Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Antoni Macierewicz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Antoni Macierewicz. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 9 listopada 2015

Szydło z Macierewiczem i Ziobro w rządzie PiS (Kaczyńskiego)

W czasie kampanii wyborczej nie brane były pod uwagę ministerialne stanowiska dla Antoniego Macierewicza, ani Zbigniewa Ziobry. Gdy wyszło na wierzch, że  Macierewicz zostanie ministrem obrony, Beata Szydło zareagowała jak oparzona. Na chybcika zrobiła konferencję prasową i przedstawiła „prawdopodobnego” szeregowca Jarosława Gowina jako kandydata na szefa MON.
Dzisiaj znamy skład rady ministrów, to Antoni Macierewicz nie kłamał w Chicago, tylko w Warszawie Szydło z geby robiła cholewę. Może w USA nie ma atmosfery zakłamania, bo w Polsce, szczególnie w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej, te krętki blade moralności krążą w powietrzu, jak kiedyś widmo komuny nad Europą.
Gowin wreszcie został doceniony, bo dostał dwie propozycje ministerialne nie do odrzucenia. Jedną odrzucił, jak poinformowała Szydło na konferencji prasowej, a Macierewicz jako lucky loser został ministrem. Tak zrobieni zostali w konia wyborcy, acz nie był to łeb konia z „Ojca chrzestnego”.
Zbigniew Ziobro też wraca tanecznym krokiem, w wakacje groził mu Trybunał Stanu, a teraz będzie prostował ścieżki sprawiedliwości. Choćby dla koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego. Ten ma wyrok, jak „porządny” kryminalista – 3,5 roku bez zawiasów – lecz dostaje tak wrażliwą dla działania państwa funkcję.
Jak powiedziano na konferencji prasowej: „Sprawidliwość będzie po stronie Kamińskiego”. A jak nie będzie po stronie PiS, wszak Temida jest ślepa? Skład rządu Szydło więc jest pluralistyczny z wyrokowcem w składzie.
Piotr Gliński już może nigdy nie zrzucić odium premiera technicznego, został wicepremierem i na osłodę będzie kontrolował kulturę, w tym polskie Hollywood (marzenie prezesa).
Szydło dostała od Kaczyńskiego ministra oficera łącznikowego, Adama Lipińskiego, który dopilnuje, aby nie zaliczała za dużo wpadek. A będą – gwarantuję. Bo nikt nie dojrzewa intelektualnie w czasie kampanii, ani w tym wieku, w jakim jest premier Szydło.
Ministrem spraw zagranicznych został najwierniejszy akolita Kaczyńskiego, bezbarwny Mariusz Błaszczak, potwierdzając skądinąd przysłowia ludowe, że „każdy szeregowiec nosi buławę w plecaku”. Ten do dzisiaj nosił za prezesem.
Powyżsi ministrowie są do organizacji igrzysk. PiS jak nikt zarządza emocjami elektoratu. Nieważne, czy negatywnymi, czy pozytywnymi. W tym są najlepsi.
De facto tej zgrai będzie pilnowała najważniejsza osoba w rządzie Szydło, Mateusz Morawiecki, minister rozwoju i wicepremier, prezes Banku Zachodniego WBK. Ale do realizacji socjalnego programu PiS nawet „zdolności” Chucka Norrisa to może być za mało.
Skład rządu Kaczyńskiego z desygnowaną Szydło jest zaskakujący – jeżeli pamięta się kampanię – ale jest standardowy, bez mała klasyczny, gdy zna się prezesa Kaczyńskiego. Ten rząd pójdzie z Polakami (opinią publiczną) na zderzenie, wykopyrtnie się Szydło, a przyjdzie prezes „nie chcę, ale muszę”.
Oto skład rządu PiS:
Prezes Rady Ministrów: Beata Szydło
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego: Piotr Gliński – wicepremier
Ministerstwo Rozwoju: Mateusz Morawiecki – wicepremier
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego: Jarosław Gowin – wicepremier
Ministerstwo Finansów: Paweł Szałamacha 
Ministerstwo Skarbu Państwa: Dawid Jackiewicz
Ministerstwo Zdrowia: Konstanty Radziwiłł
Ministerstwo Cyfryzacji: Anna Streżyńska
Ministerstwo Obrony Narodowej: Antoni Macierewicz
Ministerstwo Spraw Zagranicznych: Witold Waszczykowski 
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji: Mariusz Błaszczak 
Ministerstwo Sprawiedliwości: Zbigniew Ziobro
Ministerstwo Energetyki: Krzysztof Tchórzewski
Ministerstwo Edukacji Narodowej: Anna Zalewska
Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi: Marek Gróbarczyk
Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa: Andrzej Adamczyk 
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej: Elżbieta Rafalska 
Ministerstwo Środowiska: Jan Szyszko
Ministerstwo Sportu i Turystyki: Witold Bańka
Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi: Krzysztof Jurgiel 
Pierwszy wiceminister ds. rozwoju: Jerzy Kwieciński
Ministrowie w KPRM:
Minister ds. europejskich: Konrad Szymański
Minister ds. kontaktów z parlamentem: Adam Lipiński
Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów: Henryk Kowalczyk
Szef gabinetu politycznego premiera i rzecznik rządu: Elżbieta Witek
Koordynator ds. służb specjalnych: Mariusz Kamiński
Szefowa Kancelarii Premiera: Beata Kempa

sobota, 26 października 2013

Deepak Mishra w polskiej promocji smoleńskiego steku


Prof. Chris Cieszewski zastosował krętactwo stare jak świat. Zapowiadał co innego, niż zaserwował. Tak postępują kelnerzy. Zachwalają danie, a potem u spożywających podniebienie nie doznaje innych wrażeń, niż zwykle.

Cieszewski w materiałach przygotowawczych (a tak naprawdę: promocyjnych) wsparł się nazwiskiem Deepaka Mishry. Niemal wszystkim nic ono nie mówi, tylko branżowcom. Nie branżowcy zaglądając do jego cv, odkrywają NASA. Więc w ustach i rozumie pojawia się: ach, ach.

To, co dozwolone w promocji nauki, nie ma zastosowania w praktyce. Oczywiście w USA, bo w Polsce jest zupełnie inaczej. Nieprzypadkowo prof. Janusz Czapiński nie chce być tytułowany profesorem.

Na Konferencji Smoleńskiej Cieszewski wycofał nazwisko Mishry z promocji, bo zaserwował danie takie, jakie zaserwował: worek śmieci. Głodni spisków i wybuchów więc zakrzyknęli: ach, ach (podobnie było z parówkami).

Cieszewski ma świadomość, iż pozostawiając nazwisko Mishry złamałby standardy nauki amerykańskiej, acz nie polskiej. Zresztą niewielu to zauważyło, bo żyli zachwytem, a ten nie pozwala na szczegóły. Fastfood worka śmieci wówczas smakuje jak dobry amerykański stek.

Ten stek otrzymali uczestnicy zamkniętej przed mediami Konferencji Smoleńskiej, a następnie publiczność via media. Prawicowe portale zachwycone jednym chórem zabrzmiały: ach stek, ach stek. Reszta, którym rozum nie odebrało, podeszło krytycznie: jaki stek, gdy worek śmieci.

Zachowanie Cieszewskiego w konsumowaniu medialnym tego steku było takie, iż był tylko tam, gdzie worek śmieci brano za stek.

Roman Imielski, dziennikarz "Wyborczej", któremu takie żurnalistyczne steki jako worki śmieci nie odpowiadają, bo wyznaje trochę inne standardy profesjonalne, zechciał sprawdzić u źródeł, czyli u Deepaka Mishry, jaki był jego udział w tym "steku" worka śmieci, bo dziennikarze wyznający inne standardy niż Imielski, np. Grzegorz Wierzchowski z "Gazety Polskiej" podpierali się autorytetem Mishry. Wszak Imielski nazwiska nie wziął z sufitu, gdy leżał w pakamerze i odpoczywał od trudów pisania w "GW".

I dostał odpowiedź od Mishry, która w tym metaforycznym ciągu, który opisuję brzmiała: Jam nie śmieciarz, ale kucharz z najlepszej amerykańskiej jadłodajni. NASA to nie polskie standardy.

No, ale ci od innych standardów, niż Imielskiego, wyszukali zdjęcia z wiekopomnej Konferencji Smoleńskiej i na zrzucie z laptopa faktycznie nie było nazwiska Mishry, gdy Cieszewski referował. Nie było, bo nie mogło. Cieszewski wycofał Mishrę z promocji, a powrócił do standardów amerykańskich.

Ale nasz pieniacz narodowy Antoni Macierewicz doznał triumfalistycznego wniebowzięcia: ach, ach, stek, ach, ach wybuch tudzież inne parówki. Poseł PiS chce wyzwać Adama Michnika na pojedynek na ubitym polu prawa, czyli do sądu. Zapowiedział wytoczenie procesu.

No, cóż - polskie życie publiczne raczej wymyka się standardom światowym, jest workiem śmieci. Cóż: ach, ach, to nie stek. Och!

wtorek, 22 października 2013

Brzoza jako worek śmieci - kolejne odkrycie konferencji smoleńskiej


Prof. Michał Kleiber zbyt szybko zrezygnował z pomysłu debaty smoleńskiej. No, ale nie zasypia gruszek w popiele Antoni Macierewicz. Poseł PiS zorganizował konferencję smoleńską, która dała owoc w postaci brzozy, która była, a jakoby jej nie było.

Może brzoza była przed 5 kwietnia 2010 roku, ale pięć dni później w dniu katastrofy jej nie było. Takie wiekopomne odkrycie jest dziełem prof. Chrisa Cieszewskiego (University of Georgia), który po tym odkryciu powinien został obwołany Naczelnym,  może też Wielkim Dendrologiem.

To spowodowało, że rzecznik PiS Adam Hofman nazwał zwolenników brzozy, która 10 kwietnia 2010 roku miała ciachnąć skrzydło prezydenckiego tupolewa, za sekciarzy brzozy.

Kleiber powinien się ucieszyć, iż konferencja smoleńska odbywa się w zamian za debatę smoleńską, bo jakaś komunikacja między dwiema stronami eksperckimi istnieje.

Nazwijmy ją debatą łącznościowców, telegrafistów. W nawiązaniu do Hofmana metafory sekta brzozy, można tę debatę przedstawić, jako dialog:

- Tu brzoza, tu brzoza. Sekta, czy mnie słyszysz?

Po stronie sekty właśnie odezwał się Michał Setlak, wicenaczelny Przeglądu Lotniczego i odpowiedział. To, co ze zdjęć satelitarnych odczytał Wielki Dendrolog jest workiem śmieci, który na działce Bodina się znajdował. Wcześniej już to samo zrobił bloger Ford Prefect, który zdemaskował profesora w internecie.

No, właśnie. Zdemaskował, jak wcześniej zdemaskował się prof. Jacek Rońda. Zdemaskowani uczestnicy konferencji Macierewicza zostają z owocami naukowymi: workiem śmieci, rozprutymi parówkami, tudzież puszkami po red bullu i zdjęciami ofiar tej katastrofy.

Prezes PAN nie powinien ustawać w wysiłkach do debaty smoleńskiej, gdyż po niej zdemaskowanych ekspertów Macierewicza będzie więcej. Do Rońdy, Cieszewskiego, dołączą następni. Warto oglądać, jak dla polityki kolejni profesorowie kompromitują etos naukowca.

środa, 16 października 2013

Dobosz Macierewicz jako hiena cmentarna


Po przegranym warszawskim referendum prezes PiS powraca z pełnym impetem do katastrofy smoleńskiej. PiS do najbliższych wyborów nie liczy na demokratyczne zdobycie władzy, trzeba jednak tzw. patriotom podbić bębenka przed zbliżającymi się wszelakimi rocznicami, a werbel Smoleńsk to najwartościowszy instrument, więc jego dobosz Antoni Macierewicz wali, co sił medialnych.

Maciej Lasek przedstawił niepublikowane zdjęcia zrobione tuż po katastrofie. Co to jednak obchodzi dobosza, trzeba walić póki "patriotów" głowy gorące (patrioci w cudzysłowie znaczą to, co znaczą, na pewno nie wartość semantyczną tego rzeczownika).

Dosadnie została podana przyczyna katastrofy, a jest to łańcuch wydarzeń „zapoczątkowany przejęciem naprowadzania samolotu przez ośrodek decyzyjny w Moskwie”.

Ne dajmy się zwieść temu "łańcuchowi wydarzeń", acz to broń używana przez kiboli, którzy w walkach między sobą używają łańcuchów, Macierewicz posługuje się metaforą "łańcuch wydarzeń", lecz to dobosz, acz kibol polityczny. Rozpirza przestrzeń publiczną w drobiazgi za pozwoleniem prezesa PiS.

Dobosz, aby udowodnić swoja metaforę - łańcuch wydarzeń - potrzebuje do tego trupów. Potrzebne mu ciała ofiar katastrofy smoleńskiej, apeluje - do kogo? - "o ponowne sekcje zwłok katastrofy".

Macierewiczowi zatem pozostaje dotychczasowa metoda "Zosi samosi", którą uprawia jego zespół parlamentarny wraz z ekspertami. Własnym sumptem, własnym przemysłem - powinien wykopać ciała ofiar i metodą chemika domowego udowodnić, iż na ciałach są ślady trotylu, eksplozji.

Odłożyć werbel na bok i na kilka nocy własnym przemysłem udać się z ekspertami na cmentarze (a może na Wawel). Jak to się nazywa kolokwialnie? Tak jest! Zostać hieną cmentarną.

czwartek, 10 października 2013

Macierewicza nie obali nic


Antoni Macierewicz to ktoś więcej niż Rejtan Smoleńska. Za nim stoi siła mediów, które zostały stworzone w toku narracji "zamachu smoleńskiego", a także siła PiS.

Taki szczegół, jak retuszowana fotografia przez amatora rosyjskiego blogera, która posłużyła za podwalinę teorii wybuchów dla Macierewicza i jego eksperta Wiesława Biniendy, to pryszcz.

Gra toczy się o znacznie więcej. O egzystencję mediów, którym gdyby odjęto przekaz "zamachu smoleńskiego", to następnego dnia "Gazeta Polska", "wSieci" musiałyby redakcje wysłać na bezrobocie. Dotyczy to także mediów elektronicznych, portali, etc.

A co stałoby się z przekazem partii Jarosława Kaczyńskiego o prezydencie "poległym" pod Smoleńskiem, o micie jego bohaterszczyzny i spoczynku na Wawelu. Nazywane to krótko: mitem, bądź religią i kultem smoleńskimi.

W tych kontekstach pozycja Macierewicza to Rejtan o posturze Atlasa. I tego jest świadomy poseł PiS, a zdjęcie retuszowane to mały pikuś. Macierewicz po prostu zaprze się w "drzwiach smoleńskich" i ogłosi nie przejdziecie. A przy okazji wypichci zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa ze wskazaniem na artykuł KK oskarżając zespół Macieja Laska i premiera Donalda Tuska.

Jak Macierewiczowi udało się stworzyć tak żelazną narrację smoleńską opartą o fantastyczne wątki godne Stanisława Lema, albo Philipa Dicka? O, to jest zadanie dla krytyków literackich, psychologów i psychiatrów, oraz dla socjologów, politologów. Zajęcie dla kilku katedr uznanego uniwersytetu.

Macierewicz to Atlas w geście Rejtana. On sam w sobie jest mitem. Reszta (media i PiS) to jego marionetki, pociąga za sznurki i manipuluje, jak chce. Macierewicz to żywy pomnik smoleńszczyzny: Kolos z Rodos, który co prawda runął, ale potrzebne do tego było trzęsienie ziemi. Póki co, Polska to sielski kraj.

poniedziałek, 23 września 2013

Tusk odzywa się za późno w sprawie kabaretu smoleńskiego


Donald Tusk mógłby spokojnie dzisiaj rządzić, gdyby nie zdarzył się Smoleńsk. Katastrofa dowartościowała PiS i jej lidera, który przed Smoleńskiem był taki sam, jak dzisiaj, niestety dzisiaj ma większe armaty polityczne - właśnie smoleńskie. Gdyby nie było Smoleńska, PiS skończyłby na elektoracie LPR - kilkunastoprocentowym - i to pod warunkiem, że partia Kaczyńskiego byłaby wspierana przez przyjaciela o. Rydzyka.

Gdyby nie doszło do Smoleńska, najprawdopodobniej Lech Kaczyński nie ubiegałby się o reelekcję, gdyż z powodu sondażów tuż przed zgłoszeniem do wyborów prezydenckich, kandydatura nieżyjącego prezydenta byłaby wycofana z powodu tylko kilkunastoprocentowego poparcia. Brat Jarosław bałby się kompromitacji, a przede wszystkim w PiS nie był wówczas tak silny, jak dzisiaj. Pisałem o tym przed Smoleńskiem.

Możliwym, iż zgłoszony byłby wówczas do konkurowania o Pałac Prezydencki najsilniejszy wówczas kandydat PiS Władysław Stasiak, szef Kancelarii Prezydenta. Pozostałoby w takich okolicznościach czekać na zmiecenie z prezesowania Kaczyńskiego, którego zastąpiłby Zbigniew Ziobro, bo tylko on był realnym zagrożeniem.

Dzisiaj to jednak gdybanie. Do Smoleńska doszło z winy strony polskiej, która za wszelką cenę chciała lądować. Na śmierci dysponenta tego tragicznego lotu PiS wzrósł w siłę, bo partia Kaczyńskiego przekuwa Smoleńsk na polityczne profity. Partia i media "smoleńskie", które bez względu na rozum mityzują owo zdarzenie.

Rzeczywistość to jednak nie mit, a namacalność społeczna i polityczna. Temu mityzowaniu nie potrafił przeciwstawić się Tusk. Już w pierwszy roku po katastrofie pisałem, iż należy znaleźć dla smoleńskiej narracji PiS - kontrnarrację. Kaczyński jest średniej klasy politykiem i ten dar z niebios - Smoleńsk - ratujący jego polityczną karierę będzie na wszelkie sposoby wyzyskiwał.

Kaczyński Smoleńsk wyzyskuje przy otwartej przyłbicy, jakikolwiek rozum nie ma dla niego znaczenia. Dopiero teraz odzywa się Tusk, a może to być za późno:
"Nie ma czegoś takiego jak komisja Macierewicza. Jest z całą pewnością trwający od lat niebezpieczny dla Polski i przynajmniej mnie mało śmieszący kabaret w reżyserii pana Antoniego Macierewicza. Ja odpowiadam za państwo, a nie za ambicje polityków, którzy są w stanie zrobić najdziwniejszą albo najbardziej niebezpieczną rzecz wyłącznie dla własnego interesu politycznego".

Dzisiaj ten kabaret jest dla sporej części Polaków  jedyną poważną rzeczywistością. Nie mają narzędzi mentalnych, duchowych, intelektualnych, aby zmierzyć się z nią. To w nich bezkrytycznych celował Kaczyński i trafił, są jego polityczną transzeją - ulubiona forma walki politycznej: obrona. Do nich nie przemawia śmieszność, bo w niej żyją, nie potrafią ocenić, na ile wiara w smoleńskie brednie jest karykaturą powagi.

Tusk się spóźnił w sprawie Smoleńska. kabaret Macierewicza jest odbierany, jako rzeczywistość. Co dalej? Nie trzeba bać się myśleć o popełnionych błędach, należy ten kabaret ukazać w jego śmieszności. Nie można tego zrobić poprzez jednorazowe nazwanie, nie można tego osiągnąć poprzez konfrontację - bądź odmowę - uczestnictwa w debacie zaproponowanej przez prof. Michała Kleibera.

Sprawa jest zbyt poważna, dotyczy nas wszystkich. Oddanie Polski w ręce kabareciarzy Macierewicza i Kaczyńskiego skończy się spektaklem, w którym na koniec będą gwizdać wszyscy, ale wówczas będzie za późno, bo znajdziemy się w okresie minionym, znajdziemy się w farsie. Oby w PRL-u. Podejrzewam, iż głębiej w historii, kiedy to Polski nie było na mapach.

Taki mniej więcej dzisiaj można odczytać sens Smoleńska i zabiegów polityczno-medialnych wokół tej tragedii.

czwartek, 27 czerwca 2013

Pokraczności smoleńskiej ot tak nie można wyeliminować

Prokuratorzy wojskowi rozwiali wątpliwości, co do trotylu na smoleńskim tupolewie. Nie było tej substancji powstałej w równoległym umysłach polityków z misją i takiż publicystów.

Po tym komunikacie winna iść polityczna robota, której cel to odwrócenie tendencji zwichrowania umysłów licznej grupy Polaków. Nie chodzi o rozum Jarosława Kaczyńskiego, ani też Antoniego Macierewicza, on im się zwinął w konkretnym celu.

Głos zajął Donald Tusk z nadzieją, że to koniec "afery trotylowej". Premier skierował swoje słowa do tych, "którzy tę awanturę rozpętali, by równie głośno, jak krzyczeli w sprawie wybuchu i w sprawie trotylu, żeby równie głośno przeprosili tych wszystkich, których obrazili".

Kaczyński nie przeprosi, bo zajęty jest przygotowaniem do przejęcia władzy, a Macierewicz musiałby się przyznać do wieloletniej roboty za bezdurno sejmowego zespołu i tzw. ekspertów.

Smoleńsk wykreował alternatywną rzeczywistość, dowartościował trzeciorzędność - pokraczność, która wydaje się być trwałą cechą charakterologiczną. Z jej powodu doszło do hekatomby w Smoleńsku.

Skutki tej pokraczności należy eliminować z umysłów Polaków. Pokraczność powstaje w niedojrzałych umysłach, zmniejsza się wraz z dojrzewaniem do urządzeń cywilizacyjnych i nowoczesności. Może za kilka pokoleń będzie jej mniej. I takie zdarzenia jak Smoleńsk nie będą miały miejsca.

Może.

wtorek, 7 maja 2013

Nie łudźmy się co do Macierewicza i Smoleńska


Rafał Rogalski, który szczęśliwie wyszedł ze smoleńskich mgieł, spotyka się z "należytym" odporem wszystkich tych z PiS, którzy w tej aurze zamachu pozostają.

Jarosław Kaczyński dla "Sieci" powiedział dialektyką smoleńską:  - Ani ja, ani Antoni Macierewicz nie mówimy, że wiemy na pewno, iż był zamach. Mówimy precyzyjnie, że jedyną koncepcją, która wyjaśnia wszystko, co się tam wcześniej i później stało, jest koncepcja wybuchu. A wybuch z kolei był wynikiem zamachu. Żadnej innej przekonującej koncepcji, oczywiście gdy bierze się pod uwagę fakty, a nie bajki, nie ma.

Zajął głos Antoni Macierewicz, ideolog smoleński, który "kulom Ruskich i Tuska się nie kłania". Bo Rogalski chciał skontaktować eksperta Macierewicza, prof. Wiesława Biniendę z prokuratorami wojskowymi, ale szef parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej unikał takiej konfrontacji, jak mógł. Macierewicz na to rzekł, że nieprawda.  Przedstawił na to stosowną korespondencję, Binienda chciał się spotkać i czekał na prokuratorów.

Nie wnikając w okoliczności, najważniejsza w tym wypadku jest chronologia i szczegóły, które o zamachu smoleńskim prezentuje Macierewicz. A są one niespójne dzisiaj, a wczoraj były jeszcze zupełnie inne, od teorii helowej poczynając.

Prokuratura wojskowa jest od badania katastrofy, a nie od oceny detektywistycznych zapędów Macierewicza, bo wyniki badań Biniendy znamy z ust i pism posła PiS. Ich waga dla prokuratury jest bez znaczenia. Jeżeli Binienda ma na poparcie tez Macierewicza spójny przewód dowodowy, to ten dotarłby do opinii publicznej i do prokuratury. Na razie ich wartość jest amatorska. Na poziomie blogerskich dociekań.

Macierewicz z pewnością nie łudzi się, co do wartości swojej tezy zamachowej. My też nie łudźmy się, aby PiS miał zrezygnować ze smoleńskiej polityki. Wszystkie znaki na ziemi wskazują, że to samograj, który będzie odpowiednio lepiony stosownie do okoliczności. Lud smoleński jest utwardzony, a politycy PiS mają w tym swój polityczny interes.

Jedyna receptą, aby smoleńszczyznę przegnać z życia politycznego jest zespół ekspertów państwowych, który ma do odrobienie 3 lata zaniedbań. Wbijano młotem ćwieka zamachu i ten gwóźdź smoleński niszczy sferę życia publicznego. Trzeba go wyciągnąć. A to jeszcze potrwa.

Zespół anty-macierewiczowski winien cierpliwie prostować przekłamania pisowskie, robić to w klarownych i prostych komunikatach. Pełnego sukcesu to nie gwarantuje, ale z czasem smoleńszczyzna może zelży i zejdzie z agendy polityki wewnętrznej. Może się udać. A jak nie? To trzeba przystosować się do życia z chorobą . Smoleńską.  Ale ja nie łudzę się.

sobota, 27 kwietnia 2013

Naukowcy polityczni przyznali medal Macierewiczowi



Akademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu jest ciałem składającym się z naukowców, ale stricte politycznym. AKO przyznało po raz drugi medal Przemysła II, który otrzymał Antoni Macierewicz, lecz nie za zasługi wniesione w kreowanie mitu smoleńskiego (czyt. zamachu, spisku i związanymi z tym aplikacjami wybuchowymi). O, nie! Posła PiS wyróżniono - słowa przewodniczącego AKO prof. Stanisława Mikołajczaka - "za działalność całego życia, która służy upowszechnianiu nowoczesnego polskiego patriotyzmu, walkę o odzyskanie przez Polskę niepodległości i walkę z komunizmem".

Naukowcom nie wystarczają zatem instytucje państwowe, które wyróżniają patriotów, sami wzięli się za medalową robotę, acz cedując kto zasłużył na nagrodę w ręce kapituły, a tę tworzą takie m.in. politycznie postaci: Jarosław Marek Rymkiewicz, Wojciech Kilar, prof. Andrzej Nowak, Janusz Śniadek i Ernest Bryll oraz laureat poprzedniej edycji medalu Jarosław Kaczyński.

Nauka do tego stopnia się spolityzowała, że planowany tajniacko przez AKO wykład laureata medalu w siedzibie PAN musiał odwołać dyrektor tejże prof. Marek Figlerowicz, a mimo to Macierewicz wystąpienie laureata w całości poświęcił ostatnim "osiągnięciom" swojego zespołu i politycznemu apelowi w sprawie debaty jego "ekspertów" z ekspertami reprezentującymi rząd.

Debata nie może odbywać się za zamkniętymi, nie może "stać się przedmiotem politycznego kompromisu". O, nie! "Niech to nie będzie Magdalenka, bo Magdalenki w sprawie Smoleńska, póki ja żyję, nie będzie" - zagrzmiał Macierewicz i zaproponował dla tej nie-Magdalenki Poznań, "a najlepiej w AKO".

Naukowcy zrzeszeni w AKO spolityzowali naukę, a poprzez to podważyli instytucje państwa polskiego, bo "osiągnięcia życia" Macierewicza to teorie zamachowe w sprawie katastrofy smoleńskiej, które nijak się mają do ustaleń rzeczywistych ekspertów i naukowców komisji rządowej.

Macierewicz w trakcie debaty raportowi komisji rządowej może przeciwstawić swoją książeczkę propagandową na temat zamachu w Smoleńsku, które jest oparta na przypuszczeniach jego ekspertów bez podania źródeł wiedzy. Nie chodzi wszak o debatę naukową, ale o snucie teorii zamachowych, które ogłupiają część wyborców. Do grona ogłupiaczy dołączają naukowcy. Przynoszą nauce i nauczaniu akademickiemu piętno hańby.

środa, 24 kwietnia 2013

Jelenie z tytułami naukowymi na rykowisku Macierewicza





Poznań lekką ręką pozbywa się wiedzy smoleńskiej Antoniego Macierewicza, bowiem dyrektor miejscowego PAN prof. Marek Figlerowicz odwołał wykład posła PiS. A zapowiadało się tak atrakcyjnie, w komunikacie na stronie internetowej wszak napisano: "laureat wygłosi wykład o najnowszych ustaleniach kierowanego przez siebie Zespołu Parlamentarnego ds. Badania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r. (wstęp wolny)".

Planowałem skorzystać z tego "wstępu wolnego", a nuż usłyszę najnowsze rewelacje zrodzone między fałdami szarych komórek Sherlocka Holmesa od Smoleńska, np. coś zdecydowanie błyskotliwszego od trzech osób, które przeżyły lotniczą hekatombę.

Ale i tak Macierewicz dostaje swoje kolejne pięć minut chwały, dostanie medal Przemysła II - jak to określił miejscowy historyk z UAM prof. Tomasz Jasiński - za: "Należy mu się to".

"To" znaczy medal Przemysła II. Jeszcze ciekawsza jest wykładnia prof. Jasińskiego za co "należy". Otóż brzmi ona: "Za zasługi przy podtrzymywaniu dyskusji na temat... Może inaczej. Nie zgadzamy się na raport MAK-u ani na raport komisji Millera. One nie spełniają podstawowych standardów. Podzielam tu opinię pana Macierewicza. Chylę czoła przed panem posłem, że potrafi sprostać tej całej nawałnicy".

Trudno powiedzieć za co ten medal Przemysła II. Czy za "podtrzymywanie dyskusji"? Czy za "podstawowe standardy"? Czy za "podzielanie tu opinii" (tu - w Poznaniu)? Czy za "nawałnicę"?

W każdym razie Akademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego wręczy po raz drugi medal Przemysła II, a dostanie go ten, który nie będzie miał z tej okazji wykładu, ale jakieś podziękowania przecież wygłosi. I na to liczę.

Czy ktoś pamięta, kto dostał pierwszy medal Przemysła II? Zgadliście! Tak jest!  Jarosław Kaczyński! Wszak medal przyznaje klub imienia jego brata Lecha.

Bardzo niesprawiedliwie ocenił niedoszłe występy wykładowe Macierewicza socjolog prof. Krzysztof Podemski: - To legitymizowanie przez środowisko naukowe bzdury, która zatruwa życie publiczne już trzeci rok. To tak, jakby Doda miała wystąpić w katedrze albo jakby powiesić jelenia na rykowisku w Galerii Narodowej.

Macierewicz nie jest żadną Dodą, ani nawet jeleniem, może z innych robi jeleni, a więc byłby - logicznie rzecz ujmując - myśliwym. Podtrzymuję swoją metaforę: Macierewicz jest Sherlockiem Holmesem od Smoleńska.

I tak pójdę na wręczenie medalu Przemysła II, aby zobaczyć jeleni na rykowisku z tytułami naukowymi.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Wawel jako gułag



Rafał Rogalski sobie folguje, gdy nie musi uzasadniać helu, albo podobnego zaczadzenia smoleńskiego.  Rogalski, były pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego w śledztwie dotyczącym katastrofy smoleńskiej, kpił w "Faktach" TVN ze słów Antoniego Macierewicza, który przekonywał, że trzy osoby mogły przeżyć katastrofę smoleńską. - To co są w gułagu? Zabili ich? Powinni go zbadać specjaliści.

Pomijając tych specjalistów, których mrowie w sejmowym zespole Macierewicza, inne pytanie należy sobie zadać:

- A może?

A może z tym gułagiem jest coś na rzeczy. Jarosław Kaczyński był na Wawelu w 3. rocznicę pochówku brata, wszak w mieście królewskim powiedział: - Mamy potrzebę prawdy, w wielu sprawach - ale szczególnie potrzebę prawdy o tym, co wydarzyło się trzy lata temu. Prawda o prezydencie Lechu Kaczyńskim jest częścią prawdy o Polsce.

Wnioskuję z tego, że gułagiem jest Wawel. Leżeć obok Michała Korybuta Wiśniowieckiego to gułag historyczny. Król nieudaczny, a prezydent takim, jakim go pamiętamy. Pamiętacie? Ja pamiętam. Przed katastrofą smoleńską nazwałem go kilkakrotnie prezydentem-katastrofą.

Wawel to gułag. Niektórzy sami się wystawiają na wieczne potępienie. Czyż to nie przewrotne?

wtorek, 16 kwietnia 2013

Pacjent Macierewicz aż w Brukseli




Antoni Macierewicz pojechał do Brukseli, aby Europie poskarżyć się, że Moskwa chce nas sądzić. Sądzić mnie, moją byłą żonę, moje dorosłe dzieci, dla których Macierewicz jest pośmiewiskiem, chce sądzić Donalda Tuska i jego samego, Antoniego Macierewicza. Retoryka posła PiS zawsze była parciana, ale aż taka - nie wiedziałem. Musiałem tej wiedzy dostąpić z forum brukselskiego.

Z zawodu polityka Macierewicz wybrał skromną działkę smoleńską. A nawet jeszcze skromniej: brzozę. Nie jestem dendrologiem, kimś zupełnie innym. Macierewicz pod brzozą serwuje nam zamierzchłą postać Filona. Jego wybranką nie jest jednak Laura, ale Polska. My...

Były adwokat Jarosława Kaczyńskiego Rafał Rogalski nazwał to krótko: Tworki. Moje pytanie jest: dlaczego tak daleko służbie zdrowia urwał się pacjent Macierewicz. Kamery telewizyjne widziały go w Brukseli. Nikt nie miał przy sobie kaftana, albo przynajmniej telefonu komórkowego?

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Podwójna smoleńska "zbrodnia niesłychana"




Boję się myśleć, jakie cele stoją za najnowszym smoleńskim pomysłem, iż trzy osoby uratowały się z katastrofy smoleńskiej. Czyżby Smoleńsk wypalał się w ludzie smoleńskim? Czy ma w tym wypadku zastosowanie "błoto ruskie"?

Jeżeli wierzyć "Rzeczpospolitej", w PiS jest całkiem pokaźna liczba posłów (kilkudziesięciu), którzy odrzucają zamach jako przyczynę katastrofy smoleńskiej. Nie należy jednak do nich prezes Jarosław Kaczyński, który na konferencji w Rybniku (poniedziałek, 25.04) bezpośrednio poparł Macierewicza: - W tej chwili nie przypominam sobie tych nazwisk, ale z całą pewnością w materiałach śledztwa tego rodzaju zeznanie jest i nie są to zeznania jednej osoby, tylko kilku.

Jeszcze silniejszy jest osobisty przekaz: - Pamiętam, jak mnie przekonywano jeszcze z rana 10 kwietnia, że być może mój brat przeżył, bo przecież trzy osoby przeżyły. Doskonale to pamiętam. To były informacje zdaje się z polskiego MSZ, więc nie bardzo rozumiem, dlaczego wokół tego robi się w tej chwili tyle szumu.

Dlaczego ten wątek został dopiero teraz podjęty? Trzy lata po katastrofie. Kaczyński sprzedaje swój ból po stracie brata, jako wartość polityczną. Miał nadzieję, że jego brat przeżył. Taka wiara w cud w chwili katastrofy każdemu przyświeca, ale ta zaprzeszła wiara formułowana jest trzy lata po zdarzeniu.

Nazwiska informatorów mu wypadły z głowy, ale kiedyś je znał. Zauważmy, jaki jest w tym wypadku przekaz o "zbrodni niesłychanej". Nie dość, że był zamach. To tych, którzy przeżyli potraktowano jeszcze jedną zbrodnią.

Właśnie o to się boję. Bo logicznie winno teraz nastąpić: zamach przeżyły trzy osoby, więc zamachowcy ich się pozbyli, zamordowali. To jakby podwójna zbrodnia.

To niemal dowód, że do zamachu doszło. Zbrodniarze dobili trzy osoby, które mogłyby być żyjącymi świadkami tej "zbrodni niesłychanej". Czy w tym kierunku podąży najświeższy pomysł smoleński?

środa, 10 kwietnia 2013

Odlot na orbitę smoleńską


Nie jestem w stanie ogarnąć festynu smoleńskiego w 3. rocznicę katastrofy. I nie chcę. Uważam, że to jest prywatna inicjatywa Jarosława Kaczyńskiego, który po katastrofie tupolewa uznał, iż władza spadła mu z nieba. Tego się trzyma, ale naród polski tej władzy nie chce mu dać, acz stworzył nowy naród w łonie Polaków - smoleński.

Piszę to w trakcie przemówienia Kaczyńskiego pod Pałacem Prezydenckim. Chcę tylko zasygnalizować w tym spadaniu, a w zasadzie odlocie, stwierdzenie głównego ideologa narodu smoleńskiego, Antoniego Macierewicza.

Macierewicz w radiu Wnet, a wcześniej w Kielcach - bodaj na terenie Seminarium Duchowego - powiedział: - Potwierdzam, że mamy świadectwa trzech niezależnych osób, że trzy osoby przeżyły katastrofę i zostały odwiezione karetkami do szpitala.

I to jest wartość "żałoby" smoleńskiej, wartość zespołu Macierewicza, wartość polityczna Kaczyńskiego.

Kompletny odlot na orbitę smoleńską. W tym odlocie lecą: kapitan Kaczyński, nawigator Macierewicz, a na pokładzie statku kosmicznego, jak z jakiegoś "Star Trek", lud smoleński - elektorat PiS.

Gdzie wylądują? - oto jest pytanie dla trzeciorzędnych pisarzy s-f. A tacy są wśród pasażerów.














sobota, 15 grudnia 2012

Inspektor Clouseau chce debaty

Antoni Macierewicz pozazdrościł prezesowi frajdy zwycięstwa moralnego i też wystąpił z propozycją debaty. Mam nadzieję, że prezes tego nie czyta, bo Macierewicz chciałby zastosować szerszą formułę niż on, debaty z udziałem strony przeciwnej. Zdaje się, że tylko taka debata ma sens, choć prezes o debatach ma inne zdanie. Najlepiej debatuje mu się z samym sobą.

Macierewicz zajmuje się w PiS jedną działką, zbrodnią smoleńską, więc tylko z debatą na temat katastrofy mógł wystąpić. I chwała mu, że taki odważny. Wystawił nawet drużynę ekspercką do debaty, czterech zawodników. Wyszedł na ubite pole mediów i zakrzyknął do szeregów wrogów: Wychodźcie! Tutaj są moi harcownicy, wystawiajcie swoich ekspertów.

Jak dobry coach zachwala swoje szeregi: "sformułowali najprawdopodobniejszą, najpełniejszą, najbardziej kompetentną i naukowo zweryfikowaną hipotezę tego, co naprawdę się zdarzyło nad Smoleńskiem". Przy tym wyznaczył trzy panele debaty: przygotowania do lotu, przebiegu katastrofy i narzędzi prawnych do wyjaśnienia tej tragedii.

Kłopot z logiką Macierewicza jest taki, jak z pewnym moim znajomym, który mając inne zdania pulta się w "ten-tego". Nazywam to logiką trygonometrii, a jego samego Tangens. Takim Tangensem przestrzeni publicznej jest Macierewicz. Też ma przeciwne zdanie, ale nie ma nic do powiedzenia od wiecznej mantry "ten-tego", która nawet została opublikowana drukiem w 98-stronicowej broszurze o zamachu smoleńskim.

Po pierwsze, eksperci z komisji Jerzego Millera nie są nikogo przeciwnikami, najlepsi fachowcy zostali powołani do zbadania przyczyn katastrofy, a nie żadni cukiernicy. Po drugie, w debacie eksperckiej nad faktem, który się dokonał, mogą uczestniczyć równorzędni fachowcy i nie stawać naprzeciw siebie, tylko dochodzić wspólnie zdefiniowania prawdy o tymże fakcie. Po trzecie i najważniejsze, w debacie ekspertów nie mogą uczestniczyć amatorzy i to nie ze swoich dyscyplin oraz nie mający dostępu do dowodów. Amatorzy mogą podjąć trud nauki, ale na uczelniach, a nie uczestnictwem w debacie najlepszych.

Tangens Macierewicz myśli, że do pojedynku przeciw Barcelonie, czy też Realowi Madryt wystawi drużynę amatorską. Przeciw Messiemu, Ronaldo, Falcao (akurat Atletico) wystawi dryblerów ze swojego "patriotycznego" podwórka, bo na trzepaku któryś z nich trafił między słupki. Cóż w takiej sytuacji mogą fachowcy zawodowcy? Wzruszyć ramiona, wzruszyć się naiwnością amatorów i udać się do swoich zajęć. Bookmacherom nawet do głowy nie przyjdzie przyjęcie zakładu.

Nasz Tangens wzruszenie ramion ekspertów przyjmie, jako dowód na "zbrodnię niesłychaną" i "teorię dwóch wybuchów". Dyskutować z Macierewiczem i jego amatorami, to jak podjąć debatę o ewolucji i kreacjonizmie. Darwin w debacie z Maciejem Giertychem. Tangens też wydał swoją 98-stronicową Biblię o katastrofie smoleńskiej, pewnie wydało ją jakieś wydawnictwo Różowa Pantera.

O, właśnie - Różowa Pantera. Macierewicz to taki inspektor Clouseau. Nawet podobny. Ogoli brodę, przefarbuje włosy, wykapany Peter Sellers, który używał trygonometrii logiki "ten-tego".

sobota, 11 sierpnia 2012

Metody Michalik


Abp Józef Michalik wyciągnął szczęśliwy los na historii i chce go dobrze spożytkować. Janowi Pawłowi II nie udało się zbliżyć do Trzeciego Rzymu, a taką szansę dostał przewodniczący polskiego Episkopatu. Kościół już dawno nie ma takiej siły politycznej, jak wcześniej, hierarchowie nadal jednak pozostają politykami, choćby tego się wypierali.

Dokument, który Michalik ma podpisać z patriarchą Moskwy Cyrylem nie będzie miał zasadniczego znaczenia dla Polski, ani Rosji, ale może być wstępem do zacieśniania kontaktów między Watykanem a Trzecim Rzymem. Gra idzie o większą stawkę niż by nam się wydawało. Przyszłość Kościoła jako podmiotu politycznego jest niepewna. W różnych sporach międzynarodowych może jednak być co najmniej arbitrem, negocjatorem. Być blisko władzy.

Do takich gier politycznych potrzebne są przejrzyste, jasne reguły. Póki co, abp Michalik jest biskupem polskiego Kościoła, a między Warszawą a Moskwą leży Smoleńsk, a jeszcze dokładniej katastrofa smoleńska. Michalik musi mieć świadomość, że Moskwa (Cerkiew lub Kreml) może się powołać na nieprzejednane stanowisko części polskich polityków w tej kwestii i jego misja zbliżenia się do Trzeciego Rzymu upadnie.

Przejrzystym więc dla Michalika jest prawda o polskiej polityce smoleńskiej. Po raz pierwszy hierarcha Kościoła ją wyartykułował, aż dziw bierze, że po przeszło dwóch latach od katastrofy. Nie jest ona przyjemna dla polityków PiS, którzy ze Smoleńska uczynili narzędzie polityczne. Arcybiskup nazwał Smoleńsk nawet ostrzej niż ja, mianowicie nieoględnie „politycznym interesem”.

Czy za takim stwierdzeniem szefa Episkopatu pójdą polityczne czyny Kościoła i PiS? W tej chwili trudno o tym wyrokować. Nie wiadomo, jaką siłę polityczną będzie miał wspólny dokument Michalika i Cyryla.

Jeżeli metody – a oscylują one blisko prawdy o Smoleńsku – abp Michalika miałyby przynieść sukces Kościołowi, naturalną koleją rzeczy z czasem musieliby się wycofać z myślenia o katastrofie smoleńskiej, jako zamachu, spisku, etc., pozostali hierarchowie polskiego Kościoła. Mit smoleński upadłby śmiercią naturalną.

Następnego dnia po wywiadzie Michalika dla KAI odezwał się jeden z najbardziej interesownych polityków smoleńskich Antoni Macierewicz, który promował swoją książkę o zamachu smoleńskim „28 miesięcy po Smoleńsku”. Gdyby szef sejmowej komisji był człowiekiem religijnym, swoją książkę przeznaczyłby na przemiał.

Metody Michalika mogą się sprawdzić, wówczas mógłby w historii Kościoła zająć miejsce podobne do Metodego, zwłaszcza że będzie parafował dokument z Cyrylem.

sobota, 14 lipca 2012

Filipika Macierewicza



Recydywiści zdrady Donald Tusk i Radosław Sikorski (plus inni rządowi pomagierzy zdrady) dopuścili się tylu przestępstw, że doniesienie na nich do prokuratury liczy 37 stron, które napisał Antoni Macierewicz. To więcej niż nowela, wielkość formatu mikropowieści. Poseł PiS zalicza kolejne dzieło narracji politycznej, może z tego powodu się czuć dumny. Pierwszymi czytelnikami będą prokuratorzy, ale o recenzje już można się pokusić, gdyż Macierewicz zanim myśli przeniesie na papier, uprawia literaturę oralną.

Macierewicz nie jest może Demostenesem, ale jak wielki grecki mówca też  oskarża - Tuska i Sikorskiego o ograniczenie swobód greckich (czyt. pisowskich) w zakresie wolności jako takiej i wolności dojścia do prawdy o katastrofie smoleńskiej. Demostenesa mowy przeszły do historii jako filipiki, podobnie może być z mowami i pismami politycznymi Macierewicza (wyskakuje z nimi jak Filip z konopi).

Cóż zatem w tej 37-stronicowej filipice jest? Wzmiankowani recydywiści dopuścili się przestępstwa urzędniczego niedopełniania obowiązków. Mianowicie Kancelaria Premiera plus rząd nie współpracowała z pokojowo nastawioną Kancelarią Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ci ostatni byli petentami u urzędników Tuska i odprawiono ich z kwitkiem, aby gdzie indziej załatwiali wizytę w Katyniu. Bo „poległy” prezydent chciał koniecznie uczestniczyć w spotkaniu z Władimirem Putinem, które odbyło się trzy dni przed katastrofą (rozdzielono wizyty).

Jako recenzent stawiam Macierewiczowi minus. Pamiętam, jak było, media wałkowały temat. Prezydent chciał, ale Rosja nie chciała, w rezultacie nie mógł uczestniczyć w spotkaniu, gdyż było to wbrew protokołowi dyplomatycznemu (brak symetrycznego odpowiednika po tamtej stronie - Miedwiediewa). Każdy rozsądny zadawał sobie pytanie: po kiego powielać spotkanie, gdy na spotkanie nikt nie miał się stawić. A przecież chodziło tylko o gest patriotyczny, który miał wykonać prezydent w polskim Panteonie w Rosji. Jakby gestów patriotycznych w kraju było za mało.

Recydywiści dopuścili się zdrady dyplomatycznej (nowa jakość rozumienia zdrady, która została tak strawestowana, że trzeba wybitnie twórczego umysłu, aby stworzyć nowe rozumienie, przy tym nie powielać choćby poetyckiej „zdrady o świcie"). W tym wypadku waham się, jaki temu  rozdziałowi postawić znak. Rozumiem, Macierewicz uważa, że polityk i dyplomata nie powinien rozmawiać z nikim, ani z Rosjaninem, ani z Niemcem, może tylko z Jankesem, bo daleko za Oceanem i niczym to nie grozi (z Jankesem pod warunkiem, że nie jest nim Obama). W takim razie należałoby chyba zmienić nasze usytuowanie geopolityczne i ustrojowe i zamiast: Rzeczpospolita Polska przemianować kraj na Enklawa Polska. Mielibyśmy wkład w globalną myśl ustrojów politycznych: enklawość. Nie mylić z klawością Macierewicza, choć może jest on klawy dla Kaczyńskiego. Za to daję więc Macierewiczowi dwa znaki jakości: plus (oryginalność) i minus (dlaczego wcześniej nie podzielił się tym z nami).

Przede wszystkim główne oskarżenie filipiki Macierewicza to podniesienie statusu Tuska i Sikorskiego: z recydywistów do morderców (ludzi z pokładu tupolewa pozbawiono ochrony i świadomie wysłano na śmierć). Tu dostaje ode mnie poseł PiS dużego plusa za docenienie wroga politycznego, to nie tylko drobni recydywiści, ale cos więcej. Mordercy.

Dzieło Macierewicza, jak każde dzieło pisane (w tym z literatury politycznej) musi być poddane działaniu Chronosa (czasu), ucukruje się i może nawet stać się lekturą obowiązkową. Filipika, jak „Pan Tadeusz” miejmy nadzieję, że trafi także pod strzechy. Wszak  już politycy PiS i sprzyjające im media recytują filipikę Macierewicza o każdej porze dnia i nocy.