poniedziałek, 23 września 2013

Tusk odzywa się za późno w sprawie kabaretu smoleńskiego


Donald Tusk mógłby spokojnie dzisiaj rządzić, gdyby nie zdarzył się Smoleńsk. Katastrofa dowartościowała PiS i jej lidera, który przed Smoleńskiem był taki sam, jak dzisiaj, niestety dzisiaj ma większe armaty polityczne - właśnie smoleńskie. Gdyby nie było Smoleńska, PiS skończyłby na elektoracie LPR - kilkunastoprocentowym - i to pod warunkiem, że partia Kaczyńskiego byłaby wspierana przez przyjaciela o. Rydzyka.

Gdyby nie doszło do Smoleńska, najprawdopodobniej Lech Kaczyński nie ubiegałby się o reelekcję, gdyż z powodu sondażów tuż przed zgłoszeniem do wyborów prezydenckich, kandydatura nieżyjącego prezydenta byłaby wycofana z powodu tylko kilkunastoprocentowego poparcia. Brat Jarosław bałby się kompromitacji, a przede wszystkim w PiS nie był wówczas tak silny, jak dzisiaj. Pisałem o tym przed Smoleńskiem.

Możliwym, iż zgłoszony byłby wówczas do konkurowania o Pałac Prezydencki najsilniejszy wówczas kandydat PiS Władysław Stasiak, szef Kancelarii Prezydenta. Pozostałoby w takich okolicznościach czekać na zmiecenie z prezesowania Kaczyńskiego, którego zastąpiłby Zbigniew Ziobro, bo tylko on był realnym zagrożeniem.

Dzisiaj to jednak gdybanie. Do Smoleńska doszło z winy strony polskiej, która za wszelką cenę chciała lądować. Na śmierci dysponenta tego tragicznego lotu PiS wzrósł w siłę, bo partia Kaczyńskiego przekuwa Smoleńsk na polityczne profity. Partia i media "smoleńskie", które bez względu na rozum mityzują owo zdarzenie.

Rzeczywistość to jednak nie mit, a namacalność społeczna i polityczna. Temu mityzowaniu nie potrafił przeciwstawić się Tusk. Już w pierwszy roku po katastrofie pisałem, iż należy znaleźć dla smoleńskiej narracji PiS - kontrnarrację. Kaczyński jest średniej klasy politykiem i ten dar z niebios - Smoleńsk - ratujący jego polityczną karierę będzie na wszelkie sposoby wyzyskiwał.

Kaczyński Smoleńsk wyzyskuje przy otwartej przyłbicy, jakikolwiek rozum nie ma dla niego znaczenia. Dopiero teraz odzywa się Tusk, a może to być za późno:
"Nie ma czegoś takiego jak komisja Macierewicza. Jest z całą pewnością trwający od lat niebezpieczny dla Polski i przynajmniej mnie mało śmieszący kabaret w reżyserii pana Antoniego Macierewicza. Ja odpowiadam za państwo, a nie za ambicje polityków, którzy są w stanie zrobić najdziwniejszą albo najbardziej niebezpieczną rzecz wyłącznie dla własnego interesu politycznego".

Dzisiaj ten kabaret jest dla sporej części Polaków  jedyną poważną rzeczywistością. Nie mają narzędzi mentalnych, duchowych, intelektualnych, aby zmierzyć się z nią. To w nich bezkrytycznych celował Kaczyński i trafił, są jego polityczną transzeją - ulubiona forma walki politycznej: obrona. Do nich nie przemawia śmieszność, bo w niej żyją, nie potrafią ocenić, na ile wiara w smoleńskie brednie jest karykaturą powagi.

Tusk się spóźnił w sprawie Smoleńska. kabaret Macierewicza jest odbierany, jako rzeczywistość. Co dalej? Nie trzeba bać się myśleć o popełnionych błędach, należy ten kabaret ukazać w jego śmieszności. Nie można tego zrobić poprzez jednorazowe nazwanie, nie można tego osiągnąć poprzez konfrontację - bądź odmowę - uczestnictwa w debacie zaproponowanej przez prof. Michała Kleibera.

Sprawa jest zbyt poważna, dotyczy nas wszystkich. Oddanie Polski w ręce kabareciarzy Macierewicza i Kaczyńskiego skończy się spektaklem, w którym na koniec będą gwizdać wszyscy, ale wówczas będzie za późno, bo znajdziemy się w okresie minionym, znajdziemy się w farsie. Oby w PRL-u. Podejrzewam, iż głębiej w historii, kiedy to Polski nie było na mapach.

Taki mniej więcej dzisiaj można odczytać sens Smoleńska i zabiegów polityczno-medialnych wokół tej tragedii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz