Nie jestem zanadto zdziwiony, że abp Henryk Hoser ma "skłonności" antysemickie i chciał zaglądać do majtek ks. Wojciecha Lemańskiego, czy aby nie jest obrzezany i nie należy do niewłaściwego narodu.
Ani nie jestem zdziwiony, że zbierał haki na proboszcza niewielkiej parafii. Ludzie tego sznytu mają takie predylekcje.
Nie jestem zdziwiony, iż abp Hoser nie potrafi w swoim - imieniu wysłannika Watykanu - i Kościoła stanąć przed błędami popełnionymi w Rwandzie, gdy Kościół z tamtejszymi władzami - wywodzącymi się z plemienia Hutu - tworzył mariaż "ołtarza i tronu", co doprowadziło do ludobójstwa ok. miliona Tutsi. Dzisiaj hierarcha żenująco tłumaczy się, że w tym czasie nie było go w Rwandzie. Hoser nie wyraża żadnego żalu, skruchy.
Arcybiskup nie potrafi stanąć przed odpowiedzialnością własną i instytucji, okrywa hańbą Kościół i hierarchów. Nie potrafi utoczyć kropli łzy, uszanować takiego człowieka, jak ks. Lemański, który nie tylko potrafił pojechać do Jedwabnego, nałożyć na głowę jarmułkę, ale prowadzić dialog z Żydami. Jak bogaty wewnętrznie jest ks. Lemański świadczy choćby ostatni jego wpis blogowy "Norymberga - Jedwabne - Jasienica". Przepiękny humanistycznie i literacko.
Tradycja Kościoła w dużej części jest antysemicka, jawne popieranie endecji przed II wojną doprowadziło do Jedwabnego'1941, który jest symbolem resentymentu do "sąsiadów".
Tę "tradycję" pielęgnował skrycie abp Hoser, a jawnie spora część kleru i publicystów z nimi związanych, którzy dają upust swej skłonności do "czystości krwi" Polaków w mediach o. Rydzyka.
Hierarchów polskiego Kościoła przygniata 7 grzechów głównych. Nie potrafią się z nimi zmierzyć. Kościół wydrążył się z wiary, z dialogu z wiernymi, z humanizmu. Jest pusty w środku, a wiernym owieczkom potrafi zaproponować tylko Johna Bashoborę, frontmana spektaklu kiczu na Stadionie Narodowym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz