środa, 11 grudnia 2013

Katastrofa smoleńska ciągle trwa, katastrofa polityków

Krzysztof Kłopotowski w "Rzeczpospolitej" domaga się dofinansowania "Smoleńska", filmu Antoniego Krauze, dotacją z PISF kwotą połowy założonego budżetu produkcji - 5,5 mln zł.

Z tego, co wiemy o tym filmie, nijak się ma do katastrofy smoleńskiej. Jest li tylko agitką zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza. Założenie fabularne Krauze czerpie z Wajdy "Człowieka z marmuru", filmu wszak wybitnego. W postać dziennikarki odtwarzaną przez Krystynę Jandę miałaby być wtłoczona Ewa Stankiewicz, której wiedza o katastrofie smoleńskiej da się opisać, iż wypowiadając się o niej - ostatnio czytałem relację z jakiejś kruchty kościelnej - jest mową z nożem w zębach.

I taki będzie/byłby film Krauzego, twórcy, którego cenię. Dlaczego dał się wpuścić w maliny? Nie wiem. Tylko mogę podejrzewać, iż znalazł się w obozie pisowskim, w którym o katastrofie się nie mówi, ani nie docieka, tylko wrzeszczy. Zakrzykuje.

Kłopotowskiego argumentacje w "Rzepie" pominę milczeniem, bo pisze nie na temat, jak to PO torpedowało ("zaciekły opór") powołanie PISF, a bez braci Kaczyńskich polskie kino byłoby trupem. Argumentacja ni przypiął, ni przyłatał.

Nijak się ma do tematu. Krauze może jest "idealnym twórcą", ale nie do takiej wymowy narracji, w tym wypadku smoleńskiej. 

Jakąś prawdą o Smoleńsku byłby film o tym, jak odkręcane były i są "ustalenia" zespołu Macierewicza i środowisk, które z katastrofy uczyniły polityczne narzędzie. Taki film Krauze mógłby zrobić przeciw sobie. Byłoby to wyzwanie dla niego, jako twórcy. Na pewno nie byłoby to wyzwanie dla jego scenarzysty Marcina Wolskiego, który jest ledwie średniego - i tak zawyżam - lotu twórcą.

Krauze skazał się na przegraną. Nie z tego powodu, że Zdrojewski mu pieniędzy nie przyzna. Nawet gdyby w jakiejś przyszłości miało dojść do realizacji obrazu, będzie to tylko gniot. Jego "Smoleńsk" nic nie będzie miał wspólnego ze sztuką filmową.

Kiedyś może "Smoleńsk" się doczeka wyrazu artystycznego, lecz będzie to dzieło o upadku moralnym polityków. O katastrofie, która zaczęła się 10. kwietnia 2010 roku i skutecznie była przez polityków kontynuowana przez następnych kilka lat (nie wiem, ile lat, bo ciągle ta katastrofa trwa).

Taki film mógłby zrobić Krauze o katastrofie polityków, którzy na katastrofie chcieli ubić polityczny interes, a tylko upodlili na dziesiątki lat wyborców, bo Polacy długo z tego błota smoleńskiego się nie podniosą. Ta trauma smoleńska też jest do opisania.

Takie dzieło powinno powstać i wiem, że powstanie. A pisanie Kłopotowskiego, jak w "Rzepie" będzie tylko marginalnym przypisem w bibliografii smoleńskiej i z adnotacją: ofiara mentalnych skutków katastrofy.