niedziela, 2 lutego 2014

Kaczyński w tamie spekulacji


Paweł Lisicki twierdzi, że tamuje falę spekulacji odnośnie Jarosława Kaczyńskiego. A ten odnośnik tyczy tego, co wcześniej konkurencyjny tygodnik "Do Rzeczy" - "wSieci" - wyspekulował.

W tej tamie stanął sam zainteresowany prezes PiS, który udzielił się wywiadem odnośnie. Kaczyński nie ma ambicji. "Nie mam ambicji prezydenckich" - powiedział w pierwszej części zdania. Już mi ręce składały się do oklasków, wiem jednak, że prezes buduje zdania złożone, acz są one konwencjonalne i drugie dno w nich nie istnieje, zwykle zaprzecza temu, co chciał powiedzieć. Taką Kaczyński posiadł retorykę, ja jej mu nie zmienię.

Ta druga część zdania w tamie spekulacji brzmi: "... to premier jest w Polsce tym, który bardziej przystaje do funkcji szefa partii". Odkrycie, jak odkrycie. Donald Tusk jest szefem partii, jest premierem. Janusz Palikot też jest szefem, ale nie jest premierem. Leszek Miller był, jak zresztą Kaczyński. Jarosław Gowin chciał być szefem jednej partii, ale nie został, więc wybrał sobie inną partię i w dalszym ciągu nie jest premierem.

A jednak biłem oklaski za drugą część zdania w myśl prezesowego powiedzenia: "oczywista oczywistość".
No, ale wywiad jest o tamie spekulacji - to metaforyczne słowa ze wstępniaka naczelnego tygodnika "Do Rzeczy", a ten włada piórem, jak włada - w której staje prezes PiS bez ambicji.

Jak prezes nie ma ambicji, bo "premier przystaje do funkcji szefa partii", to kto za prezesa jest w posiadaniu tej funkcji ambicji?

I znowu dwa kwiatki z retoryki Kaczyńskiego, godne św. Franciszka. "Z partią jestem serdecznie związany". PiS to partia prezesa, więc ma do niej serdeczne uczucia, wszak jego dzieło. Personel partyjny może też darzy prezesa serdecznością, bo ma za co. Dla ogromnej większości posady na ławach sejmowych to synekury. Za synekury każdy jest serdeczny, a walory, które via media poznaję, nie "przystają funkcji", które winni reprezentować. Taka mała uwaga odnośnie partyjnych kadr, z którymi Kaczyński jest "serdecznie związany".

Wyżej to był kwiatek miary św. Franciszka. Ale oto kwiat. Odnośnie spekulacji, kto miałby być tym, która ma ambicje zamiast prezesa. Ten retoryczny kwiat ma brzmienie: "Polska byłaby szczęśliwym krajem, gdyby miała takiego prezydenta". Nie chodzi o prezydenta Bronisława Komorowskiego. O, nie! Czyli Kaczyński uważa, że Polska jest krajem nieszczęśliwym pod prezydentem Komorowskim, choć cieszy się największą sympatią wśród tzw. polskich polityków. Zresztą kiedyś prezes uznał, że Komorowski został wybrany przez pomyłkę. Otóż wg Kaczyńskiego Polska byłaby szczęśliwa pod ambitnym Piotrem Glińskim.
Tama spekulacji już nie przecieka, bo prezes nie ma ambicji odnośnie prezydentury. Wywiad jest też o nowej propozycji gospodarczej PiS. Czyli stara propozycja poszła do kosza, jest nowa. Uwaga: posługuję się słowami z "Do Rzeczy", ja tego nie pisałem.

Pierwszą propozycją gospodarczą jest program prospołeczny, a nawet "silnie prospołeczny" - ostatnie jest cytatem. Polska się zwija demograficznie i to musi być przełamane. Jak? Polityką prorodzinną, "ale szeroko rozumianą" (też cytat).

Z podręczników demograficznych wynika jednak, iż bogacące się społeczeństwo zwijają populację, to tylko biedne społeczeństwa płodzą dzieci w myśl odwiecznej socjologicznej zasady: więcej dzieci, większe prawdopodobieństwo, że zyska rodzina.

Do nowego programu PiS należy stwierdzenie, że Polska znalazła się w "pułapce średniego rozwoju (dochodów)" (cytat). A jednak się rozwijamy, acz średnio. Kaczyński chce uruchomić rezerwy. Do tej pory myślałem, że mamy długi (a nie rezerwy) i mimo to średnio się rozwijamy. Europejskie dane statystyczne mówią, że jednak najlepiej się rozwijamy, ale można je czytać, jak Kaczyński i wówczas wyjdzie: średnio. "Uruchomienie rezerw" to wg Kaczyńskiego "sięgniecie po nie" - "i stąd ten bilion złotych" (wszystko cytaty).

Nowy program gospodarczy PiS jest wewnętrznie sprzeczny, aby realizować taką politykę prospołeczną (winno się jednak nazywać: pro-populistyczną), trzeba nałożyć nowe podatki.

Oczywiście Kaczyński chce nałożyć te podatki nie na biednych i średnio zarabiających, ale na najbogatszych, przedsiębiorców, banki i hipermarkety. Pominę tych najbogatszych, bo to czysty populizm. Nawet gdyby chcieli płacić, to zyskać można najwyżej jakiś promil dochodów dla budżetu. Lecz i tak najbogatsi nie dadzą się, bo uciekną z polskiego fiskusa. Zaś banki i hipermarkety odbiją sobie na cenach, a to będzie rzeczywisty podatek od towarów - ale dla biednych.

Ta nowa polityka gospodarcza PiS jest starą polityką gospodarczą PiS, a ta była nader populistyczna, jak brzmienie: bilion złotych. Gdyby Kaczyński chciał uzyskać ten bilion złotych, to nie dość, iż zwijalibyśmy się demograficznie, ale zwijalibyśmy się z bólu, że dotąd szliśmy "w pułapce średniego rozwoju (dochodów)" (cytat), a pod nowym programem gospodarczym PiS zwijamy się z populizmu.

Rozumiem, że Kaczyński jest szefem partii, którego ambicje "przystają do premiera", bo taka jest logika demokracji. Z tego wywiadu, którego tylko niewielkie passusy są w tej chwili dostępne, wynika, iż prezes w nowym programie gospodarczym PiS serwuje stary populizm.

Może on do części elektoratu przemówić, może też przemówić do znużonych rządami Tuska. Wątpię, że tak się stanie, gdy będą mieli do wyboru między "pułapką średniego rozwoju (dochodów) a populizmem, który zawsze kończy się spektaklem katastrofy.

Stwierdzenie, że "pójdziemy do przodu" jest tak samo niezręczne retorycznie, jak "pójdziemy przodem". Kierunek zawsze jest ten sam: przodem do populistycznej przepaści.

Tyle moich uwag o dostępnych cytatach z wywiadu dla "Do Rzeczy", który "tamuje falę spekulacji" odnośnie Kaczyńskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz