niedziela, 22 lipca 2012

Majtki i Rajmund Kaczyński



Nie zgadzam się z Cezarym Łazarewiczem, iż ważni są przodkowie. Ojciec, dziadek i do entego jaszczura nazad. Napisał ten dziennikarz o ojcu prezesa PiS, Rajmundzie Kaczyńskim, nawet nie zamierzam tego w „Newsweeku” czytać, acz tygodnik czytam. Nie liczy się, kim był ojciec polityka i kogokolwiek przodek z jakiegokolwiek zawodu. Liczy się on, sam, autor, w tym wypadku Jarosław Kaczyński, prezes największej partii opozycyjnej.

On wynosi z domu swoich przodków, jest ich dzisiaj reprezentantem. Mogę podejrzewać, jacy on byli, ale niewiele mi to wnosi do wiedzy, którą autor podaje. Oceniam jego kindersztubę, intelekt i talent. A nie: czy jego przodkowie byli w KPP, albo ONR, czy walczyli w Powstaniu Warszawskim, zginęli w Katyniu, albo wałkonili się w Argentynie w Banco Polacco. Ta wiedza jest istotna w zaciszu domowym. Jest ona dla mnie. Mam czym się pochwalić, mogę to przenieść do literatury i tylko własnym talentem. Ale nie w polityce, w której liczy się dobro wspólne, reprezentowanie słabszego i tego, który jest czym innym zajęty.

Biografie przodków są dobre na wieczory, gdy rodzina w komplecie pilnuje domowego ogniska. O przodkach bliźniaków Kaczyńskich nic nie czytałem i nie zamierzam. Zbyt dobrze znam prezesa z telewizji i nie tylko, abym miał potrzebę jakiegoś innego weryfikowania jego postaci. Acz pamiętam, że to on wsadzał palucha do cudzych majtek, właśnie z przodkami KPP, a nawet świetnie mu szło przekłamanie historii najnowszej, okresu pierwszej „Solidarności”. Nie mieścił się on i jego brat w hierarchii  ważności dziesiątek działaczy 180- 81, stanu wojennego, ani potem do 1989 roku. A jednak stara się rozstrzygać o ważności naszej pamięci, zakłócać swoimi kłamstwami.

To niech nie będzie zdziwiony, że dziennikarz idąc tropem jego metodologii politycznej, pogmerał paluchem w biografii jego przodków. Sprawdził, czy ojciec Kaczyńskiego nie należał do KPP. Nie należał, walczył w Powstaniu Warszawskim. Zadał sobie dziennikarz kolejne pytania i w materiale na nie odpowiedział na tyle, ile starczyło mu materiału. Przynajmniej nie zmyślał.

A Kaczyński ma pretensje do Łazarewicza, które podał ku wierzeniu swoim ludziom w niszowym dzienniku „Gazeta Polska Codziennie”. I jak zwykle prezes PiS pomylił gatunki, autobiografię i biografię, acz w tym wypadku – ojca jego - ta ostatnia jest szczątkowa. Kaczyński o swoim przodku ma takie samo pojęcie, jak o sobie i jego brat o nim. Prezes PiS był najlepszym premierem RP po 1989 roku. Czy słyszycie po tym stwierdzeniu śmiech wokół siebie?

Kaczyński ma prawo tak napisać: byłem najlepszy po 1989 roku, a nawet lepszy od Donalda Tuska. Ale będzie to autobiografia, którą krytyczny czytelnik rzuci do kąta i nazwie kiczm. Zupełnie czym innym jest materiał biograficzny, on powinieni być krytyczny. Każda hagiografia jest kiczem.

Lecz Kaczyński lubi kicz. Zwłaszcza gdy on pisze biografię przodków innych polityków, co nazywam zaglądaniem do majtek, a nie żadną polityką - konstruowaniem idei, rozwiązań politycznych i skuteczną ich realizacją w sferze publicznej i symbolicznej. Nie zgadzam się z Łazarewiczem, lecz wolno mu. Kaczyński zagląda w majtki, on też zaglądnął. Jak zwykle w wypadku przodków poleciał całkiem współczesny smród.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz