Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Piotr Duda. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Piotr Duda. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 7 lipca 2014

Zjednoczeniowy blitzkrieg Kaczyńskiego


Jarosław Kaczyński pierwszy akt zjednoczenia prawicy ma już za sobą. Zjednoczył się z Piotrem Dudą, szefem "Solidarności".

Zjednoczenie trwało krótko i musiało być bardzo przyjemne. Rozmowa Kaczyńskiego z Dudą trwała przeszło godzinę. Można je śmiało nazwać językiem militarnym, był to blitzkrieg zjednoczeniowy. Kaczyński zjednoczył "Solidarność" z PiS.

W krótkim żołnierskich słowach zjednoczenie to da się opisać: reformy emerytalne Tuska - won! Cofamy się na z góry upatrzone pozycje sprzed reformy, kobiety pracują do 60 lat, mężczyźni do 65.

No i kto to słyszał, aby lud pracujący miast i wsi miał dłużej znosić takie "ustawy antypracownicze".

Po blitzkriegu przyznał Duda, że z prezesem PiS "łaczy go troska o Polskę". Czyż nie brzmi to jak hymn "Boże, coś Polskę", przepraszam: "Jeszcze Polska nie zginęła"?

Brzmi.

Prawicowe zjednoczenie ze związkiem zawodowym, który z definicji jest lewicowy, ho, ho, to mogło odbyć się tylko za pomocą blitzkriegu.

To byłby pierwszy akt, czekamy na następne blitzkriegi z Ziobrą i innymi, bo "łączy nas troska o Polskę".

Czytaj więcej >>>

czwartek, 24 października 2013

Pikietowanie jako forma dialogu


Trzy centrale związkowe pikietowały własne posiedzenie w ramach Komisji Trójstronnej w Centrum Partnerstwa Społecznego "Dialog". Więc posiedzenie było Dwustronne, bo ta trzecia strona ma swój własny pomysł na formułę posiedzeń i procedury.

Za niski szczebel strony rządowej był w "Dialogu", bo tylko minister, a Piotr Duda, szef "Solidarności", który jest liderem nie tylko własnego związku zawodowego, ale i głosem dwóch pozostałych, chce sięgnąć wyżej, bo do premiera: "Rozmowy na temat postulatów są dla nas bardzo ważne i o każdej porze dnia i nocy jesteśmy gotowi siąść i rozmawiać, ale nie w formule Komisji Trójstronnej".

Duda chce rozmawiać z Donaldem Tuskiem nawet w nocy. Premier ma rzucić rządzenie, ciepłe miejsce w łóżku u boku żony i zająć się bezkompromisowymi postulatami Dudy.

A jakie są bezkompromisowe postulaty Dudy, który chce dojść do kompromisu z premierem nawet w nocy? Cofnąć wszystkie reformy pracowniczo-emerytalne, abyśmy znaleźli się lata wstecz, kiedy to wszyscy byliśmy szczęśliwi.

Po cholerę lata temu wymyślono tę formułę Komisji Trójstronnej, gdy budowaliśmy zręby kapitalizmu w kraju i tak naprawdę nie wiedziano, jak ugryźć tę nową rzeczywistość, gdy z takim trudem, z takimi niewiadomymi i - przyznajmy - niesprawiedliwością społeczną - budowaliśmy tę naszą niedoskonałą Polskę.

Duda jednak ma pomysł by cofnąć i chce tak naprawdę utworzenia Komisji Dwuosobowej On-Tusk. Przesadzam? Nie za bardzo. Bezkompromisowe postulaty, z których nie chce ustąpić i ściema, że chce debaty nawet w nocy z premierem, jest czystą polityką, a nie żmudnym wypracowywaniem jakiejś - podkreślam: jakiejś - sprawiedliwości społecznej.

Podobne zachowania odczytuję na blogu Andrzeja Celińskiego, który swego czasu był prominentnym politykiem, ale teraz mu się odechciewa. Wszyscy są "be", brzydcy, nie jest to Polska jego marzeń z 1989 roku. Cholera, nie jest. Ale jest o wiele lepsza niż w tym legendarnym roku. Czy Celiński codziennie wstaje lewą nogą - choć nie wiem, która w tej sytuacji jest dla niego felerna.

A dlaczego Celiński nie uderzy się w pierś i rzeknie: też moja culpa. Nawet gdyby to zrobił, to rzeczywistości nie zaklnie i to "se ne wrati". A może by razem tak mozolnie wziąć się do pracy i nie wyzywać "nawet w nocy" premiera na pojedynek słowny, bo nie na debatę.

Wszyscy budzą się z rękami w nocnikach i wszystkim się odechciewa. Nocnik raczej naczynie mało atrakcyjne dla ręki. A Dudzie nawet nie chciało się wejść na Komisję Dwustronną, aby stała się Trójstronną, bo on tylko z premierem. Odechciewa mu się "Dialogu", za to chce pikietować. Celiński też na blogu pikietuje własne osiągnięcia po 1989 roku.

czwartek, 19 września 2013

Polityk Duda mięknie i zapowiada powrót do rozmów z rządem


Czyżby Piotr Duda, szef "Solidarności" miękł, spuszczał z tonu, bo inaczej śpiewa niż w sobotę Warszawie i niedzielę na Jasnej Górze. Wydał oświadczenie, że będzie gotowy do rozmów w Komisji Trójstronnej, ale jeszcze nie teraz, nie w piątek.

Co się stało? Duda był silny jednością, lecz pojawili się łamistrajki ze Związku Nauczycielstwa Polskiego, którzy co prawda wchodzą w skład OPZZ, ale są środowiskiem zawodowym bardzo wrażliwym i z rzeczywistymi problemami, bo nauczyciele nie walczą o interesy pracownicze, ale o miejsca pracy. Toteż działacze ZNP zaapelowali do Jana Guza, szefa OPZZ, aby powrócić do rozmów w Komisji Trójstronnej.

Duda nasłuchuje, co w trawie piszczy i od razu zareagował oświadczeniem. Ubiegł wszystkich związkowców, gdyż kreuje się na liderach w walce o prawa pracownicze. Oświadczył, że "dialog ma być na nowo zdefiniowany".

Zatem nie ma w oświadczeniu nic o dymisji ministra pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza. Punkt dla rządu. Duda musi przegrupować żądania, gdyż widać (i czuć), że dialogu on za bardzo nie potrzebuje, dąży do dyktowania swoich warunków tak, aby rząd nie mógł ich spełnić.

Szuka sojuszników, ale nie politycznych. Ci mu zawadzają, jak PiS. Kościół obłaskawił, dostał błogosławieństwo na Jasnej Górze. W oświadczeniu przymila się do przedsiębiorców, których do tej pory uważał za faworyzowanych przez rząd kosztem związkowców. W oświadczeniu Duda pisze o zamówieniach publicznych, które dla przedsiębiorców są nisko opłacalne. Kosztem dobrych przedsiębiorców zamówienia publiczne realizują ci, którzy zaniżają koszty produkcji umowami śmieciowymi z pracownikami.

W ten sposób Duda łączy wodę z ogniem. Sonduje pracodawców, na ile są zdolni do przeciwstawienia się rządowi. Duda gra na czas, acz - zapamiętajmy - jego słowa; "będzie gotowy do rozmów w Komisji Trójstronnej".

Duda pisze także o braku stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa ludzi młodych, o zapaści demograficznej, a nawet o niedożywionych dzieciach i rozwarstwieniu społecznym.

Tak pisze związkowiec? Nie, tak myśli polityk Duda.

sobota, 14 września 2013

Związki zawodowe upodmiotowiły się politycznie, a Duda stał graczem



Czterodniowy protest związkowców odniósł sukces, co trudno było przewidywać wcześniej. Liderom związkowym, a szczególnie Piotrowi Dudzie wyszło to, o co trudno było go podejrzewać. Odpolitycznił manifestację w tym sensie, że żadne partie opozycyjne nie odegrały szczególnej roli.

Duda odpolitycznił, aby sam stać się figurą polityczną. Zdaje się, że sobota przerosła jego oczekiwania. Pierwsze komentarze polityków i komentatorów nie skupiają się na tym, jak małe znaczenie mają związki zawodowe w gospodarce i życiu społecznym. Siłą jaką mieli Duda, Jan Guz (OPZZ) i Tadeusz Chwałka (Forum Związków Zawodowych), wyartykułowali o wiele więcej, bo uzyskali poparcie mimo uciążliwości protestów i nierealności żądań wobec rządzących.

Pod protesty próbował się podkleić PiS, ale wcześniej Jarosław Kaczyński dostał takiego prztyczka, iż odwołał marszrutę planowana na 28. września w sprawie niczego, bo kogo obchodzi w kontekście protestów związków zawodowych obrona TV Trwam, w istocie wyssana z palca.

Polityka nabiera rumieńców, czego - podkreślam - trudno wcześniej było oczekiwać. Donald Tusk nawet dostał terminarz ustosunkowania się, podpowiedź trybu negocjowania (powrót do Komisji Trójstronnej) i pokazano mu bata, strajk ogólnopolski.

Żądania związków zawodowych w większości są nie do spełnienia. Lecz nie chodzi o pełne spełnienie. Związki zawodowe politycznie się upodmiotowiły, szczególnie Duda. Przede wszystkim Tusk otrzymał w wyniku protestów przeciwnika, ale nie wroga, jakkolwiek protest w części był spektaklem - pomnik Tuska - to w porównaniu z protestami w dojrzalszych demokracjach - o, dziwo! - warszawski był Wersalem.

Na scenę polityczną wchodzi Duda, czy to nam się podoba, czy nie. Bo nie wszystkim się to spodoba. Na razie największym przegranym jest Kaczyński i PiS. A następny ruch jest po stronie Tuska. Premier ma szansę na pokazanie swojej wielkości, albo jej braku. Na scenie może - i powinien - pokazać się prezydent Komorowski. Polityka ma szansę zyskać na znaczeniu, być mniej nierealna niż dotychczas.

To może być szansa, iż wydobędziemy się z oparów domniemań, podejrzeń, a staniemy na twardym gruncie sprzecznych interesów, które zawsze można rozwiązać. Nie być wrogiem, a negocjującym przeciwnikiem. W tym także sensie protest jest sukcesem Dudy.

piątek, 13 września 2013

Tusk jako koń trojański, Papkin Kaczyński i Ulisses Duda


Donald Tusk nareszcie znalazł się w opozycji. Na razie jako kwalifikant, zaszeregował go do niej Jarosław Kaczyński, ale to już coś dla uszu. Prezes PiS powiedział: "My dzisiaj nie uczestniczymy w posiedzeniu (Sejmu), bo nie chcemy mieć nic wspólnego z tymi, których łączy jedno, że są w opozycji do PiS".

Z tego należy rozumieć, iż gdyby Tusk nie był w opozycji, byłby w PiS. I nie byłby wówczas w opozycji. No i by nie rządził. Paweł Wroński takie wystąpienia Kaczyńskiego nazywa "strumieniem świadomości". Pierwszeństwo tego rodzaju zapisu literackiego przypisuje się genialnemu Jamesowi Joyce'owi, a najsłynniejszym monologiem jest strumień świadomości Molly Bloom, bo przecież prezes nie jest tytułowym "Ulissesem".

Tym przebiegłym politykiem - wszak nie związkowcem - może stać się Piotr Duda, który pod Sejmem zbudował konia trojańskiego, pomnik Tuska. Kaczyński winien poprosić szefa "Solidarności" o takąż inwencję w stosunku do brata Lecha pod Pałacem Prezydenckim.

Pomnik Tuska media odnotowały i gdy obecnemu premierowi będzie on rzeczywiście kiedyś stawiany, przez artystów rzeźbiarzy trudny będzie do pominięcia, jako inspiracja. Taka jest sztuka, posiłkuje się tego rodzaju okruchami z rzeczywistości.

Kaczyński postąpił wbrew swojemu SMS-owi sprzed dwóch tygodni, w którym zabronił politykom PiS brania udziału w protestach związkowców. Poszedł po rozum do głowy, czyli wziął tyłek w troki, nie będzie grzał ław sejmowych i wraz z tą częścią ciała przyłączył się - jednak - do protestu związkowców.

Nie będę dociekał, dlaczego tak postąpił. Zdaje się, iż wyczuł, że Duda odejmuje mu splendor pierwszeństwa opozycji prawicowej. Mniejsza o przyczynę nieobecności w Sejmie, bo dzięki niej, co wrażliwsi mogli poczuć literackie (i nie tylko) konteksty i inspiracje.

Strumienia świadomości nie stosował hrabia Fredro, polskie śmieszności ubierał w rymy, dzięki czemu do dzisiaj możemy figury jego sztuk scenicznych znajdować w bieżącej polityce. Od kilku lat na naszej scenie politycznej jest grana "Zemsta smoleńska". I gdy grzebię w aluzjach (strumieniu świadomości) wychodzi mi, że w tej komedii Kaczyńskiemu najbliżej do Papkina, który zachwalał swoje czyny, jak prezes osiągnięcia IV RP, a nawet jest  gotów zapewnić każdego krokodyla populizmu (krokodyla daj mi luby).

Hrabia Fredro babrał się w naszych narodowych groteskowych trzewiach. Zmuszony został jednak do złamania pióra przez tzw. ówczesnych patriotów, którym nie podobało się, iż ośmiesza wady polskie, które dzisiaj - co wrażliwsi - mogli dostrzec na scenach warszawskich ulic.

wtorek, 10 września 2013

Protest związkowców z powagą klownów


Piotr Duda, szef "Solidarności", rozmywa cele kilkudniowego protestu w Warszawie. Komunikaty, jakie poszły w Polskę to "Tusk i rząd muszą odejść na śmietnik historii" i "Zwołujemy Parlament Narodu". Jest to zatem zamiar jawnego zamachu stanu, w wyniku którego zostanie wyłoniony nowy rząd przez Parlament Narodu.

"Solidarność" wraca do korzeni, a nawet bardziej. Głównym celem tej klasycznej z lat 1980-81 było wywalczenie sfery wolności w totalitarnym systemie, związek osiągnął w swoim najlepszym okresie siłę 10 mln członków.

Dzisiejsza "S" jest dziesiątki razy szczuplejsza w członków od tamtej, ale funkcjonariusze związkowi mają cele o wiele większe. Obalić opresyjny rząd liberalny (tak Duda postrzega rząd Tuska). Salę BHP Stoczni Gdańskiej zastąpi trawnik przed Sejmem przy Wiejskiej. Wybory do tego Parlamentu Narodu musiały przebiegać tajnymi kanałami, nic o nich nie wiedziałem.

Tak pokrótce da się opisać protest zaczynający się w środę. Na podstawie komunikatów, które sformułowane zostały przez Dudę w liberalnych mediach, należy mieć pretensje do jego PR-owców, że rozłożyli fatalnie akcenty protestu. Związki zawodowe póki co nie są kabaretem, mają swoje umocowanie w systemie demokratycznym i kanały dialogu z rządem i społeczeństwem (o ile te ostatnie jest zainteresowane).

Funkcjonariusze związkowi są od formułowania postulatów pracowniczych i ich realizacji w ramach siły ekonomicznej państwa. Tak to wygląda w demokracji. Chyba, że Duda nie uznaje wyborów demokratycznych narodu, gdy siłą kartek wyborczych padnie rządzenie na liberałów.

Pomijam kwestię, czy dzisiejszy rząd Tuska jest liberalny. Na marny kabaret, ba kiepski skecz klownów cyrkowych, wygląda ów Parlament Narodu. Zwłaszcza, że będzie obradował pod oknami Parlamentu RP. Nawet gdyby Dudzie udało się dokonać transferu posłów z Parlamentu RP do Parlamentu Narodu, ten ostatni twór nadal będzie miał powagę klownów.

środa, 12 czerwca 2013

Duda zaprzedaje się PiS


Piotr Duda wraz z "Solidarnością" wraca pod parlamentarne skrzydła PiS. Poinformował o tym Jarosław Kaczyński. Piotr Duda wraca do Sejmu, a nie pod Sejm. Idzie w ślady swego poprzednika Janusza Śniadka. Obydwaj stali się zakładnikami PiS, Śniadek już spożywa owoce swego oddania się we władanie PiS, przed Dudą to sina dal przyszłości.

Najważniejsza informacja zawarta jest w tych oto zdaniach prezesa PiS: - Chodzi o to, byśmy konsultowali różnego rodzaju projekty ustaw, by można było tą drogą przekazywać różnego rodzaju inicjatywy. My byśmy konsultowali z "Solidarnością", "Solidarność" by konsultowała z nami, być może wspólnie byśmy ustalali jakieś przedsięwzięcia.

Piotr Duda - o ile się nie mylę - nie jest prawnikiem. Więc jaka jego rola miałaby być przy pracach legislacyjnych? Znając umiłowanie Kaczyńskiego do semantyki, Duda zostaje więc para-prawnikiem. Jeszcze jedną postacią w talii figur (para-figur) prezesa: para-premier Piotr Gliński, a Duda jako para-prawnik.

Jaka może być skuteczność para-prawnika Dudy dla związkowców przy pracach legislacyjnych w Sejmie? Taka sama, jak opozycji, jaką jest PiS.

Można mnożyć wskazania absurdalności decyzji Dudy, który kończy wspólne dzieło Polaków, jaką była "Solidarność". "S" dorżnął Śniadek, Duda dostał jeszcze dychający związek zawodowy, więc chce odebrać ostatni dech. Przystawia lusterko, na którym zbierają się ostatnie krople pary. Duda jest cwany, jako pośmiertne życie związkowca chce spędzić na wyraju przy Wiejskiej.

Dlaczego w Polsce nie są szanowane osiągnięcia demokracji? Bo mamy takich Śniadków i Dudów, dla których interes własny jest ważniejszy niż wspólne dobro. Na całym cywilizowanym świecie wypracowano formy współpracy i negocjacji z rządem.

W kraju też mamy coś takiego, jak Komisja Trójstronna ds. społeczno-gospodarczych. Duda jest leniem, bo nie chce mu się negocjować tego, co jest aktualnie do osiągnięcia. Duda ma tylko postulaty działaczy związkowych, które wprowadzone w najbogatszych krajach, z miejsca pogrążyłyby je w kryzysie finansowym.

Oddanie się Dudy wraz z "S" w niewolę PiS czyni go para-związkowcem, który tymczasem zostanie para-prawnikiem, aby w sinej dali przyszłości zostać tym, kim jest jego poprzednik Śniadek. Para-posłem, jak większość reprezentantów w gmachu przy Wiejskiej.

wtorek, 26 marca 2013

Strajk, który generalnie nie wyszedł




Polityka to ciężki kawałek chleba. Przekonali się o tym Piotr Duda, szef "Solidarności" i Paweł Kukiz. Strajk generalny na Śląsku, który trwał dwie godziny, może trzy, cztery, wkurzył ludność tubylczą, bo komuś nie chciało się pracować w transporcie (w komunikacji miejskiej i na PKP), choć paru kolesiom na ciepłych posadkach udało się w cieple gabinetu sformułować żądania (płacowe oczywiście).

Duda i Kukiz przyszli pod Urząd Wojewódzki w Katowicach, aby konsumować politycznie "strajk generalny", raptem zjawiło się 300 ludzi.

A że mamy zimę (kalendarz też leci w bambuko z wiosną), więc musieli wspomagać biciem pod pachami: "Strajk wyszedł bardzo dobrze, lepiej niż oczekiwaliśmy".

Czyżby oczekiwali na 200 ludzi przed UW, a przyszło "aż" 300, czy strajk "generalny" rozszerzył się na Czechy, a tam polskie media nie zaglądają? Dudzie i Kukizowi skok na politykę najwyraźniej nie wychodzi. Wraz ze "strajkiem generalnym" marzenia o Wiejskiej należy odłożyć do jakiegoś pawlacza, gdzie wstyd nie sięga.

Dobrze, że Duda z Kukizem nie przyszli z tabletami, z których wszak mógł przemawiać jakiś kandydat na parapremiera rządu technicznego. Aż tak daleko nie zaszli - to znaczy nie zaszli na Wiejską, tylko pod UW w Katowicach - więc nie potrzebują takiego paralizatora w tabletach, aby zaklinać rzeczywistość.

Jak dyplomatycznie określił rzecznik PKP: "strajk był dotkliwy, ale niczym z grudniowym chaosem, gdy połączenia regionalne przejmował spółka Koleje Śląskie", albo gdy zadyma śnieżna spowodowała nieprzejezdność trakcji.

Duda z Kukizem nie dogadali się z aurą, choć ta jest zimowa, a nie jak kalendarz podaje - wiosenna. Dudzie trochę się dziwię, wszak "Solidarność" ma tradycję strajkową - mógł zasięgnąć języka u Lecha Wałęsy - a Kukiz mógł spojrzeć na tę "czerń" 300 osobową pod UW w Katowicach i z rozrzewnieniem westchnąć: kiedy to tylu ludzi przychodziło na moje koncerty. Gdyby Kukiz był praktykującym muzykiem, a nie obibokiem estrady, mógłby sprzedawać im swoje płyty.

Duda powinien przemyśleć swoją strategię i powrócić do stołu rozmów z rządem. W 2013 roku na 5 posiedzeń prezydium Komisji Trójstronnej był tylko raz, a na trzy posiedzenia plenarne tej samej komisji nie raczył się zjawić ani razu.

 Rozumiem Dudę, był zajęty przygotowaniem do strajku generalnego, ciężka robota. Duda powinien się liczyć z tym, że to Donald Tusk się zbuntuje i przystąpi do strajku generalnego. A wtedy może zabraknąć nawet tego placu przed UW w Katowicach, gdzie mógłby ogłosić zwycięstwo strajku generalnego.

poniedziałek, 11 marca 2013

Duda na Platformie do Katapultowania




Po co Piotrowi Dudzie, szefowi "Solidarności", Platforma Oburzonych, czyżby za mało miał pracy w związku zawodowym, albo roszczeń pracowniczych nie starczało do protestów?

Na zgromadzenie w słynnej Sali BHP Stoczni Gdańskiej nie wpuszcza polityków, bo ci wnoszą ze sobą struktury i zaplecze partyjne. Politycy opozycyjni dokładnie wnieśliby to, co chce Duda wyrazić swoimi roszczeniami. Spektrum roszczeń opozycji sejmowej jest podobna do spektrum roszczeń Platformy Oburzonych.

Każde roszczenie wobec rządu jest polityczne, a Duda nie chce widzieć w Sali BHP polityków, czyli prosty wniosek z tego wynika: Duda chce się katapultować do polityki. Nie chce robić tego poprzez PiS, bo byłby tylko pistoletem prezesa do używania "rozstrzeliwania" Donalda Tuska.

Duda powtarza gest Mariana Krzaklewskiego. Nie te jednak czasy, partie postsolidarnościowe zajęły scenę polityczną, jedna rządzi, druga jest największą opozycją. Miejsca jest niewiele, a chce się usytuować po prawej stronie. Do tego pcha się w to jeszcze jeden prawicowy podmiot, Ruch Narodowy.

Pomysł z nazwą jest niczego sobie. Skrót zaciemnia sytuację polityczną (PO), a Oburzeni sugerują nowoczesność i lewicowość. Formuła czysto polityczna. Melanż przeciwników rządu Tuska, który gromadzi Duda na swym dziewiczym spędzie, to zbiór od sasa do lasa, który całkiem dobrze przekuwa się w szeroki partyjny program. Na razie tylko Paweł Kukiz jest ukształtowanym celebrytą ze skromnym manifestem jednomandatowych okręgów wyborczych.

Sala BHP wydaje się odpowiednią platformą do katapultowania na orbitę polityki, ma świetną tradycją. Podczas spędu należy nadać im jakieś lepiszcze strukturalne i personalne.

Zobaczymy więc Dudę na Platformie Oburzonych, skąd będzie się katapultował na orbitę politycznych roszczeń, a te są oczywiste. Być kimś ważnym, aby was, Polacy, uszczęśliwiać swoim rządzeniem dla waszego dobra.

wtorek, 11 września 2012

Dyszkantem i w letargu



Począwszy od Mariana Krzaklewskiego paprana była idea związku zawodowego, jako szerokiej bazy ludzi pracujących. Krzaklewski uwikłał "Solidarność" w rządzenie - w czynną politykę - odebrał jej twarz negocjującej strony.


Krzaklewski przegrał jako polityk. Po nim było już tylko gorzej. Janusz Śniadek konsekwentnie (siłą bezwładu, bo  nie rozumu) kierował się ślepo na prawo, nie odbudowując siły "S", tracił dalej członków, aż zostali niemal sami zawodowi działacze.

"S" medialnie już tylko odżywa w rocznicę Sierpnia'80, gdy Jarosław Kaczyński dmie w jej zwiędły balon  zamiast powietrza, gdyż byłby to faktyczny bezduch, jarmarczną treść dla swojej gawiedzi: pompuje helem. Wychodzi mu dyszkant prawdy: dziecięcy pisk o historii wielkości - lecz nie "S" - a rodzonego brata. Dyszkant ten w narodzie wyzwala najwyżej chichot z historii.

Podobnym dyszkantem chce Piotr Duda usuwać Donalda Tuska z posady premiera. Nie wiem, jaką ma przewodniczący "S" legitymację demokratyczną, wiem, jaką ma PO. Wiem mniej więcej czego chcą Polacy, np. za in vitro opowiada się 79% (ostatnie badania CBOS). Na szczęście rząd zdecydował się, że podpisze europejską konwencję ws. przemocy wobec kobiet i przemocy w rodzinie. Jakiś niewielki krok naprzód, aby zasypywać przepaści cywilizacyjne. Tusk w narodzie trochę się podbudował.

Duda pomocy szuka wszędzie w legitymizowaniu swojej niechęci wobec Tuska, nawet w Zmielonych Kukiza. Pozostanie mu o. Rydzyk, który depcze za biznesem TV Trwam i idee fixe PiS, które zaprezentował niedawno Jarosław Kaczyński w kontrexpose.

A Duda ma naprawdę kilka ważnych spraw, ale nie ma już legitymacji, tylko kostki brukowe, palone opony i blokady Sejmu. Zamiast eliminowania umów śmieciowych zatrudnionych (mimo szerzącego się bezrobocia) może przewodniczący "S" pozostać z umowami śmieciowymi dla zawodowych działaczy związkowych.

Duda nie reprezentuje narodu, ani nawet wielkości historii "S", PiS też nie reprezentuje narodu, tylko lud smoleński, o. Rydzyk nie reprezentuje ani narodu, ani katolików, tylko biznes medialny.

Naród daje legitymację, ta legitymacja może nie podobać się Dudzie, Kaczyńskiemu i o. Rydzykowi. Tak jak większości Polaków nie podobają się te wymienione postaci. Najwyższy czas, aby ci trzej obudzili się z letargu, w tym stanie wypowiadana każda treść uzyskuje formę dyszkantu (łykniętych helem).

Większość narodu z nich chichocze, gorzej, gdy zacznie rechotać.

środa, 29 sierpnia 2012

Rocznica Sierpnia'80



Rocznica Sierpnia'1980, a dzisiejszy przewodniczący "Solidarności" Piotr Duda niewiele pojął z historii.

Najbardziej przełomowe wydarzenie w PRL dzisiaj jest zapominane. Nie dzieje się tak z powodu kiepskiej pamięci rodaków, ani zaniedbań lekcji historii w szkołach.

To dzisiejsi przywódcy związkowi zdegradowali NSZZ "Solidarność", która została upolityczniona, a dokładnie: zdefomowana.

Poprzednik Dudy, Janusz Śniadek, uczynił z "S" zakładnika politycznego PiS, partii, której politycy najmniej wnieśli do historii związku i uzyskania przez Polskę suwerenności w 1989 roku.

Dzisiejsza "S" nie jest spadkobiercą historycznej "S", choć nazwa pozostała.

To zupełnie inny twór. Podpisywanie się pod historię jest nadużyciem. "Solidarność" nic już do polityki nie wnosi, nie generuje nawet wartości socjalnych, tylko burzy, burzy.

Zapowiedzi uczestnictwa w burdach ulicznych związkowców "S" wespół z ludem radiomaryjnym i smoleńskim pogrąży ich ostatecznie.

wtorek, 31 lipca 2012

O. Rydzyk, Duda i surmy wojenne

Spostrzeżenie J.F. Libickiego (dzisiaj senatora PO) można uznać za uprawnione, iż o. Rydzyk stawia na kogoś bardziej obiecującego, mianowicie na Piotra Dudę, szefa "Solidarności". Woli tego ostatniego niż Jarosława Kaczyńskiego, czy "złotego kochanego chłopca" Ziobrę.


Teza uprawniona. Redemptorysta stawia na tych, którzy pozwalają osiągnąć jego cele. Dzisiaj najbardziej spektakularnym jest multipleks cyfrowy, który pozwoliłby jego mediom wyjść z niszy, przede wszystkim za pomocą cyfrowej TV Trwam dyktowałby warunki Episkopatowi (już ma duże wpływy), a także nie liczyć się z nuncjuszem i bezpośrednio kontaktować się z Benedyktem XVI.


O. Rydzyk gra o swoją wielkość. Jeszcze niedawno był ledwie narzędziem dla najważniejszych hierarchów, dzisiaj hierarchowie udają się do niego ze sprawami do załatwienia. To o. Rydzyk decyduje o tym, że projekty ustaw o związkach partnerskich lądują w sejmowym koszu, a in vitro jest wprawdzie na tapecie liberalnych mediów, ale nie obrabiane prawnie. Dyrektor Radia Maryja dzierży w swoich rękach aksjologię, która obowiązuje nie tylko na prawej stronie, ale także w centrum sceny politycznej, w PO.


Nie ma zaklepanej cyfry. Zdaje się, że w tych okolicznościach nawet nie chciałby jej jeszcze mieć. Mobilizacja wiernych i polityków odniosła nadspodziewany sukces. Marsze w "obronie TV Trwam" są same w sobie ucieszne, jednak pozwalają o. Rydzykowi śmiało spojrzeć w przyszłość: będzie miał czym zarządzać. Ma kapitał, którego nie chce roztrwonić, dlatego ciągle musi trzymać wiernych i polityków "pod bronią" w stanie nieustającej mobilizacji.


Z Kaczyńskiego z pewnością nie zrezygnuje, to siła 25% czynnych wyborców. O. Rydzyk dywersyfikuje swoje polityczne namaszczenie. W tej chwili bardzo poręczny jest Duda z "S", bo ma silne hasło do protestu przeciw Tuskowi i obozowi mu niechętnemu: precz z reformą emerytalną. Duda jest młodszy od Kaczyńskiego, perspektywiczny, nie wiadomo jednak, czy na scenie politycznej potrafi zająć odpowiednio wysokie miejsce. Prezes PiS w każdej chwili może odejść, nad wyraz szybko się starzeje, jest przede wszystkim nieprzewidywalny. Gdy zyskuje w sondażach - on i jego partia - jednym kontrowersyjnym stwierdzeniem burzy misterną konstrukcję zaufania elektoratu i mediów.


"Obudź się Polsko" to jeszcze jedna fraza patriotyczna, bez znaczenia, czy jest słuszna, parciana, nieestetyczna. Ma dotrzeć tam, gdzie trzeba, ma zewrzeć w szykach odpowiednią (dużą) ilość wiernych i wyborców (w takiej kolejności). Walka o. Rydzyka z Polską zapowiada się na długą zimną wojnę, która nie będzie miała rozstrzygnięcia, a przynajmniej żadna ze stron  nie uzna jej za swoją wygraną. Bo wygrać to spocząć na laurach, a wiernych trzeba mobilizować ciągle i bezustannie. Bez tego można tylko sczeznąć - taka jest logika o. Rydzyka.