Krzysztof Kłopotowski w "Rzeczpospolitej" domaga się dofinansowania "Smoleńska", filmu Antoniego Krauze, dotacją z PISF kwotą połowy założonego budżetu produkcji - 5,5 mln zł.
Z tego, co wiemy o tym filmie, nijak się ma do katastrofy smoleńskiej. Jest li tylko agitką zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza. Założenie fabularne Krauze czerpie z Wajdy "Człowieka z marmuru", filmu wszak wybitnego. W postać dziennikarki odtwarzaną przez Krystynę Jandę miałaby być wtłoczona Ewa Stankiewicz, której wiedza o katastrofie smoleńskiej da się opisać, iż wypowiadając się o niej - ostatnio czytałem relację z jakiejś kruchty kościelnej - jest mową z nożem w zębach.
I taki będzie/byłby film Krauzego, twórcy, którego cenię. Dlaczego dał się wpuścić w maliny? Nie wiem. Tylko mogę podejrzewać, iż znalazł się w obozie pisowskim, w którym o katastrofie się nie mówi, ani nie docieka, tylko wrzeszczy. Zakrzykuje.
Kłopotowskiego argumentacje w "Rzepie" pominę milczeniem, bo pisze nie na temat, jak to PO torpedowało ("zaciekły opór") powołanie PISF, a bez braci Kaczyńskich polskie kino byłoby trupem. Argumentacja ni przypiął, ni przyłatał.
Nijak się ma do tematu. Krauze może jest "idealnym twórcą", ale nie do takiej wymowy narracji, w tym wypadku smoleńskiej.
Jakąś prawdą o Smoleńsku byłby film o tym, jak odkręcane były i są "ustalenia" zespołu Macierewicza i środowisk, które z katastrofy uczyniły polityczne narzędzie. Taki film Krauze mógłby zrobić przeciw sobie. Byłoby to wyzwanie dla niego, jako twórcy. Na pewno nie byłoby to wyzwanie dla jego scenarzysty Marcina Wolskiego, który jest ledwie średniego - i tak zawyżam - lotu twórcą.
Krauze skazał się na przegraną. Nie z tego powodu, że Zdrojewski mu pieniędzy nie przyzna. Nawet gdyby w jakiejś przyszłości miało dojść do realizacji obrazu, będzie to tylko gniot. Jego "Smoleńsk" nic nie będzie miał wspólnego ze sztuką filmową.
Kiedyś może "Smoleńsk" się doczeka wyrazu artystycznego, lecz będzie to dzieło o upadku moralnym polityków. O katastrofie, która zaczęła się 10. kwietnia 2010 roku i skutecznie była przez polityków kontynuowana przez następnych kilka lat (nie wiem, ile lat, bo ciągle ta katastrofa trwa).
Taki film mógłby zrobić Krauze o katastrofie polityków, którzy na katastrofie chcieli ubić polityczny interes, a tylko upodlili na dziesiątki lat wyborców, bo Polacy długo z tego błota smoleńskiego się nie podniosą. Ta trauma smoleńska też jest do opisania.
Takie dzieło powinno powstać i wiem, że powstanie. A pisanie Kłopotowskiego, jak w "Rzepie" będzie tylko marginalnym przypisem w bibliografii smoleńskiej i z adnotacją: ofiara mentalnych skutków katastrofy.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Smoleńsk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Smoleńsk. Pokaż wszystkie posty
środa, 11 grudnia 2013
niedziela, 27 października 2013
Okładka "wSieci": oczywista oczywistość
Sporo trzeba mieć złej woli, aby w zdjęciu zamieszczonym na okładce nowego numeru "wSieci" dopatrzeć się tylko zadowolenia w postawie Donalda Tuska i takiegoż u Władimira Putina.
Spójrzmy na to zdjęcie szerzej. Choćby tak, że w uchwyconym w głębokim profilu Tusk przejawia poprzez gest zaciśniętych pięści determinację, a Putin jest sceptyczny, a może nawet wyrażający postawę: co mam z tym fantem zrobić, hekatombą lotniczą.
Bez uprzedzeń, złych emocji, dystansując się od poglądów. Trudne? Jeżeli tak, to indoktrynacja emocjonalna zdemolowała niejednego Polaka.
Groźne naprawdę są dopiero słowa Jacka Karnowskiego, które zamieszcza już w tytule króciutkiej zapowiedzi: "Dogadani?"
Po cholerę ten znak zapytania. Oczywista oczywistość przesłania. To jest groźne w pisaniu Karnowskiego. Nie będę znęcał się nad jego warsztatem dziennikarskim i operowaniem znaczeniami w języku polskim, najwyżej średnia krajowa: "im dłużej patrzymy na połączone wyraźną nicią porozumienia twarze Donalda Tuska i Władimira Putina, tym przerażenie jest większe". Redaktorze, pióro nigdy nie będzie twoją silną stroną.
Dominika Wielowieyska czuje się okładką "wSieci" uderzona obuchem i dopatruje się podprogowego przesłania: "Tusk z Putinem zamordowali 96 osób z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele".
Przepraszam, a inne przesłanie w prawicowych tygodnikach było (w 3. tygodnikach - dla porządku)?. Nieumiejętność polemizowania - nawet przy założeniu, że mają integralne poglądy - wykuwana była przez 3 lata z okładem po Smoleńsku.
To jedyne przesłanie: "Dogadani?" Karnowskich, Ziemkiewiczów, Sakiewiczów. Nie przeszkadza im kompromitacja poszczególnych osób i elementów kuchni smoleńskiej. Zanim Macierewicz zracjonalizuje swoją wpadkę, oni już to wcześniej zrobili.
Czy w Polsce może się oczyścić ta zafajdana atmosfera posmoleńska? Obawiam się, że nie. Potrzeba jakiejś silniejszej hekatomby niż w Rosji, aby zostały rozwiane smoleńskie mgły, w których błądzą (och, cynicznie, cynicznie) redaktorzy takich wstępniaków, jak ów komentujący fotografię Tuska i Putina.
Kłopotliwym zaskoczeniem jest najnowszy sondaż TNS Polska, aż o 9 punktów procentowych przewagi Platformy (41) nad PiS. To nie tylko dar z Konferencji Smoleńskiej od Jacka Rońdy i Chrisa Cieszewskiego. Aż tacy rozrzutni nie są, to coś głębszego, zarazem niepokojącego. PO nic nie zrobiła, aby jej tak podskoczyło. Czy polityka to wybór między gorszym, najgorszym i jeszcze gorszym od najgorszego.
sobota, 26 października 2013
Deepak Mishra w polskiej promocji smoleńskiego steku
Prof. Chris Cieszewski zastosował krętactwo stare jak świat. Zapowiadał co innego, niż zaserwował. Tak postępują kelnerzy. Zachwalają danie, a potem u spożywających podniebienie nie doznaje innych wrażeń, niż zwykle.
Cieszewski w materiałach przygotowawczych (a tak naprawdę: promocyjnych) wsparł się nazwiskiem Deepaka Mishry. Niemal wszystkim nic ono nie mówi, tylko branżowcom. Nie branżowcy zaglądając do jego cv, odkrywają NASA. Więc w ustach i rozumie pojawia się: ach, ach.
To, co dozwolone w promocji nauki, nie ma zastosowania w praktyce. Oczywiście w USA, bo w Polsce jest zupełnie inaczej. Nieprzypadkowo prof. Janusz Czapiński nie chce być tytułowany profesorem.
Na Konferencji Smoleńskiej Cieszewski wycofał nazwisko Mishry z promocji, bo zaserwował danie takie, jakie zaserwował: worek śmieci. Głodni spisków i wybuchów więc zakrzyknęli: ach, ach (podobnie było z parówkami).
Cieszewski ma świadomość, iż pozostawiając nazwisko Mishry złamałby standardy nauki amerykańskiej, acz nie polskiej. Zresztą niewielu to zauważyło, bo żyli zachwytem, a ten nie pozwala na szczegóły. Fastfood worka śmieci wówczas smakuje jak dobry amerykański stek.
Ten stek otrzymali uczestnicy zamkniętej przed mediami Konferencji Smoleńskiej, a następnie publiczność via media. Prawicowe portale zachwycone jednym chórem zabrzmiały: ach stek, ach stek. Reszta, którym rozum nie odebrało, podeszło krytycznie: jaki stek, gdy worek śmieci.
Zachowanie Cieszewskiego w konsumowaniu medialnym tego steku było takie, iż był tylko tam, gdzie worek śmieci brano za stek.
Roman Imielski, dziennikarz "Wyborczej", któremu takie żurnalistyczne steki jako worki śmieci nie odpowiadają, bo wyznaje trochę inne standardy profesjonalne, zechciał sprawdzić u źródeł, czyli u Deepaka Mishry, jaki był jego udział w tym "steku" worka śmieci, bo dziennikarze wyznający inne standardy niż Imielski, np. Grzegorz Wierzchowski z "Gazety Polskiej" podpierali się autorytetem Mishry. Wszak Imielski nazwiska nie wziął z sufitu, gdy leżał w pakamerze i odpoczywał od trudów pisania w "GW".
I dostał odpowiedź od Mishry, która w tym metaforycznym ciągu, który opisuję brzmiała: Jam nie śmieciarz, ale kucharz z najlepszej amerykańskiej jadłodajni. NASA to nie polskie standardy.
No, ale ci od innych standardów, niż Imielskiego, wyszukali zdjęcia z wiekopomnej Konferencji Smoleńskiej i na zrzucie z laptopa faktycznie nie było nazwiska Mishry, gdy Cieszewski referował. Nie było, bo nie mogło. Cieszewski wycofał Mishrę z promocji, a powrócił do standardów amerykańskich.
Ale nasz pieniacz narodowy Antoni Macierewicz doznał triumfalistycznego wniebowzięcia: ach, ach, stek, ach, ach wybuch tudzież inne parówki. Poseł PiS chce wyzwać Adama Michnika na pojedynek na ubitym polu prawa, czyli do sądu. Zapowiedział wytoczenie procesu.
No, cóż - polskie życie publiczne raczej wymyka się standardom światowym, jest workiem śmieci. Cóż: ach, ach, to nie stek. Och!
wtorek, 22 października 2013
Brzoza jako worek śmieci - kolejne odkrycie konferencji smoleńskiej
Prof. Michał Kleiber zbyt szybko zrezygnował z pomysłu debaty smoleńskiej. No, ale nie zasypia gruszek w popiele Antoni Macierewicz. Poseł PiS zorganizował konferencję smoleńską, która dała owoc w postaci brzozy, która była, a jakoby jej nie było.
Może brzoza była przed 5 kwietnia 2010 roku, ale pięć dni później w dniu katastrofy jej nie było. Takie wiekopomne odkrycie jest dziełem prof. Chrisa Cieszewskiego (University of Georgia), który po tym odkryciu powinien został obwołany Naczelnym, może też Wielkim Dendrologiem.
To spowodowało, że rzecznik PiS Adam Hofman nazwał zwolenników brzozy, która 10 kwietnia 2010 roku miała ciachnąć skrzydło prezydenckiego tupolewa, za sekciarzy brzozy.
Kleiber powinien się ucieszyć, iż konferencja smoleńska odbywa się w zamian za debatę smoleńską, bo jakaś komunikacja między dwiema stronami eksperckimi istnieje.
Nazwijmy ją debatą łącznościowców, telegrafistów. W nawiązaniu do Hofmana metafory sekta brzozy, można tę debatę przedstawić, jako dialog:
- Tu brzoza, tu brzoza. Sekta, czy mnie słyszysz?
Po stronie sekty właśnie odezwał się Michał Setlak, wicenaczelny Przeglądu Lotniczego i odpowiedział. To, co ze zdjęć satelitarnych odczytał Wielki Dendrolog jest workiem śmieci, który na działce Bodina się znajdował. Wcześniej już to samo zrobił bloger Ford Prefect, który zdemaskował profesora w internecie.
No, właśnie. Zdemaskował, jak wcześniej zdemaskował się prof. Jacek Rońda. Zdemaskowani uczestnicy konferencji Macierewicza zostają z owocami naukowymi: workiem śmieci, rozprutymi parówkami, tudzież puszkami po red bullu i zdjęciami ofiar tej katastrofy.
Prezes PAN nie powinien ustawać w wysiłkach do debaty smoleńskiej, gdyż po niej zdemaskowanych ekspertów Macierewicza będzie więcej. Do Rońdy, Cieszewskiego, dołączą następni. Warto oglądać, jak dla polityki kolejni profesorowie kompromitują etos naukowca.
środa, 16 października 2013
Dobosz Macierewicz jako hiena cmentarna
Po przegranym warszawskim referendum prezes PiS powraca z pełnym impetem do katastrofy smoleńskiej. PiS do najbliższych wyborów nie liczy na demokratyczne zdobycie władzy, trzeba jednak tzw. patriotom podbić bębenka przed zbliżającymi się wszelakimi rocznicami, a werbel Smoleńsk to najwartościowszy instrument, więc jego dobosz Antoni Macierewicz wali, co sił medialnych.
Maciej Lasek przedstawił niepublikowane zdjęcia zrobione tuż po katastrofie. Co to jednak obchodzi dobosza, trzeba walić póki "patriotów" głowy gorące (patrioci w cudzysłowie znaczą to, co znaczą, na pewno nie wartość semantyczną tego rzeczownika).
Dosadnie została podana przyczyna katastrofy, a jest to łańcuch wydarzeń „zapoczątkowany przejęciem naprowadzania samolotu przez ośrodek decyzyjny w Moskwie”.
Ne dajmy się zwieść temu "łańcuchowi wydarzeń", acz to broń używana przez kiboli, którzy w walkach między sobą używają łańcuchów, Macierewicz posługuje się metaforą "łańcuch wydarzeń", lecz to dobosz, acz kibol polityczny. Rozpirza przestrzeń publiczną w drobiazgi za pozwoleniem prezesa PiS.
Dobosz, aby udowodnić swoja metaforę - łańcuch wydarzeń - potrzebuje do tego trupów. Potrzebne mu ciała ofiar katastrofy smoleńskiej, apeluje - do kogo? - "o ponowne sekcje zwłok katastrofy".
Macierewiczowi zatem pozostaje dotychczasowa metoda "Zosi samosi", którą uprawia jego zespół parlamentarny wraz z ekspertami. Własnym sumptem, własnym przemysłem - powinien wykopać ciała ofiar i metodą chemika domowego udowodnić, iż na ciałach są ślady trotylu, eksplozji.
Odłożyć werbel na bok i na kilka nocy własnym przemysłem udać się z ekspertami na cmentarze (a może na Wawel). Jak to się nazywa kolokwialnie? Tak jest! Zostać hieną cmentarną.
piątek, 11 października 2013
TV Republika straciła z urobku smoleńskiego
Memorandum finansowe TV Republiki wyraża następujące kwoty: strata 1,5 mln zło, zarobek 1,17 mln zł. Powyższe liczby należy dodać, bo one są rzeczywistą stratą przy tym projekcie. Nie będę dodawał kapitału założycielskiego, bo on też został "przejedzony/stracony" przez tę telewizję.
A dlaczego straty i zarobek należy dodać? Ano, gdyż pochodzą z tego samego źródła: przemysłu smoleńskiego. To jedyna manufaktura - medialna i polityczna - jaką rozporządza TV Trwam i sponsorzy reklam w tym medium "Gazeta Polska" i spółki związane z PiS.
One wkładają w ten projekt finansowy wsad, który chce wejść na giełdę, dlatego jest zmuszony publikować dane finansowe. Te straty to rozkurz finansowy na pozyskanie pieniędzy drobnych ciułaczy giełdowych, którymi mogą być tylko "patrioci" i niewielkie podmioty inwestycyjne.
Czy ten projekt może się udać? Raczej - nie. "Raczej" rozumiem jako 99%, przy uwzględnieniu, że zachowana zostanie etyka handlowa.
Oglądałem TV Republika i nazywając ja parcianą deprecjonuję przymiotnik "parciana". Naczelny Bronisław Wildstein jest takim samym profesjonalistą dziennikarskim, jak jego proza. Podobno przebił go syn Dawid, o czym pisał naprawdę świetny pisarz Janusz Anderman (nawiasem: że jednemu z lepszych piór w tym kraju chce się czytać pisanie Wildsteinów).
Chodzi mi jednak o zupełnie inną kwestię. Mianowicie TV Republika pokazuje, do czego służy Smoleńsk. "Gazeta Polska", która przed katastrofą smoleńską ledwie przebierała finansowymi nóżkami, po niej odzyskała oddech i trucht, ale się zagalopowała. Finansowo, bo dziennikarze, ani właściciele nie podnieśli poziomu intelektualnego i profesjonalnego. Ta sama amatorszczyzna, a dla wyznawców jej mistrzem jest Marcin Wolski. Taki poziom.
Urobek na Smoleńsku pozwolił podnieść się z parcianych kolan, pozwolił także założyć TV Republikę, która jest z teorii zamachu smoleńskiego i wybuchów na pokładzie tupolewa finansowana.
TV Republika pokazuje jak konfabulacja smoleńska jest opłacalna. Nie zmogą ich żadne raporty komisji Millera, kompromitacje ekspertów Macierewicza w prokuraturze wojskowej, ani podretuszowane zdjęcia rosyjskiego blogera.
Te parciane, niepokorne media będą snuć swoją konfabulację. Straty TV Republiki to ledwie uszczerbek w urobku przemysłu smoleńskiego.
czwartek, 10 października 2013
Macierewicza nie obali nic
Antoni Macierewicz to ktoś więcej niż Rejtan Smoleńska. Za nim stoi siła mediów, które zostały stworzone w toku narracji "zamachu smoleńskiego", a także siła PiS.
Taki szczegół, jak retuszowana fotografia przez amatora rosyjskiego blogera, która posłużyła za podwalinę teorii wybuchów dla Macierewicza i jego eksperta Wiesława Biniendy, to pryszcz.
Gra toczy się o znacznie więcej. O egzystencję mediów, którym gdyby odjęto przekaz "zamachu smoleńskiego", to następnego dnia "Gazeta Polska", "wSieci" musiałyby redakcje wysłać na bezrobocie. Dotyczy to także mediów elektronicznych, portali, etc.
A co stałoby się z przekazem partii Jarosława Kaczyńskiego o prezydencie "poległym" pod Smoleńskiem, o micie jego bohaterszczyzny i spoczynku na Wawelu. Nazywane to krótko: mitem, bądź religią i kultem smoleńskimi.
W tych kontekstach pozycja Macierewicza to Rejtan o posturze Atlasa. I tego jest świadomy poseł PiS, a zdjęcie retuszowane to mały pikuś. Macierewicz po prostu zaprze się w "drzwiach smoleńskich" i ogłosi nie przejdziecie. A przy okazji wypichci zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa ze wskazaniem na artykuł KK oskarżając zespół Macieja Laska i premiera Donalda Tuska.
Jak Macierewiczowi udało się stworzyć tak żelazną narrację smoleńską opartą o fantastyczne wątki godne Stanisława Lema, albo Philipa Dicka? O, to jest zadanie dla krytyków literackich, psychologów i psychiatrów, oraz dla socjologów, politologów. Zajęcie dla kilku katedr uznanego uniwersytetu.
Macierewicz to Atlas w geście Rejtana. On sam w sobie jest mitem. Reszta (media i PiS) to jego marionetki, pociąga za sznurki i manipuluje, jak chce. Macierewicz to żywy pomnik smoleńszczyzny: Kolos z Rodos, który co prawda runął, ale potrzebne do tego było trzęsienie ziemi. Póki co, Polska to sielski kraj.
poniedziałek, 23 września 2013
Tusk odzywa się za późno w sprawie kabaretu smoleńskiego
Donald Tusk mógłby spokojnie dzisiaj rządzić, gdyby nie zdarzył się Smoleńsk. Katastrofa dowartościowała PiS i jej lidera, który przed Smoleńskiem był taki sam, jak dzisiaj, niestety dzisiaj ma większe armaty polityczne - właśnie smoleńskie. Gdyby nie było Smoleńska, PiS skończyłby na elektoracie LPR - kilkunastoprocentowym - i to pod warunkiem, że partia Kaczyńskiego byłaby wspierana przez przyjaciela o. Rydzyka.
Gdyby nie doszło do Smoleńska, najprawdopodobniej Lech Kaczyński nie ubiegałby się o reelekcję, gdyż z powodu sondażów tuż przed zgłoszeniem do wyborów prezydenckich, kandydatura nieżyjącego prezydenta byłaby wycofana z powodu tylko kilkunastoprocentowego poparcia. Brat Jarosław bałby się kompromitacji, a przede wszystkim w PiS nie był wówczas tak silny, jak dzisiaj. Pisałem o tym przed Smoleńskiem.
Możliwym, iż zgłoszony byłby wówczas do konkurowania o Pałac Prezydencki najsilniejszy wówczas kandydat PiS Władysław Stasiak, szef Kancelarii Prezydenta. Pozostałoby w takich okolicznościach czekać na zmiecenie z prezesowania Kaczyńskiego, którego zastąpiłby Zbigniew Ziobro, bo tylko on był realnym zagrożeniem.
Dzisiaj to jednak gdybanie. Do Smoleńska doszło z winy strony polskiej, która za wszelką cenę chciała lądować. Na śmierci dysponenta tego tragicznego lotu PiS wzrósł w siłę, bo partia Kaczyńskiego przekuwa Smoleńsk na polityczne profity. Partia i media "smoleńskie", które bez względu na rozum mityzują owo zdarzenie.
Rzeczywistość to jednak nie mit, a namacalność społeczna i polityczna. Temu mityzowaniu nie potrafił przeciwstawić się Tusk. Już w pierwszy roku po katastrofie pisałem, iż należy znaleźć dla smoleńskiej narracji PiS - kontrnarrację. Kaczyński jest średniej klasy politykiem i ten dar z niebios - Smoleńsk - ratujący jego polityczną karierę będzie na wszelkie sposoby wyzyskiwał.
Kaczyński Smoleńsk wyzyskuje przy otwartej przyłbicy, jakikolwiek rozum nie ma dla niego znaczenia. Dopiero teraz odzywa się Tusk, a może to być za późno:
"Nie ma czegoś takiego jak komisja Macierewicza. Jest z całą pewnością trwający od lat niebezpieczny dla Polski i przynajmniej mnie mało śmieszący kabaret w reżyserii pana Antoniego Macierewicza. Ja odpowiadam za państwo, a nie za ambicje polityków, którzy są w stanie zrobić najdziwniejszą albo najbardziej niebezpieczną rzecz wyłącznie dla własnego interesu politycznego".
Dzisiaj ten kabaret jest dla sporej części Polaków jedyną poważną rzeczywistością. Nie mają narzędzi mentalnych, duchowych, intelektualnych, aby zmierzyć się z nią. To w nich bezkrytycznych celował Kaczyński i trafił, są jego polityczną transzeją - ulubiona forma walki politycznej: obrona. Do nich nie przemawia śmieszność, bo w niej żyją, nie potrafią ocenić, na ile wiara w smoleńskie brednie jest karykaturą powagi.
Tusk się spóźnił w sprawie Smoleńska. kabaret Macierewicza jest odbierany, jako rzeczywistość. Co dalej? Nie trzeba bać się myśleć o popełnionych błędach, należy ten kabaret ukazać w jego śmieszności. Nie można tego zrobić poprzez jednorazowe nazwanie, nie można tego osiągnąć poprzez konfrontację - bądź odmowę - uczestnictwa w debacie zaproponowanej przez prof. Michała Kleibera.
Sprawa jest zbyt poważna, dotyczy nas wszystkich. Oddanie Polski w ręce kabareciarzy Macierewicza i Kaczyńskiego skończy się spektaklem, w którym na koniec będą gwizdać wszyscy, ale wówczas będzie za późno, bo znajdziemy się w okresie minionym, znajdziemy się w farsie. Oby w PRL-u. Podejrzewam, iż głębiej w historii, kiedy to Polski nie było na mapach.
Taki mniej więcej dzisiaj można odczytać sens Smoleńska i zabiegów polityczno-medialnych wokół tej tragedii.
wtorek, 17 września 2013
3 lata kabaretu Macierewicza to temat na megakomedię
Żaden szanujący się kabaret nie wziąłby na warsztat zeznań ekspertów komisji Antoniego Macierewicza w prokuraturze wojskowej. Żaden, bo to zwyczajna amatorszczyzna. No, może zeznanie prof. Andrzeja Obrębskiego, który widział wybuchające stodoły i obserwował skrzydła samolotów w trakcie lotu. Od tego zapatrzenia stał się ekspertem, jak młody Pawlak w "Samych swoich", który tak długo patrzył z "nienawiści" na Kargulównę, że się zakochał. Obrębski też - w Macierewiczu.
Dwaj pozostali prof. Jacek Rońda i nadekspert prof. Wiesław Binienda nie chcieli nawet podać point swoich skeczów, tj. jakichkolwiek dowodów na okoliczność wybuchów tudzież zamachu na pokładzie tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem.
3 lata kabaretu Macierewicza pod piórem sprawnego scenarzysty, takiego Andrzeja Saramonowicza (broń Boże, nie Marcina Wolskiego, który jest zajęty pisaniem scenariusza do tragicznego obrazu Antoniego Krauzego "Smoleńsk) miałoby szansę zaistnieć w wiekopomnym dziele. W tym wypadku potrzeba byłoby bardzo szerokiego spojrzenia na kraj - z lotu ptaka (samolotu) - i nowatorskiej narracji: pół narodu średniego państwa Europy zostało wkręconych w hopla smoleńskiego, do tego stopnia, że czachy Polakom się dymiły od smoleńskich mgieł.
"Różyczka" - jedna z największych tajemnic kina - z "Obywatela Kane" Orsona Wallesa mogłoby zostać wreszcie zastąpiona słowem "trotyl".
Nie chce mi się jednak wierzyć, że po takiej megakomedii "Smoleńsk" temat miał zostać wyczerpany. Inspiratorzy: Macierewicz, Sakiewicz, Kaczyński, postarają się o treść dla sequeli. Oni będą urabiać narrację "Smoleńsk II", "Smoleńsk III". Szkoda, iż nie mamy lokalnego Spielberga, często jednak temat rodzi talent, o czym można było się przekonać podczas tegorocznego festiwalu filmowego w Gdynii. Polskie kino podnosi się z kolan komercji, mówi własnym, bo polskim głosem, a za sprawą megakomedii "Smoleńsk" mogłoby wzlecieć "tam, gdzie wzrok nie sięga", jak chciał wieszcz. W salwach i wybuchach śmiechu.
Polacy to nie tylko wielki naród, ale mógłby dla innych okazać się wesoły.
czwartek, 27 czerwca 2013
Pokraczności smoleńskiej ot tak nie można wyeliminować
Prokuratorzy wojskowi rozwiali wątpliwości, co do trotylu na smoleńskim tupolewie. Nie było tej substancji powstałej w równoległym umysłach polityków z misją i takiż publicystów.
Po tym komunikacie winna iść polityczna robota, której cel to odwrócenie tendencji zwichrowania umysłów licznej grupy Polaków. Nie chodzi o rozum Jarosława Kaczyńskiego, ani też Antoniego Macierewicza, on im się zwinął w konkretnym celu.
Głos zajął Donald Tusk z nadzieją, że to koniec "afery trotylowej". Premier skierował swoje słowa do tych, "którzy tę awanturę rozpętali, by równie głośno, jak krzyczeli w sprawie wybuchu i w sprawie trotylu, żeby równie głośno przeprosili tych wszystkich, których obrazili".
Kaczyński nie przeprosi, bo zajęty jest przygotowaniem do przejęcia władzy, a Macierewicz musiałby się przyznać do wieloletniej roboty za bezdurno sejmowego zespołu i tzw. ekspertów.
Smoleńsk wykreował alternatywną rzeczywistość, dowartościował trzeciorzędność - pokraczność, która wydaje się być trwałą cechą charakterologiczną. Z jej powodu doszło do hekatomby w Smoleńsku.
Skutki tej pokraczności należy eliminować z umysłów Polaków. Pokraczność powstaje w niedojrzałych umysłach, zmniejsza się wraz z dojrzewaniem do urządzeń cywilizacyjnych i nowoczesności. Może za kilka pokoleń będzie jej mniej. I takie zdarzenia jak Smoleńsk nie będą miały miejsca.
Może.
wtorek, 7 maja 2013
Nie łudźmy się co do Macierewicza i Smoleńska
Rafał Rogalski, który szczęśliwie wyszedł ze smoleńskich mgieł, spotyka się z "należytym" odporem wszystkich tych z PiS, którzy w tej aurze zamachu pozostają.
Jarosław Kaczyński dla "Sieci" powiedział dialektyką smoleńską: - Ani ja, ani Antoni Macierewicz nie mówimy, że wiemy na pewno, iż był zamach. Mówimy precyzyjnie, że jedyną koncepcją, która wyjaśnia wszystko, co się tam wcześniej i później stało, jest koncepcja wybuchu. A wybuch z kolei był wynikiem zamachu. Żadnej innej przekonującej koncepcji, oczywiście gdy bierze się pod uwagę fakty, a nie bajki, nie ma.
Zajął głos Antoni Macierewicz, ideolog smoleński, który "kulom Ruskich i Tuska się nie kłania". Bo Rogalski chciał skontaktować eksperta Macierewicza, prof. Wiesława Biniendę z prokuratorami wojskowymi, ale szef parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej unikał takiej konfrontacji, jak mógł. Macierewicz na to rzekł, że nieprawda. Przedstawił na to stosowną korespondencję, Binienda chciał się spotkać i czekał na prokuratorów.
Nie wnikając w okoliczności, najważniejsza w tym wypadku jest chronologia i szczegóły, które o zamachu smoleńskim prezentuje Macierewicz. A są one niespójne dzisiaj, a wczoraj były jeszcze zupełnie inne, od teorii helowej poczynając.
Prokuratura wojskowa jest od badania katastrofy, a nie od oceny detektywistycznych zapędów Macierewicza, bo wyniki badań Biniendy znamy z ust i pism posła PiS. Ich waga dla prokuratury jest bez znaczenia. Jeżeli Binienda ma na poparcie tez Macierewicza spójny przewód dowodowy, to ten dotarłby do opinii publicznej i do prokuratury. Na razie ich wartość jest amatorska. Na poziomie blogerskich dociekań.
Macierewicz z pewnością nie łudzi się, co do wartości swojej tezy zamachowej. My też nie łudźmy się, aby PiS miał zrezygnować ze smoleńskiej polityki. Wszystkie znaki na ziemi wskazują, że to samograj, który będzie odpowiednio lepiony stosownie do okoliczności. Lud smoleński jest utwardzony, a politycy PiS mają w tym swój polityczny interes.
Jedyna receptą, aby smoleńszczyznę przegnać z życia politycznego jest zespół ekspertów państwowych, który ma do odrobienie 3 lata zaniedbań. Wbijano młotem ćwieka zamachu i ten gwóźdź smoleński niszczy sferę życia publicznego. Trzeba go wyciągnąć. A to jeszcze potrwa.
Zespół anty-macierewiczowski winien cierpliwie prostować przekłamania pisowskie, robić to w klarownych i prostych komunikatach. Pełnego sukcesu to nie gwarantuje, ale z czasem smoleńszczyzna może zelży i zejdzie z agendy polityki wewnętrznej. Może się udać. A jak nie? To trzeba przystosować się do życia z chorobą . Smoleńską. Ale ja nie łudzę się.
środa, 24 kwietnia 2013
Jelenie z tytułami naukowymi na rykowisku Macierewicza
Poznań lekką ręką pozbywa się wiedzy smoleńskiej Antoniego Macierewicza, bowiem dyrektor miejscowego PAN prof. Marek Figlerowicz odwołał wykład posła PiS. A zapowiadało się tak atrakcyjnie, w komunikacie na stronie internetowej wszak napisano: "laureat wygłosi wykład o najnowszych ustaleniach kierowanego przez siebie Zespołu Parlamentarnego ds. Badania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r. (wstęp wolny)".
Planowałem skorzystać z tego "wstępu wolnego", a nuż usłyszę najnowsze rewelacje zrodzone między fałdami szarych komórek Sherlocka Holmesa od Smoleńska, np. coś zdecydowanie błyskotliwszego od trzech osób, które przeżyły lotniczą hekatombę.
Ale i tak Macierewicz dostaje swoje kolejne pięć minut chwały, dostanie medal Przemysła II - jak to określił miejscowy historyk z UAM prof. Tomasz Jasiński - za: "Należy mu się to".
"To" znaczy medal Przemysła II. Jeszcze ciekawsza jest wykładnia prof. Jasińskiego za co "należy". Otóż brzmi ona: "Za zasługi przy podtrzymywaniu dyskusji na temat... Może inaczej. Nie zgadzamy się na raport MAK-u ani na raport komisji Millera. One nie spełniają podstawowych standardów. Podzielam tu opinię pana Macierewicza. Chylę czoła przed panem posłem, że potrafi sprostać tej całej nawałnicy".
Trudno powiedzieć za co ten medal Przemysła II. Czy za "podtrzymywanie dyskusji"? Czy za "podstawowe standardy"? Czy za "podzielanie tu opinii" (tu - w Poznaniu)? Czy za "nawałnicę"?
W każdym razie Akademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego wręczy po raz drugi medal Przemysła II, a dostanie go ten, który nie będzie miał z tej okazji wykładu, ale jakieś podziękowania przecież wygłosi. I na to liczę.
Czy ktoś pamięta, kto dostał pierwszy medal Przemysła II? Zgadliście! Tak jest! Jarosław Kaczyński! Wszak medal przyznaje klub imienia jego brata Lecha.
Bardzo niesprawiedliwie ocenił niedoszłe występy wykładowe Macierewicza socjolog prof. Krzysztof Podemski: - To legitymizowanie przez środowisko naukowe bzdury, która zatruwa życie publiczne już trzeci rok. To tak, jakby Doda miała wystąpić w katedrze albo jakby powiesić jelenia na rykowisku w Galerii Narodowej.
Macierewicz nie jest żadną Dodą, ani nawet jeleniem, może z innych robi jeleni, a więc byłby - logicznie rzecz ujmując - myśliwym. Podtrzymuję swoją metaforę: Macierewicz jest Sherlockiem Holmesem od Smoleńska.
sobota, 20 kwietnia 2013
Smoleński test Kleibera
Prezes PAN prof. Michał Kleiber godzi się zostać mediatorem (wywiad z prezesem PAN) miedzy ekspertami rządowej komisji Jerzego Millera a "ekspertami" Antoniego Macierewicza. Warunek: nie ma mediów. Sporządzany jest protokół zbieżności i rozbieżności. Potem byłoby nad czym pracować, wreszcie dojść do wspólnego stanowiska. Co na to PiS? Oczywiście, nie godzi się, bo nie byłoby widowiska medialnego, Macierewicz nie mógłby wykrzykiwać" spisek, wybuchy. Kleiber był społecznym doradcą Lecha Kaczyńskiego, jego wiarygodność dla PiS winna być gwarantem. Rok temu już proponował, aby katastrofą smoleńską zajęli się międzynarodowi eksperci. Acz miał na myśli sporządzenie symulacji ostatnich chwil lotu, to jednak dało powód dla PiS, aby wykrzykiwać, że ludzie nauki nie są usatysfakcjonowani raportem Millera. PiS nie odda Smoleńska, to jedyna skuteczna politycznie broń. "Eksperci" Macierewicza nikomu nie pokazali swoich badań: ani prokuraturze, ani komisji Millera ani innym naukowcom (np. publikując je w czasopismach naukowych). Nie pokażą też teraz. Propozycję Kleiber (test) obleją w świetle rozumu, ale nie w oczach elektoratu ciemnego ludu.
czwartek, 18 kwietnia 2013
Wawel jako gułag
Rafał Rogalski sobie folguje, gdy nie musi uzasadniać helu, albo podobnego zaczadzenia smoleńskiego. Rogalski, były pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego w śledztwie dotyczącym katastrofy smoleńskiej, kpił w "Faktach" TVN ze słów Antoniego Macierewicza, który przekonywał, że trzy osoby mogły przeżyć katastrofę smoleńską. - To co są w gułagu? Zabili ich? Powinni go zbadać specjaliści.
Pomijając tych specjalistów, których mrowie w sejmowym zespole Macierewicza, inne pytanie należy sobie zadać:
- A może?
A może z tym gułagiem jest coś na rzeczy. Jarosław Kaczyński był na Wawelu w 3. rocznicę pochówku brata, wszak w mieście królewskim powiedział: - Mamy potrzebę prawdy, w wielu sprawach - ale szczególnie potrzebę prawdy o tym, co wydarzyło się trzy lata temu. Prawda o prezydencie Lechu Kaczyńskim jest częścią prawdy o Polsce.
Wnioskuję z tego, że gułagiem jest Wawel. Leżeć obok Michała Korybuta Wiśniowieckiego to gułag historyczny. Król nieudaczny, a prezydent takim, jakim go pamiętamy. Pamiętacie? Ja pamiętam. Przed katastrofą smoleńską nazwałem go kilkakrotnie prezydentem-katastrofą.
Wawel to gułag. Niektórzy sami się wystawiają na wieczne potępienie. Czyż to nie przewrotne?
wtorek, 16 kwietnia 2013
Pacjent Macierewicz aż w Brukseli
Antoni Macierewicz pojechał do Brukseli, aby Europie poskarżyć się, że Moskwa chce nas sądzić. Sądzić mnie, moją byłą żonę, moje dorosłe dzieci, dla których Macierewicz jest pośmiewiskiem, chce sądzić Donalda Tuska i jego samego, Antoniego Macierewicza. Retoryka posła PiS zawsze była parciana, ale aż taka - nie wiedziałem. Musiałem tej wiedzy dostąpić z forum brukselskiego.
Z zawodu polityka Macierewicz wybrał skromną działkę smoleńską. A nawet jeszcze skromniej: brzozę. Nie jestem dendrologiem, kimś zupełnie innym. Macierewicz pod brzozą serwuje nam zamierzchłą postać Filona. Jego wybranką nie jest jednak Laura, ale Polska. My...
Były adwokat Jarosława Kaczyńskiego Rafał Rogalski nazwał to krótko: Tworki. Moje pytanie jest: dlaczego tak daleko służbie zdrowia urwał się pacjent Macierewicz. Kamery telewizyjne widziały go w Brukseli. Nikt nie miał przy sobie kaftana, albo przynajmniej telefonu komórkowego?
poniedziałek, 15 kwietnia 2013
Podwójna smoleńska "zbrodnia niesłychana"
Boję się myśleć, jakie cele stoją za najnowszym smoleńskim pomysłem, iż trzy osoby uratowały się z katastrofy smoleńskiej. Czyżby Smoleńsk wypalał się w ludzie smoleńskim? Czy ma w tym wypadku zastosowanie "błoto ruskie"?
Jeżeli wierzyć "Rzeczpospolitej", w PiS jest całkiem pokaźna liczba posłów (kilkudziesięciu), którzy odrzucają zamach jako przyczynę katastrofy smoleńskiej. Nie należy jednak do nich prezes Jarosław Kaczyński, który na konferencji w Rybniku (poniedziałek, 25.04) bezpośrednio poparł Macierewicza: - W tej chwili nie przypominam sobie tych nazwisk, ale z całą pewnością w materiałach śledztwa tego rodzaju zeznanie jest i nie są to zeznania jednej osoby, tylko kilku.
Jeszcze silniejszy jest osobisty przekaz: - Pamiętam, jak mnie przekonywano jeszcze z rana 10 kwietnia, że być może mój brat przeżył, bo przecież trzy osoby przeżyły. Doskonale to pamiętam. To były informacje zdaje się z polskiego MSZ, więc nie bardzo rozumiem, dlaczego wokół tego robi się w tej chwili tyle szumu.
Dlaczego ten wątek został dopiero teraz podjęty? Trzy lata po katastrofie. Kaczyński sprzedaje swój ból po stracie brata, jako wartość polityczną. Miał nadzieję, że jego brat przeżył. Taka wiara w cud w chwili katastrofy każdemu przyświeca, ale ta zaprzeszła wiara formułowana jest trzy lata po zdarzeniu.
Nazwiska informatorów mu wypadły z głowy, ale kiedyś je znał. Zauważmy, jaki jest w tym wypadku przekaz o "zbrodni niesłychanej". Nie dość, że był zamach. To tych, którzy przeżyli potraktowano jeszcze jedną zbrodnią.
Właśnie o to się boję. Bo logicznie winno teraz nastąpić: zamach przeżyły trzy osoby, więc zamachowcy ich się pozbyli, zamordowali. To jakby podwójna zbrodnia.
To niemal dowód, że do zamachu doszło. Zbrodniarze dobili trzy osoby, które mogłyby być żyjącymi świadkami tej "zbrodni niesłychanej". Czy w tym kierunku podąży najświeższy pomysł smoleński?
środa, 10 kwietnia 2013
Odlot na orbitę smoleńską
Nie jestem w stanie ogarnąć festynu smoleńskiego w 3. rocznicę katastrofy. I nie chcę. Uważam, że to jest prywatna inicjatywa Jarosława Kaczyńskiego, który po katastrofie tupolewa uznał, iż władza spadła mu z nieba. Tego się trzyma, ale naród polski tej władzy nie chce mu dać, acz stworzył nowy naród w łonie Polaków - smoleński.
Piszę to w trakcie przemówienia Kaczyńskiego pod Pałacem Prezydenckim. Chcę tylko zasygnalizować w tym spadaniu, a w zasadzie odlocie, stwierdzenie głównego ideologa narodu smoleńskiego, Antoniego Macierewicza.
Macierewicz w radiu Wnet, a wcześniej w Kielcach - bodaj na terenie Seminarium Duchowego - powiedział: - Potwierdzam, że mamy świadectwa trzech niezależnych osób, że trzy osoby przeżyły katastrofę i zostały odwiezione karetkami do szpitala.
I to jest wartość "żałoby" smoleńskiej, wartość zespołu Macierewicza, wartość polityczna Kaczyńskiego.
Kompletny odlot na orbitę smoleńską. W tym odlocie lecą: kapitan Kaczyński, nawigator Macierewicz, a na pokładzie statku kosmicznego, jak z jakiegoś "Star Trek", lud smoleński - elektorat PiS.
Gdzie wylądują? - oto jest pytanie dla trzeciorzędnych pisarzy s-f. A tacy są wśród pasażerów.
poniedziałek, 8 kwietnia 2013
Raport Millera jako dokument bazowy
Racjonalizm jest nudny, jak diabli, za to kłamstwo i manipulacje wzbudzają emocje, podnoszą adrenalinę. Tak było w trakcie wieczoru smoleńskiego w telewizji publicznej. Produkt National Geographic to ziewanie nad oczywistością, która taką już była kilka dni po 10. kwietnia 2010 roku. Za to "Anatomia upadku" to wieloletnia konstrukcja dramaturgiczna godna thrillerów A. Hitchcocka.
Jestem zdziwiony, że Antoni Macierewicz dotąd nie dostał nagrody Telekamery, a przynajmniej Anita Gargas, która przyłożyła się, aby tezy posła PiS ubrać w dramatyczną fantazję. Musimy docenić, ile wysiłku trzeba włożyć, aby narracyjnie uprawdopodobnić to, co przeczy rozumowi, a do tego wciągnąć całkiem pokaźną część narodu i jego elity, które są za i przeciw.
Macierewiczowi przewiduję jeszcze długą pracę nad dziełem życia. Kolejne tomy będą ukazywały się przy okazji rocznic, będą wydania drugie poprawione, a także następne dodruki, opracowania krytycznie, wstępy i posłowia, przypisy.
Dzieło "Smoleńsk" nie ma końca. Nie doczekamy się w ostatecznym kształcie jakiegoś wolumenu, który między okładkami zawierałby niepodważalną prawdę i mógłby zawędrować pod strzechy, jak Biblia, albo przynajmniej "Pan Tadeusz".
Długo jeszcze będziemy zastanawiali się, co poeta miał na myśli tworząc wiekopomne dzieło "Smoleńsk". Po filmie Anity Gargas rozmowa dwóch naukowców Pawła Artymowicza i Jacka Rońdy uświadomiła, jak szerokie jest pole interpretacji. Ekspert komisji Macierewicza, Rońda, zasygnalizował, że pojawiły się nowe dokumenty smoleńskie, o pochodzeniu ich nie może powiedzieć, bo są ze źródeł, których nie może wyjawić.
Jakąś nadzieję na ustalenie ram do negocjacji o prawdzie smoleńskiej dał prezes PAN Michał Kleiber, prezes PAN, gdy zaapelował do dziennikarzy, aby raport komisji Jerzego Millera przyjąć jako bazę. Nie jest on doskonały, ale wiele jego tez, a przynajmniej dane techniczne, które są obiektywnie weryfikowalne, więc do zaakceptowania, mogłyby posłużyć do mozolnego dojścia do prawdy o katastrofie.
Gdyby dyskusja dziennikarzy potrwała dłużej, to możliwe, że apel Kleibera zostałby przyjęty z zastrzeżeniami, a może nawet przyjęta byłaby zgoda, że raport nie jest to rzecz doskonała, może jednak stać się fundamentem, niekoniecznie ostatecznym.
Czas jednak na to nie pozwolił. Coś zafunkcjonowało - raport Millera. To jest jakaś wartość tego panelu. Choć znając rozbieżność biznesów medialnych i politycznych więcej niż pewne, że prawica powróci do okopów zamachu, wybuchów i spisków wybudowanych wg inżynierii zespołu Macierewicza.
A jednak raport Millera zaistniał, został przedłożony jako propozycja, jego formuła jako dokumentu bazowego została zasygnalizowana. Nawet stać się okrągłym stołem do negocjacji o katastrofie smoleńskiej. Wszak zawsze można przyjąć w trudniejszych kwestiach protokół rozbieżności.
Może pomysł z emisją filmu Gargas nie był najgorszy. Manipulacje autorów zawsze wyprowadzają ich w pole. Iść można tylko za rozumem.
niedziela, 7 kwietnia 2013
Tydzień z ideologią smoleńską
Najbliższy tydzień będzie się kręcił wokół ideologii smoleńskiej, która nie jest skomplikowaną doktryną, jak wszystkie tego typu idee jest oparta na niewzruszonych 2-3 dogmatach.
Naszym szczęściem jest, iż mogliśmy obserwować wykuwanie jej zrębów, utwardzanie fundamentów. Powstawanie klasy wyższej rozporządzającej ideą i całkiem dużą klasą proletariatu wyznawców. Między elitami a szarą masą jest klasa pośrednia, klasa średnia, czyli media.
Ideologia smoleńska wykluła się niepostrzeżenie, wbrew rozumowi, nie jest historycznie uwarunkowana, acz nadaje się jej takie znamiona geopolityczne. Inne narody więc mogą spać spokojnie, bo ideologia ta nie krąży nad Europą.
Zarażani są nią tylko Polacy. Jedni zarażani, drudzy zrażeni. Wbrew pozorom to jedno i to samo, bo wszyscy są umoczeni, użądleni heglem smoleńszczyzny. Dla tych pierwszych jest patosem, patriotyzmem, dla tych drugich farsą i tragifarsą. Na razie ci pierwsi tworzą ekspresje, bo ci drudzy czekają, mogą być tylko reaktywni. Pierwsi mają "Anatomię upadku" i "Prezydenta", który "wstrzymał Ruskich". Drudzy na razie pomysły, jeden z nich sformułował Juliusz Machulski: "Można by zrobić film a'la Borat czy Monty Python o tym, jak bardzo nabzdyczony i dumny prezydent średnio ważnego kraju środkowoeuropejskiego uparł się, by lądować we mgle na kartoflisku".
Ideologia smoleńska jest w stanie wzmożenia, apogeum jest tuż tuż, ale jeszcze nie został najwyższy poziom osiągnięty. Jeżeli miałbym się odwołać metaforycznie do jakiegoś okresu, którego puls da się wyczuć w smoleńszczyźnie, to najbardziej pasuje mi środkowy Breżniew.
I sekretarzem zarządzającym ideologią smoleńską jest rzecz jasna prezes PiS, Jarosław Kaczyński. Jeszcze macha na placu Czerwonym Krakowskiego Przedmieścia ręką do wyznawców bez pomocy wspomagania, ale oznaki upadku dadzą się odczytać w grymasach twarzy i formułowanym przekazie.
Antoni Macierewicz jest głównym ideologiem smoleńszczyzny, odpowiednikiem Michaiła Susłowa, którego celnie opisał prezydent Włoch Giorgio Napolitano: "Niewątpliwie był to człowiek ogromnej inteligencji, ale schematyczny i jakby z drewna. Nie potrafił odstąpić nawet o milimetr od swego stanowiska".
Proponuję w tym tygodniu patrzeć na 3. rocznicę katastrofy smoleńskiej przez zaproponowane okulary. Zaniepokojonych, że może dojść do jakichś przesileń politycznych, odsyłam do psychologii społecznej. Weszliśmy w pewien schemat życia ideologii smoleńskiej, staje się ona przewidywalna. Następne etapy to: późny Breżniew na trybunie z ręką, jak marionetka, machająca do ludu smoleńskiego, następnie krótkie okresy Andropowa i Czernienki. A potem już swobodny oddech, bo Gorbaczow ogłosi pierestrojkę i smoleńszczyzna okaże się ideologią na glinianych nogach.
Przetrzymacie?
czwartek, 4 kwietnia 2013
Anatomia upadku telewizji publicznej
Telewizja publiczna nie jest od promowania nieuczciwych produktów filmowych, zwłaszcza takich, które opowiadają o bardzo ważnym wydarzeniu, jego przyczynach i skutkach społeczno-politycznych.
Takim bublem pod względem profesjonalizmu dziennikarskiego jest "Anatomia upadku" Anity Gargas. Film, który w każdym momencie narracji mija się z prawdą, manipuluje podstawowymi nastrojami przekazu, został uszyty pod określoną tezę, która nijak się ma do rozumu.
Nieukrywanym zamiarem tego filmu jest, iż służy do usprawiedliwienia dintojry politycznej, która trafia do określonego widza. A że mamy 3. lata po katastrofie smoleńskiej, określeni widzowie zostali zaimpregnowani toksycznym stosunkiem do tego ważnego zdarzania, w czym wielki udział mieli politycy i ich pomagierzy - różnej maści dziennikarze.
Siła kłamstwa jest zastanawiająca w ustach i umysłach, którzy je uprawiają. Siła kłamstwa jest zdecydowanie mniej zastanawiająca u odbiorców - widzów. Prezes TVP Juliusz Braun, uważa, iż ":widz nie jest idiotą". Otóż prezes powinien reklamować telewizję: "Nie dla idiotów". I takież proponować programy. Przekona się, ile jego telewizja będzie warta.
Większość telewidzów nie jest w stanie podjąć podstawowego dyskursu o jakimkolwiek problemie, a specjalistycznej wiedzy opiera się ogromna większość tych, "którzy nie są idiotami".
Po emisji filmu Gargas i National Geographic przewidziana jest jakaś krytyczna dyskusja nad wyemitowanymi materiałami. Otóż można spokojnie przełączyć się na inny kanał, gdyż otrzymamy to, co dotychczas "w dyskusjach smoleńskich".
Zastanawia mnie, iż telewizja publiczna, bądź duża telewizja komercyjna, nie wyprodukowały ani jednego kontrproduktu nie tylko do owej "Anatomii upadku". Wszak każda teza w tym bublu jest łatwa do zbicia, do zakwestionowania.
Rozumiem, że w telewizji nie ma zbyt dużo dziennikarzy, którzy potrafią oczyścić narrację i fabułę z kłamstw, manipulacji i zbędnej piany politycznej. To jest problem. W kraju jednak jest kilku narratorów, którzy potrafią opowiadać i poruszać w sferze idei. Media wreszcie powinny wyjść poza krąg mało utalentowanych prezenterów i dziennikarzy od interwencji.
Prawda o Smoleńsku jest oczywista, zrozumiała. Trzeba ją tylko zgrabnie i profesjonalnie opowiedzieć, posiłkować w tej narracji autorytetem ekspertów. Jak najdalej od zapotrzebowań politycznych, a jak najbliżej tragedii egzystencji, do której doszło. Pod Smoleńskiem zginęli politycy, po Smoleńsku podobni politycy wykorzystują śmierć do swoich potrzeb.
"Anatomia upadku" jest produktem owej nekropolityki. Do tego mało profesjonalnym.
Subskrybuj:
Posty (Atom)