czwartek, 28 lutego 2013

Midas nienawiści - Jacek Karnowski




Wojciech Maziarski trafnie nazwał portal wPolityce.pl szczujnią, a naczelnego Jacka Karnowskiego szczujem. Nie chwaląc się - dawno już to zrobiłem, do sprawdzenia w moich notkach blogowych. A mianem szczuja nr 1 w kraju "nagrodziłem" Jarosława Kaczyńskiego.

Oto szczujnia piórem jakiegoś redaktora szczuja (Marek Pyza), szczuje syna Anny Walentynowicz, Janusza. Wkręca go w komunikat prokuratury, która ogłosiła o braku śladów wybuchu (trotylu) na ciele zmarłej  w katastrofie pod Smoleńskiem. Szczujnia w tytule szczuje: jest" totalnym lekceważeniem wszystkich i wszystkiego".

Szczujnia szczuje Walentynowicz na prokuratorów, polskie władze i co najważniejsze na rozsądek. Szczujnia wytwarza taką atmosferę  w kraju, aby Polacy skakali sobie do gardeł, bo Karnowski nie otrzymał od natury żadnych talentów. A leń ma lewe ręce.

WPolityce.pl szczują we wszelkich tematach, czego na portalu tym nie dotkną się. Wszystko u nich, jak u Midasa, zamienia się w złoto nienawiści.

Szczują nienawiścią. Midas Karnowski. Jacek i jego brat.

środa, 27 lutego 2013

Rokita: jaka żona, takie polucje




Jan Rokita ujawnia kulisy negocjacji w sprawie powstania koalicji POPiS w 2005 roku. Chcę się skupić tylko na jednym zdaniu, mianowicie: "Tusk był wtedy nerwowy i arogancki".
A jego niedoszły koalicjant - Jarosław Kaczyński - jaki był? Do dzisiaj jest nerwowy i arogancki.
Można tylko stwierdzić jedno: Rokita chce wrócić do polityki. I to do PiS. Dlatego tak nerwowo i arogancko mówi o swoim byłym zwierzchniku.
To nie tylko arogancja i nerwowość, lecz zwyczajna małość. Jaką ma się żonę, takie polucje.

wtorek, 26 lutego 2013

Arcymistrz Kaczyński



Jarosław Kaczyński to polityk z wizją. Przewiduje swoje posunięcia kilka ruchów naprzód. Dlatego większość Polaków za nim nie nadąża. A jako że mamy demokrację, nie nadąża za prezesem PiS większość demokratyczna. W tym tkwi szkopuł. Nie nadążamy za prezesem.

Ale się staramy, prezesie. Oto prezes powiedział: Jeżeli Tusk nie odejdzie po głosowaniu nad wotum nieufności, to istnieje możliwość, byśmy współpracowali z "Solidarnością" w tej kwestii.

Prezes używa takiej, a nie innej retoryki. Mniejsza z nią. Postaram się za nim nadążyć. Wychodzi z tej leksyki, iż najlepiej byłoby gdyby Tusk odszedł przed głosowaniem, a najpóźniej po głosowaniu.

Oporny coś jest ten Tusk. Prezes do niego po dobroci mówi: odejdź. A Tusk go nie słucha. Proszę zwrócić uwagę, że prezes nie używa imienia. No, ale znają się jak łyse konie. Wtedy się leci się z nazwiska.

Co ciekawe jest w tym stwierdzeniu, że Kaczyński nie wspomniał o większości sejmowej. Może zapomniał o demokracji. Nie dziwię się mu, demokracja wielu przeszkadza, zwłaszcza tym, którzy są przekonani o swoich racjach. A naprzeciw racji i przekonaniu o własnej prawdzie staje demokratyczny ład, czyli układ.

No, fajnie. Ale prezes mówiąc o swoim drugim kroku - po głosowaniu - że jeżeli Tusk nie odejdzie, jest przekonany, że jego kandydat na premiera technicznego nie ma szans. Czyli Kaczyński z góry zakłada, że Piotr Gliński przegra.

Gliński dla prezesa jest przegranym. Jak wobec tego może się czuć kandydat na premiera technicznego? Ktoś dowcipny może odpowiedzieć: kandydat na premiera technicznego czuje się, jak kandydat.

Chyba faktycznie Kaczyński znalazł dla Glińskiego rolę kandydata. Kandyduje, bo prezes nie może.

Licząc z grubsza ruchy, te wcześniejsze i ten z kandydatem, który nie może, bo prezes nie zagwarantuje mu większości demokratycznej, byłby to trzeci ruch. Już w tym momencie można powiedzieć o Kaczyńskim, że jest dobrym szachistą. Tak na oko - arcymistrz.

I to nie lada z prezesa arcymistrz, bo prezentuje w jednej wypowiedzi i czwarty ruch, a on jest w następnym zdaniu, którego nie zacytowałem, teraz to robię: Rząd Donalda Tuska szkodzi w każdej dziedzinie.

Jest imię obecnie panującego premiera? Jest. Jest jeszcze coś więcej, żelazny argument "szkodnik". Tusk szkodzi. Proszę mi wskazać, kto się oprze takiemu argumentowi?

Nie może przewrócić Tuska większość demokratyczna, przewróci żelazna logika, za którą pójdą wszyscy. Bo każdy z nas działa w jakiejś dziedzinie, a Tusk we wszystkich dziedzinach szkodzi.

No, więc co nas czeka? Ha, jak nie zmoże Tuska demokracja, wysiuda go rewolucja. Pójdziemy wszyscy na barykady przeciwko szkodnikowi, który szkodzi w każdej dziedzinie. I kto zwycięży? My, poszkodowani, a naprzeciwko nas szkodnik Tusk. Ha, prezes Kaczyński to nie tylko arcymistrz ruchów politycznych, to także rewolucjonista.

Trafił się nam polityk, że hej.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Narodowcy, środowiska smoleńskie, kluby "Gazety Polskiej", kibice i PiS mobilizują się przed 1 marca



Prezydent Bronisław Komorowski powinien trochę wyhamować ze swoim patriotyzmem. Niedługo nie będzie w kalendarzu dnia bez jakiejś narodowej pamięci. Już trudno bezinteresownie - sobie a muzom - biesiadować. 

Sejm dwa lata temu ustanowił 1 marca Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych, prezydent pobieżył wówczas na Grób Nieznanego Żołnierza i na Rakowiecką, zaniósł kwiaty. Piękne. Ale jeszcze wtedy nie wybudziły się środowiska narodowe, bo one "Monitorów" nie czytają, innych druków zresztą też. Chodzą, buczą, w kominiarki się ubierają, czasami cisną płytą chodnikową.

A w tym roku zdążyli się wybudzić, bo "Gazeta Polska" i inne podobne "niepokorne" periodyki wyprodukowały komunikaty, że oddadzą hołd. Zawiązali nawet odpowiedni społeczny komitet obchodów, w którym zapewne 1 marca miejsce koło Sakiewicza i innego Ziemkiewicza będzie możliwe do zajęcia za odpowiednią gratyfikacją.

W opublikowanym komunikacie owego komitetu retoryka, która jest nowym zjawiskiem w języku, tzw. zatwardzeniem patriotycznym. Przypominają o „hołdzie tym, którzy po latach okupacji niemieckiej, po wkroczeniu na ziemie polskie sowieckich i rodzimych komunistów, mieli odwagę wytrwać w walce o niepodległą Polskę. Po wojnie z bronią w ręku zginęło ponad 20 tys. »żołnierzy wyklętych «”.

Taki Łupaszka, jakby łupnął tych pamiętliwych patriotów, to nogami by się nakryli i w tej figurze alegorycznej na dłużej pozostali. Coś o nim wiem, bo pisałem jeden z pierwszych i poznałem jego partyzantów.

W` tych obchodach nie chodzi przecież o żadnych żołnierzy wyklętych, ani o pamieć narodu, nasza endecja takowej nie posiada, udowadnia to na każdym kroku. Niszczona jest przez nich nasza historia, nauka o niej, czyli wyciąganie nauk z tejże historii.

Tym twardogłowym z zatwardzeniem patriotycznym, które ma odpowiednią konsystencję i barwę: brunatność, najwyższy czas nakopać, aby w na orbicie się wypróżniali.

niedziela, 24 lutego 2013

Zastępujący Kaczyńskiego kandydat na technicznego premiera przedstawił ekspertów


Kandydat na technicznego premiera prof. Piotr Gliński wreszcie przedstawił ekspertów, którzy - jak mniemam - są kandydatami na technicznych ministrów.

A że Gliński to kandydat PiS, więc nie jest technicznym, ale zastępczym. I tak go należy traktować. Zastępuje Jarosława Kaczyńskiego. Tak jak w teatrze są zastępstwa, aktor zachoruje, albo jest skacowany, zastępuje go inny aktor, który pospiesznie uczy się roli.

Pół biedy, gdy rola jest z klasyki, coś tam się zna. Gorzej, gdy zastępstwo wypadnie w dramacie autora współczesnego, albo mało znanego. Aktor zastępczy musi polegać na suflerze.

Prezes PiS jest "niezdrowy" w sondażach zaufania, ale jest klasyką i to współczesną, więc wydawałoby się, że Gliński nie powinien mieć kłopotów z zastępstwem. Czasu miał sporo, aby przyjrzeć się roli technicznego premiera, bo od lata ubiegłego roku. Mógł też zaglądnąć do skryptów Kazimierza Marcinkiewicza, który także zagrał w zastępstwie. I osiągnął sukces.

Ale główny aktor wydobrzał i Marcinkiewicz z technicznego zastępstwa został wykopany. Czy tak będzie z Glińskim?

Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się o talentach zastępczym (albo: technicznych) Glińskiego, bo jego rola jest bezprzedmiotowa (choć w kontekście ludzkim należałoby napisać: bezpodmiotowa). Sytuacja jest tak paradoksalna, że pisząc nielogicznie - a nawet wypowiadając wszelaką bzdurę - nie popełnia się żadnego błędu.

PiS jest partią niekoalicyjną, nie ma wystarczająco dużo szabel w Sejmie, więc zastępstwo kandydata na technicznego premiera skończy się na ciągu tych słów, pojęć, które nie mają szans wejść do słownika politologicznego, może najwyżej do kabaretu.

Czy jest sens analizować kandydatury na technicznych ministrów? Jak ktoś lubi uprawiać zastępczą analizę, myślenie, może uznać, że zastępuje dziennikarskiego komentatora. Ba, może spróbować poważnie zagłębić się w dotychczasowych osiągnięciach kandydatów na technicznych ministrów.

Rozsądek zadaje jednak pytanie: po co zastępować myślenie, które należy do poważnych zajęć, a zastępstwo Glińskiego wszak jest zastępstwem mniemanym. Zwłaszcza, że jeden z kandydatów na technicznego ministra wzrost demografii Polaków widzi poprzez uczynienie z kraju jednego wielkiego sierocińca. Bo tak należy traktować propozycję płacenia przez państwo tysiąca zł na każde urodzone dziecko od chwili poczęcia do 18 roku życia. Toż to odebranie odpowiedzialności rodzicom i przyjęcie dzieci na garnuszek państwa.

Niektóre nazwiska ekspertów się wypromują, ale tylko zastępczo. A Polska nie jest to zastępcza ojczyzna, przynajmniej dla mnie i nie traktuję jej zastępczo, aby przejmować się zastępczym kandydatem na technicznego premiera.

sobota, 23 lutego 2013

Czarna sotnia na wykładzie Adama Michnika



Na trwale do naszego życia publicznego wpisały się czarne sotnie, które wdzierają się na wykłady. Pierwsza tę "przyjemność" miała zaznać Magdalena Środa, a teraz w Radomiu narodowców w kominiarkach zobaczył Adam Michnik.

Tych ksenofobów tworzy PiS, a Krystyna Pawłowicz nawet w atrybucie kominiarki dopatrzyła się wolności wypowiedzi.

W kraju idzie na gorsze, usta prezesa będą produkować "zbrodnię niesłychaną". To najbardziej wydajna manufaktura pogardy. J. Kaczyński otwiera usta, wylatują z nich popsute zęby, przepraszam: "gołąbki pokoju" pogardy.

piątek, 22 lutego 2013

Aleksander Kwaśniewski, czy Wielki?



Aleksander Kwaśniewski stanął na czele nowego bytu politycznego Europa Plus, który na razie ma dwa cele: stworzenie centrolewicowej listy do PE, a drugi -plusować wśród środowisk lewicowych, czyli doklejać partie mniej i więcej kanapowe.

Zręby Europy Plus tworzy Ruch Palikota, którego lider siedział po lewej serdecznej stronie byłego prezydenta. Janusz Palikot mimo zaliczenie ostatnio niemal samych wpadek został wyróżniony, nie tylko dlatego, że wniósł w wianie partię, ale z powodu mocy przerobowych w mediach.

Marek Siwiec to oficer łącznikowy i sentymentalny. Figura o tyle ważna,ile na wadze zyska EP. Czwartym nieobecnym był inny oficer łącznikowy, Ryszard Kalisz, który dostał via media pracę domową do wykonywania, przekonywać środowiska lewicujących kobiet do Plusa.

I na tym można byłoby skończyć temat powrotu Aleksandra Kwaśniewskiego, pokusić się o wytartą metaforę, iż wiadomości o śmierci politycznej Aleksandra Wielkiego na polach kazachskich były przedwczesne, gdyby nie przeświadczenie, że ten projekt ma starszą datę niż dzisiaj.

Zatem powstaje pytanie: dlaczego Palikot tak Ruch Palikota dołował, iż z kilkunastu procent spadło do 4% w ostatnim sondażu, a SLD urosło bodaj do 15%?

Inne pytanie: czyżby SLD zamknęło się w twierdzy i nie chce wpuścić w swoje mury dawnego wodza? Raczej tak, bo posłaniec Siwiec wcześniej musiał opuścić obóz SLD.

Przyszłość projektu Europa Plus zależy od Ruchu Palikota, ale nie samego Palikota, który wypalił ziemię w środowiskach feministycznych, dlatego tam na przeszpiegi wysłany został Kalisz.

Jeżeli uda się przekonać środowiska lewicowe, czy przełoży się to na dotarcie do elektoratu centrolewicowego, wszak SLD mozolnie odzyskuje teren, a Leszek Miller nie kwapi się do współpracy z Palikotem.

Na lewicy rozgorzeje walka, Miller już ma czego bronić, a Palikot musi atakować, ale nie tak, że jednym  kącikiem ust przeprosi Wandę Nowicką, a drugim powie, że i tak myśli to, co mówił wcześniej.

Lewica sklejona Europą i Plusem ma na razie wirtualną wartość dwóch elektoratów z ostatnich wyborów: 1,5 mln Ruchu Palikota i 1 mln SLD. A jakie partie mają podobną wartość? Tak jest! Dlatego wrócił Aleksander. Czy będzie Wielki, czy tylko Kwaśniewski, nie od niego zależy.

czwartek, 21 lutego 2013

Finansowanie Kościoła: kto kogo wykiwał



Kardynał Kazimierz Nycz i minister Michał Boni ogłosili kompromis w sprawie finansowania Kościoła. Z dobrowolnego odpisu podatkowego podatkowego na rzecz Kościoła ma iść 0,5%.
Kompromis, czyli remis. Jeżeli przyjrzymy się, z jakich pozycji strony startowały, to ten remis jest ze wskazaniem na jedną stronę, a nawet jej zwycięstwo. Kościół zaczął z grubej rury - Grubej Berty - 1%, rząd zaś 0,3%.

W matematyce, a szczególnie w finansach, cyfry są zwodnicze. Należy je wziąć pod lupę, używając suwaka logarytmicznego, najlepiej kalkulatora. A w finansach kościelnych diabeł tkwi w szczegółach.

Obecnie Fundusz Kościelny wynosi 94 mln zł, ma być zastąpiony tym zwycięskim remisem 0,5%, czyli 5 promilami, tyle chce wyssać Kościół z podatków. Szybko bierzemy do ręki kalkulator. Operacja jest prosta i z podatku dochodowego od osób fizycznych wychodzi (uwzględniając poprzedni rok) ok. 230 mln zł.

Ilu jest w Polsce katolików? Nawet uwzględniając, iż 50%, Kościół będzie miał połowę z tych 230 mln. Mało? Może tych procentów będzie mniej, może więcej, wydaje się, że "kompromis" Nycz-Boni to więcej niż 94 mln zł.

Obawiam się, że teraz Kościół może wprowadzić 8. grzech główny z zapytaniem: Czy odpisałeś podatek na Kościół?

A w ogłoszeniach parafialnych mogą pojawić się spisy "Wanted nie płacących podatków". W programie "Po kolędzie" żelaznym punktem repertuaru będzie: Czy odpisałeś na "kochany" kler?

Diabeł tkwiący w szczególe 0,5% jest jeszcze większy, gdy zastanowimy się nad brakiem przejrzystości w krążeniu pieniądza w Kościele. Przecież ten naddatek 94 mln zł (a taki będzie) można zainwestować na giełdzie, a nawet włożyć w bardziej intratne zyski.

Kościół odniósł wysoki zwycięski remis i to z przewagą kilku bramek. Zatem należy czekać na rewanż, bo Michał Boni to żaden Lionel Messi, dał się wykiwać.

środa, 20 lutego 2013

Tusk i narcyzi katastrofy



Kto teraz spodziewał się istotnych zmian w rządzie, nie słuchał Donalda Tuska. Premier takowe zapowiedział na połowę roku, a obecne zostały "wymuszone" oddelegowaniem Tomasza Arabskiego w "ambasadory".

To nie premier podbijał bębenka, a Janusz Piechociński i opozycja. I komentatorzy, którzy mają wizję. Kłopot w tym, że nie oni rządzą. Drobiażdżek.

Piechociński dostał równego sobie, choć Jacek Rostowski nie ma żadnej partii za sobą. Prezesowi PSL mogło to wzburzyć proporcje i orzekł, iż zmiany w rządzie będą duże.

Minister finansów w naszym kraju wypełnia newralgiczną funkcję, bo pozostajemy na dorobku i dobro mierzymy kieszenią. Rostowski jest współtwórcą "sukcesów" tego rządu, nie powinno dziwić, że awansował w hierarchii, a przynajmniej w nomenklaturze. Pytanie: dlaczego tak późno?

Rekonstrukcja rządu dopiero przed nami. Jeżeli ktoś chce się zastanawiać, jakie one powinny być, nie może zapominać o kontekstach funkcjonowania tego rządu.

Tusk - a za nim Polska - tak naprawdę ma tylko (aż) dwa zmartwienia. Brak opozycji, bo ta, która się za takową przedstawia, ma tylko jedno paliwo - smoleńskie. Najważniejszym wyzwaniem jest kryzys w strukturach demokracji zachodniej.

Ze Smoleńskiem premier sobie poradzi. Oni zrobią fikołka, Tusk odwrotność jego - antyfikołka. Ma naprzeciw siebie narcyzów katastrofy, nie są żadnym wyzwaniem, acz tacy żądni władzy zawsze pozostają zagrożeniem dla innych.

Tusk musi rekonstruować komunikację ze społeczeństwem i przestrzeń debaty. I w tej kwestii w połowie roku nadejdą zmiany. Jednym z ogniw "rozmowy" ze społeczeństwem jest sam premier. W tym spodziewam się zmiany, acz nie wymiany.

PO jest nadal jedyną partią z potencją rządzenia. Reszta jest albo po przejściach, albo niedojrzała. Mają pretensje, ale to nie oni stoją przed wyzwaniami. Śmiem twierdzić, że dla Tuska żaden z obecnych podmiotów - przynajmniej w tym kształcie personalnym - nie jest zagrożeniem.

wtorek, 19 lutego 2013

PiS wśród lwów



W Sejmie debata nad paktem fiskalnym, a posłowie PiS definiują swoje miejsce w szeregu. Jakie ono jest? Można się zawsze domyślić po prezentowanej dotychczas przez nich mentalności i retoryce.

Donald Tusk jasno pokazuje miejsce Polski w bezpiecznej Europie: - Pakt fiskalny ma być kolejnym krokiem na rzecz bezpieczeństwa Europy. Nie ma mowy o bezpiecznej Polsce bez silnej i bezpiecznej Unii Europejskiej.

Chciałbym od premiera usłyszeć więcej konkretów, co do wizji, jak sobie mamy radzić w UE, jakie są nasze priorytety i jak mamy je pozyskiwać. Tusk za mało konkretnie nazywa etapy wstępowania do strefy euro. To wyobrażenie o Europie jest mgliste, potrzebuje drobiazgowego nazywania, aby przekonać Polaków.

Za to przedstawiciel PiS, poseł Krzysztof Szczerski jest do bólu merkantylny: "Polska mogła dostać 120 mld euro, a nie 107 mld". Pazerny? Tak, na rzecz współplemieńców. A że jest to o 4 mld euro więcej niż w poprzednim rozdaniu budżetu, gdy UE kwitła, a David Cameron (przyjaciel PiS) nie walczył o uszczuplenie unijnego budżetu - och! drobiazg - o tym nie wspomniał Szczerski. Ani o "yes, yes, yes".

Przy okazji Szczerski zdefiniował stan mentalny części Polaków, pazerność. Zarzucił Tuskowi, że ten nie wynegocjował z budżetu UE na lata 2014-2020 dla Polski niczego co "nie wynikałoby z naszej biedy".

I tę biedę Szczerski, jak na PiS-owca przystało nazwał literacko, niemal po sienkiewiczowsku: "Mam wrażenie, że jest Pan jak Neron. Tak pan kocha Polskę, że aż postanowił pan ją spalić".

Mniejsza o trafność metafory. Tusk to Neron, który zwalczał chrześcijan w Rzymie, a PiS-owcy katolicy utożsamiają się z tą ówczesną mniejszością. Oni zawalczyliby z lwami w Brukseli.

Polacy potrzebują wizji przyszłości kraju, a nie jeszcze jednej jatki w gmachu przy Wiejskiej, który nie jest Colosseum.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Godson jako Indianin



Jeden z portali (naTemat) nazywa Johna Godsona o. Rydzykiem protestantów. I słusznie, że ganią Godsona, bo poseł pieprzy głupoty.

Ale o czym innym chcę napisać. O argumentacji. Godson jest Rydzykiem! Lecz argumentacja redaktorów to rydzykowanie żurnalistyczne. Oni "postępowi", a Godson wsteczny.

Dla mnie rydzykowanie zawsze będzie niedokształceniem. Tak jest w wypadku Rydzyka, jest prostym nieukiem i zbija szmal na nieukach, ale redaktorzy, którzy o nim piszą także - na klikalności nieuków internetowych.

Na jedno wychodzi.

Podam tylko jeden przykład. Cytują na owym portalu Godsona i argumentują tak samo jak on. On nie zna Starego i Nowego Testamentu, oni nie znają nawet pism krytycznych z biblistyki. Ci "oni" to Anna Wittenberg (cholera, którą lubię).

Dobrze! Cytat:

"Nie - w żadnym przypadku. Biblia nazywa czyny homoseksualne grzechem i wypaczeniem (Rzymian 1:22-28). Pismo Święte przekazuje także, jakie wymagania powinien spełniać pastor/biskup (I Tymoteusza 3:2-5). „Biskup więc powinien być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, sposobny do nauczania, nieprzebierający miary w piciu wina, nieskłonny do bicia, ale opanowany, niekłótliwy, niechciwy na grosz, dobrze rządzący własnym domem, trzymający dzieci w uległości, z całą godnością. Jeśli ktoś bowiem nie umie stanąć na czele własnego domu, jakżeż będzie się troszczył o Kościół Boży?”

Homoseksualizm, prostytucja, są już opisane w Księdze Rodzaju (w pierwszej księdze Starego Testamentu). Nie są postponowane, ani zachwalane. No, ale jak się nie czyta, to się nie wie.

Godson jest zindoktrynowany, a redaktorka (przepraszam, bo ją lubię) idzie za swoim postępowym ciosem. Czasami lepiej nie pisać, jak wiedzę ma się marną, a jedynie przekonania słuszne.

Dlatego w kraju nie mamy debaty o czymkolwiek. Durnie z prawej i lewej są zwykłymi nieukami.

Howgh!

niedziela, 17 lutego 2013

Ziobro jak Chińczyk



Zbigniew Ziobro, jak swego czasu Chiny Mao Tse-tunga, stawia ultimatum Donaldowi Tuskowi. Co prawda, tylko trzy postulaty, ale i przy tej ilości można zaobserwować, jak z polityczności (głupoty) żółknie.

Nasz Chińczyk "chce uchronić" przed utratą stanowiska ministra transportu Sławomira Nowaka, więc w razie niespełniania chińszczyzny, gdy będzie wniosek o wotum nieufności dla rządu Tuska, "żółtek" owe wotum poprze.

Oto trzy żółcie Ziobry: Przede wszystkim Nowak powinien sprawić, aby wszyscy podwykonawcy budujący drogi i autostrady w Polsce otrzymali zaległe należności. Ma się to stać najpóźniej do końca miesiąca. Drugim warunkiem jest przedstawienie przez Nowaka procedur antykorupcyjnych, które zapobiegną nieprawidłowościom przy budowie autostrad. Trzeci postulat dotyczy zarządu PKP. Solidarna Polska oczekuje, że pensje jego członków zostaną obniżone.

Tak to nasze narodowe żółtki mają, że z żółci stają się Chińczykami, zamiast dać sobie na wątrobą (np. pół litra wódki) - byliby wątrobiarzami, czyli tylko "Ruskami".

Ziobro woli być Chińczykiem, "Ruskiego" zostawia Kaczyńskiemu.

sobota, 16 lutego 2013

Natchnione PO wg dziadów K. (z małej litery)



Naprawdę lubię dziadów z portalu wPolityce.pl i tygodnika "W Sieci". Nie tylko z powodu, iż Karnowscy mnie dowartościowują, zawsze jednak zaskoczą.

Ich inwencja twórcza równa się zeru, ale w kwestii nienawiści do Tuska wykazują zapał Lucyfera i Belzebuba pomnożony przez tych szatynów.

Mnożnik szatański równa się spleśniałemu rozumowi "braci mniejszych" w wierze w Kaczyńskiego.

Otóż wynaleźli jakiegoś Świetlika (imię jego Wiktor), która gaworzy. Jakiś facecik od nie wiadomo czego, na pewno nie od dziennikarstwa. Deczko przygłupi. No, ale takich lubią dziady.

I zadają mu pytanie w kwestii tego, iż Karnowscy swoim beztalencie dojrzeli w Platformie natchnione skrzydło.

Takiego użyli pojęcia. Jakiż zakalec trzeba mieć na czubku głowy i wewnątrz, aby uciekać się do takiej publicystycznej grafomanii.

Chodzi o ten nowy byt (think tank) Instytut Myśli Państwowej, który nie zaczął działać i nie wiadomo, czy mu się cokolwiek uda, a tworzą go na razie politycy i byli politycy: Roman Giertych, Kazimierz Marcinkiewicz, Michał Kamiński, Stefan Niesiołowski. Takie zbuku polityczne (przepraszam, jeżeli któregoś z nich uraziłem).

Zadają temu Świetlikowi - którego nikt nie zna, nawet na jego podwórku, taka to znikoma znakomitość - sześć pytań.

Nie będę tych odpowiedzi omawiał, tylko in extenso zacytuję, bo w tej chwili mi się nie chce.

Wiktor Świetlik: To inicjatywa skompromitowanych bądź przegranych polityków prawicowych, którzy wielokrotnie zmieniali poglądy. Nie wiem jakim sposobem mieliby wygenerować jednolitą myśl państwową faceci, dla których jedyną wspólną osią jest niechęć do Jarosława Kaczyńskiego. Szkoda mi, że w tym towarzystwie znalazł się Jacek Żalek. Mam nadzieję, iż nie dołączą do niego inni ludzie z Platformy, których cenię, jak Jarosław Gowin czy John Godson.

Zatrzymajmy się przy głównych bohaterach...
Giertych przeszedł dziwaczną ewolucję na polskiej scenie politycznej. Kamiński zaczynał prawie jako skin, a kończy podlizując się Platformie, żeby dostać jakiś stołek. Marcinkiewicz jest kompletnie ośmieszony w polityce. Nie wierzę, by powołana przez nich instytucja mogła odegrać istotną rolę. Aczkolwiek, dzięki dobrym kontaktom z władzą, być może będzie otrzymywać subwencje, więc okaże się dobrym biznesem.

Chodzi o to, żeby się jeszcze gdzieś wetknąć przy korytku władzy?
Giertych i Kamiński próbują stworzyć "natchnione" skrzydło Platformy Obywatelskiej. Ich inicjatywa może być listkiem figowym dla Tuska, bądź służyć jakimś innym rozgrywkom. Nie wróżę im powodzenia. Są niewiarygodni dla prawicowego elektoratu i konserwatywnych środowisk inteligenckich. I to zarówno oscylujących wokół PiS, jak i tych z okolic PO czy PJN.

A jeśli to zaledwie zalążek, który zostanie w odpowiednim momencie należycie wzmocniony...
Rzeczywiście jest parę osób, które mogłyby dać siłę temu środowisku. Myślę tu przede wszystkim o Radosławie Sikorskim i Jarosławie Gowinie. Czy zdecydują się na taki krok? Wątpię. Sikorski przyjaźni się z Giertychem i Kamińskim. Musi jednak pamiętać, że te nazwiska będą ciągnąć go w dół. Sikorski ma bardzo wysokie ambicje polityczne. Z Giertychem w zanadrzu wyżej nosa nie podskoczy. Ani pod względem funkcji międzynarodowych, ani jeśli w przyszłości chciałby walczyć o prezydenturę. Giertych byłby wtedy dla niego tylko kulą u nogi.

A może instytut Giertycha jest inicjatywą koncesjonowaną przez Donalda Tuska?
Trudno dociec jak wyglądają dokładnie relacje wewnątrz Platformy. Rzeczywiście można zaobserwować próbę stworzenia jakiejś formy prawicy przychylnej rządowi. To jest to, co dzieje się obecnie z „Uważam Rze”. Chodzi o promowanie takich środowisk, które z jednej strony głoszą radykalnie prawicowy program, a z drugiej –  zbyt ostro nie atakują układu władzy, albo wręcz tej władzy sprzyjają.

O jaki elektorat toczy się tu walka?
Marsz Niepodległości dowiódł istnienia dużego elektoratu radykalnych młodych ludzi, których w sensie światopoglądowym można określić jako nacjonalizujący. Ten elektorat ktoś będzie musiał zagospodarować. PiS ze swoim przekazem nie do końca potrafi do tej grupy dotrzeć. Więc z różnych stron rozmaite siły będą próbowały tę ścieżkę wydeptać. Nie wierze jednak, że akurat Giertych, Kamiński i Marcinkiewicz są w stanie to zrobić. Nie mają autorytetu, a w dodatku wspierają po cichu rząd, do którego ci ludzie są wrogo nastawieni.


piątek, 15 lutego 2013

Piński, bohater naszych czasów z Sevres



Jan Piński, naczelny "Uważam Rze", który podobno ze swej szlachetności nie pobiera pensji za pełnienie tak odpowiedzialnych obowiązków redakcyjnych, wpisuje się w normę, która od pewnego czasu obowiązuje w polskiej żurnalistyce. Jest tej normy wzorcem i mógłby spokojnie - gdy już upadnie tygodnik Grzegorza Hajdarowicza - zasiąść w Sevres jako wzorzec.

Piński podjął się zadania ponad swoje siły, co świadczy o jego ambicji, ale braku orientacji właściciela wzmiankowanego tytułu, z determinacją jednak dąży do celu, który nawet średnio zorientowanym w biznesie medialnym podpowiada, jaki on ostatecznie będzie.

Piński wykazuje wolę, której można tylko pozazdrościć. Komornik zjawił się w jego robocie w "Uważam Rze" (a są to zaszłości z pracy w TVP) i usłyszał: Penelopa. Komornik nie był jednak Ulissesem, dlatego usłyszał, że Piński zarabia w wydawnictwie, którego nazwa pochodzi od imienia żony władcy słynnej Itaki, cieniuśko - 150 zł. To kim jest Piński? Zalotnikiem? Chyba tak, zaleca się publice swoją ubogością.

W każdym razie komornik dowiedział się, że Piński nic nie zarabia jako naczelny w "Uważam Rze" i w dwóch innych pismach dla szachistów, gdzie jest nominalnie naczelnym. Ki diabeł, dziennikarz Judym ten Piński? Czy ta metaforą obrażam Pińskiego? Tak, bo Judym ciut więcej zarabiał, a Piński tylko 150 zł, które wystarczą na suche bułki i to tylko na tydzień. Reszta miesiąca o wodzie z kranu.

Przestrzegam, to nie jest asumpt do tego, aby określać go jako wzorzec z Sevres. Ten wzorzec w Pińskim odezwał się, gdy owo Pińskiego judymostwo-zalotnictwo-ulissostwo opisał Wojciech Czuchnowski w "Wyborczej".

Piński wpadł w obowiązującą sztancę (wzorzec z Sevres) polskiej żurnalistyki na określonej stronie politycznej. Piński spokojnie przebił niejaką Dorotę Kanię, która jest ledwie prekursorką, podróbką, tombakiem w stosunku do Pińskiego. Ona jak prawdziwa Zosia samosia dochodzi swego sama wertując wszelkie akta w IPN-ach. Piński wiedzę chce posiąść z pierwszej autorskiej ręki. Przesłał do Czuchnowskiego trzy pytanie: 1) Czy był informatorem Służby Bezpieczeństwa; 2) Czy po SB współpracował z Urzędem Ochrony Państwa; 3) Dlaczego zrezygnował z tej współpracy?

Pytania tak skonstruowane, żeby na nie odpowiedzieć po kolei, w każdym poprzednim musi być odpowiedź: tak. Trzy pytania: 3 x tak.

Piński wnosi nową jakość, przede wszystkim jako ideał, wzorzec. Wybierając się do Paryża, będę chrzanił Luwr, od razu jadę do Sevres, oglądać polski wzorzec - Pińskiego. I to niedługo.

czwartek, 14 lutego 2013

Z Kuroniem w XXI wiek



Miałem pisać o spotkaniu Aleksandra Kwaśniewskiego z Leszkiem Millerem, z którego niewiele wynika. Chciałem pisać o lewicy, która po wyczynach Janusza Palikota robi bokami. A nie jest mi to obojętne. Bodaj pierwszy w internecie pisałem obszernie o Palikocie, jeszcze jak robił "Ozon" i był pełną gębą z Gombrowicza.



Miałem pisać, ale trafiłem na świetny wpis blogowy Zbigniewa Bujaka o Jacku Kuroniu. Więc odfajkuję tylko spotkanie "na szczycie na lewicy". Kwaśniewski ma się jeszcze spotkać z Palikotem 22 lutego. Tak zapewnia Marek Siwiec. Ciekawy jestem spostrzeżeń byłego prezydenta o wykopaniu z klubu Ruchu Palikota Wandy Nowickiej. Ciekawy wolty dialektycznej - to mnie interesuje. Bo przedkładam zajęcia intelektualne (arystotelowskie) nad trybunalskie (machiavelliczne).

Bujak, bohater czasów stanu wojennego, który robił milicję w bambuko, zupełnie inaczej potraktował suwerenność Polski po 1989 roku. Większość jego kolegów wzięła się za naprawę Rzeczpospolitej, a Bujak wziął się za siebie. Za kształcenie siebie, za naukę, bo w Ursusie i w "S" był facecikiem ledwie po zawodówce.

Prawdziwy self-made-man. Takich w kraju mało. Gdyby było więcej, kraj miałby się lepiej. Bylibyśmy dalej w cywilizowaniu siebie i Polski. A tak robimy bokami, lewica robi bokami, prawica nadaje się tylko na przemiał historii, Tusk coś osiąga.

Ze Zbyszka Bujaka zacytuję tytułowy fragment, bo on winien przyświecać elitom politycznym:

Jacek Kuroń, to usposobienie doświadczenie i wyobraźnia pozwalające konstruować takie państwo, gdzie obywatel wraz z wolnością bierze na siebie odpowiedzialność. U Jacka Kuronia społeczeństwo obywatelskie to nie mit, to nie idealizm, to nowoczesna, godna XXI wieku Umowa Społeczna. Taka Umowa, to sposób na wyzwolenie nieposkramialnej aktywności obywateli. Zarazem to bardzo wysokie wymagania wobec establiszmentu całkowicie sprzeczne z jego obserwowanym sposobem rządzenia państwem i zarządzania jego służbami. 

Jestem tym, który nie może zrozumieć i pogodzić się, że tej klasy osobowość, polityk, fenomen na skalę Polski, Europy i świata, nie odegrał pierwszoplanowej roli w III RP. Uważam, że tylko Jacek Kuroń był predestynowany do tego, by w kulturę polityczną odrodzonej Polski wnieść to, co było wielkiego w dorobku Opozycji i Solidarności. Uważam, że z tego punktu widzenia potencjał Jacka nie został nawet w części wykorzystany i czuję się za to odpowiedzialny.

środa, 13 lutego 2013

Sondaż, Palikot i Gliński - nuda polityczna




W polityce kompletny zastój. Czekamy na kabaret PiS, którym będzie wotum nieufności dla rządu Donalda Tuska. "Parapremier" Piotr Gliński to nawet nie "para" w gwizdek, ale smród w gacie.

Tymczasem Janusz Palikot odstawia kabaret. Cenię go jako człowieka, ale jako polityk się wyłożył i tym razem nie będzie mógł zwalać winy za wyrzucenie Wandy Nowickiej z klubu na kogokolwiek. Choć dosłyszałem, że to wina Tuska i Millera. Pomyliła mu się polityka z konfesjonałem. To do księdza ucha "plujemy" swoje winy, w polityce "plujemy" zwycięstwa do uszu elektoratu.

Tak więc dwa teatry są odgrywane, acz kompletnie statyczne. Bez intelektualnego i politycznego wigoru.

Dlatego uważam, iż najwartościowszym pod względem politycznym jest sondaż Homo Homini dla "Rzeczy". A w nim to, co do przewidzenia. PO prowadzi z 27% poparcia, a będzie ich więcej, gdy Donald Tusk uświadomi, jaki "interes" zrobił dla kraju na budżecie unijnym. PiS ma swój twardy elektorat, który powoli odpływa Kaczyńskiemu. Nie dość szybko, aby publikę zadowolić. Prezes PiS ciągle wtyka swoje paluchy, ale wody w którymś momencie naruszą tamę niechęci, będzie to jeszcze w tej kadencji i zmiecie mit smoleński ze sceny politycznej.

Partia Janusza Palikota pod progiem wyborczym. Obawiam się, że tam zostanie. Lider pracuje nad tym z całą zaciekłością.

Nudy w polityce. A to znaczy, że normalniejemy, bo prawdziwa polityka jest nudna. Emocje są rozpalane tylko w społeczeństwach i państwach chwiejnych.