piątek, 13 września 2013

Tusk jako koń trojański, Papkin Kaczyński i Ulisses Duda


Donald Tusk nareszcie znalazł się w opozycji. Na razie jako kwalifikant, zaszeregował go do niej Jarosław Kaczyński, ale to już coś dla uszu. Prezes PiS powiedział: "My dzisiaj nie uczestniczymy w posiedzeniu (Sejmu), bo nie chcemy mieć nic wspólnego z tymi, których łączy jedno, że są w opozycji do PiS".

Z tego należy rozumieć, iż gdyby Tusk nie był w opozycji, byłby w PiS. I nie byłby wówczas w opozycji. No i by nie rządził. Paweł Wroński takie wystąpienia Kaczyńskiego nazywa "strumieniem świadomości". Pierwszeństwo tego rodzaju zapisu literackiego przypisuje się genialnemu Jamesowi Joyce'owi, a najsłynniejszym monologiem jest strumień świadomości Molly Bloom, bo przecież prezes nie jest tytułowym "Ulissesem".

Tym przebiegłym politykiem - wszak nie związkowcem - może stać się Piotr Duda, który pod Sejmem zbudował konia trojańskiego, pomnik Tuska. Kaczyński winien poprosić szefa "Solidarności" o takąż inwencję w stosunku do brata Lecha pod Pałacem Prezydenckim.

Pomnik Tuska media odnotowały i gdy obecnemu premierowi będzie on rzeczywiście kiedyś stawiany, przez artystów rzeźbiarzy trudny będzie do pominięcia, jako inspiracja. Taka jest sztuka, posiłkuje się tego rodzaju okruchami z rzeczywistości.

Kaczyński postąpił wbrew swojemu SMS-owi sprzed dwóch tygodni, w którym zabronił politykom PiS brania udziału w protestach związkowców. Poszedł po rozum do głowy, czyli wziął tyłek w troki, nie będzie grzał ław sejmowych i wraz z tą częścią ciała przyłączył się - jednak - do protestu związkowców.

Nie będę dociekał, dlaczego tak postąpił. Zdaje się, iż wyczuł, że Duda odejmuje mu splendor pierwszeństwa opozycji prawicowej. Mniejsza o przyczynę nieobecności w Sejmie, bo dzięki niej, co wrażliwsi mogli poczuć literackie (i nie tylko) konteksty i inspiracje.

Strumienia świadomości nie stosował hrabia Fredro, polskie śmieszności ubierał w rymy, dzięki czemu do dzisiaj możemy figury jego sztuk scenicznych znajdować w bieżącej polityce. Od kilku lat na naszej scenie politycznej jest grana "Zemsta smoleńska". I gdy grzebię w aluzjach (strumieniu świadomości) wychodzi mi, że w tej komedii Kaczyńskiemu najbliżej do Papkina, który zachwalał swoje czyny, jak prezes osiągnięcia IV RP, a nawet jest  gotów zapewnić każdego krokodyla populizmu (krokodyla daj mi luby).

Hrabia Fredro babrał się w naszych narodowych groteskowych trzewiach. Zmuszony został jednak do złamania pióra przez tzw. ówczesnych patriotów, którym nie podobało się, iż ośmiesza wady polskie, które dzisiaj - co wrażliwsi - mogli dostrzec na scenach warszawskich ulic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz