jest ona dla nich formą ucieczki od odpowiedzialności, od pozostawania w zgodzie ze sobą. Ucieczki w jazgot polityki, w której zagłusza się wartości prymarne, moralne. Zło zaraża, tak jak w IV RP agent Tomek zaraził nim Sawicką. Ta zaraza nie została zaleczona żadnym antybiotykiem, jest w stanie uśpienia.

czwartek, 25 kwietnia 2013

O. Rydzyk i Sakiewicz: który zbójem, a który złodziejem




"Nieludzkie" i "niekatolickie" zarzucił o. Tadeusz Rydzyk Tomaszowi Sakiewiczowi. Jeszcze gorszy zarzut redemptorysty jest w stronę "Gazety Polskiej", która stoi po stronie prawdy: "nie wolno głosić nieprawdy cały czas i trwać w nieprawdzie, bo przez to źle kształtujemy siebie i ludzi. Na kłamstwie nie można niczego zbudować".

Nie dotyczy to Smoleńska, bo to i owo zbudowano. Akurat w tym o. Rydzyk miałby rację.

Dotyczy to abp Stanisława Wielgusa. A dlaczego ta stara sprawa została odgrzana? Ano, bo czymś trzeba walnąć w przeciwnika, który się szwenda po tym samym segmencie rynku mediów. Na razie jest to rynek prasowy, dojdzie intratniejszy, TV Trwam zetrze się z TV Republika. Wówczas będzie "nieludzkie" i "niekatolickie".

O. Rydzyk przywalił, więc Sakiewicz nie pozostał dłużny i walnął "znakiem pokoju". Jak to się ma do wykładni, którą ostatnio zaprezentował papież Franciszek: "zbóje i złodzieje"?

Nie wiem, który z nich jest zbójem, a który złodziejem. Na razie się okładają po głowach. Gdy opadnie kurz bitewny, można będzie wskazać dokładniej.

środa, 24 kwietnia 2013

Jelenie z tytułami naukowymi na rykowisku Macierewicza





Poznań lekką ręką pozbywa się wiedzy smoleńskiej Antoniego Macierewicza, bowiem dyrektor miejscowego PAN prof. Marek Figlerowicz odwołał wykład posła PiS. A zapowiadało się tak atrakcyjnie, w komunikacie na stronie internetowej wszak napisano: "laureat wygłosi wykład o najnowszych ustaleniach kierowanego przez siebie Zespołu Parlamentarnego ds. Badania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r. (wstęp wolny)".

Planowałem skorzystać z tego "wstępu wolnego", a nuż usłyszę najnowsze rewelacje zrodzone między fałdami szarych komórek Sherlocka Holmesa od Smoleńska, np. coś zdecydowanie błyskotliwszego od trzech osób, które przeżyły lotniczą hekatombę.

Ale i tak Macierewicz dostaje swoje kolejne pięć minut chwały, dostanie medal Przemysła II - jak to określił miejscowy historyk z UAM prof. Tomasz Jasiński - za: "Należy mu się to".

"To" znaczy medal Przemysła II. Jeszcze ciekawsza jest wykładnia prof. Jasińskiego za co "należy". Otóż brzmi ona: "Za zasługi przy podtrzymywaniu dyskusji na temat... Może inaczej. Nie zgadzamy się na raport MAK-u ani na raport komisji Millera. One nie spełniają podstawowych standardów. Podzielam tu opinię pana Macierewicza. Chylę czoła przed panem posłem, że potrafi sprostać tej całej nawałnicy".

Trudno powiedzieć za co ten medal Przemysła II. Czy za "podtrzymywanie dyskusji"? Czy za "podstawowe standardy"? Czy za "podzielanie tu opinii" (tu - w Poznaniu)? Czy za "nawałnicę"?

W każdym razie Akademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego wręczy po raz drugi medal Przemysła II, a dostanie go ten, który nie będzie miał z tej okazji wykładu, ale jakieś podziękowania przecież wygłosi. I na to liczę.

Czy ktoś pamięta, kto dostał pierwszy medal Przemysła II? Zgadliście! Tak jest!  Jarosław Kaczyński! Wszak medal przyznaje klub imienia jego brata Lecha.

Bardzo niesprawiedliwie ocenił niedoszłe występy wykładowe Macierewicza socjolog prof. Krzysztof Podemski: - To legitymizowanie przez środowisko naukowe bzdury, która zatruwa życie publiczne już trzeci rok. To tak, jakby Doda miała wystąpić w katedrze albo jakby powiesić jelenia na rykowisku w Galerii Narodowej.

Macierewicz nie jest żadną Dodą, ani nawet jeleniem, może z innych robi jeleni, a więc byłby - logicznie rzecz ujmując - myśliwym. Podtrzymuję swoją metaforę: Macierewicz jest Sherlockiem Holmesem od Smoleńska.

I tak pójdę na wręczenie medalu Przemysła II, aby zobaczyć jeleni na rykowisku z tytułami naukowymi.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Ekspiacja Migalskiego



Marek Migalski wkurzył się na Salon24, zapowiedział odejście z platformy. Głównym powodem jest "chamstwo i wulgarność", uprawiana przez "pałkarzy partii politycznych", a także utrata wiary w debatę z internautami. Wystukuje na na klawiaturze: "Przestałem wierzyć w ideę bloga".

Migalski utracił wiarę w internet, lecz jaki ma sens otwieranie własnej domeny. Będzie na niej zamieszczał wszakże wpisy, ale bez możliwości komentowania. Polityk PJN zraził się do masowości internetu, która spowodowała, iż "blogi zdechły pod własnym ciężarem. Zadusiły się swoją powszechnością. Zadławiły demokratycznością". Internet został "zalany najgorszym syfem".

Migalski nie odchodzi z polityki, wszak musi dokończyć mandat w PE, odchodzi z platformy blogowej, która ma jednoznaczne konotacje polityczne. Stał się na niej ciałem obcym, ale nie był takim, gdy pozostawał w PiS. Migalski wystukuje, że ma do czynienia z pałkarzami. Otóż są to internauci, którzy wystukują swoje emocje, niekoniecznie współbrzmiące z politykiem, który nie jest w PiS.

Dlaczego jednak Migalski zapowiada wystukiwanie swoich politycznych myśli i emocji także w internecie? Dlaczego Migalski nie wystukuje, że będzie pisał o polityce. Przeciwstawiam te czynności, bo nie jestem szczególnym czytaczem blogów, wystukiwanie i pisanie - to dwie zupełnie inne czynności.

Większość polityków wystukuje swoje blogi, bardzo nieliczni piszą. To samo dotyczy internautów. Polityka niekoniecznie musi kojarzyć się z przyjemnością czytania, lecz dobra polityka jest przyjemnością czytania.

Internet nie wprowadził niczego nowego w tej sferze. Wprowadził większą demokrację w rubryce" "Listy do redakcji", bo tym są blogi polityczne. Akurat Salon24 modyfikuje te pojęcie, są to "Listy do reakcji". Taki przyjął model za sprawą właścicieli.

Póki polityka nie będzie przyjemnością czytania, czyli przyjemnością dla rozumu, dla wiedzy, dla prowadzenia debaty, dopóty będziemy mieli do czynienia z takimi wyborami, jak Migalskiego. Ucieczką od nieswoich. A to nie będzie wystukiwanie o polityce, tym bardziej pisanie, będzie to ledwie ekspiacja. Niebyt na agorze.

sobota, 20 kwietnia 2013

Smoleński test Kleibera



Prezes PAN prof. Michał Kleiber godzi się zostać mediatorem (wywiad z prezesem PAN) miedzy ekspertami rządowej komisji Jerzego Millera a "ekspertami" Antoniego Macierewicza. Warunek: nie ma mediów. Sporządzany jest protokół zbieżności i rozbieżności.
 
Potem byłoby nad czym pracować, wreszcie dojść do wspólnego stanowiska.
 
Co na to PiS? Oczywiście, nie godzi się, bo nie byłoby widowiska medialnego, Macierewicz nie mógłby wykrzykiwać" spisek, wybuchy.
 
Kleiber był społecznym doradcą Lecha Kaczyńskiego, jego wiarygodność dla PiS winna być gwarantem. Rok temu już proponował, aby katastrofą smoleńską zajęli się międzynarodowi eksperci. Acz miał na myśli sporządzenie symulacji ostatnich chwil lotu, to jednak dało powód dla PiS, aby wykrzykiwać, że ludzie nauki nie są usatysfakcjonowani raportem Millera.
 
PiS nie odda Smoleńska, to jedyna skuteczna politycznie broń. "Eksperci" Macierewicza nikomu nie pokazali swoich badań: ani prokuraturze, ani komisji Millera ani innym naukowcom (np. publikując je w czasopismach naukowych). Nie pokażą też teraz.
 
Propozycję Kleiber (test) obleją w świetle rozumu, ale nie w oczach elektoratu ciemnego ludu.

piątek, 19 kwietnia 2013

Wymuszona rekonstrukcja rządu, Budzanowski do jamalskiego piachu




A jednak Donald Tusk rekonstruuje rząd i to nie czekając na swoje terminy, bo to miało stać się latem. Tusk ubiega sam siebie, acz nie mamy do czynienia z sytuacją Tusk kontra Tusk, ale o bardziej skomplikowaną grą.

Tę grę podjęli Rosjanie za pomocą swojej spółki państwowej Gazpromu. Ta gra nie jest jeszcze skończona.

Zdymisjonowany minister skarbu państwa Mikołaj Budzanowski nie miał wiedzy o memorandum podpisanym przez Gazprom z polską spółką państwową PGNiG na budowę drugiej nitki gazociągu Jamal2.

Włóżmy sobie ten brak wiedzy Budzanowskiego miedzy bajki. Zarząd PGNiG siedzi w jego gabinecie codziennie, minister dał się ograć swoim, którzy potrafili go przekonać, a z kolei zarządzający polską spółką państwową są uwikłani w europejskie interesy Rosjan. Gazprom gra karta gazową wobec całej Europy, nie tylko wobec nas i Ukrainy. Budzanowski dał plamę. Na ile niebezinteresownie, to się okaże.

Tusk przy okazji Budzanowskiego ma możliwość dalszych dymisji w rządzie, aby uczynić go sprawniejszym. Nie czekać do lata, bo może tak się stać, że lato nie zaczeka na niego. Pole manewrów politycznych dramatycznie ostatnio się kurczy, zarówno napiera lewica i prawica. W którymś momencie Tusk może pęknąć.

Co do memorandum PNGiG z Gazpromem, nie tylko wiedzę powinien posiadać minister skarbu, ale także minister gospodarki Janusz Piechociński. Na ile on jest uwikłany w aferę gazową? To jest pierwszorzędne pytanie.

Z kolei Rosjanie nie poprzestaną na zerwaniu memorandum, publiczność nie zna jego treści. Uruchomione mogą zostać środki formalno-prawne, włącznie z arbitrażami międzynarodowymi. Tak odpowiedzialne ministerstwo winno być we władaniu fachowca, a nie aparatczyka, który zrobił dziwnie szybką karierę w administracji rządowej.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Wawel jako gułag



Rafał Rogalski sobie folguje, gdy nie musi uzasadniać helu, albo podobnego zaczadzenia smoleńskiego.  Rogalski, były pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego w śledztwie dotyczącym katastrofy smoleńskiej, kpił w "Faktach" TVN ze słów Antoniego Macierewicza, który przekonywał, że trzy osoby mogły przeżyć katastrofę smoleńską. - To co są w gułagu? Zabili ich? Powinni go zbadać specjaliści.

Pomijając tych specjalistów, których mrowie w sejmowym zespole Macierewicza, inne pytanie należy sobie zadać:

- A może?

A może z tym gułagiem jest coś na rzeczy. Jarosław Kaczyński był na Wawelu w 3. rocznicę pochówku brata, wszak w mieście królewskim powiedział: - Mamy potrzebę prawdy, w wielu sprawach - ale szczególnie potrzebę prawdy o tym, co wydarzyło się trzy lata temu. Prawda o prezydencie Lechu Kaczyńskim jest częścią prawdy o Polsce.

Wnioskuję z tego, że gułagiem jest Wawel. Leżeć obok Michała Korybuta Wiśniowieckiego to gułag historyczny. Król nieudaczny, a prezydent takim, jakim go pamiętamy. Pamiętacie? Ja pamiętam. Przed katastrofą smoleńską nazwałem go kilkakrotnie prezydentem-katastrofą.

Wawel to gułag. Niektórzy sami się wystawiają na wieczne potępienie. Czyż to nie przewrotne?

Jaruzelski miał palnąć sobie w łeb



Nie za bardzo wierzę Monice Jaruzelskiej, która w książce "Towarzyszka Panienka" (właśnie ukazała się nakładem Czerwone i Czarne) pisze, iż jej ojciec był w stanie dokonać radykalnego egzystencjalnego rozstrzygnięcia.

Nie wierzę, nie mam podstaw. Jej opowieść mimo wszystko jest z drugiej ręki emocji i pośredniczą świadkowie epoki, którzy mityzowali siebie i rzeczywistość polityczną.

- W ogóle dość rzadko się widywałam z ojcem, a wtedy [po wprowadzeniu stanu wojennego] nawet nie wracał do domu na noc. Po latach dowiedziałam się od Mietka Rakowskiego, którego bardzo lubiłam, że ojciec wówczas wezwał go do siebie i powiedział, że jak wejdą Rosjanie, palnie sobie w łeb - wspomina Monika Jaruzelska.

Ładnie to brzmi. To, co się nie stało, jest realnością równoległą. Konieczność dziejowa - za Heglem - jest jedynym polem do interpretacji. Reszta jest gdybaniem.

środa, 17 kwietnia 2013

Gowina lot nad kukułczym gniazdem




Minister Jarosław Gowin ma konserwatywnego doła. Chce szczególnie groźnych przestępców po odbyciu kary izolować w specjalnych ośrodkach pod nadzorem psychiatrycznym.

Ministrowi nie służy odcinek sprawiedliwości, gdyż kreacja, jaką się wykazuje nie ma nic wspólnego z prawem, ani tym bardziej ze sprawiedliwością. Okazuje się, że ta funkcja w rządzie jest szczególnie wrażliwa i odbiera większości rozum. Albo zostają na niej osadzani ci, którzy takim przymiotem niekoniecznie muszą świecić.

Jakoś tak się toczy od rządów Jerzego Buzka, potem wystąpił srogi Zbigniew Ziobro, Andrzej Bobola Czuma też nie miał najlepszej passy, a obecnie mamy do czynienia z Gowinem.

Napisałem, że konserwatysta. Oczywiście, że nie. To populista. Konserwatyzm nie ma wiele wspólnego z Kościołem, bo Gowin winien wykazywać miłość do wszelakich Barabaszów i pomóc im wyciągnąć zardzewiały gwóźdź z krzyża egzystencji. Gowin chętnie by jeszcze jeden wbił, a nawet zanurzył włócznię w boku Barabaszów.

Podeprę się "recenzją" zamiarów "konserwatysty" Gowina, którą zrobiła prof. Monika Płatek: - To chory, populistyczny pomysł. Nie możemy robić cyrku z wymiaru sprawiedliwości.

Należy wziąć pod uwagę wartości Gowina, bo minister mógł mieć siebie na myśli, aby pozostawać pod opieką nadzoru psychiatrycznego. Taki może być dół konserwatywny Gowina: Barabaszu, zbrodnię i karę odbębniłeś, ja poczęty z dziewictwa wartości mych, jak Randle Patrick McMurphy poddam się elektrowstrząsom w ramach empatii.

Proponuję, aby siostrą Ratched nie została profesor Płatek.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Pacjent Macierewicz aż w Brukseli




Antoni Macierewicz pojechał do Brukseli, aby Europie poskarżyć się, że Moskwa chce nas sądzić. Sądzić mnie, moją byłą żonę, moje dorosłe dzieci, dla których Macierewicz jest pośmiewiskiem, chce sądzić Donalda Tuska i jego samego, Antoniego Macierewicza. Retoryka posła PiS zawsze była parciana, ale aż taka - nie wiedziałem. Musiałem tej wiedzy dostąpić z forum brukselskiego.

Z zawodu polityka Macierewicz wybrał skromną działkę smoleńską. A nawet jeszcze skromniej: brzozę. Nie jestem dendrologiem, kimś zupełnie innym. Macierewicz pod brzozą serwuje nam zamierzchłą postać Filona. Jego wybranką nie jest jednak Laura, ale Polska. My...

Były adwokat Jarosława Kaczyńskiego Rafał Rogalski nazwał to krótko: Tworki. Moje pytanie jest: dlaczego tak daleko służbie zdrowia urwał się pacjent Macierewicz. Kamery telewizyjne widziały go w Brukseli. Nikt nie miał przy sobie kaftana, albo przynajmniej telefonu komórkowego?

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Podwójna smoleńska "zbrodnia niesłychana"




Boję się myśleć, jakie cele stoją za najnowszym smoleńskim pomysłem, iż trzy osoby uratowały się z katastrofy smoleńskiej. Czyżby Smoleńsk wypalał się w ludzie smoleńskim? Czy ma w tym wypadku zastosowanie "błoto ruskie"?

Jeżeli wierzyć "Rzeczpospolitej", w PiS jest całkiem pokaźna liczba posłów (kilkudziesięciu), którzy odrzucają zamach jako przyczynę katastrofy smoleńskiej. Nie należy jednak do nich prezes Jarosław Kaczyński, który na konferencji w Rybniku (poniedziałek, 25.04) bezpośrednio poparł Macierewicza: - W tej chwili nie przypominam sobie tych nazwisk, ale z całą pewnością w materiałach śledztwa tego rodzaju zeznanie jest i nie są to zeznania jednej osoby, tylko kilku.

Jeszcze silniejszy jest osobisty przekaz: - Pamiętam, jak mnie przekonywano jeszcze z rana 10 kwietnia, że być może mój brat przeżył, bo przecież trzy osoby przeżyły. Doskonale to pamiętam. To były informacje zdaje się z polskiego MSZ, więc nie bardzo rozumiem, dlaczego wokół tego robi się w tej chwili tyle szumu.

Dlaczego ten wątek został dopiero teraz podjęty? Trzy lata po katastrofie. Kaczyński sprzedaje swój ból po stracie brata, jako wartość polityczną. Miał nadzieję, że jego brat przeżył. Taka wiara w cud w chwili katastrofy każdemu przyświeca, ale ta zaprzeszła wiara formułowana jest trzy lata po zdarzeniu.

Nazwiska informatorów mu wypadły z głowy, ale kiedyś je znał. Zauważmy, jaki jest w tym wypadku przekaz o "zbrodni niesłychanej". Nie dość, że był zamach. To tych, którzy przeżyli potraktowano jeszcze jedną zbrodnią.

Właśnie o to się boję. Bo logicznie winno teraz nastąpić: zamach przeżyły trzy osoby, więc zamachowcy ich się pozbyli, zamordowali. To jakby podwójna zbrodnia.

To niemal dowód, że do zamachu doszło. Zbrodniarze dobili trzy osoby, które mogłyby być żyjącymi świadkami tej "zbrodni niesłychanej". Czy w tym kierunku podąży najświeższy pomysł smoleński?

niedziela, 14 kwietnia 2013

Lecha Kaczyńskiego biografia



Za miesiąc będziemy się emocjonować biografią polityczną Lecha Kaczyńskiego, gdy wreszcie ujrzy światło druku. Rzecz powstała pod "naukowym" kierunkiem Sławomira Cenckiewicza, skądinąd naukowca, który dał się poznać publikacją o Lechu Wałęsie. Cenckiewicz odkrył, iż pierwszy szef "S",  będąc dzieckiem sikał do chrzcielnicy.

Publikację naukową poprzedza broszura, która zachwala dzieło, iż to pierwsze takie ambitne przedsięwzięcie, "od tej pory plotki i domysły na temat różnych aspektów biografii Lecha Kaczyńskiego powinny ustąpić sprawdzonej wiedzy naukowej opartej na bogatej kwerendzie archiwalnej, relacjach świadków i przekazach rodzinnych. Takiej książki jeszcze nie było!"

Cenckiewicz już na ten temat udziela wywiadów. Dotarłem do jednego z nich, autor  z takim przekonaniem zachwala bohatera swojej pracy, iż można mieć wrażenie, że pisał ją na klęczkach.

Cenckiewicz aż kilkadziesiąt stron poświęcił roli Lecha Kaczyńskiego w strajkach sierpniowych '80. Przyszły prezydent był tak przewidujący, że zjawił się w Stoczni Gdańskiej przed grupą ekspertów Tadeusza Mazowieckiego, a nie wszedł w skład komisji ekspertów z powodu intrygi (skąd to znamy?). Był na terenie stoczni 24 godzin na dobę do końca strajku, zaliczył styropian na wznak.

Wychodzi na to, że naukowiec ma podobne zdanie o wielkości Lecha Kaczyńskiego, jak jego brat Jarosław. Był wielki i basta!

Dla tych, których nie nasyci biografia nieżyjącego prezydenta, mam pocieszenie. To pierwsza cześć tej kolubryny biograficznej obejmująca lata 1945 - 2005. Czyli bez prezydentury. Dlaczego pada rok 1945? Może dlatego, iż książka opowiada także o Jadwidze i Rajmundzie Kaczyńskich.

Cenckiewicz nic nie opowiada o konsultacji naukowej Jarosława Kaczyńskiego. A szkoda.

sobota, 13 kwietnia 2013

Kwaśniewskiego mineralna z zakąską



Kwietniowe przesilenie dotyka wszystkich. Dziura ozonowa jest faktem naukowym, a nie spekulacją. Dlatego efekt cieplarniany wprowadza w sferach życia publicznego powszechną kołowaciznę (tak Niemcy pisali o Stanisławie Przybyszewskim, gdy ten podbijał tamten modernistyczny rynek).

Kołowacizna dotknęła Antoniego Macierewicza z tematem trzech żywych trupów, Donalda Tuska z nigeryjską amebą, no i wreszcie u Aleksandra Kwaśniewskiego nastąpił nawrót choroby filipińskiej.

Można rzec: politycy też ludzie. Kość z kości, krew z krwi elektoratu, a że wszyscy jesteśmy Polacy, więc politycy z naszej kości, naszej krwi, naszej mentalności. Więcej mógłby na ten temat powiedzieć Jan Hartman (prof.), który przed wystąpieniem zewnętrznych objawów choroby u Kwaśniewskiego, przez dwie godziny pił z byłym prezydentem wodę mineralną. Przekonywał o tym w TVN24.

Hartman jednak jest od filozofii, ale nie od chemii. Z tego powodu może nie wiedzieć, że mineralna w tak długim czasie gorącej rozmowy, dyskursu, mogła ulec przemianom chemicznym, zwłaszcza, że nie powiedział, czym tę mineralną zakąszali. A może drożdżami.

I co? Wyszedł Kwaśniewski z rozmowy filozoficznej na chwiejnych nogach dialektyki. Układ Kwaśniewski - Hartman można porównać do Sokrates - Platon, a ten pierwszy za kołnierz nie wylewał, zwłaszcza że w towarzystwie lubił sobie pogadać przy "mineralnej".

Rok 2013 może być feralnym nie tylko z powodu przesądów, lecz przede wszystkim fatum dla Polaków, że takich mają polityków krew z krwi, mineralna z zakąską.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Terlikowski o makabrycznej zbrodni: skandal




Tomasz Terlikowski spróbował zmierzyć się intelektualnie z makabrycznym odkryciem w Lubawie. 42-letnia kobieta przyznała się do trzykrotnego zabójstwa swoich nowo narodzonych dzieci, których zwłoki ukryła w zamrażalniku lodówki.

Dyżurny katolik 24 h na dobę od razu wsiadł w internetowego bolida szybkiego reagowania Twittera i wysmarował, co następuję: "Troje dzieci w lodówce to skandal. 60 tysięcy w ciekłym azocie to postęp i spełnianie marzeń..."

Kobieta wg stopniowalnej moralności Terlikowskiego dopuściła się skandalu, a to dlatego, że naczelny fronda.pl stosuje jedyny okular widzenia rzeczywistości: wszystko, co nie jest ortodoksyjnym katolicyzmem, jest "be", lewackie. Nie chodzi wszak o matkę morderczynię z Lubawy, a chodzi o wartości "postępu i spełnienia marzeń", o in vitro, które niedawno polski Kościół skodyfikował, jako zło. Przez najbliższy czas Terlikowski wszystko będzie przymierzał do wartości opisanych przez hierarchów, aż wysmażą kolejny dokument, który będzie pisany pod obowiązujący dogmat w Watykanie.

Biskupi są w posiadaniu tajemnicy życia: kiedy ono się zaczyna i kończy. Połączone komórki w zarodek są początkiem życia. Nie zgadza się to z semantyką, bo to jest zarodek, drożdże, a dopiero na tej bazie może powstać wino życia. Mniejsza z tym. Więcej mają do powiedzenia biolodzy, a nie faceci od metafizyki. No, ale ucieka im kreacjonizm życia, które jest we władaniu mistycznej osobowości Boga, a tu proszę! ludzie poprzez naukę doszli do tego, nad czym ewolucja pracowała setki milionów lat.

Jakiś internauta zareagował: "Gdyby kobieta stosowała antykoncepcję nie byłoby trzech niechcianych dzieci. A dzieci z in vitro nie są niechciane". Terlikowski odpisał mu, że "nie ma stuprocentowej skutecznej antykoncepcji". Co pewnie wie z lektur doktorów Kościoła, szybko dodał, jako ojciec: "A dzieci nie można zabijać nigdy. Ani przed, ani po narodzinach". Mógł jeszcze raz dodać: skandal.

Na Twitterze wywiązała się dyskusja. Terlikowski umysłem katolickim dla trzykrotnej zbrodni i in vitro znalazł wspólny mianownik lodówkowy: "dzieci z in vitro, to nie tylko te, co się urodziły, ale także te zostawione w lodówkach. One chciane nie są".

R_Lipiec podsumował naszego ortodoksę: "Skoro nie czuje Pan różnicy to znaczy, że niczym się Pan nie różnisz od tej zwyrodniałej matki".

Klucz do dogmatycznego myślenia Terlikowskiego leży w jego zdaniu: "Ale to nie oznacza, że szacunek należy się samej metodzie". Otóż to! Wszystko, co ludzkie nie jest boskie. Ale odwrotna relacja musi nasz rabów obowiązywać: Wszystko, co boskie ma być ludzkie. Przy czym struktura "boskie" jest obwarowana dogmatyczną wiedzą biskupów, których zbrojnym ramieniem internetowym jest rycerz Terlikowski. Potrafi odróżnić skandal od zbrodni. A zbrodnią jest in vitro, bo tę wiedzę wykreowali ludzie, a nie biskupi.

środa, 10 kwietnia 2013

Odlot na orbitę smoleńską


Nie jestem w stanie ogarnąć festynu smoleńskiego w 3. rocznicę katastrofy. I nie chcę. Uważam, że to jest prywatna inicjatywa Jarosława Kaczyńskiego, który po katastrofie tupolewa uznał, iż władza spadła mu z nieba. Tego się trzyma, ale naród polski tej władzy nie chce mu dać, acz stworzył nowy naród w łonie Polaków - smoleński.

Piszę to w trakcie przemówienia Kaczyńskiego pod Pałacem Prezydenckim. Chcę tylko zasygnalizować w tym spadaniu, a w zasadzie odlocie, stwierdzenie głównego ideologa narodu smoleńskiego, Antoniego Macierewicza.

Macierewicz w radiu Wnet, a wcześniej w Kielcach - bodaj na terenie Seminarium Duchowego - powiedział: - Potwierdzam, że mamy świadectwa trzech niezależnych osób, że trzy osoby przeżyły katastrofę i zostały odwiezione karetkami do szpitala.

I to jest wartość "żałoby" smoleńskiej, wartość zespołu Macierewicza, wartość polityczna Kaczyńskiego.

Kompletny odlot na orbitę smoleńską. W tym odlocie lecą: kapitan Kaczyński, nawigator Macierewicz, a na pokładzie statku kosmicznego, jak z jakiegoś "Star Trek", lud smoleński - elektorat PiS.

Gdzie wylądują? - oto jest pytanie dla trzeciorzędnych pisarzy s-f. A tacy są wśród pasażerów.














poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Raport Millera jako dokument bazowy


Racjonalizm jest nudny, jak diabli, za to kłamstwo i manipulacje wzbudzają emocje, podnoszą adrenalinę. Tak było w trakcie wieczoru smoleńskiego w telewizji publicznej. Produkt National Geographic to ziewanie nad oczywistością, która taką już była kilka dni po 10. kwietnia 2010 roku. Za to "Anatomia upadku" to wieloletnia konstrukcja dramaturgiczna godna thrillerów A. Hitchcocka.

Jestem zdziwiony, że Antoni Macierewicz dotąd nie dostał nagrody Telekamery, a przynajmniej Anita Gargas, która przyłożyła się, aby tezy posła PiS ubrać w dramatyczną fantazję. Musimy docenić, ile wysiłku trzeba włożyć, aby narracyjnie uprawdopodobnić to, co przeczy rozumowi, a do tego wciągnąć całkiem pokaźną część narodu i jego elity, które są za i przeciw.

Macierewiczowi przewiduję jeszcze długą pracę nad dziełem życia. Kolejne tomy będą ukazywały się przy okazji rocznic, będą wydania drugie poprawione, a także następne dodruki, opracowania krytycznie, wstępy i posłowia, przypisy.

Dzieło "Smoleńsk" nie ma końca. Nie doczekamy się w ostatecznym kształcie jakiegoś wolumenu, który między okładkami zawierałby niepodważalną prawdę i mógłby zawędrować pod strzechy, jak Biblia, albo przynajmniej "Pan Tadeusz".

Długo jeszcze będziemy zastanawiali się, co poeta miał na myśli tworząc wiekopomne dzieło "Smoleńsk". Po filmie Anity Gargas rozmowa dwóch naukowców Pawła Artymowicza i Jacka Rońdy uświadomiła, jak szerokie jest pole interpretacji. Ekspert komisji Macierewicza, Rońda, zasygnalizował, że pojawiły się nowe dokumenty smoleńskie, o pochodzeniu ich nie może powiedzieć, bo są ze źródeł, których nie może wyjawić.

Jakąś nadzieję na ustalenie ram do negocjacji o prawdzie smoleńskiej dał prezes PAN Michał Kleiber, prezes PAN, gdy zaapelował do dziennikarzy, aby raport komisji Jerzego Millera przyjąć jako bazę. Nie jest on doskonały, ale wiele jego tez, a przynajmniej dane techniczne, które są obiektywnie weryfikowalne, więc do zaakceptowania, mogłyby posłużyć do mozolnego dojścia do prawdy o katastrofie.

Gdyby dyskusja dziennikarzy potrwała dłużej, to możliwe, że apel Kleibera zostałby przyjęty z zastrzeżeniami, a może nawet przyjęta byłaby zgoda, że raport nie jest to rzecz doskonała, może jednak stać się fundamentem, niekoniecznie ostatecznym.

Czas jednak na to nie pozwolił. Coś zafunkcjonowało - raport Millera. To jest jakaś wartość tego panelu. Choć znając rozbieżność biznesów medialnych i politycznych więcej niż pewne, że prawica powróci do okopów zamachu, wybuchów i spisków wybudowanych wg inżynierii zespołu Macierewicza.

A jednak raport Millera zaistniał, został przedłożony jako propozycja, jego formuła jako dokumentu bazowego została zasygnalizowana. Nawet stać się okrągłym stołem do negocjacji o katastrofie smoleńskiej. Wszak zawsze można przyjąć w trudniejszych kwestiach protokół rozbieżności.

Może pomysł z emisją filmu Gargas nie był najgorszy. Manipulacje autorów zawsze wyprowadzają ich w pole. Iść można tylko za rozumem.

Na odejście Margaret Thatcher



Żelazną Damę oglądaliśmy z oddali, zza żelaznej kurtyny. Uczucia, jakie serwowały ówczesne media (środki przekazu) i własne spostrzeżenia, były mieszane, niekiedy uzyskujące stan wrzenia, gotujące się. Bo oto widać było, że Margaret Thatcher to mąż stanu, która niedawne imperium, gdzie nie zachodziło słońce, ratuje od upadku, a zarazem jej rządy wywoływały - niejednoznaczny, dziwny nasz stosunek - do IRA i do związków zawodowych, bo rzecz jasna te ostatnie kojarzyły nam się ze zdelegalizowaną "Solidarnością".

Nasze reżimowe media podobnie to traktowały, acz akcenty były rozłożone na przeciwnych biegunach i jakby mówiły: Jaruzelski to też żelazna pięść na polską anarchię.

Nie dało się jednak wówczas zaprzeczyć, że Thatcher to polityk dużego formatu i jakoś usprawiedliwiało się, iż przy takim kolosie muszą fruwać społeczne wióry, bo drwa historii rąbano.

Dla polskiej suwerenności była przykładem, że można wyjść z gospodarczej zapaści. I ten kierunek obowiązywał przy transformacji i reformach Leszka Balcerowicza. Liberalizm, a nawet żelazny liberalizm, który dzisiaj oceniamy, jest postrzegany jako rdzewiejący. Wówczas jednak miał przyzwolenie społeczne - i to trzeba podkreślać.

To jest pośredni wkład Thatcher w polską historię. Od czasu do czasu komplementowała naszych polityków, społeczeństwo i wybór drogi transformacji.

U siebie Thatcher postrzegana była na kilku płaszczyznach. Ta najważniejsza polityczna to wręcz uniwersalny przykład. Gdy przychodzi zdeterminowany polityk tak dużego formatu, pozostali karleją, albo takimi się zdają. To była siła Thatcher, a zarazem słabość, bo pozostawiła po sobie próżnię, gdy w wyniku obowiązujących na Wyspach procedur została zmuszona, aby odejść.

Z kolei brytyjski świat kultury, literatury, wystawił jej ocenę bardzo negatywną. Peter Greenaway na nazwisko Thatcher wykrzywiał twarz i za siebie spluwał.

Dla mnie przez pewien czas niezrozumiała była postawa Johna Graya, nadwornego apologety liberalizmu Thatcher, nadwornego ideologa, od którego (czytając) uczyłem się liberalizmu, wszak nie tylko od Isaiaha Berlina i Michaela Oakeshotta. Nagle Gray zrobił w tył zwrot, przeorientował się i ogłosił się socjaldemokratą. Ten niewątpliwie najwybitniejszy współczesny brytyjski politolog ocenił, iż formuła thatcheryzmu wyczerpała swoje możliwości sprawcze.

Trwanie przy poglądach, gdy już nie przystają do rzeczywistości, jest zachowaniem krowy w oborze. I tak należy oceniać Thatcher - i to z polskiej perspektywy - szczęściem dla Brytyjczyków, że zdarzyły się jej rządy, gdy gospodarczo, społecznie i cywilizacyjnie, dołowali. Zrobiła to, co dla innych było poza ich zasięgiem politycznych umiejętności. Przyszedł czas, kiedy musiała odejść, swoje zrobiła.

Teraz odeszła z naszego Padołu Łez. Znając brytyjską mentalność feudalno-klasową pogrzeb będzie miała królewski.