Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ekshumacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ekshumacja. Pokaż wszystkie posty

środa, 26 września 2012

Znak hańby prezesa


Po poniedziałkowej debacie nad “Alternatywą” PiS, która nie była debatą, ale wyizolowanymi opiniami na temat rozwoju ekonomicznego Polski, prezes Jarosław Kaczyński na zakończenie pijarowskiego sukcesu tak się zapędził, że zaproponował zakopanie toporów wojennych do lepszych czasów. Sądzić mogliby dziarscy, waleczni, ale naiwni Polacy, że teraz topory będą rdzewieć.

Pisałem, że musi przetrzymać do soboty, a u Kaczyńskiego początek tygodnia i jego koniec to często dwie epoki, skądinąd znane z jego dotychczasowej działalności polityka. Pisałem i wątpiłem - i się nie zawiodłem. Kaczyński wytrzymał tylko wtorek, a w środę dał o sobie znać jego temperament. Może dlatego, że to środek tygodnia, ni pies, ni wydra.

Zaczął zwalniać, ba! nawet przeganiać z polityki Platformę Obywatelską z piętnem hańby. Rozżarzone słowa prezesa wypalają piętno. No, ale kto nie został oznakowany przez Kaczyńskiego? Nawet o. Rydzyk przed czasami rydzykowymi (czyli, gdy nie był potrzebny do zaganiania elektoratu) wypalony został słowami Kaczyńskiego.

Aż mi się buduje metafora z rogacizną i z piętnem, a byłaby ona nieprzyjemna. I dla zwolenników PiS i dla przeciwników. Hańbą dla Kaczyńskiego jest ten, kto nie z nim. Akurat nadarzyła się okazja, że w grobie Anny Walentynowicz nie znaleziono Walentynowicz. Taka odezwała się w Kaczyńskim empatia do rodziny ofiary smoleńskiej, że zwalnia z posad polityków PO. Swoista to empatia, bardzo polska.

Zresztą to niechlujstwo intelektualne, mentalne, da się zauważyć na każdym kroku, a świat polityki jest na widelcu mediów, to w nim widać aż za bardzo.


Czy Kaczyński kiedykolwiek poczuwał się do paprania kraju, nawet wówczas (zwłaszcza), gdy na chwilę rządził? Tylko rok przyzwolenia dał mu naród, a reperkusje psychologiczne ciągną się do dzisiaj. Nawet gdy pozostaje w opozycji, nie potrafi zagospodarować elektoratu często oczywistymi wpadkami rządzących. Dlaczego? Bo jego felery i fobie są oczywiste, widoczne jak na dłoni. Nie obawiajmy się, jeszcze wiele w przestrzeni publicznej sknoci, chociaż nie będzie rządził.

Mogę napisać scenariusz, jak będzie wyglądała sobota, gdy w południe zabrzmi hejnał “Obudź się Polsko”. Potem odbędzie się rytualne zwalanie na media mainstreamowe, że np. hejnalistom odebrano trąbki. Tylko dlaczego te media transmitują każdą nieważna konferencję prasową prezesa? A ostatnio z pieczołowitością ową niealternatywną “Alternatywę”? Hę?

Polacy mają uszy, to pierwszy receptor odbierający dykcję polityczną, mają dużo ważniejszy jeszcze: umysł. Potrafią dodać dwa do dwóch, a nie jak prezes - w owym programie gospodarczym - wychodzi mu trzy, albo pięć. W zależności, czy to ma być mało, czy dużo, nigdy tyle, ile jest w kieszeni.

Na długo Kaczyński wypalił swoją obecnością ranę w życiu publicznym. Ona ropieje. To jest znak prezesa.


Bobok (na marginesie ekshumacji)



Kolejna polska specjalność: Umarli nie przewracają się w grobach, to umarli są przewracani. A jeszcze dokładniej: żyjący dla swoich celów (politycznych) przewracają umarłych, aby wyszło na nich. Racja ma być po naszej stronie (w polityce nie ma liczby pojedynczej), bo polska polityka jest plemienna.

Żadnego szacunku dla tych, których nie ma. Umarły ma służyć plemiennym celom. Barwy wojenne na twarz i chodu na kiepsko ubite pole w imię przewracanego w grobie. Anna Walentynowicz nie znalazła się we właściwej trumnie, wobec tego leżała nie we właściwym grobie. Złe, zło? Nie odpowie nam umarły, do tej pory zdarzyło się tylko takich dwóch. Nie wiem, co powiedział Łazarz po wskrzeszeniu, bo nie ma tego w żadnych z 4. kanonicznych Testamentów. Nie wiem, co powiedział Jezus z Nazaretu po z martwych powstaniu. Tego też nie ma. Dał dyla w Emaus i wstąpił tam, gdzie go słowa i czyny żyjących nie sięgną. Warto zaznaczyć, że nie uciekał od plemienia Polaków.

A plemię znad Wisły od razu dostaje kićka. Ten ostatni przymiotnik jest od: kićkania. Proces ten odbywa się w głowach plemienia polskiego: zbiorowo się kićka, a polega to na braku pamięci, Polega na nieumiejętności prostego rozbioru newsa, który wszystkim jest dostępny. Polega to na kajdanach, w które plemię samo się zakuło. Ugryzł plemię polskie giez Hegla, bo w dalszym ciągu nie jest to wolne plemię, o wolności potrafi tylko bajdurzyć.

Zamiana ciała Walentynowicz prawdopodobnie odbyła się w Rosji. Tam pokrewne plemię jest równie niechlujne, jak to nad Wisłą. Oczywiście premier Donald Tusk sam mógł otworzyć trumnę ze zwłokami Walentynowicz, a po uchyleniu wieka pogrozić Putinowi: ty sraki, owaki.

Niestety, nie otworzył trumny, a uczynił to typowy przedstawiciel plemienia znad Wisły. Ty, ty i ty. Gdyby to było w Niemczech na pewno stałoby się inaczej. Niemiecka perfekcja jest przysłowiowa. Czy na pewno? To dlaczego u braci Grimm cała masa tego rodzaju przykładów, jak z zamianą ciała Walentynowicz? Literatura? Jest lustrem naszego życia, przechodzi po gościńcu, jak napisał jeden Francuz. A polski pisarz mógłby napisać: jak przechodzi lustro po Krakowskim Przedmieściu (czytajcie Bolesława Prusa, na Boga)

Oglądnijcie się w tym lustrze. Kim jesteście, jakie macie wykrzywione twarze z emocji, bo giez Hegla was ukąsił.

Szacunku dla tamtych po drugiej stronie. Oni są bez ciała. Szacunku dla żyjących i dla siebie. Jest takie genialne opowiadanie Fiodora Dostojewskiego (Polak z pochodzenia, rosyjski patriota, nienawidził Polaków, bo widział ich jak zachowują się w niewoli, gzem Hegla ukąszeni, a do tego geniusz - kto zaprzeczy?) - “Bobok”. Geniusz - duch czasu, natchniony - Dostojewski czasami udawał się na cmentarz, aby podsłuchać nieżyjących. Co słyszał? Żyjących.

Gdyby ten Polak z pochodzenia usłyszał lub przeczytał dzisiejszych Polaków, zwątpiłby w swój geniusz, talent. Dzisiejsi Polacy mimo, że żyją, to są Łazarzami przed zmartwychwstaniem. Plemię jeszcze nie z martwych powstałych łazarzów. To miał na myśli Mickiewicz. A który cytat, kotku (że powtórzę za Kisielem)?

czwartek, 20 września 2012

Walentynowicz - problem z truchłem



Jeżeli prawdą jest to, co powiedział syn Anny Walentynowicz po ekshumacji zwłok matki, iż nie są to jej, to mamy problem.

Ekshumację zlecała Prokuratura Wojskowa, nie chce podać wyników badań DNA, choć najprawdopodobniej są już jej znane. Ma na to czas - do siedmiu dni.

Zwłoki mają dwa i pół roku. Ulegają degradacji, syn jednak twierdzi, że to, co widział w Moskwie i obecnie, to dwa różne ciała.

Czy ma powody do takiego stwierdzenia? Nie chciałbym dopatrywać się motywów politycznych, choć aktywnie udziela swojego głosu m.in. "Naszemu Dziennikowi".

Jeżeli miałyby się potwierdzić słowa Janusza Walentynowicza, cóż to miałoby znaczyć?

Zwłoki zostały pomylone w Moskwie.

Dlaczego zatem w Polsce po przylocie nie zostały jeszcze raz potwierdzone, że należą do Walentynowicz?

Nie wiem, jakie są w tym wypadku procedury? Nie przypuszczam, aby miał obowiązywać zakaz otwierania trumien.

Dla syna Walentynowicz jest istotne nad kogo trumną czuwał. Może to być - i będzie - wyzyskiwane politycznie.

Dla badania przyczyn katastrofy nie ma to żadnego znaczenia, ale w tak delikatnej materii, jaką jest Smoleńsk, wszystkie tego rodzaju wpadki będą cedowane na rządzących.

Spokojnie należy poczekać. No, ale kto to powie Macierewiczowi?