Pokazywanie postów oznaczonych etykietą debata. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą debata. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 31 stycznia 2013

Trzeźwo o Smoleńsku




Nareszcie ktoś się wziął za uporządkowanie faktycznego stanu wiedzy o katastrofie smoleńskiej, a nie snucie cząstkowych przypuszczeń, produkowania sensacyjnych doniesień.

W redakcji "Gazety Wyborczej" spotkało się siedmiu członków państwowej komisji Jerzego Millera z czytelnikami. Gwoli kronikarskim potrzebom podaję skład ekspertów (rzeczywistych, a nie mniemanych): dr Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, kpt Wiesław Jedynak, członek PKBWL, mgr inż. Piotr Lipiec, członek PKBWL, płk. Mirosław Grochowski, szef Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów, ppłk pil. mgr inż. Robert Benedict, ppłk mgr inż. Leszek Filipczyk, ppłk rez. mgr inż. Mirosław Milanowski.

W dużym skrócie. Komisja Millera - jedyna, bo rosyjski MAK tylko częściowo - wskazała przyczyny katastrofy smoleńskiej. Kolejne raz przebieg tragedii przypomniał kpt Wiesław Jedynak.

Tupolew się rozbił, bo leciał we mgle, i to leciał za szybko, za nisko i za późno padła komenda odejścia na drugi krąg. Suma wszystkich błędów musiała doprowadzić do zderzenia z ziemią.
Członkowie komisji byli w Smoleński, przebadali wrak, widzieli brzozę z wbitymi w nią kawałkami skrzydła tupolewa.
I z pełną odpowiedzialnością twierdzą, że wybuchu nie było. Wykluczyli tę wersję, bo nie znaleźli żadnego dowodu, że do wybuchu doszło. Nie ma śladów ani po przejściu fali ciśnieniowej ani wzroście temperatury. Wykazali miałkość hipotez forsowanych przez zespół Antoniego Macierewicza i jego ekspertów. Obalili ich „dowody”.
Dr Maciej Lasek powiedział, że wiadomo, jak do katastrofy doszło, ale nie wiadomo dlaczego. Tę wiedzę ma załoga samolotu (za: Agnieszka Kublik).


Linki do materiałów źródłowych:


Jeszcze jeden szczegół dotyczący oglądalności dwóch filmów o katastrofie smoleńskiej. Film "Śmierć prezydenta" w National Geographic oglądnęło 1 mln 930 tys. widzów (12% osób, które miały włączony telewizor), a "Anatomia upadku" Anity Gargas w TV Puls 1 mln 127 tys. - 7%. Świadczy to, jak dużo Polaków uwierzyło w paranoję Macierewicza i Kaczyńskiego.

poniedziałek, 8 października 2012

Konsylium nad zdrowiem PiS


O służbie zdrowia dwie rzeczy niewątpliwie wiemy. Zdrowi nic nie wiedzą, bo nie mają jeszcze powodu. Wiedza o służbie zdrowia mają z drugiej ręki, medialnej ręki, która nie jest wiedzą, jest pesymizmem dziennikarzy Inna wiedza jest wiedzą chorych, to wykładnia choroby i jej zaawansowania. Im gorzej ze zdrowiem, tym służba zdrowia jest gorzej oceniana, bo z postrzeganiem jest tak, że na specjalistyczną operację czeka się nawet kilka lat.

Jest jeszcze wiedza odpryskowa o służbie zdrowia. Lekarze należą do górnej półki społecznej. Zaś politycy nic innego nie robią, jak tylko się martwią stanem służby zdrowia w Polsce. Polityk to zawód szczególnej troski.

I takimi dzisiaj byli na debacie politycy PiS, innych oprócz siebie nie zaprosili. Widocznie u nas najlepiej debatuje się we własnym gronie.

Politycy PiS doprosili ekspertów (brawo!), aby wielce szanowne konsylium postawiło złą diagnozę aktualnej służbie zdrowia. Konsylium się z tym zgodziło i podzieliło troskę PiS, niekoniecznie program partii Jarosława Kaczyńskiego w tej kwestii. Prezes na wszystko ma proste i dobre rozwiązania, inaczej być nie może. Zdrowie finansujemy z budżetu, docelowo 6%. Rozwiązujemy NFZ, te same pieniądze oddajemy wojewodom na fundusz zadaniowy. Czyli: więcej będzie do marnotrawienia oraz nie będzie to tylko marnotrawiła centrala, ale województwa. To 6% może być za mało.

Kaczyński nie wątpi, że to "krok w dobrym kierunku".

Kto jest odpowiedzialny za stan służby zdrowia? Oczywiście politycy, jak orzekli eksperci we własnym interesie branżowym.

Na to Kaczyński zaczął bronić swojej branży w sposób jemu właściwy. Są politycy i politycy. Przywołał także dla siebie charakterystyczne zderzenie polityka i polityka z czasów II wojny światowej. Gubernator GG Hans Frank i Jan Jankowski - delegat rządu RP na Kraj. Pierwszy polityk mógł wiele i z tego korzystał, nawet rozstrzeliwał. A Jankowski chciał dobrze, ale był w opozycji, a nawet w konspiracji i nie mógł nic.

Konia z rzędem, kto mi odpowie, co Kaczyński chciał tym porównaniem nam powiedzieć. A osła z siodłem, kogo można podstawić w miejsce gubernatora Franka, a kogo jako konspirującego w opozycji Jankowskiego.

Konsylium nad zdrowiem PiS zrobiło pierwszy krok - jak chciał prezes i mu wierzę. Poprzedni politycy i politycy zrobili też wiele kroków, a zdrowie Polaków stoi w miejscu i zdycha. Odfajkowaną mamy kolejną debatę PiS, procenty w sondażach podskoczyły, jest się z czego cieszyć. A ja mam nadzieję, ze nie zachoruję, bo mi optyka by się zmieniła. Nie zgłosiłbym się jednak do konspirującego delegata Jankowskiego, bo nic nie może, ale do gubernatora i powiedział, co o nim myślę. Po czym jako patriota wyzionąłbym ducha.

Kaczyński to ma łeb, najlepiej się debatuje we własnym gronie, w ten sposób można zakończyć wojnę polsko-polską. Aha! Był jeszcze delegat na premiera rządu pozaparlamentarnego Piotr Gliński, ale powiedział tyle, co kot napłakał.


piątek, 5 października 2012

Odeprzeć kryzys i dogonić czas


Leciutko na palcach przeminęła debata ekonomiczno-społeczna SLD. Przeminęła, przepłynęła przez media, jak baletnica. Takie też hasło miała poetycko-baletowe “Odeprzeć kryzys i dogonić czas”.

Baletnica SLD nawet się nie potknęła, ale co z tego. Niewielu o niej wie, widziało, słyszało. Partia Leszka Millera nie może przebić się poprzez rejwach PiS i Jarosława Kaczyńskiego tudzież inne bardziej medialne wydarzenia.

Zaproszony na debatę został Jacek Rostowski, który od pewnego czasu powtarza mantrę: kryzys będziemy mieli za sobą w 2014. Wyłożył swój optymizm już w “Financial Times”, powtórzył na lewicowej debacie. Co z tego? Polacy raczej nie posiadają prywatnych wrót czasu i nie mogą czmychnąć do tego mitycznego roku, muszą przeżyć 2012 do końca i cały 2013 - jak się uda.

SLD jednak w ten sposób zgłosiła akces do wspólnego rozwiązywania problemów kryzysowych, które społecznie będą coraz bardziej bolesne. Najtrudniejsze będzie do złagodzenia społecznie bezrobocie, na którym będą niektórzy chcieli ugrać, ile się da. A może nawet pełną pulę: władzę.

Najważniejszy dla bieżącej polityki był głos Rostowskiego. A jednak nie dotyczył recept, jakie minister finansów i rząd Donalda Tuska planuje zaproponować. Było to spojrzenie makro-europejskie, iż EBC idzie śladami FED: interwencja na rynkach finansowych i udział w bezpośrednich transakcjach monetarnych. Czy to wielce się różni od dotychczasowego wpompowywania w zadłużone budżety dziesiątków miliardów euro, śmiem wątpić.

Rostowski pokłada największe nadzieje w skuteczność najważniejszej w tej chwili instytucji europejskiej, w EBC, mało jednak usłyszeliśmy o naszych tubylczych ruchach złagodzenia kryzysu i przede wszystkim bezrobocia.

Mam nadzieję, ze wywiad w “FT” i to wystąpienie Rostowskiego, nie są prequelem do poprawkowego expose Donalda Tuska, które się spóźnia.

Debata SLD, ale także wcześniejsza “Alternatywa” PiS uświadamiają żal, że wcześniej nie wypracowano koncepcji ponadpartyjnego think tanku, w którym rozstrząsane byłyby przez elitę polityczną i ekspertów najboleśniejsze kwestie do załatwienia tu i teraz Dzisiaj należałoby zatkać wszystkie emocje polityczne i siąść do wspólnej debaty, podczas której mogłyby się ścierać przeciwstawne koncepcje, a wyborcy mieliby większą jasność, kto potrafi zaaplikować najlepsze rozwiązania. Nikt nie ma praw autorskich do Polski, one są wspólną własnością.

Baletnica SLD przemknęła nie zauważona, czekamy na Tuska z nadzieją, że się nie ugnie przed oczekiwaniami, które są coraz większe. Czas działa na niekorzyść premiera.


czwartek, 4 października 2012

Pacjent Kaczyński o zdrowiu


Kolejna “Alternatywa” PiS. Tym razem o służbie zdrowia. Jarosław Kaczyński ściga się ze Stanisławem Bareją. W tym tempie serwowania alternatyw powinien szybko go przeskoczyć.

Cel merytoryczny debat jest niewiadomy, ale alternatywa za to jasna - władza. Można i tak. Debatować o zdrowiu będą ci, którzy już na debatowaniu z Bartoszem Arłukowiczem zdarli gardła, a niektórzy przeszli mutację, jak Krzysztof Bukiel, który jest już kastratem wszelkich debat.

Fajność tych “Alternatyw” jest dla publiki niczym igrzyska, bo to co będzie na nich artykułowane, nijak się ma do rzeczywistości, która jest twarda. Tyle i tyle można zrobić, gdy takie i takie ma się możliwości. W świecie alternatywnym debat można rozwinąć wyobraźnię, ale realności nie posunie się do przodu. Zdrowie narodu się nie polepszy, wręcz przeciwnie niektórym komentatorom przyniesie uszczerbek.

Fachowcy są od zdrowia pacjentów, a zarządzanie służbą zdrowia zależy od jakości menadżerów, a tych na debacie nie będzie, a przynajmniej żadnego nazwiska takiego nie doczytałem. Co może powiedzieć Bukiel? Ano to co dotychczas mówił Arłukowiczowi, że za takie psie pieniądze lekarz nawet nie chciałby być weterynarzem. Itd.

Będą też pacjenci na debacie. To znaczy każdy z debatujących jest pacjentem, albo nim już był, albo dopiero zostanie. Już pacjent Kaczyński powiedział, że należy zlikwidować NFZ i finansować służbę zdrowia przez budżet.

Tak działa wyobraźnia, alternatywa. Niestety w rzeczywistości jest inaczej. Jeżeli służba zdrowia z budżetu, to ktoś do niego musi włożyć, a wkładają tylko pacjenci. Czyli my wszyscy. Z kolei ktoś tymi pieniędzmi musi zawiadywać, taki sam personel, jak w NFZ. Tylko przemieści się z jednej nazwy do drugiej. Ktoś na pieczątkach zarobi. Pocieszenie tej alternatywy jest takie, że pacjent Kaczyński nie może tego zepsuć, co kolejne ekipy po Kasach Chorych psuły.

Reforma Jerzego Buzka powinna być udoskonalana, bo żadna reforma w zdrowiu nigdzie na świecie się nie udała tak, jak pacjenci by chcieli. Polski wkład w zdrowie polega na tym, że kolejna miotła reformuje, czytaj: ze złego robi jeszcze gorsze.

Siłą “Alternatywy” jest, że pacjenci będą unosić się na obłoku marzeń o idealnej służbie zdrowia, a stamtąd niczego nie można spieprzyć.

Można i tak. PiS znalazło sposób na wielogodzinne darmowe reklamówki w mediach. W tym czasie mogą się zaprezentować nowe postacie polityczne, jak kandydat na technicznego premiera PiS. Inżynierię medialną i zarządzania kapitałem ludzkim pacjent Kaczyński w opozycji opanował doskonale. A to dlatego, że za nic nie odpowiada, do pracy do kancelarii premiera nie chodzi, więc może się w tej inżynierii dokształcać. A może i  technik Piotr Gliński się podciągnie.

Nie podano także, czy tę “Alternatywę” będzie prowadził lek. med. dr Krzysztof Skowroński, czy profesjonalny moderator.


niedziela, 30 września 2012

Sejm nie jest od fałszu empatii



Czy debata w Sejmie z powodu zamiany zwłok kilku ofiar smoleńskiej katastrofy ma jakikolwiek sens? Pytanie, gdy od niego się oddalimy, choćby emocjami - a z czasem kronikarze będą wielce się dziwować - stawia polską politykę w zakłopotaniu. Przynajmniej powinno stawiać.

Uzmysławia, iż polityków mamy o trzeciorzędnych walorach intelektualnych, ale o pierwszorzędnych ambicjach. Cecha spotykana na każdym kroku, co spotkany człowiek to chciałby być lepszym niż jest, być wyżej niż grzęda do której się nadaje.

Ileż trzeba mieć złej woli i kiepskiej pamięci, aby formułować myśl, że w tamtym tragicznym czasie (kwiecień 2010) zawiodło państwo polskie i jego przedstawiciele.

W Polsce emocje mają swój cel, a ci którzy je konstruują poświadczają li tylko o fatalnych właściwościach własnych. W środę przebił wszystkich Jarosław Kaczyński sformułowaniem o odejściu w hańbie, na które miała się udać Ewa Kopacz, w domyśle Donald Tusk.

Wątpiłem już w poniedziałek po jednostronnej propozycji prezesa PiS o zawieszeniu broni w wojnie polsko-polskiej. Współczułem mu, że musi wytrzymać do sobotniego marszu. Cały tydzień. Nie musiał wytrzymać, bo w grobie Anny Walentynowicz nie znaleziono Walentynowicz.

Ale to zdarzenia i tysiące podobnych wcześniej dokumentują, że nigdy nie sięgnie już po władzę. Może się łudzić, a jeszcze bardziej jego partyjni koledzy, że jak w loterii wyciągnie szczęśliwy los. Polityka jest względnie przewidywalna, raczej komuś przypadkowemu, jak Kaczyński, nie wręcza wygranej. Nawet gdyby Tusk miał pośliznąć się na kryzysie, władza nie wpadnie w ręce prezesa PiS.

Nawet gdyby leżała na ulicy. Naród ma coś takiego, jak zbiorową podświadomość. W psychologii i psychologii społecznej nabieramy zaufania, bądź sympatii do kogokolwiek po krótkim z nim obcowaniu. Kaczyński tak naprawdę w polityce jest od 2005 roku, wcześniej - kolokwialnie - nosił za kimś teczki, a najbardziej znaną postacią za plecami której udało mu się wejść na proscenium polityki, była ikona polskiej polityki na zewnątrz kraju, Lech Wałęsa. To on dał mu ten szczęśliwy los.

Piszę o Kaczyńskim, bo ten kontekst z zamianą zwłok opisuje dość dokładnie, jakich uczepi się nieistotnych z punktu działania państwa, pretekstów.

W zestawieniu z nim Donald Tusk to ktoś poza jego politycznym zasięgiem. Gdyby prezes PiS wykazał chęć nauki taką, jakie są jego ambicje polityczne, po wystąpieniu premiera w Sejmie, winien wynająć dobrego profesora retoryki - a jest kilku w kraju - aby objaśnił mu, jak łączyć cechy charakterologiczne, osobowości z talentami politycznymi i przekuwać to w mowę. Są zresztą klasyczne pozycje. Niedługie wszak wystąpienie Tuska może kilku politykom w kraju się przyda do nauki. Choć napisawszy to, wątpię.

Debata o zamianie zwłok nie jest żadną debatą, ani tym bardziej empatią, bo empatii się nie debatuje, jest grzebaniem w ranach osób, których nie ma na sali posiedzeń. A Sejm nie powinien służyć do takiego fałszu bólu.

poniedziałek, 24 września 2012

Debata nad "Alternatywą" z IV RP w tle


Tydzień dla Jarosława Kaczyńskiego zaczął się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Na jego życzenie odbyła się debata czołówki polskich ekonomistów (nie licząc kilku nieobecnych, szczególnie Leszka Balcerowicza). Prezes siedział centralnie, a po bokach dyskutanci profesorowie, którzy pochylili się z troską nad losem Polski. Nie padały gremialnie określenia, że jest fatalnie, ale nie było też radosnego zabijania pod pachy. Był dysonans, jak to w debacie.


Partia zorganizowała debatę nad “Alternatywą”, przybyli przyjaciele i przeciwnicy, oddali cześć programowi PiS, z którym jedni się zgadzali, a inni nie. Debata nie była zanadto szczegółowa, profesorowie umiejętnie uciekli od żargonu eksperckiego. Przekaz do narodu aż nadto czytelny: jest bardzo wiele do zrobienia.

Jeden z przyjaciół nawet sformułował to dosadnie: “Przyszły rząd czeka...”. Nie obecny rząd, a przyszły, ten sam ekonomista nazywał prezesa PiS “premierem”. Pijarowsko debata jest strzałem w dziesiątkę.

Publiczność raczej nie interesowała się, temat dla jajogłowych. Komentatorzy ekonomiczni za dużo z tej cytryny soku nie wycisną, bo nie o to chodziło. Wielu ekonomistów nie powinno być obecnych, ktoś jednak tezy programu “Alternatywy” oprócz prezesa powinien wygłosić i wygłosił. O pieniądzu, który powinien być w polskich kasach (ekonomista SKOK), o unijnych dotacjach (Glapiński), o barwach bankowych, czyli repolonizacja ich (Kropiwnicki), itd.

Nie padło nic oryginalnego na temat rozwoju Polski i obaw przed nadchodzącym kryzysem. Kaczyński pozostał przy nadziei i zatroskaniu, Donald Tusk przy brudnej robocie: co ciąć w wydatkach i jak uzyskać przychody, żeby było z czego dzielić.

Niegłupi ludzie, wszak sporo wybitnych ekonomistów, na sucho całkiem rozsądnie rozważało, że mogło być lepiej (dotychczasowy średni wzrost gospodarczy 4 procent z ułamkiem), a teraz idzie kryzys. Eksperci przyjaciele PiS i przeciwnicy legitymizowali “Alternatywę”, bo o to w tej debacie szło.

Trudno będzie np. Stanisławowi Gomułce powiedzieć, że jest źle, ale dla PO nie ma alternatywy. A gdzie on był? Wszak  na debacie “Alternatywy”. W ten scenariusz nie dał się wpisać Balcerowicz i Ryszard Petru. Widocznie oglądali “Alternatywy 4”, jak grający polityka Janusz Gajos przekonywał mieszkańców o swojej troskliwości losem innych.

I prezes PiS, gdy legitymizujący eksperci nie mieli już głosu, tym razem nie zwrócił się patriotycznie do Polaków, ale mniej koturnowo: “Zwracam się do telewidzów. Można rozmawiać o życiu publicznym i społecznym w ten sposób”.

Kluczowe słowa padły kilka minut wcześniej: “Nasz aktualny aparat państwowy to zmutowana wersja państwa, które istniało przed 1989 rokiem. Pierwsze próby podjęte przez nas w czasie rządu PiS spotkały się z głębokim oporem”.

Znacie tę “Alternatywę’? IV RP? Tydzień zaczął się dla Kaczyńskiego pijarowsko kapitalnie. Strzałem w dziesiątkę. Jakoś musi przetrzymać do soboty. Wówczas będzie budził telewidzów (przepraszam: “Obudź się Polsko”).



niedziela, 9 września 2012

Debata z nagonką


Krótka konferencja prasowa Jarosława Kaczyńskiego po recenzji ministra Jacka Rostowskiego, w której spointował, że dzieło jakim było kotrexpose prezesa, będzie kosztowało - bagatela! - 54,5 mld zł, jest typową ucieczką do przodu.

Prezes tym samym przyznał, że jego propozycje ekonomiczne nie są poważne, tylko partyjne.

Po kiego zatem kontrexpose, gdy zaprasza się ekonomistów na debatę gospodarczą?

Och, jest w tym przemyślny cel, gdy dało się ciała w dętym wystąpieniu własnym. Kajać się Kaczyński nie potrafi, bo ma taki elektorat, który wznosi do niego błagalne (patriotyczne) ręce. Musiał z tego jakoś wybrnąć, więc zrobił polowanie ekonomistów z nagonką. Mają gonić Tuska, bo nikt poważny nie zajmie się “programem gospodarczym” Kaczyńskiego.

Przemyślna zatem jest debata ekonomiczna i przemyślny czas, a przede wszystkim cel. No i przemyślna lista ekspertów, którzy zostali zaproszeni. Przepraszam: którzy mają być zaproszeni, bo odczytane nazwiska ekonomistów zostały bez ich wiedzy na liście umieszczone. Praktyki Kaczyński kolejny raz zaskakują, jak ból spróchniałego zęba.

Wbrew pozorom nie jest to defensywne zachowanie Kaczyńskiego, a przejście do ofensywy, oto atuty, które zyskuje, a tylko jeden traci.

Traci - bo jego kotrexpose okaże się śmieszne i w debacie ekonomistów nie będzie zbytnio poruszane.

Zyskuje - ekonomiści zajmą się polityką gospodarczą Rostowskiego i Tuska. A będzie ona oceniona wielce krytycznie.

Zyskuje - ekonomiści wypracują ze dwa modele ekonomiczne w tej chwili istotnie ważne dla Polski: monetarystyczną (Balcerowicza) i keynesistowską (nazwijmy umownie: Gilowskiej).

Zyskuje - wiarygodną amunicję na debatę sejmową o projekcie budżetu, który spłynie do Sejmu. Kaczyński darmo ma argumentację, którą rozpisze na głosy posłów PiS, sobie zostawiając clou: “Tusku, musisz odejść”.

Problem będzie z ekonomistami, bo nie wiadomo, czy w tym składzie zechcą się spotkać, na liście zaproszonych ekonomistów jest zdecydowana większość miłośników PiS.

A gdzie Rostowski? Nie ma go, bo rządzi. Debata jest pomyślana jako debata z nagonką na Tuska.

Podsumowując: po fatalnym expose prezesa jednak jest onże w ofensywie, bo bilansuje mu się stan polityczny na 3:1 do przerwy.

Mecz jest jednak dla Kaczyńskiego przegrany - tak czuje mój nos - ale na debacie ekonomistów może wygrać Polska.