Donald Tusk fundnął sobie porażkę na własne życzenie. Ta porażka nie dotyczy tylko jego, ale partii rządzącej. Premier jest jednym z lepszych w kraju socjotechników, więc można spojrzeć na tę porażkę przez inny okular. Mianowicie, aby zapobiec głębokiemu kryzysowi, kryzys się wywołuje. Tusk świadomie go mógł wywołać.
Platforma w kryzysie jest od dawna. Do kryzysu programowego doszedł kryzys sondażowy - zarówno kiepskie notowania PO, jak i Tuska. Aby nie pójść na dno, wierchuszka PO wymyśliła wcześniejsze wewnętrzne wybory. Ktoś naprzeciw Tuska musiał (a w każdym razie powinien) stanąć. Wyzwanie podjął Jarosław Gowin. A mógł to zrobić jeszcze Grzegorz Schetyna. Można sobie wyobrazić, jak wyglądałaby dzisiaj Platforma, gdy ta trójka ścigała się o fotel przewodniczącego.
Kryzys programowy PO (niemożność przyjęcia ustaw in vitro, związków partnerskich, ustaw okołokościelnych, itd.) skutkował w sondażach i postrzeganiem Tuska, jako kiepskiego menadżera rządu i włości Platformy.
Tuska czeka jeszcze gorąca jesień. Tradycyjnie Kaczyński będzie deptał w miesięcznice smoleńskie ze swoim "zamachem" i mojżeszową "drogą do prawdy" przez pustynię "Wina Tuska", na domiar złego uderzą w rząd związki zawodowe i to centralnie, w Warszawie.
Tusk chciał legitymacji walczącego przed roszczeniami, a może nawet pozbycia się prawego skrzydła w Platformie, aby ono skonstruowało jakąś przeciwwagę dla PiS. W czasie kampanii wyborczej wszak Gowin skonstruował jakiś program republikański. Nieprzypadkowo "republika" w ustach Gowina tak silnie była artykułowana.
Gowin wraz z Przemysławem Wiplerem i Pawłem Kowalem mogą stworzyć cywilizowaną prawicę, która nie wyprze PiS ze sceny politycznej, ale partię Kaczyńskiego mogą osłabić.
Wszystko powyższe to tylko dywagacje i "pobożne życzenia". Znaczyłoby to, iż PO będzie przesuwała się w lewą stronę sceny, a przynajmniej liberalizmu, o którym w kraju już zapomniano. Bo tak naprawdę nie mamy lewicy, wszak SLD jest partią sentymentu PRL-owskiego.
Wybory w PO to był drybling Tuska - nadal w kraju na politycznym boisku jest Lionelem Messi - Gowin atakował, ale tylko na własnej połowie. Co to więc za atak, acz z takim przeciwnikiem może czegoś się nauczył i gdy stanie w walce z Kaczyńskim o ten sam elektorat (plus Wipler i Kowal), coś uszczknie z elektoratu "katolicko-patriotycznego". Coś. Wówczas mógłby ogłosić się zwycięzcą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz