poniedziałek, 7 lipca 2014

Zjednoczeniowy blitzkrieg Kaczyńskiego


Jarosław Kaczyński pierwszy akt zjednoczenia prawicy ma już za sobą. Zjednoczył się z Piotrem Dudą, szefem "Solidarności".

Zjednoczenie trwało krótko i musiało być bardzo przyjemne. Rozmowa Kaczyńskiego z Dudą trwała przeszło godzinę. Można je śmiało nazwać językiem militarnym, był to blitzkrieg zjednoczeniowy. Kaczyński zjednoczył "Solidarność" z PiS.

W krótkim żołnierskich słowach zjednoczenie to da się opisać: reformy emerytalne Tuska - won! Cofamy się na z góry upatrzone pozycje sprzed reformy, kobiety pracują do 60 lat, mężczyźni do 65.

No i kto to słyszał, aby lud pracujący miast i wsi miał dłużej znosić takie "ustawy antypracownicze".

Po blitzkriegu przyznał Duda, że z prezesem PiS "łaczy go troska o Polskę". Czyż nie brzmi to jak hymn "Boże, coś Polskę", przepraszam: "Jeszcze Polska nie zginęła"?

Brzmi.

Prawicowe zjednoczenie ze związkiem zawodowym, który z definicji jest lewicowy, ho, ho, to mogło odbyć się tylko za pomocą blitzkriegu.

To byłby pierwszy akt, czekamy na następne blitzkriegi z Ziobrą i innymi, bo "łączy nas troska o Polskę".

Czytaj więcej >>>

sobota, 8 lutego 2014

Uwagi do Białej księgi nt. pedofilii w polskim Kościele

Episkopat Polski koordynuje prace i ewentualne wydanie "Białej księgi nt. pedofilii w polskim Kościele".

Biała księga ma zawierać dokumenty Watykanu i polskiego Kościoła, które z grubsza są znane i mają postać kazań w słusznych paragrafach, co mają robić hierarchowie,gdy dotrze do nich wiedza o pedofilii podwładnych.

Do tej pory żadna informacja o przypadku pedofilii "dobrowolnie" nie opuściła progów zakrystii, "wymuszane" było to najczęściej przez media.

Biała księga ma zawierać dane statystyczne przypadków pedofilii wśród kleru. Brakuje jednak w tej publikacji in spe mowy o archiwaliach, konkretnych przypadkach, a zwłaszcza takich, gdy biskupi przerzucali z jednej parafii do drugiej podejrzanych o pedofilię, a także tych przypadków, które były rozstrzygane wg prawa kanonicznego.

Bo cóż po nauczaniu w tej kwestii poszczególnych papieży. Który z nich chciał źle?

Kościół w sprawie swojego ciężkiego grzechu (a w języku świeckim: przestępstwa) staje się spowiednikiem i rozgrzeszającym. Jest to swoista psychoanaliza instytucji, która chce odfajkować tę plagę,  a do której przyczynił się w nakaz sprzecznego z naturą celibatu.

Taka Biała księga nie winna być koordynowana przez Episkopat, gdyż znane są sądy szefa tej instytucji biskupów, który dał niejednokrotnie wykładnię genezy pedofilii: "iż dzieci lgną do duchownych".

Taka Biała księga miałaby sens, gdyby wpuszczono do archiwów niezależnych badaczy, a którzy by utworzyli coś w rodzaju IPN. Lecz to marzenie ściętej głowy.

Ale gdyby udało im się dotrzeć choć do części archiwaliów, mogłoby to być podstawą do oczyszczania się Kościoła z ciężkiej krzywdy wyrządzanej najmłodszym wiernym, wiernym nie w pełni świadomym.

Zdziwiony jestem działaniem państwa (jego brakiem działania), a słowa prokuratora generalnego, Andrzeja Seremeta, niemal wszystko mówią, jak impotentne jest państwo w stosunku do instytucji, która posiada status państwa w państwie. Otóż Seremet powiedział, że Kościół katolicki w Polsce nie ma prawnego obowiązku zawiadamiania prokuratury o przypadkach pedofilii.

Tak mówi człowiek, który stoi na czele instytucji śledczej? Zgroza! Jaką on ma zatem świadomość o funkcjonowaniu państwa w ramach prawa. I prawa w państwie, jak on rozumie przestępstwo, które zachodzi na terenie państwa i oddaje jego rozstrzygniecie w ręce tych, wśród których doszło do przestępstwa. Czyż nie nazywa się to solidarnością zawodową, klasową, a nawet nazwę: klanową.

Nawet jeżeli uwzględnia Seremet umowę międzynarodową z Watykanem, konkordat, to winien szukać takich rozwiązań w międzynarodowym prawie, jakie ostatnio - mimo zarzucanych błędów - poczynił Komitet ONZ ds. Praw Dziecka w stosunku do Watykanu w tej właśnie kwestii: pedofilii.

Polska ma na stanie jedną z największych grup duchownych katolickich w Europie. Stosując uśrednione dane statystyczne i komparatystyczne można bez większej obawy pomyłki powiedzieć, że znane nam przypadki pedofilii kleru to czubek góry lodowej.

Dlatego na tę Biała księgę patrzę z przymrużeniem oka, a wręcz jestem pewny jej li tylko propagandowej roli. No i co to znaczy, iż publikacja jest uzależniona od akceptacji Stolicy Apostolskiej?

Toż cenzor z Kongregacji przy placu Św. Piotra w Watykanie będzie rozsądzał, co publika w Polsce może dowiedzieć się o pedofilii kleru.

Kościół sobie krzywdy nie zrobi, choćby z tego powodu, że jest prokuratorem, obrońcą i sędzią we własnej przestępczej sprawie. Wokandą może być tylko instytucja niezależna, a tę mogą tylko wygenerować polskie władze.

Ta Biała księga już w tych uwagach jest szara. A nabierze jeszcze ciemniejszych barw. Każdy winny uważa, iż jest niewinny. Biała (szara) księga ma ukazać się (ponoć) w ciągu kilku miesięcy.


piątek, 7 lutego 2014

Beata Kempa, gwiazda Wiejskawood, do gwiazdy Hollywood, Meryl Streep



Gwiazda Wiejskawood, Beata Kempa, napisała list do drugiej gwiazdy Hollywood, Meryl Streep, zainspirowany jej wywiadem dla "Gazety Wyborczej".
Odtwórczyni m.in. "Pożegnania z Afryką" kilka słów powiedziała o gender, zwracając uwagę na opór, z jakim trudem ta nauka przyjmuje się na ciężkim kulturowo i cywilizacyjnie terenie Polski.
Streep powiedziała:
"Panowie, krucjata przeciw gender jest skazana na porażkę".
Obruszyło to polską gwiazdę, Kempę, bo gender nie przerobił jej "pana", więc pisze po polsku list (otwarty), a opublikowany - wcześniej przed doręczeniem Meryl Streep - we wpływowym dzienniku "Fakt":
"Otóż chciałabym Panią poinformować, że jestem przewodniczącą zespołu parlamentarnego „Stop ideologii gender” w polskim parlamencie i jestem kobietą".
Kwestie płci piszącej gwiazdy zatem mamy odfajkowaną. Mam nadzieję, że Kempa dołączyła swoje zdjęcie, bo w "Fakcie" opublikowano jej podobiznę.
Kempa opisała Streep, jakie to trudności napotyka gender w Polsce i czym w istocie owo paskudztwo jest, a o czym nie ma pojęcia gwiazda Hollywood, Meryl Streep, przypomniała przy okazji polska gwiazda, że Polska była jednym z pierwszych krajów, w którym kobiety dostały prawa wyborcze, a homoseksualizm nie jest penalizowany:
"Kierowany przez mnie zespół kieruje się wartościami równości, tolerancji i niedyskryminacji. Zwalcza natomiast ideologiczne szaleństwo ideologii gender, związane z seksualizacją dzieci i młodzieży w przedszkolach i szkołach. Jesteśmy przeciwnikami wywierania presji i zmuszania dzieci do odgrywania ról niezgodnych z ich biologiczną płcią. Przebieraniu na siłę chłopców za dziewczynki i dziewczynki za chłopców. Jesteśmy przeciwni warsztatom, podczas których dorosły edukator uczy dzieci masturbacji".
No i całkiem może najważniejsze: jedna gwiazda zaprosiła drugą gwiazdę. Kempa zaprosiła Streep na kongres Solidarnej Polski.
Można sobie wyobrazić. Streep dostaje list. Dzwoni do Janusza Głowackiego, aby przetłumaczył jej na amerykański (wszak nie tożsamy z angielskim). Następnie dzwoni do agenta, aby odwołał jej obecność na planie filmowym właśnie realizowanego filmu.
Podniecona nową wiedzą anty-gender wsiada w Air America, aby ratować Kempę na planie wyborczym obrazu "Pożegnanie z Wiejską", gdzie Kempa robi za Karen Blixen, a za Roberta Redforda w Brukseli Zbigniew Ziobro, tudzież Jacek Kurski.
Gwiazda z gwiazdą zawsze się dogada - pisząc list (otwarty) we wpływowym dzienniku "Fakt".
Teraz leci tyłówka, napisy końcowe, kto grał i jaką rolę, i ile na tym zarobił. Hit w reżyserii Dariusza Oko.

czwartek, 6 lutego 2014

Zdrojewski odpalił Kościołowi 6 mln zł


Po doniesieniu do prokuratury przez naczelnego Liberte, Leszka Jażdżewskiego, o przekroczeniu uprawnień przez urzędników MKiDN w sprawie datku na tacę w wysokości 6 mln zł na Świątynię Opatrzności Bożej, odezwali się sprawcy w postaci rzecznika ministerstwa, który zaprzeczył złamaniu przepisów przy przyznawaniu dotacji:
"Nie złamano. Środki na Muzeum Jana Pawła II nie pochodzą z budżetu państwa, tylko z odpisu z gier liczbowych czyli z Funduszu Promocji Kultury, w oparciu o rozporządzeniu ministra kultury i dziedzictwa narodowego z dnia 30 czerwca 2010 r. (w sprawie szczegółowych warunków uzyskiwania dofinansowania realizacji zadań z zakresu kultury, trybu składania wniosków oraz przekazywania środków z Funduszu Promocji Kultury – Dz.U. nr 118, poz. 797)".
Karkołomne usprawiedliwienie. Pieniądze z odpisu z gier liczbowych, gdyby nie były przeznaczone bezpośrednio na Fundusz Promocji Kultury, poszłyby do budżetu państwa, a stamtąd do FPK. Trafiły jednak bezpośrednio do budżetu FPK, bo taki jest przepis.
Budżetem tym rozporządza minister Bogdan Zdrojewski w imieniu państwa, a nie w imieniu swoim. Minister nie finansował ŚOB z własnej pensji, ale z pieniędzy wspólnych.
Kultura nie posiada za dużo pieniędzy. Wręcz dramatycznie za mało. A ludzie kultury nie chodzą z beretem co mszę, aby wrzucić im jałmużnę, choć to oni produkują dobra duchowe. Minister zaś skąpi im, woli dać na jeszcze jedną świątynię, która nie jest ośrodkiem kultury. Dopiero będzie nim muzeum JP II.
Nie za swoje Zdrojewski kadzi Kościołowi. A polski Kościół jest coraz mniej Kościołem, stał się świątynią dla kleru. I napiszę tak o kadzeniu Zdrojewskiego za 6 mln zł, jak ks. Alfred Wierzbicki o teoriach ks. Dariusza Oko: "Prymitywom to się podoba".
Kult nie jest skróconą formą kultury. Jest zaprzeczeniem współczesnej kultury, która wytwarza dobra duchowe. Zdrojewski odpisał się od rozumu i dóbr duchowych.

wtorek, 4 lutego 2014

Daltonizm Barełkowskiego, prezesa TV Niezależna



Piotr Barełkowski, prezes spółki TV Niezależna, przeczytał w oświadczeniu Jurka Owsiaka, "propozycję", aby on skontrolował - i jemu podobni - finanse WOŚP.
Rozumiem, że czyta się, co chce i rozumie, co chce. Doskonale to widać w TV Republika i na portalu niezależna.pl. Czytanie i rozumienie rzeczywistości społeczno-politycznej w wykonaniu daltonistów.
Rozumiem, że Barełkowski przeczytał oświadczenie Owsiaka, jak jest w stanie je rozumieć. Wyżej nie podskoczy. Aby jednak zachować standardy relacji zwrotnej, "my chcemy skontrolować WOŚP", to wtedy pisze się oczywistą oczywistość: "zapraszamy Owsiaka do skontrolowania finansów spółki TV Niezależna".
No, ale Barełkowski przeczytał, po swojemu zrozumiał i po swojemu podał do mediów. Relacje zwrotne polegają, iż jest "ja" i "ty", bądź "on" (jak się relacjonuje) i w liczbie mnogiej "my" "wy/oni".
Na tym polega profesjonalizm mediów, na tym polega profesjonalizm obecności w przestrzeni publicznej i na tym polega kindersztuba.
Otwierasz TV Republika - i co widzisz? To, co czytasz na portalu niezależna.pl: daltonizm.

niedziela, 2 lutego 2014

Kaczyński w tamie spekulacji


Paweł Lisicki twierdzi, że tamuje falę spekulacji odnośnie Jarosława Kaczyńskiego. A ten odnośnik tyczy tego, co wcześniej konkurencyjny tygodnik "Do Rzeczy" - "wSieci" - wyspekulował.

W tej tamie stanął sam zainteresowany prezes PiS, który udzielił się wywiadem odnośnie. Kaczyński nie ma ambicji. "Nie mam ambicji prezydenckich" - powiedział w pierwszej części zdania. Już mi ręce składały się do oklasków, wiem jednak, że prezes buduje zdania złożone, acz są one konwencjonalne i drugie dno w nich nie istnieje, zwykle zaprzecza temu, co chciał powiedzieć. Taką Kaczyński posiadł retorykę, ja jej mu nie zmienię.

Ta druga część zdania w tamie spekulacji brzmi: "... to premier jest w Polsce tym, który bardziej przystaje do funkcji szefa partii". Odkrycie, jak odkrycie. Donald Tusk jest szefem partii, jest premierem. Janusz Palikot też jest szefem, ale nie jest premierem. Leszek Miller był, jak zresztą Kaczyński. Jarosław Gowin chciał być szefem jednej partii, ale nie został, więc wybrał sobie inną partię i w dalszym ciągu nie jest premierem.

A jednak biłem oklaski za drugą część zdania w myśl prezesowego powiedzenia: "oczywista oczywistość".
No, ale wywiad jest o tamie spekulacji - to metaforyczne słowa ze wstępniaka naczelnego tygodnika "Do Rzeczy", a ten włada piórem, jak włada - w której staje prezes PiS bez ambicji.

Jak prezes nie ma ambicji, bo "premier przystaje do funkcji szefa partii", to kto za prezesa jest w posiadaniu tej funkcji ambicji?

I znowu dwa kwiatki z retoryki Kaczyńskiego, godne św. Franciszka. "Z partią jestem serdecznie związany". PiS to partia prezesa, więc ma do niej serdeczne uczucia, wszak jego dzieło. Personel partyjny może też darzy prezesa serdecznością, bo ma za co. Dla ogromnej większości posady na ławach sejmowych to synekury. Za synekury każdy jest serdeczny, a walory, które via media poznaję, nie "przystają funkcji", które winni reprezentować. Taka mała uwaga odnośnie partyjnych kadr, z którymi Kaczyński jest "serdecznie związany".

Wyżej to był kwiatek miary św. Franciszka. Ale oto kwiat. Odnośnie spekulacji, kto miałby być tym, która ma ambicje zamiast prezesa. Ten retoryczny kwiat ma brzmienie: "Polska byłaby szczęśliwym krajem, gdyby miała takiego prezydenta". Nie chodzi o prezydenta Bronisława Komorowskiego. O, nie! Czyli Kaczyński uważa, że Polska jest krajem nieszczęśliwym pod prezydentem Komorowskim, choć cieszy się największą sympatią wśród tzw. polskich polityków. Zresztą kiedyś prezes uznał, że Komorowski został wybrany przez pomyłkę. Otóż wg Kaczyńskiego Polska byłaby szczęśliwa pod ambitnym Piotrem Glińskim.
Tama spekulacji już nie przecieka, bo prezes nie ma ambicji odnośnie prezydentury. Wywiad jest też o nowej propozycji gospodarczej PiS. Czyli stara propozycja poszła do kosza, jest nowa. Uwaga: posługuję się słowami z "Do Rzeczy", ja tego nie pisałem.

Pierwszą propozycją gospodarczą jest program prospołeczny, a nawet "silnie prospołeczny" - ostatnie jest cytatem. Polska się zwija demograficznie i to musi być przełamane. Jak? Polityką prorodzinną, "ale szeroko rozumianą" (też cytat).

Z podręczników demograficznych wynika jednak, iż bogacące się społeczeństwo zwijają populację, to tylko biedne społeczeństwa płodzą dzieci w myśl odwiecznej socjologicznej zasady: więcej dzieci, większe prawdopodobieństwo, że zyska rodzina.

Do nowego programu PiS należy stwierdzenie, że Polska znalazła się w "pułapce średniego rozwoju (dochodów)" (cytat). A jednak się rozwijamy, acz średnio. Kaczyński chce uruchomić rezerwy. Do tej pory myślałem, że mamy długi (a nie rezerwy) i mimo to średnio się rozwijamy. Europejskie dane statystyczne mówią, że jednak najlepiej się rozwijamy, ale można je czytać, jak Kaczyński i wówczas wyjdzie: średnio. "Uruchomienie rezerw" to wg Kaczyńskiego "sięgniecie po nie" - "i stąd ten bilion złotych" (wszystko cytaty).

Nowy program gospodarczy PiS jest wewnętrznie sprzeczny, aby realizować taką politykę prospołeczną (winno się jednak nazywać: pro-populistyczną), trzeba nałożyć nowe podatki.

Oczywiście Kaczyński chce nałożyć te podatki nie na biednych i średnio zarabiających, ale na najbogatszych, przedsiębiorców, banki i hipermarkety. Pominę tych najbogatszych, bo to czysty populizm. Nawet gdyby chcieli płacić, to zyskać można najwyżej jakiś promil dochodów dla budżetu. Lecz i tak najbogatsi nie dadzą się, bo uciekną z polskiego fiskusa. Zaś banki i hipermarkety odbiją sobie na cenach, a to będzie rzeczywisty podatek od towarów - ale dla biednych.

Ta nowa polityka gospodarcza PiS jest starą polityką gospodarczą PiS, a ta była nader populistyczna, jak brzmienie: bilion złotych. Gdyby Kaczyński chciał uzyskać ten bilion złotych, to nie dość, iż zwijalibyśmy się demograficznie, ale zwijalibyśmy się z bólu, że dotąd szliśmy "w pułapce średniego rozwoju (dochodów)" (cytat), a pod nowym programem gospodarczym PiS zwijamy się z populizmu.

Rozumiem, że Kaczyński jest szefem partii, którego ambicje "przystają do premiera", bo taka jest logika demokracji. Z tego wywiadu, którego tylko niewielkie passusy są w tej chwili dostępne, wynika, iż prezes w nowym programie gospodarczym PiS serwuje stary populizm.

Może on do części elektoratu przemówić, może też przemówić do znużonych rządami Tuska. Wątpię, że tak się stanie, gdy będą mieli do wyboru między "pułapką średniego rozwoju (dochodów) a populizmem, który zawsze kończy się spektaklem katastrofy.

Stwierdzenie, że "pójdziemy do przodu" jest tak samo niezręczne retorycznie, jak "pójdziemy przodem". Kierunek zawsze jest ten sam: przodem do populistycznej przepaści.

Tyle moich uwag o dostępnych cytatach z wywiadu dla "Do Rzeczy", który "tamuje falę spekulacji" odnośnie Kaczyńskiego.