Pokazywanie postów oznaczonych etykietą in vitro. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą in vitro. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 30 maja 2013

Abp Michalik i Balladyny



Na abp. Józefa Michalika można liczyć. Nie dość, że jest kapłanem wysokiego szczebla (nie przeze mnie mianowanym), to posiada kilka profesji. W tym teologiczną, co może nie dziwić, ale to teologia prakseologiczna - co już dziwi.

Arcybiskup w Boże Ciało (zwracam uwagę na nazwę święta kościelnego) powiedział: - Nie można patrzeć spokojnie, przecież to woła o pomstę do nieba, że rosną dzisiaj dziesiątki, setki, tysiące zamrożonych istnień ludzkich. Ludzi w azocie płynnym i nie wiadomo, co z tym zrobić. To rośnie i to jest eksperyment, który woła o pomstę do nieba.

Zdefiniował Boga, jako mściwego. Abp Michalik apeluje do niego, aby pomścił wiedzę ludzką (jako taką) i by strzelił piorunem w pierwszą Polkę urodzoną z in vitro, Agnieszkę Ziółkowską.

Nie dość, że hierarcha ją stygmatyzował, to poprosił niebo o pomstę. Gdyby realność tej prośby miała wymowę czynu jako takiego, można byłoby abp Michalika oskarżyć z paragrafu Kodeksu Karnego: namawianie do zbrodni.

Nie ma podpunktu paragrafu: namawianie do zbrodni, aby tę popełniła Istota Najwyższa, ale od czego mamy izbę ustawodawczą - Sejm.

Abp Michalik wszedł w kompetencje Boga i oskarżył go, że nie jest Miłością, a Zemstą. Oskarżył Boga, że pozwolił ludziom na lekcje nauki, a ci posiedli wiedzę i mają kompetencje boskie.

A może abp Michalik był leniem w szkole i nie dowiedział się, że człowiek też posiada w swym ciele azot, całą tablicę Mendelejewa. W każdym razie hierarcha oralnie uśmiercił pierwszą Polkę urodzoną in vitro.


Balladyna Ziółkowska ma rację, że odchodzi z takiego Kościoła, w którym hierarcha namawia Boga do zemsty. Słowami wieszcza można odpowiedzieć abp Michalikowi, które padają w epilogu "Balladyny": "Idź precz za kulisy!"

czwartek, 11 kwietnia 2013

Terlikowski o makabrycznej zbrodni: skandal




Tomasz Terlikowski spróbował zmierzyć się intelektualnie z makabrycznym odkryciem w Lubawie. 42-letnia kobieta przyznała się do trzykrotnego zabójstwa swoich nowo narodzonych dzieci, których zwłoki ukryła w zamrażalniku lodówki.

Dyżurny katolik 24 h na dobę od razu wsiadł w internetowego bolida szybkiego reagowania Twittera i wysmarował, co następuję: "Troje dzieci w lodówce to skandal. 60 tysięcy w ciekłym azocie to postęp i spełnianie marzeń..."

Kobieta wg stopniowalnej moralności Terlikowskiego dopuściła się skandalu, a to dlatego, że naczelny fronda.pl stosuje jedyny okular widzenia rzeczywistości: wszystko, co nie jest ortodoksyjnym katolicyzmem, jest "be", lewackie. Nie chodzi wszak o matkę morderczynię z Lubawy, a chodzi o wartości "postępu i spełnienia marzeń", o in vitro, które niedawno polski Kościół skodyfikował, jako zło. Przez najbliższy czas Terlikowski wszystko będzie przymierzał do wartości opisanych przez hierarchów, aż wysmażą kolejny dokument, który będzie pisany pod obowiązujący dogmat w Watykanie.

Biskupi są w posiadaniu tajemnicy życia: kiedy ono się zaczyna i kończy. Połączone komórki w zarodek są początkiem życia. Nie zgadza się to z semantyką, bo to jest zarodek, drożdże, a dopiero na tej bazie może powstać wino życia. Mniejsza z tym. Więcej mają do powiedzenia biolodzy, a nie faceci od metafizyki. No, ale ucieka im kreacjonizm życia, które jest we władaniu mistycznej osobowości Boga, a tu proszę! ludzie poprzez naukę doszli do tego, nad czym ewolucja pracowała setki milionów lat.

Jakiś internauta zareagował: "Gdyby kobieta stosowała antykoncepcję nie byłoby trzech niechcianych dzieci. A dzieci z in vitro nie są niechciane". Terlikowski odpisał mu, że "nie ma stuprocentowej skutecznej antykoncepcji". Co pewnie wie z lektur doktorów Kościoła, szybko dodał, jako ojciec: "A dzieci nie można zabijać nigdy. Ani przed, ani po narodzinach". Mógł jeszcze raz dodać: skandal.

Na Twitterze wywiązała się dyskusja. Terlikowski umysłem katolickim dla trzykrotnej zbrodni i in vitro znalazł wspólny mianownik lodówkowy: "dzieci z in vitro, to nie tylko te, co się urodziły, ale także te zostawione w lodówkach. One chciane nie są".

R_Lipiec podsumował naszego ortodoksę: "Skoro nie czuje Pan różnicy to znaczy, że niczym się Pan nie różnisz od tej zwyrodniałej matki".

Klucz do dogmatycznego myślenia Terlikowskiego leży w jego zdaniu: "Ale to nie oznacza, że szacunek należy się samej metodzie". Otóż to! Wszystko, co ludzkie nie jest boskie. Ale odwrotna relacja musi nasz rabów obowiązywać: Wszystko, co boskie ma być ludzkie. Przy czym struktura "boskie" jest obwarowana dogmatyczną wiedzą biskupów, których zbrojnym ramieniem internetowym jest rycerz Terlikowski. Potrafi odróżnić skandal od zbrodni. A zbrodnią jest in vitro, bo tę wiedzę wykreowali ludzie, a nie biskupi.

wtorek, 23 października 2012

Zarodek, czy embrion



In vitro pokazuje słabość polskich umysłów, nieumiejętność wypracowania kompromisów i narodową drugorzędność. Przykro o tym pisać, iż klasę polityczną mamy gorszą niż tych, których reprezentuje. Dlaczego tak jest, to temat na książkę, a nie wpis blogowy, ale także refleksja, iż polityczne przypadki mogą zepchnąć nas na margines cywilizacyjny. Nie trzeba dużej wyobraźni, aby wskazać, iż najsłabszym ogniwem polskiej polityki jest prawica, która nie potrafi operować pojęciami konserwatywnymi, a jedynie korzystać z instytucji, które się im dowolnie się kojarzą. Dlatego mamy polityka partii opozycyjnej wędrującego z krzyżem po ulicach i niewiele pojmującego, jakie treści historyczne ów symbol dźwiga.

Jednak chcę pisać o in vitro, a nie drugo- i trzeciorzędności. Dlaczego Donald Tusk tak długo zwlekał z prawnym uregulowaniem kwestii in vitro, która ma na świecie, do którego aspirujemy, podstawy prawne i jest poza politycznymi bojami? Bodaj premier jest najbardziej przewidującym politykiem w naszym kraju, mającym świadomość, iż inicjowanie czegokolwiek bez przygotowania gruntu, spotka się z powszechną histerią. Tak jest w tym wypadku. Przepis prawny - to za mało. Też tak uważam, gdyż in vitro dotyczy życia, które winno regulować prawo ustrojowe.

A jednak życie poczyna się nie w prawie, które jest ledwie skutkiem, a poza nawiasem wypracowanych norm społecznych i obyczajowych. Życie naturalne ma swój początek w chuci, a in vitro jednak nie jest z pożądania bliźniego, a norm cywilizacyjnych, do których należy potomstwo i rodzina. Niby to dwa różne porządki, a jednak prawo stanowione ma orzekać o prawie do życia, które zostało wypracowane przez naukę.

W wyniku in vitro powstaje życie z nadania człowieka, z praw biologicznych i fizycznych, a nie para-praw, meta-praw, np boskich. Taką też sankcję prawną (ludzką) winno otrzymać w normie prawnej. Okazuje się, że w Polsce nie można tego osiągnąć, bo jakkolwiek byśmy definiowali człowieka, trudno przypisać jego cechy życia procedurom in vitro, do jakich należy zarodek.

Element całości nie jest całością, jest tylko elementem. Tę przykrość logiczną nie przyjmuje do wiadomości np. Kościół, który w swojej nowszej historii stojąc w opozycji do nauki wypracował para-naukę, która operuje takimi pojęciami, jak poczęcie życia. Czyli procedurze nadał znamię całości, ostateczności. Cel jest oczywisty, życie ma sankcję Boga, a nie ludzkiej ręki, ludzkiego umysłu. Równie dobrze wg tej logiki moglibyśmy powiedzieć, że nauka o in vitro była od zawsze, bo ma sankcję boską. A jednak nigdzie wcześniej tego zapisu nie spotkamy.

Ludzie, którzy chcieliby wychowywać swoje potomstwo, a nie mogę, bo są bezpłodni, napotykają takie dyrdymały Kościoła. Tak się dzieje w Polsce, w kraju z drugo- i trzeciorzędnymi elitami. Ba, te elity - w tym wypadku polityczne - chcą narzucić swoją trzeciorzędność. Np. Jarosław Kaczyński nazwał in vitro "aborcją embrionów". Zdaje się, że kolejny raz się przejęzyczył i tak nazwał zarodki. Nie będę wdawał się w dywagacje na temat tego polityka (jakiego rzędnego, nikogo nie muszę przekonywać), który swoją politykę chce narzucić nawet na wypracowane przez naukę procedury życia.

Dlatego Tusk mając za przeciwników para-polityka i instytucję operującą para-nauką uciekł się do przepisu prawnego, a nie ustrojowego. Prędzej, czy później, zwycięstwo będzie po stronie życia, a nie para-myśli, para-polityki (nawiasem do tej ostatniej należy też parapremier rządu pozaparlamentarnego).

I tak in vitro jest w Polsce dla dużej części klasy politycznej, bo nie społecznej, parawiedzą, w której zarodek jest embrionem.

niedziela, 22 lipca 2012

Moralność stosowana



Mamy prawo naturalne, czyli takie, które nie musi być stanowione, mamy też moralność stosowaną. Czy ona jest etyką chrześcijańską?  W Biblii – w Starym i Nowych Testamentach – nie doczytasz nic na temat in vitro, a Kościół temu osiągnięciu powiedział głośne: nie. Po czym się zreflektował. Bóg dał ludziom naukę, a oni za jej pomocą doszli do odkrycia  in vitro. Jeżeli tak, to trzeba coś z tym zrobić, przyswoić boskie przyzwolenie. Cholera, tak podejrzewam, bo oto czytam wypowiedź ks. prof. Franciszka Longchampsa, a jest on ekspertem Episkopatu ds. bioetycznych: „Na obecnym etapie nie uda się całkowicie zakazać in vitro. Gdy zaś to na razie nie jest możliwe, etycznym obowiązkiem posłów jest aktywność w całym procesie legislacyjnym, tak aby maksymalnie ograniczyć szkodliwe aspekty regulacji” (cyt. za: Katarzyna Wiśniewska „GW").

Pominę: „całkowite zakazanie in vitro na razie, bo to nie jest możliwe”. Nie będę ekspertowi ważył słów. Mógłbym dojść do logicznego wniosku, że gdyby było możliwe zakazanie in vitro, to znaczy, iż partia chadecka, jaką chciałoby być PiS, z chwilą dojścia do władzy, zakaz in vitro powróci, niezależnie od tego, co będzie ustanowione, bo nie jest prawem naturalnym.

Odczytać to należy politycznie, bo Kościół zawsze był polityczny, nawet gdy po Rewolucji Francuskiej coraz trudniej mu w polityce uczestniczyć, ma zbrojne polityczne ramiona w postaci partii chadeckich. Kościół dał sygnał polityczny swojemu ramieniu i to wielokierunkowy.

PiS wycofało się z karania więzieniem za in vitro, czym dało sygnał Jarosławowi Gowinowi: jesteśmy z tobą, najchętniej przy okrągłym stole. Tym młotkiem, jakim jest in vitro, partia Jarosława Kaczyńskiego przystąpiła do rozbijania Platformy. Jeżeli PO się nie wykruszy, to przynajmniej będzie się chwiać.

Pierwszy sygnał z ustąpieniem całkowitego zakazu in vitro dał Kaczyński, teraz otrzymał teoretyczne wsparcie Kościoła. Pomijam kwestie zła (stosowanie in vitro) i mniejszego zła (lepszy Gowin w garści, niż zakaz in vitro na dachu). W tej kwestii, jak i w szeregu innych, odczytuję dyspozycje z kruchty wydawane politykom. I nie chodzi w tym o moralność, która jest przykrywką, ale obecność Kościoła w polityce. Kościół za pomocą swoich ramion politycznych gra o swoje zabezpieczenia materialne. Uzależnia polityków od siebie, a następnie dysponuje jego głosami w swoich doczesnych sprawach.

Albo in vitro jest złem, grzechem, albo moralnym jest zakaz tego osiągnięcia naukowego. Nie ma w etyce mniejszego zła, jak w beczce miodu nie może być łyżki dziegciu. Wg jednak tych stanowień dialektycznych z kruchty (jakie wypowiada ekspert kościelny ds. bioetyki) mamy do czynienia z etyką stosowaną, a nie z moralnością chrześcijańską, która nie poddaje się czasowi i walczy z lwami, jak w Colloseum. A może źle odczytuję zamiary Kościoła, może ta instytucja zmienia się.

Guzik, bo ekspert mówi: „ograniczyć szkodliwe aspekty regulacji”. Politycznie użyteczna jest moralność ograniczona. Kościół podaje rękę Gowinowi, wzmacnia go, a tak naprawdę rozbija PO, bo politycznie użyteczna jest moralność stosowana, moralność ograniczona. Przez Kościół stosowana od zawsze.

A do zakazu in vitro powróci się, gdy będzie to możliwe.

środa, 4 lipca 2012

Boski bozon



Zupełnie niedawno przypomniano mi, że istnieje gabinet cieni Kongresu Kobiet. Nieformalne ciało kobiet. Za taką nieformalnością, czy też formalnością, zwykle optuję, ma to związek ze prawami kondycji ludzkiej jako takiej. Społecznej, politycznej i prywatnej, bo kobiety z przynależną im siłą egzekwują równe prawa.


Babskie fanaberie - tak postrzegają ci, którzy chcieliby zachować status dotychczasowych parytetów płci we wszelkich dziedzinach - to bodaj najsilniejszy motor, który prze do standardu nowowczesności. Krztusi się, przerywa, ale nowe tereny zdobywa.


Polityka to teren najbardziej przypominający ugór. Z trudem coś wartościowego rodzi, za to ludzi na nim na metr kwadratowy więcej niż gdzie indziej. Ludzi - mam na myśli mężczyzn. Ale to gabinet cieni kobiet przekonał Donalda Tuska, aby Polska wreszcie przystąpiła do konwencji KE w sprawie przeciwdziałania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.

Jarosław Gowin dopatrywał się w konwencji zagrożenia tradycyjnej rodziny. Konwencja inaczej operuje językiem opisu płci, a przetłumaczona na język polski mogła faktycznie zabełtać w uformowanym trwale umyśle polityka. Nie wdając się w szczegóły, tak można po gowinowemu czytać każdy dokument prawa międzynarodowego i dopatrzeć się burzenia tradycji wszystkiego wokół. Niewiele ma to wspólnego z konserwatyzmem, polski konserwatysta to zupełnie nowy wyznawca bytu ideowego.

W każdym razie konwencja zostanie podpisana. Nie wiadomo, co z Rejtanem Gowinem, może pozostać już na stałe w tych drzwiach tradycji, gdy Tusk będzie rekonstruował rząd, a zrobi to - wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują - tuż po wakacjach.

Podejrzewam, że podobny los czeka in vitro. Projektów ustawy o tej formie poczęcia człowieka jest bez liku. Poszczególne z nich zbliżają nas coraz bardziej do średniowiecza, ulubionego okresu polskiej polityki. Osiągnięcia nauki sobie, a polska polityka swoje, bo stoi na straży etyki, acz tę etykę nie formułuje w stosunku do dzisiejszych potrzeb, tylko posługuje się podręcznikiem etyki, jak protezą.

In vitro chyba też zostanie dopchane kolanami kobiet, gdyż nasze białogłowy to właśnie ta odkryta boska cząstka Higgsa. Polski bozon. Boski.