Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tomasz Terlikowski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tomasz Terlikowski. Pokaż wszystkie posty

piątek, 20 września 2013

Papież Franciszek i polskie Kargule


Papież Franciszek nie ma dobrej prasy prawicowej w Polsce. Co rusz nad Wisłą go poprawiają, albo odwołują się do rozbieżności własnego zdania. Czołowym i zawsze pierwszym jest Tomasz Terlikowski. Franciszek powie coś rano, Terlikowski po południu ma "polską" odpowiedź, a wieczorem ubiera myśl papieża w dialektykę. A gdy Terlikowski się prześpi, z rana następnego dnia wszystkim tłumaczy, tj. mediom liberalnym i lewicowym, dlaczego papieża nie zrozumieli.

Terlikowski przyznaje się do swego szczęścia: "Ja na szczęście nie jestem duszpasterzem" I jako nieduszpasterz ma rozbieżne zdanie katolickie z papieżem, "będę obsesyjnie mówił o zabijaniu nienarodzonych, niszczeniu rodziny przez promowanie związków homoseksualnych i antykoncepcję".

A Franciszek - przypominam - dla jezuickiego pisma "La Civilta Cattolica" powiedział: "Nie możemy tylko upierać się przy sprawach związanych z aborcją, małżeństwami gejowskimi i stosowaniem metod antykoncepcji".

Terlikowski będzie jednak się upierał, rodzaj katolickiego Kargula. Mniejsza, Kargul Terlikowski z satysfakcją rozbija dzbanki i koszule Franciszka, twierdząc, że to są lewicowe i liberalne graty. Niestety, to są papieskie nowe słowa w zmurszałym Kościele, z którego na świeże powietrze i nowoczesność polski Kargul katolicki nie chce wyjść.

Publicystyka Terlikowski zatrzymała się w zakrystii i tam niech pozostanie. Bardziej interesująca może być publicystyka z listów pasterskich biskupów i z wiecowanie z ambon proboszczów. Na razie usłyszeliśmy niejakiego bp. Henryka Tomasika, który zarzucił komentatorom, iż "bardzo wybiórczo traktują przesłania Franciszka". Czyżby Tomasik swojego zwierzchnika traktował całościowo?

Jak mysz za miotłą siedzą tak mocarni arcybiskupi, jak Michalik, Hoser, Nycz. Ani nie pisną coś od siebie, nawet w stylu Kargula Terlikowskiego: "My tu w Polsce mamy inne problemy, niż Watykan. I dawaj: "Będziemy obsesyjnie mówić o Smoleńsku i TV Trwam". Coś w tym stylu.

Czekam na głos polskiego Franciszka, który rozruszałby naszą skamielinę, skruszył zapiekłość i trwanie w niedzisiejszości. "Na szczęście" - będę trzymał się języka Kargula - Franciszek nie jest duszpasterzem w Polsce, bo ktoś podobny do niego, lecz w hierarchii ledwie proboszcz, został wylany z probostwa w Jasienicy.

Franciszek zmienia Kościół, "na szczęście" nie rozpoczyna tej odgórnej rewolucji w Polsce, gdyż pożegnałby się ze swoim urzędem. Nie wiem, czy Watykan jest reformowalny, ale polski Kościół nie podlega żadnej ewolucji w czasie.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Gargamel Terlikowski


Tomasz Terlikowski dojrzał. Wyrósł z krótkich spodenek i nadrabia zaległości w edukacji kulturalnej. Widział co prawda telewizyjne "Smerfy", ale bywszy brzdącem niespecjalnie wiedział, co jest w nich dobre, a co złe. Wtulał się w opowieść, jak w pluszowego misia i chłonął magiczną narrację.

Dojrzały Terlikowski inaczej odbiera sequel "Smerfów", czemu daje wyraz w recenzji na portalu Fronda.pl. Odrzuca magię, patrzy realistycznie.

Nie podoba mu się Gargamel, w którym dojrzał samo zło. Tyle samo widzi w nim zła, ile w nowoczesnej przestrzeni publicznej. Dojrzały Terlikowski jednak nie dojrzał, że jest podobnym do Gargamela w przestrzeni publicystycznej. Także gania z kołkiem osikowym, jak bajkowy bohater i chciałby przyszpilić do ziemi, zesłać do piekła, a to związki partnerskie, a to in vitro i wszelakie odstępstwa od wartości chrześcijańskich. Jest bardziej zdecydowany w uśmiercaniu wampirów nowoczesności, niż sami biskupi, którym powinno szczególnie zależeć, bo nowoczesność uśmierca ich sens zawodu, a więc egzystencji.

Terlikowski nie ma litości dla nowoczesnego społeczeństwa, jak Gargamel. Dojrzał w Gargamelu samego siebie, acz się do tego nie przyznaje. Gdy był dzieckiem przystawał na magię zła, którego gdyby nie było, nie bylibyśmy w stanie rozpoznać dobra.

Dzisiaj dojrzały Terlikowski nie może dojrzeć tego w sobie, co inni w nim widzą, a on rozpoznaje pod omacku za pomocą różdżki "wartości chrześcijańskich", która wskazuje w zależności, w kogo rękach się znajduje.

Jedyną pociechą dla Terlikowskiego jest jego osobista pociecha, córka, która ojcu przytaknęła z rozpoznaniem, że Gargamel jest złem. Obcuje z podobnym Gargamelem na co dzień. Pociecha Terlikowskiego jest także pociechą dla innych, że wyrwie się z magii wartości chrześcijańskich, dojrzeje.

Terlikowski dojrzał w Gargamelu samo zło, czym potwierdził psychoanalityczną regułę starą, jak świat. Najbardziej jesteśmy niebezpieczni dla siebie, tkwiąc w nierealistycznej ocenie samych siebie. Mając o sobie magiczne, a nie realistyczne pojęcie.

Terlikowski dojrzał metrykalnie, ale nie dojrzał, że czasy się zmieniły. To, co kiedyś było magią, dzisiaj jest realistycznym złem, a kimś takim jest frondysta w przestrzeni publicystycznej, Gargamelem. Przynajmniej jego córka potrafi się przed nim bronić, jak to smerfetki mają. To jest pociecha.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Impresje w rycie terlikowskim


Na papieżu Franciszku prawdopodobnie wszyscy się zawiodą: zagorzali, średni i letni katolicy, zawiodą się funkcjonariusze Pana Boga, hierarchowie. Nie jest zawiedziony kard. Stanisław Dziwisz, zrobił interes życia.

Po jednodniowej euforii w Polsce, zaczynają się pojawiać pierwsi niezadowoleni, wśród nich Tomasz Terlikowski, który w kraju jest świeckim sędzia sumień katolickich - Tomasz Temida od katolików. Franciszek na pokładzie samolotu, w drodze powrotnej z Brazylii powiedział w obecności dziennikarzy, czego nie jest w stanie zaakceptować "prosta, katolicka moralność" naczelnego Frondy: - Jeśli ktoś jest homoseksualistą i poszukuje Boga oraz ma dobrą wolę, to kim ja jestem, by go osądzać?

Zwłaszcza, że donoszą o tym takie "homopropagandowe media", jak "Washington Post", "Huffington Post", "New York Times", "Guardian", BBC.

Zupełnie z równowagi została wyprowadzona ferajna Terlikowskiego na forum Frondy, która dowiedziała się, że Franciszek zakonowi Franciszkanów Niepokalanej zabronił codziennego odprawiania mszy w rycie trydenckim, orzekli, iż "źle się dzieje w Kościele Franciszka".

A jeden z internautów rytu trydenckiego tę wieść na stronach Frondy skomentował: "Czas się ewakuować do FSSPX (Bractwo Św. Piusa X - rytu trydenckiego); niech Franek ma swój ubogi Kościół, niech odprawia msze używając puszki od piwa zamiast kielicha i dekla od słoika jako pateny. Niech założy na siebie stare prześcieradło, najlepiej od pary gejów, a zamiast pastorału może używać kija od miotły. Ja już mam dość dziadostwa".

Jak tak dalej z Franciszkiem pójdzie, Terlikowski może zmienić wiarę, winno to mieć na względzie jego otoczenie. W Polsce zielonoświątkowców jest niewielu, są jednak bliscy rozumienia "prostej, nieskomplikowanej moralności", czyli w rycie terlikowskim.

Terlikowskiego z tych powodów nie można potępiać. Żyje w liturgii i "prostej katolickiej moralności" w okolicach Średniowiecza. To zdecydowanie bliżej naszych czasów, niż proponuje Franciszek, mianowicie powrót do źródeł, czasów pierwszych chrześcijan.

Biskupom polskim też Franciszek przestanie się podobać - oprócz Dziwisza, który zrobił interes życia - gdyż w czasach pierwszych chrześcijan biskupem gminy zostawał wierzący, który musiał mieć akceptację większości uzyskaną w procedurach demokratycznych.

Terlikowski jest jednak ambitny, każde słowa papieża potrafi przerobić na swoje kopyto. a przy tym pamiętliwy, cecha u katolika uczęszczającego do spowiedzi pożądana. Rozważam nawet taką ewentualność, iż ambicja Terlikowskiego może sięgać tamtego świata. Oto znajduję się w Dolinie Jozafata, a ruchem zawiaduje sierżant Terlikowski, jak w "Czterech pancernych i pies" Rosjanka kierująca ruchem na moście. Terlikowski jednych przepuszcza do wieczności, a drugich wstrzymuje, skazuje na przemiał.

Na razie Terlikowski jest odpowiednikiem sowieckiej żołnierki z chorągiewkami na tym świecie, ale kto wie, kim będzie w wieczności. Kto wie? Może faktycznie po drugiej stronie cienkiej czerwonej linii panuje ryt terlikowski.

środa, 1 maja 2013

Terlikowski na tropie płatnych morderców



Tomasz Terlikowski dał odpór TOK FM i jakoby "autorytetowi moralnemu" dr Januszowi Rudzińskiemu, który dokonuje aborcji w niemieckiej klinice w Prenzlau, niedaleko polskiej granicy.

O co chodzi naszemu publicystycznemu Torquemadzie? O obronę biskupów, którzy na wszystkim się znają, bo są w posiadaniu wartości chrześcijańskich. To taki wytrych, który do wszystkiego pasuje.

Ginekolog raczej nie mówił o biskupach, tylko o duchocie teokratycznej w kraju, postrzegał u swoich pacjentek, że na czas zabiegu w klinice zawieszają swój katolicyzm, po powrocie do kraju poddają się statystycznej ułudzie, że 94% Polaków jest katolikami i one do tej większości należą.

Powody decydowania się na zabieg aborcji są różne, jak różni się ludzie, różne kobiety. Nie mnie decydować, dlaczego dyrektorka banku decyduje się na aborcję, tak samo biskupom i tym bardziej Terlikowskiemu który przychówku w domu ma sztuk trzy, a Terlikowska nie została dyrektorką banku.

Biskupi na medycynie się nie znają, nie znają się na tajemnicy życia, kiedy ono się naprawdę zawiązuje, a nie jest tylko potencją, możliwością. Biskupi nawet się nie znają na problemach małżeńskich, bo sami możliwości tego znawstwa się wyrzekli.

A na czym się znają biskupi? Twierdzą, że znają się na Panu Bogu. Muszą mieć z nim jakąś formę kontaktu. Jeżeli tak jest, to wątpię, czy Bóg przekazuje im swoje przemyślenia na temat aborcji w Prenzlau (i gdziekolwiek).

Nawet w świętych księgach, w Starym Testamencie i Ewangeliach, nic nie ma na temat początku życia, bo Bóg życia nie daje. Na początku była chuć, słowo, logos. Bóg wykreował Adama, pogroził żebrem Ewie. I dał wolną rękę ich chuci. To można wyczytać w alegorycznej I Księdze Rodzaju. Alegoria nie jest tożsama z naturą.

Biskupi mogą znać się na końcu życia i to można wyczytać w Ewangeliach, ale czy biskupi, jak Pantokrator, są w stanie wskrzesić jakiegokolwiek Łazarza? Wątpię.

Powstaje takie fajne pytanie: dlaczego biskupi napędzają stracha kobietom, które jadą do Prenzlau na zabieg? Mają stracha, a jednak jadą z tym strachem.

Nie wiadomo czego broni Torquemada Terlikowski (oprócz biskupów, rzecz jasna), wiadomo jednak, co insynuuje. Zresztą na tym polega wytrych wartości chrześcijańskich. Insynuacja Torquemady to: "czy kiedy rozpocznie się dyskusja o eutanazji dziennikarze Tok FM na autorytet moralny zaczną kreować płatnych zabójców?"

Przywalił Torquemada płatnymi mordercami, pozostaje czekać, aby TOK FM nazwał mafią, albo cywilizacją śmierci.

Źródło: TOK FMFronda.pl

czwartek, 11 kwietnia 2013

Terlikowski o makabrycznej zbrodni: skandal




Tomasz Terlikowski spróbował zmierzyć się intelektualnie z makabrycznym odkryciem w Lubawie. 42-letnia kobieta przyznała się do trzykrotnego zabójstwa swoich nowo narodzonych dzieci, których zwłoki ukryła w zamrażalniku lodówki.

Dyżurny katolik 24 h na dobę od razu wsiadł w internetowego bolida szybkiego reagowania Twittera i wysmarował, co następuję: "Troje dzieci w lodówce to skandal. 60 tysięcy w ciekłym azocie to postęp i spełnianie marzeń..."

Kobieta wg stopniowalnej moralności Terlikowskiego dopuściła się skandalu, a to dlatego, że naczelny fronda.pl stosuje jedyny okular widzenia rzeczywistości: wszystko, co nie jest ortodoksyjnym katolicyzmem, jest "be", lewackie. Nie chodzi wszak o matkę morderczynię z Lubawy, a chodzi o wartości "postępu i spełnienia marzeń", o in vitro, które niedawno polski Kościół skodyfikował, jako zło. Przez najbliższy czas Terlikowski wszystko będzie przymierzał do wartości opisanych przez hierarchów, aż wysmażą kolejny dokument, który będzie pisany pod obowiązujący dogmat w Watykanie.

Biskupi są w posiadaniu tajemnicy życia: kiedy ono się zaczyna i kończy. Połączone komórki w zarodek są początkiem życia. Nie zgadza się to z semantyką, bo to jest zarodek, drożdże, a dopiero na tej bazie może powstać wino życia. Mniejsza z tym. Więcej mają do powiedzenia biolodzy, a nie faceci od metafizyki. No, ale ucieka im kreacjonizm życia, które jest we władaniu mistycznej osobowości Boga, a tu proszę! ludzie poprzez naukę doszli do tego, nad czym ewolucja pracowała setki milionów lat.

Jakiś internauta zareagował: "Gdyby kobieta stosowała antykoncepcję nie byłoby trzech niechcianych dzieci. A dzieci z in vitro nie są niechciane". Terlikowski odpisał mu, że "nie ma stuprocentowej skutecznej antykoncepcji". Co pewnie wie z lektur doktorów Kościoła, szybko dodał, jako ojciec: "A dzieci nie można zabijać nigdy. Ani przed, ani po narodzinach". Mógł jeszcze raz dodać: skandal.

Na Twitterze wywiązała się dyskusja. Terlikowski umysłem katolickim dla trzykrotnej zbrodni i in vitro znalazł wspólny mianownik lodówkowy: "dzieci z in vitro, to nie tylko te, co się urodziły, ale także te zostawione w lodówkach. One chciane nie są".

R_Lipiec podsumował naszego ortodoksę: "Skoro nie czuje Pan różnicy to znaczy, że niczym się Pan nie różnisz od tej zwyrodniałej matki".

Klucz do dogmatycznego myślenia Terlikowskiego leży w jego zdaniu: "Ale to nie oznacza, że szacunek należy się samej metodzie". Otóż to! Wszystko, co ludzkie nie jest boskie. Ale odwrotna relacja musi nasz rabów obowiązywać: Wszystko, co boskie ma być ludzkie. Przy czym struktura "boskie" jest obwarowana dogmatyczną wiedzą biskupów, których zbrojnym ramieniem internetowym jest rycerz Terlikowski. Potrafi odróżnić skandal od zbrodni. A zbrodnią jest in vitro, bo tę wiedzę wykreowali ludzie, a nie biskupi.

poniedziałek, 25 marca 2013

Squaw Terlikowskiego




Chciałoby się zapytać, czy żona Tomasza Terlikowskiego, Małgorzata, to żona taliba? Terlikowski to niewątpliwie fundamentalista medialny, na której to wartości stał się rozpoznawalny. Fundament katolicki zdobi go, jak szaty duchownego, to więcej niż ksiądz, to cywilny biskup celebryta.

Ciężko na to pracował i wśród celebrytów jest rozpoznawalny. Nawet twarzy nie musi otwierać, aby domyślić się, co ma do powiedzenia. Jego wypowiedzi stają się coraz nudniejsze. Dlatego ich autor jest coraz bardziej zaciekły, bo na rynku mediów trzeba walczyć, aby swoją pozycję potwierdzać, a więc być wyraźniejszy i wyraźniejszy: prosty, prostacki, bez mała w wyrażaniu myśli wulgarny.

Zdaje się, iż ta droga wymusiła na nim, iż wypchnął żonę z mieszkania, aby poświadczyła to, co stoi za wyznawanym przez niego w mediach fundamentem. Wartości rodzinne i katolickie (chyba winno być to wymienione w odwrotnej kolejności).

I co się dowiedzieliśmy z wywiadu Małgorzatą Terlikowska w "Wysokich Obcasach"? Niby nudny, nic nowego, żona biskupa. A jednak poskrobawszy, dowiadujemy się sporo. Może nie tyle, co od Danuty Wałęsy o Lechu. Jeszcze Krystyna Janda nie zrobi z tego przekazu artystycznego, ale gdy Terlikowski się postara, to kto wie.

Może Terlikowski natchnie swoją pasją publicystyczną żonę? Może. W każdym razie nudy w wigwamie Terlikowskich o czymś świadczą. Mąż walcząc o fundamenty w świetle mediów, spijając ich blichtr, wraca do domu z wewnętrzną dumą, naładowany pozytywną energią, w tym katolicką. I z rozpędu chce poszerzać też wartości katolickie, rodzinne. Ilość chce przekuć na jakość, domaga się od Małgorzaty (jak Faust), aby dalej zaświadczać o wartościach, o których inni słyszeli, a żona niekoniecznie, bo na głowie ma czwórkę dzieci.

Tym zaświadczeniem byłoby piąte dziecko. Tomasz chce piątego, a żona na razie nie wyraża zgody. Ale że mamy do czynienia z wigwamem katolickim, od Małgorzaty dowiedzieliśmy się, że jak na squaw przystało, jeszcze nie wyraża zgody, ale to kwestia czasu. Zgodzi się w którymś momencie molestowania wartościami katolickimi.

Napisałem wyżej, że Terlikowska nie powiedziała tyle o Terlikowskim, co Wałęsowa o Wałęsie. No, właśnie - może powiedziała więcej, jak każda dobra narracja ma drugie i trzecie dno. Najważniejsze w niej jest to, co płynie ukrytym nurtem, co jest głębią.

Mianowicie, mąż celebryta, którego pióropusz wartości w kraju jest rozpoznawalny, nie może powiedzieć, że jego życie jest szare, że zostało zmarnowane. Jak na myśliwego do domu przynosi całe fury trofeów i domaga się tylko jednego, wyznawanego blichtru wartości. Piątego dziecka, bo w takim jest sztosie. A Małgorzata zmęczona, negocjuje, może dałby jej spokój, jak squaw się do niego odzywa, może spocznie na macie.

Terlikowski może osiągnąć sukces w negocjowaniu piątego dziecka. Drugi, trzeci raz wypchnąć żonę do blichtru, a samemu wziąć na barki wychowanie piątego dziecko, pójść na tacierzyński, ten argument negocjacyjny może skłonić Małgorzatę, iż w wigwamie Terlikowskich pojawi się piąta pociecha. Upragnione ukoronowanie wartości katolickich.

Do przodu, Fauście!

niedziela, 24 marca 2013

Palikot popiera hipokryzję prawa



Co popiera Janusz Palikot, zdaje się nie wiedzieć on sam. Zmęczony bywaniem w mediach, nie panuje nad słowami, wymykają mu się w toku peror, polityk popadł w chorobę zawodową: logoreę, słowotok.

I tak się stało w programie Moniki Olejnik "Kropka nad i", w którym zauważył, że inicjacja seksualna 13-latków jest jednym z przykładów hipokryzji polskiego prawa. Palikot powiązał seks z prawem. Dorzucił jeszcze etykę, moralność (hipokryzja).

Miał do tego prawo, nie takie wiązania przeprowadzali politycy. Przynajmniej publicyści mają o czym pisać. I piszą. Oraz odzywają się politycy, bo to łatwe do słania gromów na Palikota.

Chyba, że Palikot popiera hipokryzję prawa, to wówczas sprawa się komplikuje, ale nie trzeba tokować u Olejnik o seksie 13-latków. Powiedzieć wprost: jestem za hipokryzją prawa, a przeciw pedofilii.

Żaden polityk w kraju tego nie mówi, że się podoba mu hipokryzja prawa, nawet tak odmienne osoby, jak Tomasz Terlikowski i Joanna Senyszyn, które zakrzyknęły w jednym chórze: to pedofilia, co proponuje Palikot.

A Palikot wszak tego nie powiedział, tylko stwierdził o hipokryzji prawa w kwestii inicjacji seksualnej 13-latków. Z tego jego akolita Andrzej Rozenek wyciągnął wniosek, że hipokryzja prawa nadaje się do zastosowania wobec tak odmiennych postaci, jak Terlikowski i Senyszyn i postawił ich plus kilka innych osób, przed hipokryzją prawa.

Terlikowski i Senyszyn mogli te hipokryzję prawa powiązać z hipokryzją ordynacji wyborczej dla 16-latków, którą wszak nie można nazwać pedofilią wyborczą (aż takich kreatywnych umysłów narracji nie posiadają), ale można zaliczyć do poszerzenia pola walki. W Polsce ten termin politologiczny jeszcze nie jest zbyt rozpowszechniony, ale na świecie używany.

W tym aspekcie można odczytać, że Palikot szykuje sobie elektorat, który nie może być jeszcze używany, gdyż to zalatuje przestępstwem.

Tymczasem Palikot popiera hipokryzję prawa.

czwartek, 7 lutego 2013

Terlikowski - baba z brodą



Z Tomaszem Terlikowskim jest ten problem, iż on język polski rozumie opacznie. Widocznie mają na to wpływ wyznawane dogmaty, a do tego niewiele pojmuje z językoznawstwa, a powinien, bo się para dziennikarstwem.

Otóż po zapowiedzi pozwu przez Annę Grodzką, Terlikowski - niepodrabiany szweja publicystyki - powiedział, że "jakakolwiek decyzja sądu w procesie nie zmieni jego poglądu na tożsamość płciową osób transseksualnych, jak Grodzka".

Jedno zdania, mrowie błędów. Nawet ich nie będę wytykał, bo szkoda uczyć człowieka z takimi brakami. Nie wiedziałem tylko, że Grodzka chce mu podmienić dogmat, aby zmienił zdanie na temat tożsamości transseksualnej.

Ani Grodzka Bóg, ani bóg, gdyż nie jest w stanie zmieniać poglądów nikogo, tym bardziej Terlikowskiego. Szczególnie poglądów dogmatycznych, gdyż wzmiankowany przyjął je na wiarę. Nikt dogmatyka nie przekona, że "a" nie jest tożsame z "b". Lekcje logiki też gdzieś przerabiał na wagarach w piaskownicy.

W publicystyce tak będzie, póki będą się po niej tułać ludzie typu Terlikowski, mający problemy z wyrażaniem się i z językiem polskim. A zatrzęsienie ich. Póki niedorobionych ludzi nie wyeliminuje się z publicystyki, póty będą kopać we wszelkie idee, lewicowe i prawicowe.

Dla Terlikowskiego człowiek jest zniewolony, jak on, kajdanami niewiedzy, kajdanami płci. Grodzka wystąpiła z pozwem o naruszenie dóbr osobistych związanych z jej życiem intymnym, dotyczącymi integralności płciowej i seksualnej.

Tak to jest z domorosłymi katolikami, iż z nauk ewangelicznych Chrystusa, dociera do ich zakutych głów tylko to z czym spierał się Chrystus. Mianowicie z faryzejstwem (a to rozumiem kolokwialnie).

Rozumiem nawet redaktorów mediów, że zapraszają do swoich programów takich ludzi, jak Terlikowski. To jakieś urozmaicenie, curiosum. Baba z brodą. Kimś takim w publicystyce i mediach jest Terlikowski - babą z brodą. Podnosi oglądalność i klikalność, sporo gawiedzi chce zobaczyć curiosum.

Uważam, iż czas zastąpić Terlikowskiego - babę z brodą na inną babę z brodą.

wtorek, 5 lutego 2013

Integryzm Terlikowskiego




Piotr Winczorek, wybitny konstytucjonalista, musiał się pofatygować, aby wytłumaczyć Tomaszowi Terlikowskiemu, iż jego pojęcie pluralizmu to zwyczajny integryzm.

Redaktor Frondy żali się w "Rzeczpospolitej", że nałożono na jego spoconą z emocji gębę knebel i to na nie byle co, bo na poglądy. Kiedy pisał o tym to pewnie nie tylko, że się pocił, wydał także płyny ustrojowe, jak mocz, po prostu z wściekłości sikał.

Wg Terlikowskiego w mediach lewicowych i liberalnych nie jest obecne stanowisko krytyków ustaw o związkach partnerskich, a jedynie tych, którzy je popierają. "Histeria", "wściekły atak", "nagonka" - tak sika i poci się Terlikowski - tak jadą na niego i podobnie mu myślących.

Jak to jest, że Terlikowski pisze, iż nie pozwalają mu pisać i publikować, a on to, co napisał, opublikował w poważnej gazecie? Choroba jakaś, że jest to, czego nie ma?

Ta choroba nazywa się paranoja. Krytykują Terlikowskiego prześmiewczo i jeszcze ostrzej, ale to nie jest kneblowanie. Redaktor Terlikowski wszak potrafi się odwinąć, acz często tak jest, iż powoduje śmiech na sali.

Dla Terlikowskiego pluralizm dzieli się na prawdziwy i fałszywy. W kraju mamy tylko pluralizm fałszywy: "Histeria wokół związków partnerskich w Polsce jest próbą zbudowania takiego fałszywego pluralizmu także w Polsce [na wzór zachodniego]. Nie dajmy się w nią wepchnąć".

A Terlikowski opowiada się tylko za jednym - znowu się spocił redaktor Frondy, a może zsikał - za pluralizmem prawdziwym, polegającym na tym, że w dyskursie publicznym "pozycję dominującą, o ile nie wyłączną, zajmowałyby poglądy, których wyrazicielem jest między innymi red. Terlikowski. Przecież są to poglądy słuszne, uczciwe i etycznie nienaganne. Ale po co ich rozpowszechnianie wiązać z pluralizmem, skoro charakteryzuje je inna, równie szlachetna nazwa - integryzm?"

wtorek, 15 stycznia 2013

Farciarz Terlikowski


Tomasz Terlikowski ma farta. Pojedzie do Kostrzyna, a nie do Woodstock, choć kolega Rafał Ziemkiewicz - uprawiający literaturę s-f - mógłby go bolidem wyobraźni przenieść do roku 1969 w okolice New Yorku. Wówczas młodzież amerykańska zrzucała z siebie zeskorupiałe obyczaje rodziców, walczyła przeciw wojnie w Wietnamie, a to wszystko pod hasłem: Peace, Love and Happiness.

Terlikowski pojedzie do Kostrzyna i zobaczy, jaką skorupę zrzuca młodzież polska. Ba, o tych skorupach będzie mógł z młodymi ludźmi porozmawiać.

Będzie mógł Terlikowski przekonywać młodzież, iż modlitwa do relikwii świętych katolickich, pozwala przezwyciężyć naturalną niepłodność, a nie jakieś in vitro. Może pojechać wszak z jakimś swoim przychówkiem, bo z modlitwy jego i żony ogląda jego pociecha ten Boży świat. Powiedzieć: oto dowód.

Będzie mógł porozmawiać o katolicyzmie i porozmawiać o wyższość o. Tadeusza Rydzyka nad ks. Adamem Bonieckim. Lepiej deptać z redemptorystą w sprawie TV Trwam, niż przebaczać Nergalowi.

O eutanazji raczej sobie nie pogada z młodzieżą, bo w tym wieku nie myśl się o śmierci, modne jest samobójstwo.

Fart Terlikowskiego może nie dotyczyć drugiego rzeczownika: Love. Tak jak Amerykanie uprawiają miłość, tak samo robią Polacy. Ten rodzaj ekspresji jest uniwersalny, dlatego, ja, Terlikowski i młodzież jesteśmy na świecie. Acz powstaliśmy z różnych póz.

Nie wiem, czy młodzi ludzie rozmawiają o wojnie, jak wówczas Amerykanie o Wietnamie, ale nasz udział w Afganistanie jest mizerny i tak naprawdę nie ma o czym perorować.

O farcie laryngologicznym też może mówić Terlikowski, bo go żaden Jimi Hendrix nie uderzy po uszach riffami "Sztandaru Gwiaździstego". Choć nie wiem, czy w Kostrzynie grają hip-hopowego albo metalowego "Mazurka Dąbrowskiego". A może przygmocą go w trąbkę Eustachiusza wersją metalową "Boże, coś Polskę...", albo przynajmniej "Bogurodzicą".

Fart Terlikowskiego i tak nie opuszcza. A to dlatego, że jedzie na zaproszenie, a nie sam z siebie, gdy jeszcze mógł, a Woodstock odbywał się w Żarach, albo gdy Woodstockiem był Jarocin.

No, ale dzisiaj Terlikowski nie byłby Terlikowskim i dzieci by mu się nie poczęły z adoracji relikwii.

niedziela, 11 listopada 2012

Co łyka Terlikowski?



Co łyka Tomasz Terlikowski, iż mu wyszło, że wywiad ze Zbigniewem Brzezińskim, jest przygotowaniem do nowej Berezy. Do wywiadu z wybitnym politykiem i politologiem dorzucił dla niepoznaki Janusza Palikota i Kazimierza Kika.

Ta Bereza Kartuska miałaby się mieścić w Budzie Ruskiej. Wszystkie kompleksy w jednym zdaniu. Mógłbym nazwać Terlikowskiego zdolnym piszącym, ale tak nie jest.

Ani on zdolny, ani mający wiedzę. Bo nie ma jej nawet w temacie, który winien na portalu "Frondy" być promowany. Powierzchowna znajomość literatury dotyczącej chrześcijaństwa, pisarzy, którzy tworzyli zręby kultury europejskiej i kompleksy, kompleksy.

Najlepiej idzie Terlikowskiemu pisanie o relikwiach, ale łyknąć ich nie można. Chyba, że szef "Frondy" czyta pisma antropologiczne o ludach pierwotnych, które uchowały się na wyspach polinezyjskich, tam jeszcze jest praktykowane zjadanie mózgu swego ubitego wroga.

Brzeziński w łagodnej formie podał to, co mówią politycy na Zachodzie o imć Kaczyńskim, kiedy się o to ich zapytać. Nie będę przypominał, co na okrągło o smoleńskiej polityce mówi i pisze choćby inny wybitny znawca przedmiotu Norman Davis.

To za władzy Kaczyńskich ścigano bezdomnego, który coś tam na dworcu wykrzyczał, ścigano też redaktorów berlińskiej strony satyrycznej za rysunek niewinnych kartofli.

O Kaczyńskiego "zbrodni niesłychanej" Brzeziński wyraził się dyplomatycznie, a powinien zrobić to dosadnie, możliwe, że tak jak Palikot i Kik. Uważam, że Polacy nie zasłużyli na tak złe traktowanie własnych władz, pomawianie. Kaczyński nie uprawia walki politycznej, bo możliwe, że nie wie, czym ona jest. Przedmiotem jego dyskursu publicznego są własne fobie i gnioty. O, dziwo! znajduje jakiś posłuch wśród takich, jak Terlikowski, skamielina, która niczego nie chce się uczyć, nawet tego, do czego podobny portal jak "Fronda" winien służyć.

Dlatego mamy do czynienia z podobną refleksją Terlikowskiego, o której piszę, a która mogła (musiała) powstać po łyknięciu czegoś. Nie ma w niej żadnej jasności rozumu, racjonalizmu. Spokojnie można ją nazwać: wiadomości spod płotu Ciemnogrodu.

czwartek, 30 sierpnia 2012

Marcin Luter Terlikowski



Debata w Sejmie o aferze Amber Gold ani mnie ziębi, ani grzeje. Na tym blogu opisałem ją wzdłuż i wszerz.

Cóż można napisać? Jarosław Kaczyński w niezmiennej formie: surowo karać, skonfiskować! Przysposobić do tego Konstytucję, zmienić prawo ustrojowe, bo jakiś szabrownik oszukał urzędników, a może skorumpował.

Od tego mamy narzędzia prawne, wystarczające, aby oszustów jak Marcin P. ścigać. Nikt jednak nie powstrzyma kogoś złych zamiarów, gdyż Marcin P. od początku klientów robił w bambuko proponując nierealne oprocentowanie. Typowa piramida finansowa, który szybko zwykle upada.

Acz zawiodły instytucje państwa. Z dala jednak od nich trzymać należy Kaczyńskiego, lepszego papracza w kraju nie ma.

Bardziej zainteresował mnie Tomasz Terlikowski, który miał sen. Poważnie! O tym śnie opowiedział w gazecie PiSowskiej "Gazeta Polska Codziennie".

Formuła leksykalna Martina Luthera Kinga przemówiła do Terlikowskiego, objawiła mu się w całej pełni w Auschwitz.

Tego snu doznał, gdy wraz z żoną (brzemienną?) oglądał ten ponure muzeum Holocaustu. A ten sen dotyczył muzeum aborcyjnego. Miał sen Terlikowski, że za lat 50, 100, jego wymarzone muzeum powstanie.

Możemy być przekonani, że nawet jeżeli żona Terlikowskiego była brzemienna, to nasz Marcin Luter oniryczny nie pozwoli jej na skrobankę, choćby dowiedział się, że ciąża zagraża jej życiu lub potomstwa.

Jak doznał takiej sennej mary w Oświęcimiu, to jakiej dostanie na Wawelu? Boję się przypuszczać.

piątek, 27 lipca 2012

Pierwsza sukienka Rzeczpospolitej


Pewnie powinienem napisać o rozpoczynających się Igrzyskach w Londynie, podejrzewam jednak, iż wyszedłby pesymistyczny tekst. Ale przynajmniej przez dwa tygodnie emocje sportowe złagodzą stan tubylczej oligofrenii politycznej (na prezesa zawsze można liczyć, który co pewien czas zaserwuje coś ze słownika wyrazów obcych; po czesku owa oligofrenia to „porucha intelektu”).

Polskie „porucha” brzmi nieprzystojnie, ale i nieprzystojnie brzmiało „pobruszę”, jedno z pierwszych słów polskich zanotowanych w piśmie. Podejrzewam, że owa oligofrenia, „porucha”, w języku polskim ma od dawna  odpowiednik, jako poruta.

Szukam zatem w piśmie owej poruty (i w internecie) i mam. Takie „poruchy”, poruty, uprawia niezawodny Tomasz Terlikowski. Na niego zawsze można liczyć. W „Gazecie Polskiej Codziennie” pisze o refleksjach, jakie go naszły w Mińsku Mazowieckim na spotkaniu klubu „GP”. Niewielka dygresja zanim będę kontynuował. Czyżby miał Terlikowski „poruchę” (w tym wypadku nosa), że wybrał Mińsk Maz. na swoje refleksje, ponieważ tam w wojskowym hangarze mają być przechowywane szczątki smoleńskiego tupolewa. W każdym razie ma Terlikowski „poruchę” do relikwii. Swego czasu pisał o relikwiach, które adorowali z żoną w intencji zajścia jej w ciążę. Relikwie pozwoliły jego bezpłodnej żonie przezwyciężyć chorobę – cud z „porucha” - i urodziła mu (im) troje dzieci. No, no.

Wracam do tych refleksji. A są one u Terlikowskiego zwykle ciemne, czarne. Mianowicie w „GPC”  pisze, iż może tak się stać, że my, Polacy „będziemy narodem zbędnym”. Kto chciałby być zbędnym, a szczególnie jako część składowa narodu? Nikt, a zwłaszcza my, Polacy. Czytam zatem receptę Terlikowskiego, aby przezwyciężyć „poruchę”. Znalazł naczelny „Frondy” w testamencie Jana Pawła II: „stąd (z Polski – przyp. K. W.) wyjdzie iskra, która przygotuje świat na powtórne przyjście Pana”.

W dalszej części tekstu Terlikowski odpowiada na pytania, które stawiali mu bywalcy klubów „GP”: „Czy potrafimy jeszcze stać się iskrą”?

Facet, który chce wykrzesać z narodu takie iskry, aby epifania stała się rzeczywistością - „powtórne przyjście Chrystusa” – musi się martwić „o nasze dusze podczas koncertu Madonny”, co trywialnie zarzuca mu Monika Olejnik (ostatni cytat z dziennikarki). Te dusze – „Moniko, dziewczyno ratownika”, jak ty trywialnie, to ja też - muszą wykrzesać iskrę. Wiesz, co to znaczy wykrzesać iskrę z duszy narodu?

Przecież Terlikowski „nie pochyli się nad dziećmi, które są molestowane przez księży, ale pochyla się za to, jak zwykle, nad nienarodzonymi” (jeszcze raz M. Olejnik). W związku z tym dziennikarka mianuje go: Naczelny ksiądz RP bez sutanny, który rozgrzesza kler.

Przecież Terlikowski „nie pochyli się nad dziećmi, które są molestowane przez księży, ale pochyla się za to, jak zwykle, nad nienarodzonymi” (jeszcze raz M. Olejnik). W związku z tym dziennikarka mianuje go: Naczelny ksiądz RP bez sutanny, który rozgrzesza kler.

Moim zdaniem dziennikarka go nie dowartościowuje. Widzę Terlikowskiego większym, bo jest obecny niemal w każdej sferze życia publicznego, to ktoś jak Piotr Skarga z krucyfiksem. Co ja piszę? Więcej, zaimponował mi tą iskrą patriotyczną, polską, tutaj wykrzesaną, po której nastąpi powtórne przyjście Pana.

Terlikowski jawi mi się, jak Torquemada. I od stroju hiszpańskiego dominikanina nazywam go: Pierwszą sukienką Rzeczpospolitej.

Taka to „porucha”, poruta, z Terlikowskim.