Prof. Jan Hartman sformułował Kodeks Etyczny Polityka. Zrobił to na użytek swojego ugrupowania Europa Plus. Z racji swego zawodu, wiedzy, przedstawił nam pewną normę moralną, która poddana intelektualnemu oglądowi winna być/ może być wzorcem stosowanym do praktyki życia publicznego.
Przeczytałem Kodeks i wyszło mi, że są to Postulaty, zwłaszcza, że ułożyły się w tradycję 21. punktów.
Czym zatem jest ów Kodeks? Znowu mi wyszło, iż Hartman o takim, a nie innym światopoglądzie metafizycznym, podał nam Kodeks Hammurabiego na czasy postmodernistyczne.
Tam było "oko za oko, ząb za ząb", a Hartman mając świadomość, iż nie wszyscy muszą mieć zęby, a na przykład implanty, albo szczęki, poszukał rozwiązania "nie czyń w polityce tego, co innemu politykowi niemiłe". Najsłabszym punktem postulatów (przepraszam: kodeksu) uważam zakończeniem 5-tego: polityk "nie powinien (...) ani deprecjonować zawodu polityka".
Czyżbyśmy mieli do czynienia z korporacją polityków? Dobrze, że w podpunkcie nie padło sformułowanie iście socjalistyczno-katolickie: polityk politykowi równy. Było blisko, narracja intelektu Hartmana wyhamowała.
Należy jednak docenić przedsięwzięcie Hartmana, które jest pierwszym tak całościowym zbiorem etycznych postulatów w stosunku do polityków, którym przyszło działać w sferze publicznej w Polsce po 1989 roku. Jest sejmowa komisja etyki poselskiej, ale nie wiemy do dzisiaj, jakimi ona kieruje się wytycznymi etycznymi. Bo moralnością - rzadko.
Po przeczytaniu postulatów Hartmana większość jego czytelników dojdzie do refleksyjnego pytania: dlaczego niemal wszyscy polscy politycy nie stosują tych rozsądnych postulatów etycznych?
Mam odpowiedź. Hartman jest Hammurabim postmodernistycznym, a nasi politycy stosują zupełnie inny kodeks, mianowicie kodeks Machiavellego postmodernistycznego. Capisco?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz