niedziela, 30 września 2012

Sejm nie jest od fałszu empatii



Czy debata w Sejmie z powodu zamiany zwłok kilku ofiar smoleńskiej katastrofy ma jakikolwiek sens? Pytanie, gdy od niego się oddalimy, choćby emocjami - a z czasem kronikarze będą wielce się dziwować - stawia polską politykę w zakłopotaniu. Przynajmniej powinno stawiać.

Uzmysławia, iż polityków mamy o trzeciorzędnych walorach intelektualnych, ale o pierwszorzędnych ambicjach. Cecha spotykana na każdym kroku, co spotkany człowiek to chciałby być lepszym niż jest, być wyżej niż grzęda do której się nadaje.

Ileż trzeba mieć złej woli i kiepskiej pamięci, aby formułować myśl, że w tamtym tragicznym czasie (kwiecień 2010) zawiodło państwo polskie i jego przedstawiciele.

W Polsce emocje mają swój cel, a ci którzy je konstruują poświadczają li tylko o fatalnych właściwościach własnych. W środę przebił wszystkich Jarosław Kaczyński sformułowaniem o odejściu w hańbie, na które miała się udać Ewa Kopacz, w domyśle Donald Tusk.

Wątpiłem już w poniedziałek po jednostronnej propozycji prezesa PiS o zawieszeniu broni w wojnie polsko-polskiej. Współczułem mu, że musi wytrzymać do sobotniego marszu. Cały tydzień. Nie musiał wytrzymać, bo w grobie Anny Walentynowicz nie znaleziono Walentynowicz.

Ale to zdarzenia i tysiące podobnych wcześniej dokumentują, że nigdy nie sięgnie już po władzę. Może się łudzić, a jeszcze bardziej jego partyjni koledzy, że jak w loterii wyciągnie szczęśliwy los. Polityka jest względnie przewidywalna, raczej komuś przypadkowemu, jak Kaczyński, nie wręcza wygranej. Nawet gdyby Tusk miał pośliznąć się na kryzysie, władza nie wpadnie w ręce prezesa PiS.

Nawet gdyby leżała na ulicy. Naród ma coś takiego, jak zbiorową podświadomość. W psychologii i psychologii społecznej nabieramy zaufania, bądź sympatii do kogokolwiek po krótkim z nim obcowaniu. Kaczyński tak naprawdę w polityce jest od 2005 roku, wcześniej - kolokwialnie - nosił za kimś teczki, a najbardziej znaną postacią za plecami której udało mu się wejść na proscenium polityki, była ikona polskiej polityki na zewnątrz kraju, Lech Wałęsa. To on dał mu ten szczęśliwy los.

Piszę o Kaczyńskim, bo ten kontekst z zamianą zwłok opisuje dość dokładnie, jakich uczepi się nieistotnych z punktu działania państwa, pretekstów.

W zestawieniu z nim Donald Tusk to ktoś poza jego politycznym zasięgiem. Gdyby prezes PiS wykazał chęć nauki taką, jakie są jego ambicje polityczne, po wystąpieniu premiera w Sejmie, winien wynająć dobrego profesora retoryki - a jest kilku w kraju - aby objaśnił mu, jak łączyć cechy charakterologiczne, osobowości z talentami politycznymi i przekuwać to w mowę. Są zresztą klasyczne pozycje. Niedługie wszak wystąpienie Tuska może kilku politykom w kraju się przyda do nauki. Choć napisawszy to, wątpię.

Debata o zamianie zwłok nie jest żadną debatą, ani tym bardziej empatią, bo empatii się nie debatuje, jest grzebaniem w ranach osób, których nie ma na sali posiedzeń. A Sejm nie powinien służyć do takiego fałszu bólu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz