piątek, 29 czerwca 2012

Próchno



Nie dziwię się prezesowi PiS, który twierdzi, że Euro się nie udało: „miało być skokiem cywilizacyjnym, a skończyło się klęską”.

Jarosław Kaczyński nigdzie nie bywa, nawet nie oglądał meczu reprezentacji Polski z Czechami, tylko wrażych Rosjan z Grekami. O tym zapewniał jego rzecznik Adam Hofman na Twitterze: „Prezes ogląda mecz Grecja – Rosja, czeka na spotkanie Polaków z Czechami”. Pewnie pilot mu nawalił, bo mecze odbywały się równolegle.

Prezesa podróż w realność to jedynie droga krzyżowa na Krakowskim Przedmieściu, stacji jest niewiele: Smoleńsk, Tusk, „krótka lista”. Ostatnio dorzucił in vitro. Stacji męki prezesa wszak ma być 12 (słownie: dwanaście), jak pewnego gościa z Nowego Testamentu. Jak będzie odpowiednia liczba mąk, prezes dojdzie pewnie do władzy.

A co prezes może zobaczyć na Krakowskim Przedmieściu? Szubienicę z lalką voodoo Tuska. Toż to średniowiecze. Ma rację. Zamiast skoku cywilizacyjnego, jest klęska.

Nasze życie polityczne to próchno, że posłużę się wybitną powieścią Wacława Berenta (nie tylko tytułem). Tamto „Próchno” jednak świeciło (np. przykładem), nasza polityka sypie się. Bo jest spróchniała. Do szczętu, do imentu.

Nie jestem w stanie pojąć, jak można budować własną politykę poprzez negowanie – osiągnięć, bądź nie - konkurenta do władzy. Toż to burzenie, a nie budowanie. Polska jest spróchniała?

Czy taką Polskę buduje Donald Tusk? Premier dostał od losu wygraną na loterii. Dzisiaj się okazuje, że jest nawet właścicielem tej loterii. Żadnej konkurencji. Z prawej strony ma konkurenta, któremu wystarczy usta otworzyć, a Tusk nie musi się odzywać: taryfikator sondażowy sam się nabija (jak licznik Balcerowicza). Na lewicy zdaje się, że jest jeszcze lepiej. SLD wszak to żadna lewica, a Janusz Palikot, gdy chciał się zdefiniować, doszedł do wniosku: jest lewicą obyczajową, a reszta to postmodernizm.

A jednak to Tusk ma kłopoty i to rzeczywiste. Kłopoty z tożsamością PO. Platforma partyjnie nie potrafi zdefiniować się wobec in vitro i konwencji dotyczącej zwalczania przemocy wobec kobiet i w rodzinie.

Podmiot polityczny, który na scenie politycznej jest suwerenem, nie dotrzymuje umów z własnym przekazem medialnym. Tusk zapewniał, że zostaną one (in vitro, przemoc, etc.) odpowiednio załatwione, a nie są, bo w PO pojawiły się różne głosy. Czytałem, że Tusk oszukał. Kogo oszukał? Swoich wyborców – tak, ale nie tych, którzy na PO nie głosowali.

Próchno? Tak. Wychodzę na ulicę i widzę zupełnie co innego po Euro 2012, niż prezes PiS. Różnica między nim a mną jest jednak taka, że ja wychodzę i nie widzę lalki voodoo nakłuwanej przez jego zwolenników, a mogę zobaczyć Irlandczyków, którzy zakochali się w Polsce, a także Włochów, dla których Polska jest szokiem (stwierdzenie Zbigniewa Bońka), a nie jakimś Colosseum.

Próchno? Z kogo się sypie? Pilot mi nie nawala, nie oglądam za dużo programów publicystyki politycznej, wolę delektować się Larsem von Trierem.

czwartek, 28 czerwca 2012

Krasnal smoleński



Zastanawiające jest, iż nikt do tej pory nie wpadł na pomysł, aby produkować pomnik smoleński w formie odpustowych figur. A najlepiej w formie krasnali ogrodowych.

Coś takiego sprzedawałoby się, jak ciepłe bułeczki.

Pomysł ten podrzuca na swoim blogu Janina Paradowska. Służy jej to do publicystycznej ironii przy okazji pomnika katastrofy smoleńskiej w postaci betonowego tupolewa, który odsłonięto w Kałkowie (świętokrzyskie).

Proponuję jednak ten temat pociągnąć. Biznesmen, który go podejmie, szybko dokonałby interesu swojego życia.

Trudno wybrnąć z formy krasnala, aby nie był on kiczem. Można jednak zniwelować kicz poprzez projekt jakiegoś wybitnego artysty, albo nawet mniej wybitnego.

Taki projekt osadzić na niewielkim cokole. Wysokość tego krasnala wzrostu Kaczyńskiego, czyli metr czterdzieści. Do tego wygrawerować na cokole podpis prezydencki, który składał pod Traktatem Lizbońskim.

Przecież każdy "patriota" chciałby mieć takiego krasnala w postaci pomnika smoleńskiego, tupolewa z gipsu, w swoim ogrodzie.

Wiem, Jarosław Kaczyński od razu by protestował, że wizerunek brata Lecha i wizerunek tupolewa jest jego własnością.

A guzik, bo to własność wszystkich Polaków.

Gniew Kaczyńskiego byłby darmową reklamą w mediach. Krasnal smoleński to czysty biznes. Nie ma w tym wypadku ryzyka plajty. Wręcz przeciwnie, każdy bank da pieniądze na taki projekt.

Do dzieła, rodacy! Pozycja Jana Kulczyka jako najbogatszego Polaka może być zagrożona.



Za zgodą brata

wtorek, 26 czerwca 2012

Kucharka Wojewódzki



Kuba Wojewódzki (chyba ma na imię Jakub) uważa, że bycie człowiekiem sukcesu to wysiłek aktorski. Dodaje: takich ludzi lubią inni kopać. W moim mniemaniu nie osiągnął sukcesu, oprócz finansowego. Kopać go nie chcę. Nie uważam go, jak Tomasz Lis, za człowieka inteligentnego. Potrafił się wstrzelić, utrzymać swoją pozycję i mieć z tego spore profity.

Dużo to? Tak. Mogę to samo napisać o setce, tysiącach innych, choć Kuby W. nie znam. Nie znam jego programów. Ze dwa razy go oglądałem, stwierdziłem: mizeria i tyle. Może być, może nie być w przestrzeni publicznej. Żadnych tabu nie przekracza, oryginalnej myśli swojej nie przytoczy. Jeszcze jeden celebryta przeceniony, bo celebrytą jest się dlatego, iż przecenie uległy wartości, w tym najważniejsze: intelektualne.

Podobno w związku ze zdjęciem programu z Radia Eska Rock wzmiankowanego i Michała Figurskiego wkracza cenzura. Albo ci, którzy tak wyrokują nie wiedzą cóż to znaczy index (cenzura), albo ulica Mysia pomyliła im się z ulicą Szczurzą.

Wojewódzki i jego postawa to postawa kucharek, rozmowy w tramwaju, którą kiedyś świetnie opisał Gombrowicza i powstał na ten temat ciąg publikacji między autorem „Ferdydurke” a Brunonem Schulzem spór – niby spór – jak to ci, którzy nie mają nic do powiedzenia, zawracają głowy w przestrzeni prywatnej i publicznej.

Co zrobił ów Kuba W.? Obraził Ukrainki. Tak samo, jak antysemici obrażają Żydów. To ten sam ton, ten sam brak refleksji humanistycznej, tan sam brak talentu, tolerancji, inteligencji. Czy musimy się godzić, aby tacy ludzie zapełniali przestrzeń publiczną, czyli wspólne nasze dobro w imię jakiegoś przekraczania tabu, o którym nie mają pojecia?

Niewielki talibek (bo nawet nie talib) usłał sobie gniazdko w liberalnych mediach  i gdacze. Tak samo warte są jego spostrzeżenia, jak wszelakie „krótkie listy”. Zajmuje przestrzenie medialne, publiczne, a nie zajmuje się swoim stanem umysłu. Nie jest usprawiedliwieniem, że Kubie W. umysłu brak. Ot, kucharka. Gombrowiczowi (bohaterowi jego) przynajmniej podobały się ich uda tychże kucharek. Ale ud u Kuby W. nie uświadczysz, a w pęcinach cieniutki i głupiutki.

Miejsce kucharki jest na zapleczu.

Hufnagiel Kaczyński




Jarosław Kaczyński to prawdziwy kowal. Przekuwa wszystko. Swój nieszczęśliwy los polityka, który wszystko przegrywa, ale przed każdymi wyborami szykuje się do władzy, ba! nawet sondaże (wewnętrzne) wskazują mu, że PiS ma tyle samo co PO, albo już przegonił Platformę.

Kaczyński przekuwa luźną rozmowę z Jadwigą Staniszkis w "krótką listę" z wyrokami śmierci (na której widnieć miało nazwisko Sławomira Petelickiego), listę sporządzoną wiadomo przez kogo.

To prawdziwy kowal swojego przegranego losu. Przekuwa, aż iskry mu spod młota lecą na publiczność. Takiego mamy kowala polityka.

A że cokolwiek Kaczyński nie nadaje się do polityki, bo to taki polityk na niby, podrobiony, fałszywy, polityk z tombaku, to co? Ale kowal, kuje żelazo i podszywa się, jak agitator Hufnagiel (z "Operetki" Gombrowicza) przebiera się w szaty zupełnie kogoś innego, w tym wypadku w szaty polityka polskiego.

Czeka na nowy porządek, na swoje zwycięstwo, aby jak Hufnagiel ścigać faszystów i burżuazję. Aby przekuć Polskę na IV RP.

Staniszkis "Wprost" powiedziała: - Listy nie ma, to była luźna rozmowa. Hufnagiel jednak wszystko przerobi, przeinaczy, przekuje. Taki tombak.

piątek, 15 czerwca 2012

Bitwa na grządce kapusty w ogrodzie wdowy McCormack




O polskich kibolach można pisać worki artykułów. Mają się dobrze, bo mają wsparcie polityczne, które uzyskali tylko dlatego, że są przeciw Tuskowi, który chciał z nimi się rozprawić po słynnym meczu pucharowym Lech – Legia w Bydgoszczy. Teraz poturbowali „ruskich”, więc otrzymali wsparcie jakiegoś dialektyka z PiS: „kibole bronili honoru Polaków”.

Nie dziwię się politykom rosyjskim, wygrywają temat u siebie i na arenie międzynarodowej. Taką gratkę dostali za darmo od naszych „patriotów”. Manipulować opozycją w Polsce jest łatwo. Przy takim głupstwie wizerunek Polski został nadszczerbiony, gdy przyjdzie do poważniejszych spraw, dopiero wówczas poznamy siłę „ruskich” rządzących.

Euro jest imprezą bardzo udaną, widzę to po Poznaniu. Obserwowałem Irlandczyków, których zjechało tutaj 24 tysiące. Mamy od kogo się uczyć. Zanim poznałem Irlandczyków, poznałem ich literaturę. Nie ma dla mnie ważniejszych pisarzy (oprócz Szekspira i Dostojewskiego) niż Joyce i Beckett, dorzucę poezję – palce lizać – Yeatsa , Heaneya. A „Ryży” J. P. Donleavy’ego to wypisz-wymaluj esencja Polaka i Irlandczyka w pigułce powieści.

Irlandczycy są w Poznaniu, bo tutaj grają ich piłkarze, grali z Chorwatami, więc z nimi się bratali. Pili piwsko z nimi, bo Guinnessa się nie wylewa za kołnierz. Przebili wszystko i wszystkich w Gdańsku, ich zachowanie po łomocie od Hiszpanów winno uczyć, jak walczyć, przegrać i mimo to być zwycięskim. Jak potrafić spojrzeć innemu w oczy, nie mieć do wszystkiego wokół pretensji.

Śpiew Irlandczyków to największe wzruszenie patriotyczne, jakie pozostanie po tych mistrzostwach. A przecież „The Fields of Athenry” to pieśń o wielkim głodzie, gdy zabrakło na Zielonej Wyspie kartofli (zaraza i angielska kartoflana kontrybucja), popchnęło ich do przegranego powstania nazwanego pogardliwie prze Anglików „bitwą na grządce kapusty w ogrodzie wdowy McCormack”.

Nasi dziennikarze (i „ruscy”) mają w tej chwili napisane – i jeszcze napiszą - worki komentarzy o polskich kibolach. Worki kamieni, których politycy nie chcą dźwignąć.

A Poznań ma w tej chwili Irlandczyków z ich wspaniałą pieśnią o wielkim kartoflanym głodzie sprzed 150 lat. Polska stolica ziemniaka, Pyrlandia, chce wspomóc Irlandczyków w ostatnim meczu o nic z Włochami. Warta Poznań, która obchodzi 100-lecia powstania, zaprosiła Irlandczyków do wspólnego świętowania. To Pyra i to Pyra.