poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Tusk i Kaczyński jako taksówkarze


Premier Norwegii Jens Stoltenberg usiadł za kierownicę samochodu i przez jeden dzień robił za taksówkarza. Woził Norwegów i turystów po Oslo, kasując za kurs, ile taryfa wybiła. Choć miał na nosie ciemne okulary, bywał rozpoznany, bo obcując nos w nos z telewizorem, nawet kamuflując się, jak antyterrorysta, szefowi rządu trudno ukryć swoją tożsamość przed elektoratem.

Powód: bliżej ludzi? Nie! Wybory już 9 września. Czego się nie robi i mówi w czasie kampanii wyborczej. Resory sondażowe Partii Pracy lekko siadły, słupek poparcia spadł, Stoltenberg rządzi już 8 lat, więc wyborcom się opatrzył.

Przypomina to coś? Jasne. Ale u nas do wyborów jeszcze szmat czasu, Donald Tusk rządzi już 6 lat. Ale kto wie, jak zachowa się w kampanii wyborczej. Poprzednio jeździł tuskobusem, może przesiądzie się na taksówkę. Lecz opozycja nie będzie próżnować.

Gdyby Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się zrobić do tego czasu prawo jazdy i nauczył się parkować przy Nowogrodzkiej, to taki wjazd taksi na Wiejską mógłby mu przysporzyć tych potrzebnych procent, aby samodzielnie rządzić, bo nikt z PiS nie wejdzie w koalicję.

No, a co stałoby się z ochroną, która prezesa rocznie kosztuje przeszło milion zł. Wszak czterech drabów nie posadzi na tylnym siedzeniu. Jest to wbrew prawu, a gdzie miejsca dla pasażerów.

Jako że Kaczyński boi się zamachu na swoje życie, mógłby po Warszawie jeździć czołgiem, ochroniarze robiliby za załogę. Żart? Ależ nie. Gdy myśli się o silnej Polsce, kraj potrzebuje silnej armii, Kaczyński jako czołgista "Rudego", a za Szarika mógłby robić jego kot, albo Adam Hofman.

Radzę polskim politykom przyglądać się kampanii i wynikom wyborów w Norwegii. Jeżeli Stoltenberg zostanie premierem na kolejne cztery lata, nie zawracać sobie głowy PR-owcami, bo wymyślą to, co inni wymyślili. Szkoda szmalu, budżet ledwo zipie. Jest nadzieja, że niektórym politykom tak spodoba się szoferowanie, że nie zechcą wrócić na Wiejską.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz