sobota, 26 października 2013

Deepak Mishra w polskiej promocji smoleńskiego steku


Prof. Chris Cieszewski zastosował krętactwo stare jak świat. Zapowiadał co innego, niż zaserwował. Tak postępują kelnerzy. Zachwalają danie, a potem u spożywających podniebienie nie doznaje innych wrażeń, niż zwykle.

Cieszewski w materiałach przygotowawczych (a tak naprawdę: promocyjnych) wsparł się nazwiskiem Deepaka Mishry. Niemal wszystkim nic ono nie mówi, tylko branżowcom. Nie branżowcy zaglądając do jego cv, odkrywają NASA. Więc w ustach i rozumie pojawia się: ach, ach.

To, co dozwolone w promocji nauki, nie ma zastosowania w praktyce. Oczywiście w USA, bo w Polsce jest zupełnie inaczej. Nieprzypadkowo prof. Janusz Czapiński nie chce być tytułowany profesorem.

Na Konferencji Smoleńskiej Cieszewski wycofał nazwisko Mishry z promocji, bo zaserwował danie takie, jakie zaserwował: worek śmieci. Głodni spisków i wybuchów więc zakrzyknęli: ach, ach (podobnie było z parówkami).

Cieszewski ma świadomość, iż pozostawiając nazwisko Mishry złamałby standardy nauki amerykańskiej, acz nie polskiej. Zresztą niewielu to zauważyło, bo żyli zachwytem, a ten nie pozwala na szczegóły. Fastfood worka śmieci wówczas smakuje jak dobry amerykański stek.

Ten stek otrzymali uczestnicy zamkniętej przed mediami Konferencji Smoleńskiej, a następnie publiczność via media. Prawicowe portale zachwycone jednym chórem zabrzmiały: ach stek, ach stek. Reszta, którym rozum nie odebrało, podeszło krytycznie: jaki stek, gdy worek śmieci.

Zachowanie Cieszewskiego w konsumowaniu medialnym tego steku było takie, iż był tylko tam, gdzie worek śmieci brano za stek.

Roman Imielski, dziennikarz "Wyborczej", któremu takie żurnalistyczne steki jako worki śmieci nie odpowiadają, bo wyznaje trochę inne standardy profesjonalne, zechciał sprawdzić u źródeł, czyli u Deepaka Mishry, jaki był jego udział w tym "steku" worka śmieci, bo dziennikarze wyznający inne standardy niż Imielski, np. Grzegorz Wierzchowski z "Gazety Polskiej" podpierali się autorytetem Mishry. Wszak Imielski nazwiska nie wziął z sufitu, gdy leżał w pakamerze i odpoczywał od trudów pisania w "GW".

I dostał odpowiedź od Mishry, która w tym metaforycznym ciągu, który opisuję brzmiała: Jam nie śmieciarz, ale kucharz z najlepszej amerykańskiej jadłodajni. NASA to nie polskie standardy.

No, ale ci od innych standardów, niż Imielskiego, wyszukali zdjęcia z wiekopomnej Konferencji Smoleńskiej i na zrzucie z laptopa faktycznie nie było nazwiska Mishry, gdy Cieszewski referował. Nie było, bo nie mogło. Cieszewski wycofał Mishrę z promocji, a powrócił do standardów amerykańskich.

Ale nasz pieniacz narodowy Antoni Macierewicz doznał triumfalistycznego wniebowzięcia: ach, ach, stek, ach, ach wybuch tudzież inne parówki. Poseł PiS chce wyzwać Adama Michnika na pojedynek na ubitym polu prawa, czyli do sądu. Zapowiedział wytoczenie procesu.

No, cóż - polskie życie publiczne raczej wymyka się standardom światowym, jest workiem śmieci. Cóż: ach, ach, to nie stek. Och!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz