Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Andrzej Seremet. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Andrzej Seremet. Pokaż wszystkie posty

sobota, 8 lutego 2014

Uwagi do Białej księgi nt. pedofilii w polskim Kościele

Episkopat Polski koordynuje prace i ewentualne wydanie "Białej księgi nt. pedofilii w polskim Kościele".

Biała księga ma zawierać dokumenty Watykanu i polskiego Kościoła, które z grubsza są znane i mają postać kazań w słusznych paragrafach, co mają robić hierarchowie,gdy dotrze do nich wiedza o pedofilii podwładnych.

Do tej pory żadna informacja o przypadku pedofilii "dobrowolnie" nie opuściła progów zakrystii, "wymuszane" było to najczęściej przez media.

Biała księga ma zawierać dane statystyczne przypadków pedofilii wśród kleru. Brakuje jednak w tej publikacji in spe mowy o archiwaliach, konkretnych przypadkach, a zwłaszcza takich, gdy biskupi przerzucali z jednej parafii do drugiej podejrzanych o pedofilię, a także tych przypadków, które były rozstrzygane wg prawa kanonicznego.

Bo cóż po nauczaniu w tej kwestii poszczególnych papieży. Który z nich chciał źle?

Kościół w sprawie swojego ciężkiego grzechu (a w języku świeckim: przestępstwa) staje się spowiednikiem i rozgrzeszającym. Jest to swoista psychoanaliza instytucji, która chce odfajkować tę plagę,  a do której przyczynił się w nakaz sprzecznego z naturą celibatu.

Taka Biała księga nie winna być koordynowana przez Episkopat, gdyż znane są sądy szefa tej instytucji biskupów, który dał niejednokrotnie wykładnię genezy pedofilii: "iż dzieci lgną do duchownych".

Taka Biała księga miałaby sens, gdyby wpuszczono do archiwów niezależnych badaczy, a którzy by utworzyli coś w rodzaju IPN. Lecz to marzenie ściętej głowy.

Ale gdyby udało im się dotrzeć choć do części archiwaliów, mogłoby to być podstawą do oczyszczania się Kościoła z ciężkiej krzywdy wyrządzanej najmłodszym wiernym, wiernym nie w pełni świadomym.

Zdziwiony jestem działaniem państwa (jego brakiem działania), a słowa prokuratora generalnego, Andrzeja Seremeta, niemal wszystko mówią, jak impotentne jest państwo w stosunku do instytucji, która posiada status państwa w państwie. Otóż Seremet powiedział, że Kościół katolicki w Polsce nie ma prawnego obowiązku zawiadamiania prokuratury o przypadkach pedofilii.

Tak mówi człowiek, który stoi na czele instytucji śledczej? Zgroza! Jaką on ma zatem świadomość o funkcjonowaniu państwa w ramach prawa. I prawa w państwie, jak on rozumie przestępstwo, które zachodzi na terenie państwa i oddaje jego rozstrzygniecie w ręce tych, wśród których doszło do przestępstwa. Czyż nie nazywa się to solidarnością zawodową, klasową, a nawet nazwę: klanową.

Nawet jeżeli uwzględnia Seremet umowę międzynarodową z Watykanem, konkordat, to winien szukać takich rozwiązań w międzynarodowym prawie, jakie ostatnio - mimo zarzucanych błędów - poczynił Komitet ONZ ds. Praw Dziecka w stosunku do Watykanu w tej właśnie kwestii: pedofilii.

Polska ma na stanie jedną z największych grup duchownych katolickich w Europie. Stosując uśrednione dane statystyczne i komparatystyczne można bez większej obawy pomyłki powiedzieć, że znane nam przypadki pedofilii kleru to czubek góry lodowej.

Dlatego na tę Biała księgę patrzę z przymrużeniem oka, a wręcz jestem pewny jej li tylko propagandowej roli. No i co to znaczy, iż publikacja jest uzależniona od akceptacji Stolicy Apostolskiej?

Toż cenzor z Kongregacji przy placu Św. Piotra w Watykanie będzie rozsądzał, co publika w Polsce może dowiedzieć się o pedofilii kleru.

Kościół sobie krzywdy nie zrobi, choćby z tego powodu, że jest prokuratorem, obrońcą i sędzią we własnej przestępczej sprawie. Wokandą może być tylko instytucja niezależna, a tę mogą tylko wygenerować polskie władze.

Ta Biała księga już w tych uwagach jest szara. A nabierze jeszcze ciemniejszych barw. Każdy winny uważa, iż jest niewinny. Biała (szara) księga ma ukazać się (ponoć) w ciągu kilku miesięcy.


czwartek, 8 listopada 2012

Seremet przybędzie do Komorowskiego na RBN


Cezary Gmyz wyznał, że nie ma poglądu na temat tego, co się stało w Smoleńsku, ale chce dążyć do prawdy. Za to inni mają poglądy i też dążą do prawdy. Poglądy dane z góry, dlatego do tej prawdy zdążają na Krakowskim Przedmieściu, jakby inne drogi do prawdy nie prowadziły.

Akurat w sprawie wszelkich katastrof najwięcej do powiedzenia winni mieć eksperci i to wysokiej klasy, najlepsi. W Polsce wystarczy mieć poglądy, najlepiej o określonym zabarwieniu politycznym, a wówczas dostępuje się prawdy.

Za Smoleńsk wziął się prezydent Bronisław Komorowski i sprawę postawił na Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, stało się tak z powodu artykułu Gmyza, który nie ma w tej sprawie poglądu. Na RBN zjawił się Zbigniew Ziobro, który przyjął członkostwo tego ciała, od razu spotkał się z publiczną krytyką przedstawiciela obozu, którego prezes "nie podaje ręki" byle komu. Adam Hofman elegancko nazwał Ziobrę "maskotką i przystawką obozu władzy", a prezydenta "ostatnią osobą, która w tej sprawie powinna zabierać głos".

Hofman wreszcie mógłby przeczytać Konstytucję i dowiedzieć się od kolegów partyjnych cóż kryje się za określeniem "głowa państwa", jakie ma prerogatywy i co to jest ta RBN. A poza tym najlepsi eksperci polscy zajmowali się przyczynami katastrofy smoleńskiej, a nie tacy, jak on dostarczyciele poglądów na prawdę. Jaki wpływ na pracę dużego gremium ekspertów może mieć artykuł dziennikarza, który nie ma poglądu, za to informację z 4 wiadomych mu źródeł, weryfikowanych przez jego umysł?

Mataczą nie ci, którzy mają wiedzę i dostęp do dowodów, lecz mataczą ci, którzy co kwartał mają inną koncepcję prawdy, wysnutą z poglądów. Błędem ekipy rządowej było, że nie zbijano zmieniającej się prawdy, najpierw helowej, a obecnie dwóch wybuchów. Zdaje się, że pojawia się nowa prawda, o której w jednej stacji radiowej mówił Joachim Brudziński, że ktoś mógł wnieść na pokład materiał wybuchowy. Macierewicz będzie pewnie wyjaśniał, kto to mógł być (pewnie talib z PO) i czy zrobił to świadomie, a może zamiast kanapek na śniadanie miał trotyl owinięty w "Gazetę Wyborczą".

Na następne posiedzenie RBN ma przybyć prokurator generalny, który przedstawi informacje dotyczącą katastrofy smoleńskiej, ale już powiedział, że "prokuratorzy nie znaleźli żadnych dowodów potwierdzających hipotezę wybuchu" (czyt. trotylu).

Tytułem dowcipu Seremet dodał: przybędzie na RBN, "jeżeli dożyje", bo to dopiero 19 grudnia. Macierewicz powinien wysłać jakąś ekipę filmową, aby zanotować na taśmie to, co Seremet już powiedział. A co do Gmyza: jak będzie sprzedawał swój produkt trotylowy, za który wyleciał z "Rz", gdy nie ma poglądów na temat tego, co się stało w Smoleńsku? Prawda jest tylko jedna, wyartykułowana: "zbrodnia niesłychana".

poniedziałek, 5 listopada 2012

Polska, celuloidowy kraj



O Polskę bezustannie się martwią naczelni gazet, prezesi partii, a przede wszystkim prokurator generalny, który z racji swego stanowiska tych pierwszych powinien oskarżać: jeżeli jest za co.

Wystarczy jednak powiedzieć, że powodowany jest się racją stanu, jak rzekł podobno Tomasz Wróblewski (naczelny "Rz") do Andrzeja Seremeta, a otwierają się drzwi prokuratora generalnego. Tak opisał powód spotkania Seremet z Wróblewskim, który nie omieszkał podzielić się robotą w swojej redakcji: "taki tekst przygotowują". "Taki" to jest o trotylu w Tu-154M.

Prokurator w trosce o rację stanu, wszak z taką przyszedł Wróblewski, potwierdził: "Powiedziałem, że mogę potwierdzić".

Przy czym jeden mówił o Krysi, a drugi o Marysi. Jeden o trotylu, drugi o "materiałach wysokoenergetycznych". A że obydwaj - Seremet i Wróblewski - w kraju uchodzą za najbardziej znanych specjalistów od materiałów wybuchowych, wszak wychowali się w arsenale, dodali "a" do "b" (Krysię do Marysi), wyszło im "c" (dziewczyna) - trotyl, po czym szybko podpisał Wróblewski numer "Rz" do druku.

Ja na ten przykład z poniedziałku na wtorek spałem spokojnie, bo nie wiedziałem ani o Krysi, ani Marysi. Nie wiem, jaki sen miał Wróblewski, ale z powodu odczuwania racji stanu mógł przeżywać zmory senne. Mniej więcej mogę narracyjnie odtworzyć sen prezesa (bo go nie miał), który silnie przeżywa rację stanu, gdyż ma gen, którego inni nie mają: "Polska jest najważniejsza".

A ten gen od razu spowodował u prezesa troskę o polską rację stanu: "zbrodnia niesłychana, zamordowano 96 osób". Dalszy ciąg znamy, gdyż wyświetliły nam media epizod kulminacyjny z prokuratorem wojskowym płk Ireneuszem Szelągiem, który rozdarł mundur, jak na Rejtana przystało ("nie dla psa kiełbasa"): ani dla ciebie Krysia, ani dla ciebie Marysia.

Polska polityka to czeski film, nikt nic nie wie. Politycy nie rozróżniają narracji od konfabulacji, Haszka od Hrabala, lewicy od socjaldemokracji, prawicy od populizmu, za to mają geny władzy, pociąg do władzy pod specjalnym nadzorem. Zagwizdała ciuchcia "Rzeczpospolita", a prezes, jak na czujnego dyżurnego ruchu przystało, wybiegł na peron.

Te stare filmy celuloidowe nieodpowiednio przechowywane i odtwarzane na źle konserwowanym sprzęcie, lubiły z byle powodu płonąć, miały uszkodzone perforowane ząbki, a obraz ciągle podskakiwał.

Polska polityka przypomina taki slapstick z czeską narracją. Taśma filmowa, rzeczywistość płonie, bohaterowie jeszcze na ekranie obrzucają się tortem "zbrodnia niesłychana", a Polacy spieprzają z tego zapyziałego kina. Przy czym trotyl to nie popcorn.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Wina prokuratorów w aferze Amber Gold



Prokurator generalny Andrzej Seremet przedstawił chronologiczne działania organów prawa i nadzoru w sprawie Amber Gold, które ciągnęły się od 2009 roku.

Jak podejrzewałem zawiodło prawo, a konkretnie prokuratura rejonowa w Gdańsku-Wrzeszczu i nadzór prokuratury okręgowej i apelacyjnej.

Gdyby nie działania KNF (Komisji Nadzoru Finansowego) i sądu, prokuratura nie podjęłaby wysiłków (ogólnie pisząc) sprawdzenia wiarygodności finansowych zobowiązań Amber Gold oraz nie reagowała na brak sprawozdania finansowego.

Seremet zapowiedział odwołanie i postępowanie karne w stosunku do prokuratorów.

Tak można byłoby opisać długą konferencję prasową Seremeta.

Wątpliwości pojawia się bardzo dużo, a pachną one nieciekawie dla prokuratury rejonowej i okręgowej, włącznie z posądzeniem o przestępstwo. Czy ono zaszło? Podejrzewam, że tak.

Prokuratura dostawała od KNF i sądu gotowce: jakie mają wykonać czynności w stosunku do Amber Gold i prezesa spółki Marcina P.

Żadnych z nich nie wykonano, a jedynie przeprowadzono rozmowę z Marcinem P. Tak działa prokuratura? Nie.

Czy to tylko brak fachowców? Ba, nawet rzeczoznawca nie podjął konkretnych zalecanych kroków.

Wnioski nasuwają się same. Gdańscy prokuratorzy w sprawie Amber Gold dopuścili się nie tyle zaniedbania, a przestępstwa.

Gdy w grę wchodzi tego rodzaju biznes, przestępstwo jest jedno. Jakie? To proste.

Zastanawiała mnie w trakcie konferencji prasowej indolencja dziennikarzy, jakby niewiele zrozumieli z wywodów prawnych Seremeta. To prawda, że były trudne, ale dla uważnego umysłu logiczne. Tylko Wróblewski z "GW" zadał konkretne pytanie, reszta niewiele zrozumiała.

Sprawa Amber Gold będzie w kolejnych swoich segmentach ukazywała, gdzie nawaliło prawo.

Czy można rzec, że afera Amber Gold ujawniła słabość państwa polskiego? Guzik prawda. Ujawniła, że za nieprawidłowymi (przestępczymi?) działaniami stoją konkretni ludzie, w tym wypadku prokuratorzy.

Wniosków pewnie będzie jeszcze sporo. Na pewno jeden zasadniczy można już sformułować. Parabanki muszą otrzymać jasne prawo dotyczące przejrzystości prawnego nadzoru, które miałoby skutek egzekucyjny.

Tego nie usłyszałem od Seremeta, acz on nie jest od stanowienia prawa. Dlaczego na konferencji prasowej zabrakło ministra sprawiedliwości?