niedziela, 30 czerwca 2013

Hartman, jako postmodernistyczny Hammurabi

Prof. Jan Hartman sformułował Kodeks Etyczny Polityka. Zrobił to na użytek swojego ugrupowania Europa Plus. Z racji swego zawodu, wiedzy, przedstawił nam pewną normę moralną, która poddana intelektualnemu oglądowi winna być/ może być wzorcem stosowanym do praktyki życia publicznego.

Przeczytałem Kodeks i wyszło mi, że są to Postulaty, zwłaszcza, że ułożyły się w tradycję 21. punktów.

Czym zatem jest ów Kodeks? Znowu mi wyszło, iż Hartman o takim, a nie innym światopoglądzie metafizycznym, podał nam Kodeks Hammurabiego na czasy postmodernistyczne.

Tam było "oko za oko, ząb za ząb", a Hartman mając świadomość, iż nie wszyscy muszą mieć zęby, a na przykład implanty, albo szczęki, poszukał rozwiązania "nie czyń w polityce tego, co innemu politykowi niemiłe". Najsłabszym punktem postulatów (przepraszam: kodeksu) uważam zakończeniem 5-tego: polityk "nie powinien (...) ani deprecjonować zawodu polityka".

Czyżbyśmy mieli do czynienia z korporacją polityków? Dobrze, że w podpunkcie nie padło sformułowanie iście socjalistyczno-katolickie: polityk politykowi równy. Było blisko, narracja intelektu Hartmana wyhamowała.

Należy jednak docenić przedsięwzięcie Hartmana, które jest pierwszym tak całościowym zbiorem etycznych postulatów w stosunku do polityków, którym przyszło działać w sferze publicznej w Polsce po 1989 roku. Jest sejmowa komisja etyki poselskiej, ale nie wiemy do dzisiaj, jakimi ona kieruje się wytycznymi etycznymi. Bo moralnością - rzadko.

Po przeczytaniu postulatów Hartmana większość jego czytelników dojdzie do refleksyjnego pytania: dlaczego niemal wszyscy polscy politycy nie stosują tych rozsądnych postulatów etycznych?

Mam odpowiedź. Hartman jest Hammurabim postmodernistycznym, a nasi politycy stosują zupełnie inny kodeks, mianowicie kodeks Machiavellego postmodernistycznego. Capisco?

piątek, 28 czerwca 2013

Spęd PiS w mieście Gierka z infekcją prezesa w tle


PiS miał całkiem dobry pomysł, aby zacząć swój spęd o krok przed Platformą, zawiódł jednak prezes. Nie dojechał, bo zainfekował. Kongres, na którym pierwsze skrzypce grają Błaszczak, Kuchciński, Lipiński, musi zawieść nawet zaprzyjaźnione media. I tak faktycznie jest, na portalu braci Karnowskich jeden tylko news z metaforą niepolską, acz przysposobioną do naszych warunków w narracji filmowej przez Kazimierza Kutza, iż Śląsk jest perłą w koronie. Takie dyrdymały godne czasów Gierka i miejsca, w którym kongres PiS się odbywa. Autorzy nie wiedzą, skąd zapożyczenie kulturowe.

Kongres PiS miał szanse przeminąć bez echa. Nie zawiódł mikrobloger Adam Hofman, który ćwierknął na Twitterze, prezes będzie jutro. Mikrobloger Hofman, który jest zwykle przypisem do epistoł prezesa, musi wierzyć w siłę ochrony prezesa, albo medyków, którzy czuwają nad postacią "przygotowującą się do przejęcia władzy".

Prezes Jarosław Kaczyński powodu przygotowań do władzy nie stawi się na sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, ale stawi się przed Kongresem. Na tej pierwszej wszak nie wybiera się prezesa PiS, więc prezes może infekować, na tej drugiej mimo infekcji należy się stawić, bo jak Kaczyńskiego można zaocznie wybierać na stołek Kaczyńskiego? Pewnie takiego punktu w statucie PiS nie ma: zaoczny wybór prezesa, który byle prawnik mógłby interpretować: pośmiertny wybór prezesa.

W pierwszym dniu Kongresu PiS wypracowano "nowoczesny" program dla Śląska. Program ten opiera się na wspieraniu górnictwa. Cały świat odchodzi od wydobycia kopalin, szczególnie tak nieekologicznych, jak węgiel, PiS idzie na przekór. Najpewniej ku tradycji. No, ale to PiS, na kongresie którego zabrakło zainfekowanego "nowoczesnego" prezesa. Drugi filar tego programu dla Śląską jest nawet ciekawszy od pierwszego dotyczącego tradycji, mianowicie: PiS stawia na śląską naukę, w tym medycynę.

Ślązaku, zachorujesz z powodu górnictwa, na ten przykład na pylicę, możesz liczyć na PiS, który stawia na medycynę. PiS cię wyleczy z pylicy, obyś tylko nie podłapał infekcji, bo nie jesteś prezesem. A nawet gdybyś podłapał infekcję, możesz liczyć na mikroblogera Hofmana. Odwoła twoja infekcję pylicą zanim zejdziesz.

PiS jest perłą w koronie polskiego Sejmu. W tym miejscu politycy PiS powinni podziękować Kutzowi, który przysposobił anglosaską metaforę do naszej narracji.

Oby Tusk, ani Gowin, nie zainfekowali przed spędem Platformy w Chorzowie, bo mikrobloger Graś zwykle zawodzi.

czwartek, 27 czerwca 2013

Pokraczności smoleńskiej ot tak nie można wyeliminować

Prokuratorzy wojskowi rozwiali wątpliwości, co do trotylu na smoleńskim tupolewie. Nie było tej substancji powstałej w równoległym umysłach polityków z misją i takiż publicystów.

Po tym komunikacie winna iść polityczna robota, której cel to odwrócenie tendencji zwichrowania umysłów licznej grupy Polaków. Nie chodzi o rozum Jarosława Kaczyńskiego, ani też Antoniego Macierewicza, on im się zwinął w konkretnym celu.

Głos zajął Donald Tusk z nadzieją, że to koniec "afery trotylowej". Premier skierował swoje słowa do tych, "którzy tę awanturę rozpętali, by równie głośno, jak krzyczeli w sprawie wybuchu i w sprawie trotylu, żeby równie głośno przeprosili tych wszystkich, których obrazili".

Kaczyński nie przeprosi, bo zajęty jest przygotowaniem do przejęcia władzy, a Macierewicz musiałby się przyznać do wieloletniej roboty za bezdurno sejmowego zespołu i tzw. ekspertów.

Smoleńsk wykreował alternatywną rzeczywistość, dowartościował trzeciorzędność - pokraczność, która wydaje się być trwałą cechą charakterologiczną. Z jej powodu doszło do hekatomby w Smoleńsku.

Skutki tej pokraczności należy eliminować z umysłów Polaków. Pokraczność powstaje w niedojrzałych umysłach, zmniejsza się wraz z dojrzewaniem do urządzeń cywilizacyjnych i nowoczesności. Może za kilka pokoleń będzie jej mniej. I takie zdarzenia jak Smoleńsk nie będą miały miejsca.

Może.

środa, 26 czerwca 2013

Polska dla polityków to kukła wypchana pakułami


Polska nam się sypie. Politycy kraj traktują, jak kukłę wypchaną pakułami. Większość ma pomysł, jak nas uszczęśliwić. Nakłuwa kraj szpikulcem swoich jedynych racji i wydłubuje wnętrze. Poniekąd słusznie twierdząc, że to pakuły, a nie treść.

Sekundują im dziarsko publicyści od lewej do prawej. Nazwanie pakułów pakułami jest nader łatwe, lecz wyartykułowanie jaką treścią winny być zastąpione - intelektualnie niemożliwe. Nie debatujemy, ale gryziemy się po łydkach. Szczujemy się nawzajem.

Nie bądźmy zdziwieni, że któregoś dnia obudzimy się w Polsce niedemokratycznej, jak wskazują na to badania prof. Janusza Czapińskiego. Polakom coraz mniej podoba się ustrój, w którym mają decydować za siebie. Wolą rację nadrzędną, niesprawdzalną, ale chwytającą naród za twarz: zamordyzm. Polacy także lubią swoich wrogów. Jest wówczas na kogo zrzucić winę za własne niepowodzenia.

Nie potrafimy przegrywać, aby czegoś nauczyć się z porażek. Takie jest doświadczenie demokracji o wiele starszych od naszej. Któregoś dnia otwierasz oczy, a premierem, bądź prezydentem jest jakiś ksiądz Tiso. W polskim przypadku może to być ojciec Rydzyk, albo Jarosław Kaczyński, który ma wszelkie dane wstąpić do zakonu, bo ani nie posiada "osiągnięć" małżeńskich i zero potomków, za to misję do spełnienia.

Intelektualnymi przewodnikami zostaną Krystyna Pawłowicz, Ryszard Legutko, naukowcy z poznańskiego AKO, którzy będą rozdawać medale Przemysła II. Przynajmniej ich wykłady nie będą zakłócane przez narodowców z NOP i innych faszystów.

Czasy Tuska i Komorowskiego mogą szybko okazać się złotym wiekiem polskiej demokracji. Zresztą już dzisiaj widać, iż po 1989 roku to najbardziej przytomni politycy. W rzeczywistym porównaniu z nimi inni przegrywają z kretesem.

Dwa przykłady z jednego dnia. Próba reformy sądów rejonowych nie mogła dojść do skutku, bo politycy wszystkich opcji mieli interesy, aby strukturalną skamielinę utrzymać w dotychczasowym stanie, a gdy wreszcie udało się upchać jakąś reformę, powstała kontrustawa, którą zawetował prezydent Bronisław Komorowski.

Drugi przykład to Komisja Trójstronna, która okazuje się niewystarczająca dla związków zawodowych, bo te nie potrafią zawierać kompromisów, jedynie dyktować warunki rządowi i pracodawcom. Zapewniam wszelkich związkowców, że pracodawcy dadzą sobie radę bez zrewoltowanych funkcjonariuszy związkowych, nawet gdy użyją w swoich protestach śrub i płyt chodnikowych. Związki zawodowe nie rządzą, co przypomniał Donald Tusk. Związki zawodowe spijają śmietankę, na którą ciężko pracują Polacy.

Polacy w stosunku do swojego kraju są ignorantami, bo takich, a nie innych wybierają reprezentantów. A ci mają misję do spełnienia i szpikulec w rękach. Bardzo łatwo idzie im wydłubywanie skromnego wnętrza. Wydrążeni politycy, wydrążeni ludzie, coraz bardziej wydrążony kraj. Dlatego młodzi Polacy, którzy mają jeszcze trochę oleju w głowie, nie chcą pozostawać tutaj na miejscu, a gdy uda się na obczyźnie, nie chcą wracać do wydrążonego kraju.

niedziela, 23 czerwca 2013

Wysyp prafdziwych Polakuw na wykładzie prof. Baumana


Prawica rodzi potwory. Tych potworów i podobnych zdarzeń, jak na wykładzie prof. Zygmunta Baumana, będzie więcej. Będą ujawniali swoje zakryte twarze. Ci, którzy nawiedzili wykład wybitnego socjologa i myśliciela, nie znają ani jego pism, ani nie wiedzą, co czynią. Ci, którzy zakłócili wykład na Uniwersytecie Wrocławskim, są futerałem, szalikiem, maską innych, którzy zbyt wielkiej wiedzy też nie posiadają, lecz posiadają chore ambicje polityczne.

Ci męszczyźni nawiedzający wykład prof. Baumana zostali wysłani przez podobnych męszczyzn, mających wypaczone pojęcie o narodzie, społeczeństwie, nowoczesności i emancypacji. Tych męszczyzn wyhodowali politycy w quasi debacie o wolności kiboli (bo od kiboli zaczęła się kariera prafdziwych męszczyzn), męszczyźni budzili Polskę i Polaków, męszczyźni bronili/bronią TV Trwam.

To wszystko jeden sznyt: zohydzić orła białego, zohydzić pojęcie prawdy, zohydzić barwy biało-czerwone. Dewocjonalia narodowe zostały zaprezentowane przez prafdziwych Polakuw  na wykładzie prof. Baumana. Męszczyźni, jak piszą i mówią, tak postępują. Nie tylko państwo winno wziąć ich pod baczną ochronę, lecz społeczeństwo winno mieć na nich baczenie. Wykrzywią, skoślawią, zdegenerują ojczyznę i język polski. Wysyp prafdziwych Polakuw dopiero się zaczął.

wtorek, 18 czerwca 2013

Pod pomnikiem Marii i Lecha Kaczyńskich emocje hierarchy kościelnego, które nie przystoją


Jak nazwać słowa ks. biskupa Józefa Zawitkowskiego wygłoszone podczas odsłonięcia pomnika Marii i Lecha Kaczyńskich w Radomiu: - To nie mgła, to nie nawigacja, to nie brzoza. Wyście wcześniej nas zabili. "Odstrzelimy ich, kaczorów", mówiliście, "kartoflane nosy" mówiliście na nas. Ziemia smoleńska będzie pamiętać i będzie wyrzutem sumienia. Przekopaliście, przesialiście i przekłamaliście wszystko, ale połamane skrzydła pamiętają.

Biskup wpisał się do zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej Antoniego Macierewicza?

A może biskup, jak Arsene Lupin, wdarł się w nocy do prokuratur, gdzie są przechowywane dowody i materiały ze śledztwa smoleńskiego, przeczytał je i przed orzeczeniem wydał wyroki? Na kogo wyroki?

W Radomiu odsłonięto pomnik pary prezydenckiej. Nie tylko oni zginęli pod Smoleńskiem. Pozostali też byli "kaczory", też mieli "kartoflane nosy"?

Przed katastrofą smoleńską Lecha Kaczyńskiego nazywałem prezydentem-katastrofą. Dzisiaj 3 lata później uważam go za marnego polityka, pacynkę w rękach brata Jarosława. To w kwestii polityki, w innych mam swoje zdanie, ale ono jest moje.

A wracając do biskupich słów. Czy to nie jest ewokacja nienawiści, którą zaprezentował hierarcha?

Uważam, że tak. Ten wpis blogowy spiszę jeszcze na pergaminie i wyślę do Watykanu do papieża Franciszka, jaka miłość chrześcijańska szerzona jest w kraju nad Wisłą przez hierarchę.

Drugi egzemplarz notki blogowej wsadzę w butelkę i wrzucę do morza, aby przyszłe pokolenia mogły się zapoznać z mentalnością i wrażliwością grupy zawodowej, jaką był kler i dlaczego musiał odejść w zapomnienie, jak inne zamierzchłe zawody. Podobne wystąpienia w sferze publicznej nie przystoją naszym nowoczesnym czasom, biskup kopie grób Kościołowi. Choć jestem katolikiem, nigdy bym nie sformułował podobnych emocji - i to publicznie - pod adresem największego wroga.

Wrogiem bp Zawitkowskiego jest Chrystus, z nauk jego niczego nie nauczył się hierarcha? Jest mi wstyd. Niemniej będę delatorem dla przyszłych pokoleń o emocjonalnym stanie kleru A.D. 2013.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Bóg w preambułach konstytucji na świecie


TOK FM publikuje infografikę, jak w innych krajach zastosowana jest formuła "W imię Boga", którą zaproponował (chce wcisnąć) do Konstytucji Jarosław Kaczyński podczas Kongresu PiS-katolików na Jasnej Górze. Powyżej grafika jest nieaktywna, na portalu TOK FM pojawiają się formuły słowne dla poszczególnych krajów. Poniżej  grafiki na TOK FM zamieszczony jest mój tekst: Kongres sekty PiS na Jasnej Górze.

Obecnie w preambule polskiej konstytucji znajduje się zapis: "My, Naród Polski - wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary". Czy pomysł Kaczyńskiego, aby preambuła zaczynała się słowami "W imię Boga Wszechmogącego" wprowadziłby do niej istotne zmiany? - To niczego nie zmienia - ocenia konstytucjonalista dr Ryszard Piotrowski. - We wstępie do niej czytamy, że Bóg jest źródłem wartości. Jednocześnie istnieją ludzie, którzy wywodzą wartości z innych źródeł - mówił dr Ryszard Piotrowski w TOK FM. Przeczytaj całą wypowiedź >>

niedziela, 16 czerwca 2013

Kongres sekty PiS na Jasnej Górze


Katolicy urządzili sobie Kongres na Jasnej Górze. Dziwnym trafem wszyscy ci katolicy pochodzą z PiS. Jak ktoś by nie wiedział, PiS to partia polityczna. A to znaczy, że partia sięga po narzędzia Kościoła, które są w jego posiadaniu, aby docierać do elektoratu.

Ilu członków liczy PiS? Jak ktoś wie, to może sobie odpowiedzieć, ilu rodaków reprezentował ów Kongres. 30-40 tys. obywateli? Dlaczego zatem PiS przywłaszcza sobie imię Kościoła?

Jakim prawem uzurpacji Jarosław Kaczyński przyczynia się do niszczenia Kościoła, czy ktoś może mianował go świeckim biskupem? Sytuacja jest prześmieszna. Podobnie absurdalne słowa padły w tym, a nie innym miejscu, na temat Konstytucji, która wg prezesa winna zaczynać się od inwokacji: "W imię Boga wszechmogącego".


Bodaj Bóg nie potrzebuje wsparcia Kaczyńskiego. Mogę się jednak mylić. Gdyby Bogu (wszechmogącemu) zależało na polskiej Konstytucji, aby była miała ten sam wstęp jak do Dekalogu, Bóg pstryknąłby i wpisana byłyby owe słowa do zasadniczej ustawy ustrojowej Polski.

Bóg nie chce zatem wsparcia Kaczyńskiego, ba! myślę, że prezes PiS działa na szkodę Boga, katolicyzmu. Kaczyński jest tym z przekupniów politycznych, których Jezus za fraki wywalał z świątyni. Bóg ustami Jezusa w czterech Ewangeliach, a następnie jego uczniów w Dziejach Apostolskich przestrzega przed takimi politykami, jak Kaczyński, ubierającymi się w szatki farbowanych proroków. Wersety, które owej farby politycznej podszywającej się pod teologię dotyczą, wskaże prezesowi PiS każdy katolik, który zna pisma Kościoła. Widocznie prezes nie zapoznał się z nimi. Miał prawo, bo jest reprezentantem owych kilkudziesięciu tysięcy katolików z PiS, którzy uzurpują sobie prawo do Jasnej Góry.

Nie był to zatem Kongres Katolików, bo o ile mi wiadomo w Polsce jest ich kilkanaście milionów. Porównując liczby kilkadziesiąt tysięcy PiS-owców i narodu polskiego, który można nazwać katolickim z tytułu chrztu, liczącego miliony (jak pisał A. Mickiewicz), to jak taką partię wykorzystującą narzędzia Kościoła można nazwać? Hę? Jak nazwał partię Kaczyńskiego wybitny znawca historii Polski i naszej tradycji Norman Davies?

Skądś Davies wiedzę zaczerpnął, biegle posługuje się historiozofią. Nawet wiem, skąd. Nie wiem do dzisiaj, jaką wiedzę o teologii i historii mojej ojczyzny ma Kaczyński. Ba, uważam, że ma mizerną, bo na każdym kroku tę mizerotę potwierdza.

Zatem z czym mieliśmy do czynienia na Jasnej Górze w czasie tzw. Kongresu Katolików? Czy z działalnością sekciarską?

Jak ma się to, co zaszło na Jasnej Górze, do nauk obecnie władającego Kościołem katolickim papieża Franciszka? Za papieża nie będę odpowiadał. Niemniej doceniając jego trud reformowania Kościoła, Kaczyński wmawia wyborcom, że Polska cofnęła się do epoki przednowoczesnej. Nie proponuje Polakom rozwiązań nowoczesnego państwa, ale szpony sekty PiS, bo nie katolicyzmu.

Zatem na Jasnej Górze mieliśmy Kongres sekty PiS. Nic ponadto.

sobota, 15 czerwca 2013

Lech Kaczyński na biograficznych marach


Następny tydzień zacznie się dla Jarosława Kaczyńskiego z wysokiego C. W poniedziałek premiera biografii jego brata Lecha Kaczyńskiego, na której będzie gościem honorowym wraz z bratanicą Martą.

O biografii można tyle na razie napisać, co portale prawicowe przyniosą, acz skład zespołu autorskiego (czwórka historyków, publicystów i pracowników IPN) jest wymowny. Szczególnie jeden z nich Sławomir Cenckiewicz, co to Lechowi Wałęsie się nie kłania, a nawet gdy ten się pochyli bądź zatroska nad losem ojczyzny, w odpowiednie miejsce kopnie.

Portal Karnowskich zamieszcza rozmowę z jednym z autorów, który przekonuje przekonanych, że Lech Kaczyński był większym niż mainstreamowi się wydaje. Da się wyczytać, iż biografia nieżyjącego prezydenta jest w istocie historią polityczną Polski po 1989 roku. Takim też zapewne będzie opakowanie oferty rynkowej, w jakim przedstawią autorzy swój produkt, a prezesowi PiS posłuży jako ważny budulec do mitów piso-smoleńskich.

Zapewne będzie to bardziej hagiografia niż biografia, pozwala o tym sądzić fragment opublikowany na tymże portalu pod tytułem: "Lecha Kaczyńskiego droga do NATO". Cóż z niego się dowiadujemy? A to, że był jedynym (oprócz rzecz jasna Jarosława), który optował za naszym przystąpieniem do NATO. Reszta polityków tego nie chciała, wręcz była źle usposobiona. Jako niewiele znaczący polityk Kaczyński załatwił nam Sojusz Północnoatlantycki.

Nie tylko Wałęsa (już na początku lat 90. wiedziono o nim, że jest TW Bolkiem) nie był przekonany do integracji Polski ze strukturami politycznymi i wojskowymi Zachodu, ale wszyscy pozostali: Bronisław Geremek, Krzysztof Skubiszewski (występuje w hagiografii jako współpracownik SB), Janusz Onyszkiewicz, czy wreszcie obecna głowa państwa Bronisław Komorowski.

Lech Kaczyński na biograficznych marach z tą hagiograficzną pozycją urośnie jeszcze wyżej i wyżej. I pamiętajcie kmiotkowie: jego przedstawicielem na Ziemi jest Jarosław Kaczyński.

piątek, 14 czerwca 2013

Co słychać w PO? Nudy, zero ekscytacji


Platforma nadal jest zajęta sobą. Ostatni zarząd wskazuje na determinację Donalda Tuska do jak najszybszego rozstrzygnięcia kwestii przewodniczącego i późniejszego układania klocków personalnych w regionach i powiatach.

To postawienie demokratycznych procedur na głowie, ale PO trzeba potrząsnąć, aby wydobyła z siebie siły witalne. Zarząd przedstawi na konwencji, która odbędzie się za dwa tygodnie, projekt wyborów na szefa w wakacje. 40 tysięcy członków Platformy będzie wybierać Tuska, bo raczej nie widać nikogo, kto miałby jakieś szanse na realny sukces w konfrontacji z premierem.

Grzegorz Schetyna optuje za terminem jesiennym, licząc na dalsze osłabienie Tuska, a tym samym PO, która w sondażach ma się coraz gorzej. Przy Schetynie został już tylko Rafał Grupiński i szef mazowieckiego regionu Andrzej Halicki. To mało.

Schetyna raczej nie wejdzie w szranki z Tuskiem, może zdecydować się Jarosław Gowin - jest poza zarządem - siłą jego jest ankieta, którą badał nastroje wśród członków PO, lecz to nie to samo, co delegaci, którzy najpierw się dogadują, a potem głosują.

Tylko przez tydzień po konwencji będzie można zgłaszać swojej kandydatury na przewodniczącego. Krótko. Coś będzie trzeba zrobić z pasztetem warszawskim, jaki sporządziła partii Hanna Gronkiewicz-Waltz. Prawdopodobnie już spełnione są warunki do ogłoszenia referendum w sprawie jej odwołania. Można przeciągać terminy, aż będzie prawnie skutkował prezydent komisaryczny stolicy. Niemniej to i tak będzie przegrana PO.

Jakie recepty przedstawi Tusk, aby odwrócić tendencje sondażowe - na konwencji i po wygranym wyścigu o fotel przewodniczącego? Rekonstrukcja rządu to będzie zdecydowanie za mało. Personalia w PO nie przedstawiają się imponująco, a sięgnięcie po niepartyjnych fachowców nie zadowoli aparatu.

Odwrócenie porządku demokratycznego - wybory w regionach i powiatach po głosowaniu na przewodniczącego - może skutkować, iż Tusk postawi na nowe postacie, które więcej uwagi będą poświęcały obecności w lokalnej polityce, a nie poszukiwaniu synekur.

W PO czkawką odbijają się kilkuletnie zaniedbania budowania struktur programowo-ideowych. Dzisiaj zbyt gwałtowne ruchy w tej sferze mogą przyspieszyć erozję partii i wizerunku. Mozolne odrabianie strat jest trudniejsze niż gwałtowny rzut na zadania i ekspresję wyborczą.

Niemniej z ostatniego zarządu PO przed konwencją powiało nudą. Podobną do tej, gdy do podróży jest jeszcze jakiś i spoglądamy na walizki, które są nostalgią. Zero ekscytacji.

czwartek, 13 czerwca 2013

Martyrologia Rokity jest rozwojowa


Najpierw Jan Rokita w TVN24 ogłosił się męczennikiem. Dlaczego wybrał do tego piękną włoską Perugię z lazurowym morzem w tle? Zastosował technikę do tej pory nie sprawdzoną. Anhelli Polakom się przejadł, zresztą jest znakiem rozpoznawczym PiS. Rokita do swego wystąpienia martyrologicznego ubrał się, jak gwiazda "Tańca na lodzie". Szykowny strój marynarski z takąż czapką marynarską szyprówką. Mógł to być sygnał: "Odpływam", albo "Przybijam do brzegu".

Martyrologia Rokity zawierała dwie informacje: komornik ogołocił mnie z majątku i zostałem wyrzucony z PO. Wszystkim umknęło sreberko, w które owinął swoją cześć martyrologiczną. Mianowicie: wina Tuska. Gdy mówił o premierze zgrzytał zębami, jak nie przymierzając Jarosław Kaczyński.

Jeżeli zestawimy winę Tuska z zabiegami Jarosława Gowina, który chce Rokitę rewitalizować dla polityki, może to nieoczekiwanie rozświetlić zamiary Rokity.

Ogołocony z majątku i czci partyjnej nasz bohater wraca. Uwaga! Uwaga! Gwiazda tańca na lodzie wykręci nam takiego pirueta, potrójnego salchowa, rittbergera, albo innego axela, że przez aklamację przywitacie go na lodowisku polskiej polityki!

Już przymierzał się do skoku, obrócił się tyłem, zrobił wymach biodrami, aby zaprezentować swoje możliwości, gdy na taflę wybiegł jakiś radiowiec. Sprawdził, która izba komornicza w królewskim mieście Krakowie zasadziła się na gnębionego Rokitę? Żadna.

A do tego powód Konrad Kornatowski nie chce żadnego zadośćuczynienia od byłego kandydata na premiera z Krakowa. Rokita zatem zastosował PR do tej pory nie stosowany, jest nowatorem. Okazuje się, że gwiazda nie ma pod sobą lodowiska, a mimo to leży, jest ofiarą martyrologiczną, ale ofiarą samego siebie.

Podejrzewam, że to nie koniec. Jeżeli miała to być Rokity rewitalizacja, winni teraz przystąpić do dzieła jego polityczni brązowiciele. A może nawet sama była posłanka PiS Nelli Rokita. Zaś Marek Migalski może odpowiedzieć, co stanie się z pieniędzmi, których zbiórkę ogłosił, gdy dowiedział się o martyrologii Rokity.

Taka jest polska polityka. Jajcarska.

środa, 12 czerwca 2013

Duda zaprzedaje się PiS


Piotr Duda wraz z "Solidarnością" wraca pod parlamentarne skrzydła PiS. Poinformował o tym Jarosław Kaczyński. Piotr Duda wraca do Sejmu, a nie pod Sejm. Idzie w ślady swego poprzednika Janusza Śniadka. Obydwaj stali się zakładnikami PiS, Śniadek już spożywa owoce swego oddania się we władanie PiS, przed Dudą to sina dal przyszłości.

Najważniejsza informacja zawarta jest w tych oto zdaniach prezesa PiS: - Chodzi o to, byśmy konsultowali różnego rodzaju projekty ustaw, by można było tą drogą przekazywać różnego rodzaju inicjatywy. My byśmy konsultowali z "Solidarnością", "Solidarność" by konsultowała z nami, być może wspólnie byśmy ustalali jakieś przedsięwzięcia.

Piotr Duda - o ile się nie mylę - nie jest prawnikiem. Więc jaka jego rola miałaby być przy pracach legislacyjnych? Znając umiłowanie Kaczyńskiego do semantyki, Duda zostaje więc para-prawnikiem. Jeszcze jedną postacią w talii figur (para-figur) prezesa: para-premier Piotr Gliński, a Duda jako para-prawnik.

Jaka może być skuteczność para-prawnika Dudy dla związkowców przy pracach legislacyjnych w Sejmie? Taka sama, jak opozycji, jaką jest PiS.

Można mnożyć wskazania absurdalności decyzji Dudy, który kończy wspólne dzieło Polaków, jaką była "Solidarność". "S" dorżnął Śniadek, Duda dostał jeszcze dychający związek zawodowy, więc chce odebrać ostatni dech. Przystawia lusterko, na którym zbierają się ostatnie krople pary. Duda jest cwany, jako pośmiertne życie związkowca chce spędzić na wyraju przy Wiejskiej.

Dlaczego w Polsce nie są szanowane osiągnięcia demokracji? Bo mamy takich Śniadków i Dudów, dla których interes własny jest ważniejszy niż wspólne dobro. Na całym cywilizowanym świecie wypracowano formy współpracy i negocjacji z rządem.

W kraju też mamy coś takiego, jak Komisja Trójstronna ds. społeczno-gospodarczych. Duda jest leniem, bo nie chce mu się negocjować tego, co jest aktualnie do osiągnięcia. Duda ma tylko postulaty działaczy związkowych, które wprowadzone w najbogatszych krajach, z miejsca pogrążyłyby je w kryzysie finansowym.

Oddanie się Dudy wraz z "S" w niewolę PiS czyni go para-związkowcem, który tymczasem zostanie para-prawnikiem, aby w sinej dali przyszłości zostać tym, kim jest jego poprzednik Śniadek. Para-posłem, jak większość reprezentantów w gmachu przy Wiejskiej.

wtorek, 11 czerwca 2013

Co z tym zabiciem Kaczyńskiego?



Jarosław Marek Rymkiewicz jest pisarzem i w zależności jak mu w duszy rezonuje - narracją, fabułą, bądź liryką - podaje ku wierzeniu czytelników i polityków. Te dwa ostatnie zbiory są nietożsame, a w Polsce najczęściej rozłączne.

Jest pisarzem wybitnym, w suwerenność po 1989 roku wszedł z bagażem narracji romantycznej i tak postrzegał (postrzega) cezurę we współczesnej historii Polski. Nie opisuje dzisiaj, lecz poprzez okular dziejów patrzy na nas, jak sobie radzimy z wolnością.

Cezura była w czasie, ale nie była w ludziach i między nimi. Nie rozdzielone zostały elity przed 1989 rokiem od tych, które po tej dacie mają decydować o Polsce. Dla Rymkiewicza elity się wymieszały i tym, które dzisiaj pozostają w opozycji, szepcze: a wy, a wy?

Tak wymieszała się Rymkiewiczowi wolność z krwią (z wieszaniem), otrzymując upostaciowienie w konkretnych personach historycznych. Pisze z talentem, acz nie przesadzałbym, iż jest wielce czytany. Naprawdę ciekawy esej-traktat "Samuel Zborowski" nie spotkał się z takim przyjęciem, na jaki zasługuje. A jest o totalnej wolności szlacheckiej, która przeniesiona na współczesność nijak się ma do rzeczywistości.

Rymkiewicz rzuca od czasu do czasu w przestrzeń polityczną takie ziarna, jak z zabiciem Jarosława Kaczyńskiego. Trafiają w twarde bruzdy szarych komórek prawicy i ta rezonuje. Publiczne okazywane jest drżenie łydek, że wygrywając Kaczyński winien się bać o swoje życie (Kaczyński wszak zawsze wygrywa, albo moralnie, albo w sondażach).

Wyznawcy takiego zagrożenia prezesa dostają do rąk własnych argument, iż partia na ochronę swojego wodza wydaje rocznie ok. miliona złotych. Jest czego się bać? Jest. Ale bać o budżet państwa. Dobrze, że Kaczyński jest tylko jeden. Gdyby takich było więcej, nawet Tusk z Rostowskim nie daliby rady finansom publicznym.

To mógł mieć poeta na myśli.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Gowin jak Ulisses wymyślił konia platformianego


Jarosław Gowin urządził w PO prawybory. Tym samym powrócił do korzeni tej partii, gdy na jej czele stał triumwirat Andrzej Olechowski, Maciej Płażyński i Donald Tusk. Dwóch pierwszych w Platformie nie ma, drugi nie żyje, ostał się tylko Tusk, który jest premierem kraju drugą kadencję.

Jakby nie patrzył, Tusk to potęga, a Gowin, który ma nie byle jakie aspiracje, prezentuje się mizernie. Był ministrem, została mu konserwa. Ministrem był takim, że  kilka razy miał być odstrzelony, aż w końcu został trafiony. Pióra się posypały, ambicje zostały.

Aby go ostatecznie nie trafił szlag, Gowin zaczął kombinować. Może wyszedłby z PO, ale gdzie? Nowe byty polityczne kończą się niebytem polityków. A do PiS droga stroma i samodzielni politycy w tej partii kończą strąceniem w niebyt.

Rozglądnął się wśród partyjnej braci, podobnej mu konserwy nie za wiele, szabel sztuk 20-30, reszta to liberały, albo wręcz lewacy. Aby wywalczyć pozycję na miarę ambicji, trzeba użyć sposobu, poszerzyć pole walki, a więc kolegów wprowadzić w stan dezorientacji, psychologicznie i ideowo zawirusować, wprowadzić takiego trojana, aby się od razu nie połapali. Zanim odwirusują plewy od manny, on będzie miał odpowiednią medialną oprawę, a w rękach jakiś miecz, a może nawet mizerykordię.

Gowin jest lepszym PR-owcem niż wszystkim się zdaje, w PO zdecydowanie najlepszym, a PiS powinien urządzić do niego pielgrzymkę po naukę wizerunkową. Ponoć Jarosław Kaczyński był u niego w Krakowie, gdy odwiedzał grób brata na Wawelu.

Gowin najpierw wystosował list do braci platformerskiej - ten sprzed dwóch tygodni - za bardzo nie chwycił, a Tuska nie zachwycił. Lecz autor z rezonu nic nie stracił - to warto podkreślić. Podłubał dalej w szarych komórkach i wyskoczyła mu taka oto perełka: ankieta. Pardon: prawybory w PO. Stanął w tych prawyborach sam z 21 pytaniami (a dokładnie pisząc: postulatami).

Zagranie prima sort. Każdy wynik tej ankiety to głos na Gowina. Po pierwsze jest w ich posiadaniu, po drugie on te pytania zadał. Po trzecie i najważniejsze, zanim zapoznał się z odpowiedziami dobrowolnie poddających się ankietowaniu, ogłosił triumf ankiety własnej "Gowina": – Przerosła moje najśmielsze oczekiwanie. Spodziewałem się kilku tysięcy ankiet w ciągu kilku tygodni, a w ciągu kilkunastu godzin dostałem ich ponad 25 tys.

Politycy! Uczcie się od Gowina! Tak powraca się do korzeni, tak urządza prawybory, po których jako kandydat frakcji republikańskiej przystępuje do wyborów naprzeciw demokraty Tuska o stanowisko president of the Civic Platform. Nagrodą wszak jest polski Biały Dom, Kancelaria Premiera.

A że nikt w PO nie wiedział o liście Gowina, o ankiecie-prawyborach? Kurczę, a czy Trojanie wiedzieli o pomysłach Ulissesa?

niedziela, 9 czerwca 2013

Happening "Homoterapia" to ironia, a nie groźba


Przez 3 miesiące prokuratura się trudziła, aby ścigać studentów, którzy zakpili z AKO (Akademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego) przy UAM w Poznaniu. Wówczas studenci przykleili na drzwiach gabinetu prof. Stefana Zawadzkiego karteczki z napisami "Pedały do gazu", "Zawadzki przeciw pedalstwu", "Lesby i geje do psychiatry".

Stało się to po tym, gdy AKO wystosowało list popierający posłankę PiS Krystynę Pawłowicz (znalazł się także podpis Zawadzkiego), która w trakcie wystąpienia sejmowego związki partnerskie nazwała "jałowymi", zaś AKO dorzuciło "anomalię".

Studenci urządzili happening "Homoterapia" - dziewczyna z wąsikiem i chłopak przebrany za dziewczynę - w trakcie którego szukali prof. Zawadzkiego i drugiego, szefa AKO, prof. Stanisława Mikołajczaka, chcieli, aby ci specjaliści od orientacji seksualnych "wyleczyli ich z homoseksualizmu". Filmik z tego zdarzenia został opublikowany w sieci.

Tyle. Ale poznański poseł PiS Tadeusz Dziuba dopatrzył się, że "organizatorzy akcji chcą groźbami zmusić profesorów do milczenia" i doniósł do prokuratury.

Prokuratura 3 miesiące grzebała, gdzie w śmiechu i ironii żaków jest wymuszenie groźbami. Umorzyła śledztwo, stwierdzając, że profesorowie mogą sobie ścigać z powództwa cywilnego, jeżeli poczuli się zagrożeni. Dziuba też może ścigać, wprawę wyniósł z IV RP.

Po niniejszej decyzji prokuratury Dziuba znowu się popisał - posłowie PiS mają tak z urodzenia - uznał: "to uderzenie w społeczeństwo europejskie". PiS i Europa (UE) to oksymoron. Skąd mógłby o tym wiedzieć Dziuba, nikt mu tego nie powiedział.

AKO przyznaje medale Przemysła II, które do tej pory dostali Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz. Pawłowicz powinna być trzecią nagrodzoną, tym bardziej, że jest z branży kolegów z AKO - "naukowej".

sobota, 8 czerwca 2013

Ruch Narodowy zebrał się do kupy na I Kongresie


Ruch Narodowy zebrał się wreszcie do kupy. Długo trzeba było czekać na ich I Kongres, bo aż 7 miesięcy, gdy buńczucznie liderzy zapowiadali to 11 listopada ubiegłego roku podczas Marszu Niepodległości.

Kupą mości panowie (większość młokosów) zebrali się w centrum konferencyjnym przy Bobrowieckiej w Warszawie. I od razu kupą ruszają do walki. Co ja piszę - do wojny. Bez pardonu: - Albo my, albo oni. To jest wojna - ogłosił Robert Winnicki, lider Młodzieży Wszechpolskiej.

Po siedmiu miesiącach buńczuczność endecka ich nie opuszcza, ta kupa to ilość 1000 sztuk ludzi pod krawatem. Jako, że stają naprzeciw większości polityków i Polaków, dodają sobie ducha walki w klasyczny sposób: - Gardzimy wami, politykami z łaski obcych i bogaczami z przekrętów.

Rozumiem ich pogardę do szkół, które niedawno ukończyli, a może nie ukończyli. Chcą ukrócić "tresurę testów". Rozumiem nawet do ustawodawstwa: stop "legislacyjnej biegunce" - jak zapowiedział wzmiankowany Winnicki, chce prawa twardego, ale policja powinna ich endecką i kibolską kupę omijać szerokim łukiem.

Ale nie rozumiem biegunki wątpliwości: czy będą kandydować w wyborach samorządowych, do PE i polskiego parlamentu. Panowie, jak wojna to wojna, nie ma czasu na żadne procedury demokratyczne i głosowania. Kupą mości panowie, a nie z biegunką wątpliwości. To, czy siamto. Twardo i na odlew.

Przekonał się o tym Krzysztof Bosak, który snuł jakieś rozważania o kapitalistycznej biegunce: gospodarce. Wystąpienie jego nazwane zostało przynudzaniem. Tych biegunek w kupie tysiąca uczestników zauważyłem więcej. Choćby jeden z liderów Artur Zawisza taką biegunkę z siebie wyrzucił: - Nie jesteśmy ksenofobami czy frustratami.

Pewnie, że nie jesteście! Co to za wątpliwości, panie Arturze. W kupie 1000 ludzi nie można szerzyć wątpliwości, że kimś się nie jest. Po prostu jest się Polakiem i basta.

Albo taki passus: "Nie chcemy podpalać synagog". No, kurczę, a jak wam się zachce? To co zrobicie? Nie ma już w kraju synagog. Będziecie je budować, a następnie podpalać.

Wytłumaczeniem tych zaistniałych paradoksów jest brak zaplecza intelektualnego. Bo kto to jest Rafał Ziemkiewicz, którego nie wpuszczono na średniej jakości salony, albo prof. Krzysztof Jasiewicz, ten od stwierdzenia, że "Żydzi sami przez wieki pracowali na Holocaust". Zapomniałbym o przedstawicielach Jobbiku, ale oni szwargocą po węgiersku.

W każdym razie kupą mości panowie (choć młokosy) wyruszają na wojnę. Jak zapowiedzieli: wrogów Polski "będziemy zwalczać siłą. I nie jest ważne, czy mają garbate nosy czy nie". Poznacie ich w kupie sztuk 2-10 ludzi podczas wykładów Magdaleny Środy, Adama Michnika, Roberta Biedronia, czy Janusza Palikota. Incydenty nie będą żadną "biegunką", choć ta kupa będzie napinała mięśnie.

piątek, 7 czerwca 2013

Nie możemy pozwolić na to, aby ks. Lemański był skazany przez Sanhedryn


Ks. Wojciech Lemański wbrew pozorom czyni bardzo wiele dla polskiego Kościoła. Abp Henryk Hoser może nakładać na niego wszelakie nakazy i zakazy, włącznie z ciśnięciem piorunem klątwy. Nie może go wydalić z Kościoła, bo proboszcz z Jasienicy odwoła się do instancji watykańskich.

A reform papieża Franciszka polscy hierarchowie panicznie się boją. Dobitnie to widać po pisaninie abp. Józefa Michalika, który swoim sprytem doszedł, iż wypasiona fura nie jest luksusem, a byłby nim koń.

Prędzej czy później zajmie się ks. Lemańskim Episkopat, którego stanowisko w każdej sprawie przypomina postanowienia Sanhedrynu. Nijak się mają do współczesnych problemów wiernych, stanu wiedzy o społeczeństwie, a są jedynie zabezpieczeniem interesów grupowych kleru.

Arcybiskupów i kardynałów stać tylko na zamiatanie problemów pod ołtarz. Zajęci są kasą, to jest główny problem polskiego Kościoła, jak wydębić od państwa 2 mld zł, których im brak do 8 mld, aby mogli spać spokojnie brzuchem do góry.

Tylko ks. Lemański potrafi mówić o rozlicznych grzechach Kościoła, potrafi dźwigać krzyż, który kler nałożył mu na plecy swoimi grzesznymi uczynkami. Nie chcę pisać, że choćby pedofilia w łonie Kościoła czyni z tej instytucji stajnię Augiasza. Ks. Lemański to żaden Herkules, to zwykły człowiek, kruchy i bardzo wrażliwy na zło.

Właśnie taki więcej może. Kohorty publicystów prawicowych wbijają w ks. Lemańskiego zardzewiałe gwoździe. Pozostali Polacy nie mogą zamienić się w gawiedź, aby sekundować tej publicznej egzekucji.

Nie możemy pozwolić, aby na naszych oczach Sanhedryn skazał go, a dobro ks. Lemańskiego rozwłóczyli dyspozycyjni legioniści.

czwartek, 6 czerwca 2013

Koń a sprawy polskiego Kościoła


Szef Episkopatu, abp Józef Michalik znalazł odpowiedź na ubogość, o którą apelował papież Franciszek. Hierarcha w "Niedzieli" napisał, że "Kościół musi być bogaty, aby móc pomagać. Ubóstwo to ma być przede wszystkim postawa duchowa".

Zmyślny ten polski duchowny, Michalik ma "ubogą postawę duchową". W to raczej nie wątpiłem. Gros hierarchów jest "uboga w postawę duchową". Taki o. Rydzyk nawet jest ubogi w "postawę" języka polskiego. Jest - odpowiednio - chromy, by nie powiedzieć niepełnosprawny, ale nie jest ubogi w dobra materialne, "aby móc pomagać ubogim".

To, co wyżej zacytowałem to pestka, w dalszej części tekstu abp Michalik jest jeszcze wyraźniejszy dialektycznie. Następujący kawałek wywyższa hierarchę polskiego nad takiego Michaiła Susłowa, ideologa Leonida Breżniewa, proszę przeczytać uważnie: Ubóstwo jest postawą duchową, której nie należy łączyć ani z nędzą, ani z abnegacją, ani z "dziadostwem". Kościół musi dysponować pewnymi środkami materialnymi, aby móc realizować przykazanie miłości bliźniego. Na pewno nie godzi się posługiwanie luksusem, skoro żyjemy z ofiar wiernych".

Wystarczy? Idźmy dalej, aby otworzyć usta na szerokość podziwu dla przewodniczącego KEP: "Luksusem jednak dziś już nie jest ani sprawny samochód, ani komputer, bo to narzędzia pracy. Luksusem dziś byłby np. koń, którego ksiądz pielęgnuje dla snobizmu. Luksusem nie jest na pewno diecezjalna czy ogólnopolska rozgłośnia radiowa ani Telewizja Trwam, która kosztuje bardzo wiele, ale pełni bardzo ważną rolę w ewangelizacji i formacji wiaryKościół w Polsce jest bogaty ludźmi, nie pieniędzmi".

Abp Michalik ma zatem dobrą furę, laptopa i komórę, ale nie posiada konia, który byłby luksusem, bo wyznaje "ubogą postawę duchową". Zgrzyta miedzy zębami, gdy  czyta się na głos takie słowa, ale też zgrzyta między zębami, gdy słyszy się takie słowa.

Kościół ubogim nie pomaga, bo taka pomocą nie jest ewangelizacja, Kościół z ubogich zdziera, wystawiając tacę co niedziela i na każdą posługę kościelną. To nie jest "postawa duchowa", to jest żebractwo. To prawda, że "Kościół jest bogaty w ludzi" - ilukolwiek ich jest - ale jest bogaty w ich zasoby materialne, wszak nie jest bogaty w "ubóstwo postawy duchowej".

Cytuję słowa arcybiskupa, którego dialektyka - Susłow to przy nim kmiotek - który tak buduje zdanie, aby sensy nie zderzały się bezpośrednio. Michalak w tej dialektycznej narracji uprawia fuszerkę moralną, a to się nie godzi. Jeżeli ewangelizacja to "ubóstwo postawy duchowej", to po kiego diabła potrzebna byłaby ona ludziom? Byle serial w telewizji daje więcej w "ubóstwie postawy duchowej".

Hierarcha w "Niedzieli" zajmuje się swoją grupą zawodową, klerem, a nawet ściślej wyższą hierarchią instytucji feudalnej. Ubodzy ludzie mają łożyć na ubogi Kościół, który stanie się w ten sposób bogaty (w ludzi - czyt. ich kieszeń), aby w zamian Kościół mógł ich ewangelizować.

To samo z TV Trwam, "która bardzo wiele kosztuje", ale "ewangelizuje" i "formatuje wiarą". Gdybym tych zdań hierarchy nie przeczytał, nie uwierzyłbym, że zawędrował on tak wysoko ze swoją "ubogą postawą duchową".

Arcybiskup wypowiada się w imieniu duchowieństwa wyższego, pozostali w KEP są jeszcze bardziej "ubodzy w postawę duchową". Przede wszystkich w tym tekście w "Niedzieli" da się odczuć klimat zagrożenia. Polski wyższy kler poczuł się zagrożony ze strony papieża Franciszka. Duchowieństwo nasze najlepiej czuje się w formule obrony.

W Polsce broni się tradycji, Kościoła, a nawet broni się TV Trwam. Tym razem polski Kościół został zaatakowany przez papieża Franciszka. Kościół się broni przed papieżem Franciszkiem, ten tekst w "Niedzieli" jest taką obroną przed ubóstwem za pomocą "ubóstwa postawy duchowej".

Kościół polski broni się też przed jednym zwykłym polskim księdzem Wojciechem Lemańskim (dostał nakaz milczenie od swojego biskupa), który podjął przynajmniej ważne tematy dla Polaków: in vitro, związki partnerskie i pedofilię w Kościele. Oczywiście abp Michalik podobnymi bzdurami się nie zajmuje, ale "ubogością w postawy duchowe", bo koń byłby luksusem. Abp Michalak nie posiada konia, za to luksusowy samochód, który służy mu do ewangelizacji i formatowania wiarą.

Jeszcze jeden cytat z Susłowa polskiego Kościoła: "Negatywnie rozumiane bogactwo dotyczy przede wszystkim naszej mentalności. Można mieć niewiele i obiektywnie być zaliczanym do grupy ludzi biednych, ale w swojej mentalności pozostawać człowiekiem bogatym, tzn. bardzo przywiązanym do tego, co się posiada".

Nie potrzeba żadnych wyrafinowanych rozważań filologicznych. W ostatnim zacytowanym zdaniu arcybiskupa dowiadujemy się, iż abp Michalak broni tego, co posiada, bo "zaliczany jest do grupy ludzi biednych". Broni "ubogości postawy duchowej", do której wszak nie zalicza się materialny luksusowy samochód. A tak mówi ks. Lemański na ten temat: "Ci biskupi, którzy przyjeżdżają wystawnymi furami pod sekretariat episkopatu, raz, drugi i trzeci sfotografowani zastanawiają się, jak ten samochód sprzedać".

środa, 5 czerwca 2013

Bronisław I Śmiały


Prezydent RP Bronisław Komorowski, jako świecka głowa państwa, wszedł w spór z Kościołem i znajduje się na ścieżce wojennej z tą instytucją, czyli na równi pochyłej do ekskomunikowania.

Dzisiaj narzędzia władzy są perswazyjne, skutki mogą być podobne, jak to w dawnych czasach bywało. Hierarchowie ogłosili wyższość prawa boskiego nad ludzkim, więc prezydent wszystkich Polaków spróbował pogodzić ten bicz boży z wrażliwą częścią ciała (rozumem), na spotkaniu w Lednicy powiedział, że "żyjemy w świecie zróżnicowanym i nie ma jednego prawa bożego".

Kościół powinien się z tego cieszyć, bo prezydent nad jedno prawo stanowione przez ludzi postawił wiele praw bożych. Wiele biczów bożych, istna chłosta.

A co usłyszał Komorowski ze strony Kościoła? Andrzej Jaworski z PiS, ktoś w rodzaju kościelnego w gmachu przy Wiejskiej, poczuł pismo nosem, wybiegł przed szereg, niewiele jednak zrozumiawszy, wypowiedział się, iż "jego słowa (prezydenta - przy. mój) o relatywizmie moralnym wprowadzają wiele osób w osłupienie".

Jaworski jako słup soli, żona Lota, jest w Sejmie z tego znany. Dużo ważniejsze słowa padły z ambony Kościoła, a taką są media o. Rydzyka. W Radiu Maryja ministrant "papieża z Torunia", ks. prof. Paweł Bortkiewicz zapowiedział: "Osoba, która reprezentuje takie poglądy, sama siebie wyklucza ze wspólnoty Kościoła".

Pozostaje kwestią, kto wykluczenie głowy państwa, prezydenta RP, oficjalnie ogłosi. Ekskomunika (wykluczenie) ma różną wartość w różnych ustach. Dzisiaj najwartościowsze są słowa o. Rydzyka, mniejszą wartość mają szefa Episkopatu abp Józefa Michalika, a mizerną prymasa abp Józefa Kowalczyka.

Nad głową państwa polskiego wisi klątwa. Jak sobie Komorowski z nią poradzi? Czy nauczył się czegoś z historii, z przypadku Bolesława Śmiałego, czy wycofa się do swojej skorupy Pałacu Prezydenckiego przy Krakowskim Przedmieściu?

Znając jego odwagę z czasów PRL, mam prawo sądzić, iż zachowa się wobec ekskomuniki jak poprzednik z XI wieku Bolesław. Narzędzia perswazji są dzisiaj zdecydowanie bardziej cywilizowane, łagodniejsze, niemniej winny być wprowadzone za pomocą dostępnego prawa, a tym - panie prezydencie - jest prawo stanowione przez ludzi, a nie bicz boży. Chłosta wyszła z użycia.

niedziela, 2 czerwca 2013

Jaką wiarę wyznaje Kościół polski i Hofman z PiS?


Adam Hofman nie należy do orłów intelektu, ani retoryki, pozostaje w służbie Jarosława Kaczyńskiego. Ministrant prezesa PiS uczęszcza do mediów, bo taką ma wyznaczoną rolę. Nie robi tego Kaczyński, bo w jakiejkolwiek polemice wypada słabo, a także wypada z torów, wykoleja się stwierdzeniami, które zawędrowały do leksykonów współczesnej retoryki politycznej, jak choćby "zbrodnia niesłychana". Podobnych witzów prezesa wystarczy na kilka stron publikacji i to drukowanych najmniejsza czcionką.

No więc ten "retor" Hofman powiedział cudne zdanie: "Odczepcie się od naszego Kościoła". Należy domyślać się, że od Kościoła polskiego, którego reprezentantami są o. Tadeusz Rydzyk, abp Józef Michalik i kard. Stanisław Dziwisz (kolejność jest nieprzypadkowa).

"Nasz" Kościół polski nie jest tożsamy z Kościołem katolickim - nawet nie był w czasie pontyfikatu Jana Pawła II - nijak się ma do Kościoła katolickiego, a ten próbuje na razie tylko retorycznie (podobno kroi się encyklika na lipiec/sierpień) zreformować papież Franciszek. Jeżeli będziemy się trzymali nomenklatury języka, Kościół emanujący z Watykanu nazwiemy powszechnym (katolickim), wyznającym chrześcijaństwo w rycie katolickim, to jak nazwiemy Kościół polski i co wyznający?

Uważam, że wiedza teologiczna i praktyka kleru pozwala na sformułowanie, iż polski Kościół nie wyznaje chrześcijaństwa (rytu katolickiego), ale wsobne, lokalne wierzenie: wiarę kościelną. Na tym Hofman wybija sobie retoryczne zęby, stwierdzając "nasz".

Polski Kościół wyznający wiarę kościelną nijak się ma do zapisów w Starym i Nowym Testamentach, w tym ostatni prawodawca - prawodawca wiary: podkreślić trzeba wężykiem - Jezus mówi "oddajcie, co boskie Bogu, co cesarskie cesarzowi". I na Golgocie oddaje ducha Bogu Ojcu (w cierpieniach), tak jak każdy z nas wierzących oddaje ducha Bogu na łożu śmierci.

Czy to jest prawo boskie? Tak to jest prawo boskie! Innego nie ma zanotowanego ani w Ewangeliach, ani w Starym Testamencie, bo taki choćby Dekalog jest zapisem 10. praw, które są norma społeczną, czyli moralnością. Moralność mówi o świętości życia, przy czym świętość nie spływa z niebios, ale z umowy społecznej. "Ja nie ruszę twojej świętości, dopóki ty tego nie uczynisz". "Świętość" jest opisana przez antropologię, która porusza się po terytorium starszym od chrześcijaństwa o tysiące lat.

Ministrant Kaczyńskiego Hofman nie zna takiej łacińskiej formułki "mea culpa", tak jak jej nie znają kardynał, arcybiskup i ojciec. Tę formułkę mają znać wierni wyznania kościelnego, a Franciszek, który chce być papieżem ubogich, jednak ją wyznaje.

Gdzie są spisane prawa boskie, wiedzą hierarchowie polscy wyznania kościelnego. Nikt tych praw boskich nie widział na oczy, a Konstytucję RP można nabyć za grosze.

Polski Kościół wyznaje wiarę kościelną, a w PiS wystarczy być ministrantem Kaczyńskiego i zostać posłem, otrzymywać pensję z budżetu państwa i wciskać kit tym, na których garnuszku się pozostaje.

Kim jest Hofman? "Nasz".

sobota, 1 czerwca 2013

Prawo boskie w polskim rycie lokalnym

Kard. Stanisław Dziwisz powiedział o wyższości prawa boskiego nad tworzonym przez ciało ustrojowe, Leszek Miller zapytał "strażnika konstytucji", prezydenta Bronisława Komorowskiego, jak odnosi się do tej gradacji, przy okazji nazwał Polskę Iranem. Halabardnicy strażnika konstytucji odpowiedzieli (Jan Lityński i Joanna Trzaska Wieczorek) Millerowi. Rzecznik prezydenta została przez szefa SLD zrugana, a strażnik konstytucji zamienił się w strażnika żyrandola.

O co chodzi? O nic nie chodzi, kler pcha palce w polityczne drzwi, Miller chciał je przytrzasnąć. Zdaje się, że nie wyszło, pochuchał inny kardynał Kazimierz Nycz.

Prawa boskiego nikt na oczy nie widział. Kościół katolicki przez dwa tysiące lat tworzy prawo kościelne, które jakoby ma być objawione i otrzymuje w ich deklaracji sankcję niebieską.

W Polsce prawo kościelne ma koloryt lokalny, ryt polski: polskie prawo kościelne. O. Rydzyk może besztać prezydenta i premiera, deptać za multipleksem cyfrowym dla swojej telewizji, hierarchowie w dni kościelne - a jest ich więcej niż niedziel w kalendarzu - wygłaszać  takie bzdety, jak kard. Dziwisz i Nycz o prawie, którego nikt nie widział, a kardynałowie na pewno.

Tak się bawią elity polskie: świeckie i kościelne, wyrywając sobie nawzajem wyższość praw. A tymczasem 65% proc. Polaków nie ma na kogo głosować, bo Sejm nie potrafi zająć stanowiska w takich sprawach dla nich ważnych, jak in vitro, związki partnerskie, etc.

Tchórzostwo elit, aby emancypować naród, zamienia je w cyrk przy Wiejskiej. Polityka polska ma twarz Krystyny Pawłowicz, która jest żadnym nauczycielem akademickim, zdegradowała te elity do poziomu szkoły podstawowej, a może nawet przedszkolanek.

Może Donald Tusk jest fenomenem, postacią polityczną, która 10 lat przewodzi w swojej partii i po raz pierwszy po 1989 roku sprawuje najwyższy urząd drugą kadencję, lecz reszta elit i Polaków należy do polskiej normy. Ryt lokalny, aberracje folklorystyczne, prawo zaś kościelne.

Polski skansen trzyma się mocno. Dziwisz, Pawłowicz, Gowin będą czytać z rękopisu prawo boskie, a parlamentarzyści zaś "ruki po szwam", będziecie je zatwierdzać.