poniedziałek, 5 listopada 2012

Polska, celuloidowy kraj



O Polskę bezustannie się martwią naczelni gazet, prezesi partii, a przede wszystkim prokurator generalny, który z racji swego stanowiska tych pierwszych powinien oskarżać: jeżeli jest za co.

Wystarczy jednak powiedzieć, że powodowany jest się racją stanu, jak rzekł podobno Tomasz Wróblewski (naczelny "Rz") do Andrzeja Seremeta, a otwierają się drzwi prokuratora generalnego. Tak opisał powód spotkania Seremet z Wróblewskim, który nie omieszkał podzielić się robotą w swojej redakcji: "taki tekst przygotowują". "Taki" to jest o trotylu w Tu-154M.

Prokurator w trosce o rację stanu, wszak z taką przyszedł Wróblewski, potwierdził: "Powiedziałem, że mogę potwierdzić".

Przy czym jeden mówił o Krysi, a drugi o Marysi. Jeden o trotylu, drugi o "materiałach wysokoenergetycznych". A że obydwaj - Seremet i Wróblewski - w kraju uchodzą za najbardziej znanych specjalistów od materiałów wybuchowych, wszak wychowali się w arsenale, dodali "a" do "b" (Krysię do Marysi), wyszło im "c" (dziewczyna) - trotyl, po czym szybko podpisał Wróblewski numer "Rz" do druku.

Ja na ten przykład z poniedziałku na wtorek spałem spokojnie, bo nie wiedziałem ani o Krysi, ani Marysi. Nie wiem, jaki sen miał Wróblewski, ale z powodu odczuwania racji stanu mógł przeżywać zmory senne. Mniej więcej mogę narracyjnie odtworzyć sen prezesa (bo go nie miał), który silnie przeżywa rację stanu, gdyż ma gen, którego inni nie mają: "Polska jest najważniejsza".

A ten gen od razu spowodował u prezesa troskę o polską rację stanu: "zbrodnia niesłychana, zamordowano 96 osób". Dalszy ciąg znamy, gdyż wyświetliły nam media epizod kulminacyjny z prokuratorem wojskowym płk Ireneuszem Szelągiem, który rozdarł mundur, jak na Rejtana przystało ("nie dla psa kiełbasa"): ani dla ciebie Krysia, ani dla ciebie Marysia.

Polska polityka to czeski film, nikt nic nie wie. Politycy nie rozróżniają narracji od konfabulacji, Haszka od Hrabala, lewicy od socjaldemokracji, prawicy od populizmu, za to mają geny władzy, pociąg do władzy pod specjalnym nadzorem. Zagwizdała ciuchcia "Rzeczpospolita", a prezes, jak na czujnego dyżurnego ruchu przystało, wybiegł na peron.

Te stare filmy celuloidowe nieodpowiednio przechowywane i odtwarzane na źle konserwowanym sprzęcie, lubiły z byle powodu płonąć, miały uszkodzone perforowane ząbki, a obraz ciągle podskakiwał.

Polska polityka przypomina taki slapstick z czeską narracją. Taśma filmowa, rzeczywistość płonie, bohaterowie jeszcze na ekranie obrzucają się tortem "zbrodnia niesłychana", a Polacy spieprzają z tego zapyziałego kina. Przy czym trotyl to nie popcorn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz