czwartek, 20 września 2012

Walentynowicz - problem z truchłem



Jeżeli prawdą jest to, co powiedział syn Anny Walentynowicz po ekshumacji zwłok matki, iż nie są to jej, to mamy problem.

Ekshumację zlecała Prokuratura Wojskowa, nie chce podać wyników badań DNA, choć najprawdopodobniej są już jej znane. Ma na to czas - do siedmiu dni.

Zwłoki mają dwa i pół roku. Ulegają degradacji, syn jednak twierdzi, że to, co widział w Moskwie i obecnie, to dwa różne ciała.

Czy ma powody do takiego stwierdzenia? Nie chciałbym dopatrywać się motywów politycznych, choć aktywnie udziela swojego głosu m.in. "Naszemu Dziennikowi".

Jeżeli miałyby się potwierdzić słowa Janusza Walentynowicza, cóż to miałoby znaczyć?

Zwłoki zostały pomylone w Moskwie.

Dlaczego zatem w Polsce po przylocie nie zostały jeszcze raz potwierdzone, że należą do Walentynowicz?

Nie wiem, jakie są w tym wypadku procedury? Nie przypuszczam, aby miał obowiązywać zakaz otwierania trumien.

Dla syna Walentynowicz jest istotne nad kogo trumną czuwał. Może to być - i będzie - wyzyskiwane politycznie.

Dla badania przyczyn katastrofy nie ma to żadnego znaczenia, ale w tak delikatnej materii, jaką jest Smoleńsk, wszystkie tego rodzaju wpadki będą cedowane na rządzących.

Spokojnie należy poczekać. No, ale kto to powie Macierewiczowi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz