wtorek, 30 lipca 2013

Sasin został z dyshonorem. Co z nim zrobi?


Czy Jacek Sasin okaże się niepokornym posłem PiS i nie przeprosi prezydenta RP Bronisława Komorowskiego za słowa, które z taką ochotą przekazał w wywiadzie bardzo - ale to bardzo - obiektywnej gazecie "Nasz Dziennik". Słowa te pochodzą z trzeciej ręki - a dokładnie ucha - bo słyszał je ktoś, kogo świadek obrony Sasina, Maciej Łopiński, nie chciał wydać w sądzie.

Honorowi są Sasin i Łopiński rozpowszechniający plotki. Bo ten świadek, którego nie wydali nazwiska, mógł też słyszeć z innych ust, a tamten jeszcze od kogoś innego. Wychodzi na to, że ulubionym zajęciem posłów PiS jest analiza plotki w wywiadzie dla bardzo - ale to bardzo - rzetelnego "Naszego Dziennika".

Dla pamięci - owe słowa wypowiedziane przez Komorowskiego: "Lecha nie ma, ale został ten drugi" i zripostowane przez Radosława Sikorskiego: "Mamy jeszcze jedną tutkę". Jakoby miało to się dziać podczas mocno zakrapianej imprezy.

Honor prezydenta został odebrany, lecz sąd oddał mu honor, zostawiając Sasina z dyshonorem. Honor jest zero-jedynkowy. Pytanie: czy Sasin z dyshonorem przeprosi pierwsza głowę RP, który czasami ją zakrapia i czy Sasin będzie trzymał się swojej niepokorności. Mam nadzieję dowiedzieć się na ten temat z kolejnego wywiadu dla bardzo - ale to bardzo - rzetelnego "Naszego Dziennika".

Gdyby bookmacherzy przyjmowali zakłady na "przeprosi Sasin - nie przeprosi Sasin prezydenta Komorowskiego" uwzględniłbym swoją decyzję od casusu Rokita-Kornatowski i postawiłbym na komornika.

Polecam Sasinowi Perugię, w ciepłych krajach lepiej pielęgnuje się niepokorność, a przy okazji patriotyzm. A propos "drugiej tutki". Nigdzie nie mogłem doczytać, czym poleciał Jarosław Kaczyński do Gruzji. Czyżby to była tajemnica państwowa, aby służby Putina nie strąciły prezesa.

Nie doniósł tego na Twitterze niepokorny reporter Ryszard Czarnecki, ulubiony poseł nieżyjącego Andrzeja Leppera, a jedynie analizował "wspólne doświadczenia obydwu narodów Gruzji i Polski". A jakie to doświadczenia? "Myślimy podobnie o rosyjskim zagrożeniu".

Myślałem, że prezes PiS poleciał do Tbilisi po najwyższe odznaczenie tego kraju Order Zwycięstwa (nad Rosją - mój przyp.) św. Jerzego. Wiadomo, że Kaczyński ma największy wkład w zwycięstwo w Gruzji - i słusznie św. Jerzy mu się należy.

W każdym razie polska polityka kwitnie, kwitnie niepokorność polityków i reporterów. A Perugia kwitnie jeszcze bardziej, polecam ją Sasinowi, który może tam zaleczyć swój dyshonor. Rokita przetarł ścieżki.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Impresje w rycie terlikowskim


Na papieżu Franciszku prawdopodobnie wszyscy się zawiodą: zagorzali, średni i letni katolicy, zawiodą się funkcjonariusze Pana Boga, hierarchowie. Nie jest zawiedziony kard. Stanisław Dziwisz, zrobił interes życia.

Po jednodniowej euforii w Polsce, zaczynają się pojawiać pierwsi niezadowoleni, wśród nich Tomasz Terlikowski, który w kraju jest świeckim sędzia sumień katolickich - Tomasz Temida od katolików. Franciszek na pokładzie samolotu, w drodze powrotnej z Brazylii powiedział w obecności dziennikarzy, czego nie jest w stanie zaakceptować "prosta, katolicka moralność" naczelnego Frondy: - Jeśli ktoś jest homoseksualistą i poszukuje Boga oraz ma dobrą wolę, to kim ja jestem, by go osądzać?

Zwłaszcza, że donoszą o tym takie "homopropagandowe media", jak "Washington Post", "Huffington Post", "New York Times", "Guardian", BBC.

Zupełnie z równowagi została wyprowadzona ferajna Terlikowskiego na forum Frondy, która dowiedziała się, że Franciszek zakonowi Franciszkanów Niepokalanej zabronił codziennego odprawiania mszy w rycie trydenckim, orzekli, iż "źle się dzieje w Kościele Franciszka".

A jeden z internautów rytu trydenckiego tę wieść na stronach Frondy skomentował: "Czas się ewakuować do FSSPX (Bractwo Św. Piusa X - rytu trydenckiego); niech Franek ma swój ubogi Kościół, niech odprawia msze używając puszki od piwa zamiast kielicha i dekla od słoika jako pateny. Niech założy na siebie stare prześcieradło, najlepiej od pary gejów, a zamiast pastorału może używać kija od miotły. Ja już mam dość dziadostwa".

Jak tak dalej z Franciszkiem pójdzie, Terlikowski może zmienić wiarę, winno to mieć na względzie jego otoczenie. W Polsce zielonoświątkowców jest niewielu, są jednak bliscy rozumienia "prostej, nieskomplikowanej moralności", czyli w rycie terlikowskim.

Terlikowskiego z tych powodów nie można potępiać. Żyje w liturgii i "prostej katolickiej moralności" w okolicach Średniowiecza. To zdecydowanie bliżej naszych czasów, niż proponuje Franciszek, mianowicie powrót do źródeł, czasów pierwszych chrześcijan.

Biskupom polskim też Franciszek przestanie się podobać - oprócz Dziwisza, który zrobił interes życia - gdyż w czasach pierwszych chrześcijan biskupem gminy zostawał wierzący, który musiał mieć akceptację większości uzyskaną w procedurach demokratycznych.

Terlikowski jest jednak ambitny, każde słowa papieża potrafi przerobić na swoje kopyto. a przy tym pamiętliwy, cecha u katolika uczęszczającego do spowiedzi pożądana. Rozważam nawet taką ewentualność, iż ambicja Terlikowskiego może sięgać tamtego świata. Oto znajduję się w Dolinie Jozafata, a ruchem zawiaduje sierżant Terlikowski, jak w "Czterech pancernych i pies" Rosjanka kierująca ruchem na moście. Terlikowski jednych przepuszcza do wieczności, a drugich wstrzymuje, skazuje na przemiał.

Na razie Terlikowski jest odpowiednikiem sowieckiej żołnierki z chorągiewkami na tym świecie, ale kto wie, kim będzie w wieczności. Kto wie? Może faktycznie po drugiej stronie cienkiej czerwonej linii panuje ryt terlikowski.

niedziela, 28 lipca 2013

Bierecki staje się głównym krupierem na prawicy


O. Tadeusz Rydzyk znalazł się w finansowych objęciach SKOK-ów, wstąpił do kasy Stefczyka, co skutkowało przyznaniem promesy kredytowej w wysokości 15 mln zł. Jan Dworak i KRRiT nie mogli się oprzeć, aby nie przyznać koncesji na multipleks cyfrowy dla TV Trwam.

Senator PiS Grzegorz Bierecki, założyciel SKOK, wieloletni prezes tej kasy, a obecnie szef rady nadzorczej, staje się głównym rozdającym, krupierem prawicy. I z pewnością wpłynie na kształt biznesowy imperium Rydzyka.

Pod jego pieczą pozostaje także tygodnik "Sieci". Co przedstawia niezbyt różową przyszłość dla innych medialnych projektów prawicy. Szansę uratowania się ma tygodnik "Do Rzeczy", bo jest w platformie Michała Lisieckiego, z czasem jednak może dojść fuzji z "Wprost", obydwa tygodniki ostatnio znacząco dołują. Niepewna jest przyszłość TV Republika, która po euforycznym początku, spuszcza z tonu. Inwestorem medialnym nie mogą być dla kanału informacyjnego spółki Sakiewicza, gdyż brak w nich wystarczającej kasy.

Bierecki wykorzystał szansę, aby mieć pod sobą kiepsko radzące media prawicowe. Jak w każdym tego rodzaju wypadku o powodzeniu decyduje kasa. Pod jego presją może (i musi) ewoluować TV Trwam, ale i będzie się rozrastała. Nieprzypadkowo Rydzyk bąkał o kanale dla młodzieży i proporcjonalnej ilości mediów do populacji katolików.

Bierecki już w tej chwili jest głównym rozdającym kasjerem na prawicy, a w zasadzie krupierem. Został szefem WOCCU (Światowej Rady Związków Kredytów), sekuratyzuje swoje długi, są zarządzane w zagranicznych enklawach podatkowych.

To patriotom może się nie podobać, ale jak mówi w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", który w całości ukaże się w poniedziałkowym wydaniu gazety: "Jeśli podkreślamy swą polskość, to powinniśmy chodzić w łapciach i lnianych koszulach?"

Łapcie pozostawia dla Sakiewicza i TV Republika. Rydzyk zawarł świetny interes finansowy, o kasę więc nie musi się martwić, a o politykę także, gdyż to on zarządza dużą częścią owieczek (elektoratu) PiS i Jarosława Kaczyńskiego.

Co się stanie, gdy Bierecki zechce wyjść z cienia, przestać być szarą eminencją? Mają o czym myśleć o. Rydzyk i Kaczyński.

sobota, 27 lipca 2013

Gdzie potoczy się głowa Gowina?


Jarosław Gowin doszedł do całkiem słusznego wniosku, iż przekonać do siebie wyborców może tylko jeżdżąc po kraju. Akurat tournee układa się się szlakiem Tuska, co jest zrozumiałe, bo wielkość (polityczną) buduje się na wzorcu, do którego dokłada swoją cegiełkę.

Nie wypalił Gowinowi pomysł debaty z Donaldem Tuskiem, bo nie mógł. Formy walki wybiera się, jakie dają szanse na zwycięstwo. Tusk spojrzał po szablach Gowina, nie musiał przykładać ręki do swojej broni, mniej gowinowców niż palców jednej ręki. Gowin prze jednak do debaty, bo do siebie jako kciuka, wskazującego Godsona oraz małego palca Żalka, mógłby dodać jakiś środkowy, może nawet o nazwisku Schetyna.

Szlakiem Tuska ma wypaść Gowinowi Olsztyn w niedzielę, w którym tłumy będą czekać na zwycięzcę Tuska. Były minister sprawiedliwości jeszcze raz dojrzał szansę debaty choćby na chodniku. Ta forma konwersacji politycznej kojarzy mi się z łapaniem Tuska za nogawkę, Gowin chce zatem na dowolnie wybranym chodniku zaszczekać na premiera.

Każdy ma prawo do artykulacji, jaka mu odpowiada. Gowin też. Tusk obchodzi się z nim łagodnie, jak z barankiem. Gdyż niewygodnie byłoby swojego słabego konkurenta usunąć w sytuacji wyborczej. Poczeka do czasu po kampanii, ale Gowin napiera coraz silniej, bo słyszy, jak duma premiera odnosi coraz więcej uszczerbków.

Nie tylko Gowin zastanawia się, jaka nastąpi sytuacja potem, gdy będzie miała dokonać się egzekucja, albo nazwę to inaczej: ofiara na ołtarzu jedności Platformy.

Czy Gowin prowadzony na rzeź, jak Izaak przez Abrahama Tuska, położy głowę pod toporem. I kto odezwie się w Tusku? Czy będzie to ojciec założyciel PO (synu Izaaku Gowinie, ofiara dla dobra ludu PO jest niezbędna), czy srogi, ale sprawiedliwy Jahwe, który nakaże wstrzymać dekapitację Gowina.

Tak czy siak, głowa Gowina gdzieś się potoczy. Po manowcach, albo ku wyższym celom PO. Albo - albo (Kierkegaard).

piątek, 26 lipca 2013

Obrońcy TV Trwam będą maszerować po schodach


O. Tadeusz Rydzyk nie poddaje się. Dostał koncesję na multipleks cyfrowy na MUX-1, szkoda jednak maszerujących w obronie TV Trwam rozpuścić do domu, wszak to siła polityczna.

Myślał, myślał redemptorysta - i wymyślił za niego poseł PiS Andrzej Jaworski, szef Parlamentarnego Zespołu ds. Przeciwdziałania Ateizacji Polski. - Być może cała ta informacja dotycząca tego, że Telewizja Trwam znajdzie się na multipleksie, była tylko i wyłącznie informacją, która miała uspokoić nastroje i zniechęcić nas do działań, aby Telewizja Trwam jak najszybciej znalazła się na multipleksie - zakomunikował.

Miejsce na MUX-1 zwolni TVP w kwietniu przyszłego roku, dopiero wówczas wejdzie na niego TV Trwam, o czym było wiadomo od chwili ogłoszenia konkursu na koncesję. O tym wszak nie muszą wiedzieć wierni maszerujący. Trzeba zasiać w nich kąkol niepewności, więc należy mieć żądania takie, jak Anna Sobecka, awansowana ze spikerki Radia Maryja na posłankę PIS: – TVP może zwolnić MUX-1 natychmiast. Nie musi z tym czekać do kwietnia 2014 r.

W "Naszym Dzienniku" ten stan zawieszenia między przyznaniem koncesji a korzystaniem z multipleksu nazywają "schodami przed koncesją". Język zawsze zdradza krętaczy. Schody zaczęły się dla uzasadnienia powodów "obrony" TV Trwam, więc każą teraz wiernym-obrońcom maszerować po tych semantycznych schodach. Schodach krętaczy. 28 września elektorat Rydzyka będzie "bronił" TV trwam na schodach.

Nie łudźmy się, że marsze skończą się w kwietniu przyszłego roku, gdy TV Trwam mimo sygnału na multipleksie będzie miała tę samą oglądalność, co dzisiaj, czyli znikomą. W telewizji nie ma cudów. Rydzyk już ma następne cele: MTV Trwam, a gdy tego będzie mało: tyle miejsc na multipleksach, ilu jest katolików w kraju.

Chyba, że papież Franciszek wskaże miejsce w porządku feudalnym Kościoła, które powinien zajmować polski "papież" Rydzyk.

czwartek, 25 lipca 2013

Grupiński da prztyczka Gowinowi, Godsonowi i Żalkowi


Rafał Grupiński - szef klubu parlamentarnego PO - zapowiedział kary dla trzech zbuntowanych (cokolwiek zbuntowani znaczy) konserwatystów: Jarosława Gowina, Johna Godsona i Jacka Żalka, którzy głosowali przeciw przekazaniu do dalszych w komisjach rządowego projektu noweli ustawy o finansach publicznych. Nowela ma pozwolić na przesunięcie bezpieczników długu publicznego, de facto - zwiększenia go.

Kłopot z konserwatystami jest taki, że oni emancypują się z PO. Na kłopotach PO zyskują ci właśnie politycy PO, stają się "sprawiedliwymi", bo albo bronią wartości chrześcijańskich (jak przy ustawie o związkach partnerskich i in vitro), albo - jak teraz powiedział Gowin - "Na pewno będą głosowali w zgodzie z tym, jak pojmują interes milionów Polaków".

Albo wartości, albo interes narodu. Wychodzi, że na kłopoty z wartościami, albo narodem tylko Gowin, który jest jednak kłopotem dla partii rządzącej. Dzisiaj trudno go wydalić z PO, bo jest rywalem Donalda Tuska w wyborach na szefa PO. Gowin szanse ma zerowe, jest tego świadomy, chce podbić bębenka, bo i tak wypadnie z Platformy.

Gowin nie jest żadnym kłopotem, przeliczył się, ma tylko trzy szable. Po wewnętrznych wyborach zostanie relegowany z PO. Kłopoty są z Jackiem Rostowskim i zapleczem eksperckim, a także PR-owskim.

Rostowski mógł się mylić w założeniach budżetowych. Ekonomiści go przestrzegali, że są nazbyt optymistyczne. Gdy uchwalano budżet już nadawał się do poprawki. Brak think tanków ekonomicznych PO spowodował, że nie wykształcono rzeczywistych bezpieczników, a to w postaci cięć wydatków, a przede wszystkim wypracowania legislacji w prawie podatkowym, które uniezależniłoby wpływy do budżetu od wahań koniunktury gospodarczej. Przede wszystkim zaś uszczelnienie ściągalności VAT.

Ogromny kłopot Tuska to komunikacja ze społeczeństwem via media. Paweł Graś nie jest żadnym rzecznikiem, lecz antyrzecznikiem. I nie o niego chodzi, ale o planowanie przyszłości rządu przynajmniej w perspektywie kwartalnej. Tego kompletnie brak, nie wiemy co jutro Tusk zrobi, dowiadujemy się, co robi. Miał ruszyć lada moment tuskobus 2, a było to w lutym po sukcesie wydarcia pieniędzy unijnych (faktyczny triumf), tuskobus stoi, ma awarię. Spec od wizerunku Tuska, Igor Ostachowicz, to taki spec jak od literatury, która nadaje się na przemiał, bo nie jest to strawienia jako narracja.

I tuskobus będzie w stanie awarii przez całą jesień, bowiem premier weźmie się za gaszenie wrześniowego strajku generalnego związków zawodowych, który zapowiada się jak brazylijska antytuskowa telenowela. Kaczyński też przygotował niekonwencjonalne dojście do władzy, o czym informował w czasie weekendowego wypadu na Podkarpacie. No i Tusk będzie się paprał w wewnętrznych sprawach PO.

Na rządzenie może nie starczyć czasu. Kłopot z Tuskiem jest zupełnie inny, niż z Gowinem. Ten ostatni może być tylko relegowany, a Tusk pozostaje nie do zastąpienia, nie ma dla niego alternatywy. O czym można było się przekonać choćby po ostatnim wywiadzie z wiceszefem PiS Adamem Lipińskim. Partia Kaczyńskiego nie jest żadną alternatywą, nie ma propozycji rozwiązania polskich problemów, lecz ich zwielokrotnienia. Tusk to pikuś, PiS to byłoby zagrożenie, że hej.

Przed krajem niełatwy czas jesieni, w ogóle o łatwiźnie powinniśmy zapomnieć, a Grupiński tymczasem będzie dawał prztyczka Gowinowi i jego obrońcom "wartości i interesu narodu". Przynajmniej media będą miały z interesem Gowina używanie.

środa, 17 lipca 2013

John Godson jako obywatel Piszczyk

Poseł PO John Godson konsumuje media, aby wiedzieć, co w trawie piszczy. Jako obywatel Piszczyk nie da sobie w kaszę dmuchać. Ostatnio zapisał się do annałów odpowiedzią Janowi Hartmanowi: - Może pana przodkowie pochodzą od małpy, moi nie! Mój pradziadek nie był małpą.

Godson szlifuje w każdym razie narzędzia dialektyki. Wyczytał, że Paweł Huk prowadzi sierociniec w Kenii, w emocjonalnym pędzie napisał do niego e-maila i czeka, aby wskoczyć w pierwszy lepszy samolot, pofrunąć  do Afryki: – Napisałem do pana Huka maila w odpowiedzi na artykuł o nim i czekam na kontakt. Pod koniec roku będę w Kenii na zaproszenie siostry Alicji Kaszczuk z Misji Laare i ambasadora. Pomyślałem, że warto wesprzeć tego człowieka.

Co może zaoferować Godson Hukowi? Zadeklarował poseł PO:  – Wszystko będzie zależało też od moich możliwości.

Altruista Huk cieszy się z tego:  – Wspaniale, że ludzie związani z mediami i polityką chcą angażować się w takie rzeczy. To dla mnie sygnał, że nie jestem sam, zawsze wierzyłem w ludzi.

W tej chwili marzeniem Huka jest wybudowanie studni, istnieje nawet strona, na której zbierane są datki.

Godson może zadeklarować jakąś część swojej diety poselskiej. Jak będzie w Kenii także mógłby chwycić się za łopatę, acz kopanie studni na ziemi, skąd wyszedł homo sapiens, jest wielokroć trudniejsze niż na naszej polskiej.

Mam nadzieję, że Godson w Kenii bardziej zadba o życiodajną wodę dla Afrykańczyków, niż święconą do kropidła. To jest mój prywatny apel do obywatela Piszczyka PO.

niedziela, 14 lipca 2013

Kościół jest w Polsce jedynym Dzierżyńskim systemu wartości



O. Tadeusz Rydzyk po otrzymaniu koncesji na multipleks cyfrowy musi przeformatować cele dla swojej owczarni, aby chodziła w procesjach po ulicach polskich miast w "obronie imperium medialnego". Niezbyt ostro brzmiały słowa redemptorysty: "to, że powiedzieli, że dadzą miejsce na multipleksie, nie oznacza, że tak będzie". Zwłaszcza, że wcześniej przyznanie multipleksu dla telewizji Rydzyka zostało nazwane przez niego samego "cudem".

Na Jasnej Górze zgromadziła się pielgrzymka Rodziny Radia Maryja. Dużo szerszą wizję dla owczarni roztoczył miejscowy abp Wacław Depo, do którego pielgrzymka przybyła: "My w Polsce nie uczymy się takiej schizmy, która chce odebrać Kościołowi realny wpływ na życie wiernych."

Cóż ta schizma miałaby oznaczać? Przecież nie rozłam w łonie Kościoła. Niepodzielnie wszak rządzi w nim o. Rydzyk za pomocą swojego imperium medialnego, a taki ks. Wojciech Lemański to zaledwie wyrzutek (sztuk: jeden), czarna owca kleru.

Jeżeli wczytać się w słowa abp. Depo, szybko dochodzi się do konstatacji, że chodzi o schizmę Kościoła i Polski. W kraju są tacy, którzy chcą rozdzielić Kościół od państwa. Na to Kościół mówi: nie.

Wsparcie hierarcha dostał od pielgrzyma Jarosława Kaczyńskiego, który przyjechał na błonia Jasnej Góry, gdyż tyle koczuje tam elektoratu. Nie można go zmarnować. Przypomnę, że prezes PiS domaga się wpisania do preambuły Konstytucji RP o roli tradycji Kościoła i katolicyzmu, jako nierozdzielnej od państwa. W czym przypomina innego patriotę Edwarda Gierka (prezes PiS tak nazwał I sekretarza KC PZPR w czasie kampanii prezydenckiej 2010 roku), ten też chciał wpisać w 1976 roku "wieczystą przyjaźń z ZSRR".

Kaczyński nie zawiódł hierarchów i rządzącego Kościołem o. Rydzyka, sformułował kolejne zdanie, które powinno być wpisane do leksykonów retoryki politycznej: "Nie ma Polski bez Kościoła, bo Kościół jest jedynym dzierżycielem systemu wartości, który Polacy znają".

Pisząc prostymi słowy: Kościół jako jedyny dzierży (trzyma) system wartości. Chwyci nas w imadło swoich wartości, bo innego dzierżyciela nie znamy. Znowu odbija się ta czkawka z historii, w której byli jedyni dzierżyciele, a Dzierżyński tak lingwistycznie się dopasowuje.

Nic nie przekłamię, gdy strawestuję Kaczyńskiego i napiszę zamiast prezesa precyzyjniej niż on powiedział (przecież nie czytał z kartki): "Kościół jest w Polsce jedynym Dzierżyńskim systemu wartości".


sobota, 13 lipca 2013

Sulamitka Radwańska oślepiła rodaków


Agnieszka Radwańska wystrzeliła takiego niebotycznego loba, że większość nie może się pozbierać. Wszelacy tzw. patrioci, niewstydzący się Jezusa, a nawet bezbożnicy.

Tomasz Terlikowski  zauważył, że nagość należy się mężowi. Musiał oglądać Radwańską na fotografiach magazynu ESPN z zamkniętymi oczami. A pewien duszpasterz proroczo przewidział, iż będzie się wstydziła.

Ten niebotyczny lob oślepił większość, bo niby dlaczego miałaby się wstydzić Radwańska, zarówno Jezusa, jak swego ciała. Bóg może się tylko cieszyć, że coś mu wyszło. A ciało Radwańskiej udało się super, a także umiejętności tenisowe. To nie lob Radwańskiej trafił na aut, to deklarujący "Nie wstydzę się Jezusa" oślepli i koczujący za polem gry.

Radwańska cieszy się sławą, pieniędzmi, które zarabia swoimi umiejętnościami oraz swoim ciałem, które może pokazać całemu światu.

Może Radwańska, jak Sulamitka z "Pieśni nad Pieśniami", zaintonować:

Nie patrzcie na mnie, żem śniada,
że mnie spaliło słońce.
Synowie mej matki rozgniewali się na mnie,
postawili mnie na straży winnic,
a ja mej własnej winnicy nie ustrzegłam.

Starotestamentowa pieśń jest najwyższym piedestałem poezji. Nie sięgnął tam Szekspir, Yeates, Baudelaire.

Piękno oślepia, lob Radwańskiej też oślepił. Lob naszej Sulamitki.

czwartek, 11 lipca 2013

Antysemickie skłonności abp. Hosera


Nie jestem zanadto zdziwiony, że abp Henryk Hoser ma "skłonności" antysemickie i chciał zaglądać do majtek ks. Wojciecha Lemańskiego, czy aby nie jest obrzezany i nie należy do niewłaściwego narodu.

Ani nie jestem zdziwiony, że zbierał haki na proboszcza niewielkiej parafii. Ludzie tego sznytu mają takie predylekcje.

Nie jestem zdziwiony, iż abp Hoser nie potrafi w swoim - imieniu wysłannika Watykanu - i Kościoła stanąć przed błędami popełnionymi w Rwandzie, gdy Kościół z tamtejszymi władzami - wywodzącymi się z plemienia Hutu - tworzył mariaż "ołtarza i tronu", co doprowadziło do ludobójstwa ok. miliona Tutsi. Dzisiaj hierarcha żenująco tłumaczy się, że w tym czasie nie było go w Rwandzie. Hoser nie wyraża żadnego żalu, skruchy.

Arcybiskup nie potrafi stanąć przed odpowiedzialnością własną i instytucji, okrywa hańbą Kościół i hierarchów. Nie potrafi utoczyć kropli łzy, uszanować takiego człowieka, jak ks. Lemański, który nie tylko potrafił pojechać do Jedwabnego, nałożyć na głowę jarmułkę, ale prowadzić dialog z Żydami. Jak bogaty wewnętrznie jest ks. Lemański świadczy choćby ostatni jego wpis blogowy "Norymberga - Jedwabne - Jasienica". Przepiękny humanistycznie i literacko.

Tradycja Kościoła w dużej części jest antysemicka, jawne popieranie endecji przed II wojną doprowadziło do Jedwabnego'1941, który jest symbolem resentymentu do "sąsiadów".

Tę "tradycję" pielęgnował skrycie abp Hoser, a jawnie spora część kleru i publicystów z nimi związanych, którzy dają upust swej skłonności do "czystości krwi" Polaków w mediach o. Rydzyka.

Hierarchów polskiego Kościoła przygniata 7 grzechów głównych. Nie potrafią się z nimi zmierzyć. Kościół wydrążył się z wiary, z dialogu z wiernymi, z humanizmu. Jest pusty w środku, a wiernym owieczkom potrafi zaproponować tylko Johna Bashoborę, frontmana spektaklu kiczu na Stadionie Narodowym.

środa, 10 lipca 2013

Parafianie z Jasienicy kontra mianowańcy abp Hosera


Zmurszała struktura Kościoła (decyzyjno-personalna) doprowadziła do tego, że abp Henryk Hoser wykopał z małej parafii ks. Wojciecha Lemańskiego z arbitralnym uzasadnieniem, które nijak się ma do oceny parafian, których dotyczy.

Za Hoserem stawiło się plenum diecezji warszawsko-praskiej, składające się z dziekanów diecezjalnych, czyli mianowańców arcybiskupa. Inaczej wszak nie mogli postąpić, bo ich los, jak Lemańskiego, jest w rękach najwyższego kurialisty, o czym nieoględnie poinformowali w liście poparcia dla arcybiskupa: "Zapewniamy (...) o naszej kapłańskiej solidarności". Ni mniej, ni więcej - obrona funkcjonariuszy branżowych, obrona hierarchii przed dołami wiernych.

Krytykę mediów, a także wiernych z parafii jasienickiej, dziekani nazwali obowiązującą w takich przy takich okazjach sztancą językową, jaką używają korporacje: "medialną kampanią nienawiści".

Parafianie w Jasienicy są o niebo nowocześniejsi, bowiem podpisują listy poparcia dla swojego proboszcza. Należy to odczytywać, iż poparcie dla ks. Lemańskiego ma charakter demokratyczny i jest rodzajem wyrażania się w referendum.

Acz trudno temu poparciu parafian nadać ramy prawne, niemniej można powołać się na język kleru, którzy tokują o wyższości prawa naturalnego nad stanowionym - kanoniczne wszak jest stanowione. A naturalne to powszechny wyraz woli ludu.

Powinien wziąć to w swoje ręce jakiś rezolutny Jasienczan, zebrać odpowiednio wielką liczbę podpisów, pominąć plenum diecezjalne, głosowanie w referendum przedstawić, iż wymawia się abp Hoserowi głosem demokratycznym (komunalnym - bo takie były początki chrześcijaństwa, gdy wybierano biskupów decyzją gminy wiernych), głosem wiernych.

Prawdą jest, iż nie ma to zaczepienia w prawie kanonicznym, ale prawo nie jest stałe, każde prawo świata zachodniego posługuje się duchem prawa rzymskiego. Przedstawić nuncjuszowi swoją demokratyczna decyzję, iż abp Hoser w parafii w Jasienicy nie jest uznawany za hierarchę.

Może to odnieść oczekiwany skutek, bo w Watykanie papież Franciszek szykuje różne rewolucyjne posunięcia. Możliwe, iż jednym z nich będą większe wpływy katolików na decyzje zapadające w kuriach.

Ks. Lemański wzruszył feudalne struktury Kościoła w Polsce. Jakkolwiek jego sytuacja będzie wyglądała, wygra opcja Lemańskiego, który rozumie dynamikę dzisiejszego świata, a parafianie odwdzięczają poparciem, które jest z serca, a nie z zimnego bezwzględnego dekretu.

wtorek, 9 lipca 2013

O Danuśce Wałęsowej i jej rodzinie pisze oficer publicystyczny, Cenckiewicz


Jacek Żakowski publicystyce Sławomira Cenckiewicza przypisuje emocjonalny resentyment: szewską pasję na nazwisko Wałęsa. Po Lechu przyszedł czas na Danutę; Danuśkę - jak pisze Cenckiewicz, jakby był domownikiem, rezydentem publicystycznym państwa Wałęsów. Cenckiewicz jest w pewnym sensie kimś wyrzuconym z historii, wymówiono mu jako kredensowemu z domu Wałęsów, a miał pakamarę pod schodami i jako wolny człowiek zgrzyta zębami, gdy wspomni swoje byłe upodlenie.

Tak byli współmałżonkowie piszą o byłych partnerach, nie autoryzują wypowiedzi i znaczenia faktów, choć mąż/żona żyją, jeszcze bardziej się zacietrzewiają, gdy dotkną swoją niezagojoną ranę. Cenckiewicz urodził się nie w swoich czasach, jest żywcem przeniesiony z PRL-u, w którym byłby kredensowym z okolic SB. Nazbierał materiałów-donosów na Lecha Wałęsę i osoby z nim związane. Po publikacjach zostało mu sporo niepotrzebnych notatek, karteluszków, podręcznych szkiców. Szkoda wyrzucać do kosza, bądź chować w archiwum.

Za swą podłość mentalną upodlił w publikacjach Lecha, poobijał go w wydanych werdyktach, więc zostają najbliżsi. Zbierał materiały (donosy) o Wałęsie, wie zatem sporo o "Danuśce", jej i jego rodzinie. Tyle włożył trudu, szkoda, aby to się zmarnowało. Więc Cenckiewicz smaruje appendix do wcześniejszych publikacji. Zaspakaja resentyment, za który jeszcze pobiera honorarium. Same zyski.

Tak należy spojrzeć na publicystykę historyczną Cenckiewicza, który wypadł z historii, wyturlał się do naszych czasów, bo w PRL byłby dziarskim i sprawnym SB-kiem. Arkana dociekania "swojej/naszej" prawdy posiadł w najwyższym stopniu. Żakowski podejrzewa, że podpisując materiał do publikacji nie było w redakcji naczelnego Pawła Lisickiego. Nie znam planu urlopów w "Do Rzeczy", lecz tę publikację cechuje znamię większości materiałów, które ukazują się pod naczelnikiem Lisickim i to we wcześniejszych organach. Tę cechę nazywam gmyzetą, która wzięła się od nazwiska innego oficera publicystycznego - Cezarego Gmyza.

Nazwisko Gmyza w pewnym sensie jest przypadkowe, lecz uległe semantycznie. Bo dotkniętych gmyzetą mamy od początku suwerenności 1989 roku. Pierwszym i największych do dzisiaj dotkniętym bakcylem resentymentu (gmyzetą) jest Antoni Macierewicz, który ledwie otworzył archiwa SB, od razu przepoczwarzył się (Gregor Samsa) w tego, z kim walczył. Zainicjował publicystykę (oralną) resentymentu, która w jego przypadku skutkowała "Nocą teczek" i dymisją premiera Jana Olszewskiego.

Cenckiewicz to późny wnuk Macierewicza, który pracował w IPN, organizacji skrojonej jakby specjalnie dla rodzaju dotkniętych gmyzetą. IPN - świetnie pomyślana instytucja do opisania historii najnowszej została zniszczona łyżką dziegciu gmyzety.

Rodzina Danuty Wałęsowej dostała się pod pióro takiego oficera śledczego.

poniedziałek, 8 lipca 2013

PO po Elblągu


Platforma po Elblągu powinna czuć dyskomfort, choć przegrana nie jest nazbyt wielka, wziąwszy jednak pod uwagę, jaki wynik osiągnęła w poprzednich wyborach, Donald Tusk nie powinien spać spokojnie.

Nie powinien czekać, aż Wilk z Kaczyńskim przekopią Mierzeję Wiślaną, bo dopiero nas zaleje. Nie tylko IV RP, ale ta odnowa Polski - o której mówi prezes PiS - której narracja wycofuje nas ze świata, z UE, z realnej geopolityki.

Na razie PO trafił szlag, wielu politykom tej partii łomot się przyda. Przede wszystkim z tego wstrząsu powinien skorzystać Tusk, skonstruować własną narrację polityczną, bo ta obecna kapie - albo nie - jako ciepła woda z kranu. Narracja ma być żywa, z wizją, przede wszystkim nie winna być kontrnarracją do PiS. Kaczyński wycofał Macierewicza do drugiego szeregu, sam zasznurował się na "gadanie smoleńskie" i już wbija inną wizję: "PiS może osiągnąć nawet 50-procentowe poparcie".

U Kaczyńskiego możliwości są najczęściej gołosłowne. Ale to Tusk w tej chwili odpowiada za kształt Polski i myślenie Polaków o samych sobie. Premier porusza się na twardym gruncie polityki, a nie na ruchomych piaskach kampanii wyborczej.

Ta gołosłowna metoda docierania do elektoratu musi być porzucona. Przyszłość kraju jest w rękach młodych Polaków, do nich należy dotrzeć. I wraz z nimi tę przyszłość planować. Wciągnąć ich w samorealizację i wypracować wraz z nimi narzędzia.

Przekonają się, co jest możliwe do zrobienia z największą ich bolączką: z bezrobociem. Młody człowiek nie może stać pod urzędem pracy, ale ten urząd kształtować. To nie tylko metafora. Docenić, co w tej sferze zrobiły dojrzalsze demokracje: niemiecka, brytyjska, amerykańska.

PO ma młodzieżówkę Młodych Demokratów, która winna wciągać rówieśników w rozważania o sobie i uzyskiwać narzędzia wpływania na władzę. Rozproszyć centrum władzy na pokolenia poprzez seminaria, wiece, a nawet kongresy młodych. Nie kontrmanifestować nawet do takich groźnych organizacji, jak ONR, od tego jest Bartłomiej Sienkiewicz.

PO po Elblągu nie ma czasu na ból głowy, pora na reaktywację, bo reakcja Kaczyńskiego może być, jak z owymi 50%, zjedzie do Wilka do Elbląga z ciężarówkami łopat i powie: - Ci, którzy głosowali na Wilka, niech przekopią Mierzeję, mimo braku zgody rządu, niech ich zaleje.

I nas zaleje.

niedziela, 7 lipca 2013

Z młotkiem w tytule na krytyków Kościoła


Ulubiony portal patriotów wPolityce w tytule osądza zdarzenie w Opatowie. Tytuł: "Antyklerykalna nagonka przynosi skutki. Ksiądz z Opatowa zaatakowany młotkiem".

News jest prosty, jak drut: "58-letni ksiądz z jednej z opatowskich parafii (Świętokrzyskie) został w niedzielę zaatakowany młotkiem przez 34-latka. Duchowny z obrażeniami trafił do szpitala. Na razie nie wiadomo, co było przyczyną ataku."

W tytule wiedzą, co było przyczyną ataku młotkiem: antyklerykalna nagonka. W treści newsa: na razie nie wiedzą. Z tego może wynikać, że napastnik czyta portale, w których opisuje się grzeszne zjawiska w Kościele, jak np. pedofilię.

Napastnik nie wytrzymał, chwycił, co miał pod ręką, a zdarzył się młotek i pogonił księdza. Ale też  mogło być tak, że napastnik przeczytał dewocyjny tekst na portalu wPolityce, nie zdzierżył bezkrytycznej apologii i pogonił pierwszego z brzegu księdza, akurat w Opatowie.

W każdym razie młotek w tytule dzierżą wPolityce. Młotkują podobnymi tytułami swoich czytelników.

sobota, 6 lipca 2013

Kaczyński zapowiada dokument, który przejdzie do historii Polski


Prof. Piotr Gliński w wirtualnej hierarchii Jarosława Kaczyńskiego awansuje coraz wyżej. Z parapremiera rządu technicznego do czasu objęcia rządów przez prezesa awansował na paraprezydenta Warszawy ("po drodze mogą być na przykład wybory w Warszawie"), a gdy zaliczy tę drogę - to kto wie - Gliński zaliczy paraprezydenta RP.

Układa się to w podobną karierę do Lecha Kaczyńskiego, na końcu Glińskiego czeka awans na parabrata, parabliźniaka. Taką alternatywę ma dla Polski prezes PiS. Przedrostek para- do czasu aż Kaczyński obejmie wszystkie funkcje naraz, gdyż w PiS jest człowiekiem nie do zastąpienia.

Zanim do tych wszystkich alternatyw-aktów z paraGlińskim dojdzie, przed końcem roku zapoznamy się z dokumentem, "który przejdzie do polskiej historii". Można się spodziewać - znając język prezesa - iż ten dokument to coś w rodzaju aktu chrztu Polski i wcale nie zdziwię się, że przybierze formę Dagome iudex, koniecznie z przedrostkiem para.

IV RP już mieliśmy, coś jak czasy Piasta Kołodzieja, Ziemowita, a czekają nas historycznie przemiany, które przejdą do historii. Albo Mieszka I - znając jednak rozmach Kaczyńskiego - można oczekiwać, że prezes PiS zmierzy się z historyczną wielkością Bolesława Chrobrego. Fajnie to nawet brzmi: Jarosław Chrobry.

Hola, hola, czy Lech nie był Chrobrym? No to Jarosławowi pozostaje Krzywousty. Czekają nas wielkie czasy, zanim jednak nastąpią, zapoznamy się z Dagome iudex PiS, który "przejdzie po polskiej historii".

środa, 3 lipca 2013

Patriotyzm najwyższej próby: Janowicz i Kubot


To, co zaprezentowali Polacy w ćwierćfinale singla Wimbledonu to patriotyzm najwyższej próby. Nie chodzi o grę, bo trudno ciągle grać na wysokim poziomie, ale tak grali Jerzy Janowicz i Łukasz Kubot, lecz chodzi o zachowanie po meczu.

Jak reprezentują nas, nasz kraj, dwaj wielcy sportowcy na zewnątrz. Jak szanują polskość w sobie i w drugim.

Można rywalizować i trzeba, gdyż stajemy się lepsi. Można wyrazić szacunek do siebie, jak zrobili Kubot i Janowicz w stosunku do siebie po zakończeniu rywalizacji.

Kibice na świecie widzieli, jak Polacy szanują - ba! kochają siebie - jak po spotkaniu obejmują się, jak dziękują jeden drugiemu za siebie nawzajem.

Jak wymieniają się koszulkami, tego w tenisie nie ma. Jak jeden czeka na drugiego, aby w triumfie polskości zejść razem z kortu.

Jak zwycięzca łka w rutynowym wywiadzie, kaleczy angielski, kaleczy wypowiedź, lecz daje amalgamat najwyższej próby patriotyzmu.

Obrazek z Wimbledonu Kubota i Janowicza winien być pokazywany przed programami politycznymi, jak należy szanować polskość w drugim, jak szanować siebie nawzajem. Rywalizować i być odpowiedzialnym wewnętrznie za drugiego.

Janowicz i Kubot dali powód do dumy: warto być Polakiem.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Korwin-Mikke broni Hitlera

Tym różnię się od Janusza Korwin-Mikkego, że nie studiuję pism i przemówień Adolfa Hitlera. Moja wina.

Lider Nowej Prawicy - przynajmniej za mnie, jeżeli nie za nas - wgłębia się w przepastne archiwa fuerera i od czasu do czasu dzieli się z nami wynikami czytelnictwa. Tygodnikowi "Do Rzeczy" powiedział:  – Niech mi pan pokaże chociaż jedno zdanie Hitlera, które będzie świadczyć o tym, że wiedział o eksterminacji Żydów. Nie znajdzie pan.

"Pan" Korwin-Mikkego to nie do mnie. W tym miejscu bez bicia przyznaję się, że nawet nie przeczytałem "Mein Kampf". Korwin-Mikke jest sprawiedliwy, bo twierdzi, że jego ulubiony bohater powinien być powieszony za zbrodnie wojenne, ale nie za Holocaust.

No, kurczę, tyle lat po II wojnie, a nikt tego nie odkrył. Strzela więc Korwin-Mikke z grubej Berty do mnie (nas) zdziwionego, z gębą otwartą, bo przywódca III Rzeszy prawdopodobnie o eksterminacji Żydów nie wiedział, gdyż (cytacik): - Podczas słynnego przemówienia w Poznaniu domagał się eksterminacji Polaków. Ale za Holokaust, gdyby dziś stanął przed sądem, musiałby zostać uniewinniony.

Może dobrze, że Hitler nie dotrwał do Norymbergi, albo nawet dłużej, gdyż zostałby porwany przez służby izraelskie i jak Eichmann skazany na śmierć. A to byłoby niesłuszne. Już widzę, jak Ben Gurion cieszy się, że prawo uniewinniło Hitlera.

Korwin-Mikke dla swojego bohatera znalazł usprawiedliwienie w postaci rzeczywistego zbrodniarza. Mianowicie za Holocaust jest odpowiedzialny szef SS Heinrich Himmler, który - swołocz jedna - nie informował swego przełożonego, że w niezliczonych obozach koncentracyjnych, krematoriach, egzekucjach, życie straciło - bagatela - 6 mln Żydów.

Nie myślcie jednak, że Korwin-Mikke nie znajduje rysy w postaci Hitlera. Znajduje, a tą rysą jest, iż był socjalistą:  – Uważam go za mordercę, a co gorsza za socjalistę. Co gorsza, bo socjalista zabija duszę narodu.

Lider Nowej Prawicy współczuje duszy narodu niemieckiego, która została przez socjalistę zabita.

Coś mi się widzi, że ta pokrętna konstrukcja Korwin-Mikkego ma przesłanie dla naszej polskiej sytuacji. W którymś momencie mówi, że Holocaust był możliwy z powodu wyizolowania się fuerera. Stał na szczycie państwowej hierarchii, niewiele do niego z rzeczywistości docierało i nie posiadał wiedzy o części przedsięwzięć swoich podwładnych (swołocz jedna).

Jak Tusk. A kogo, panie Januszu, w Polsce mordują? Patriotów? A może tylko zabijana jest dusza polska?