piątek, 27 lipca 2012

Pierwsza sukienka Rzeczpospolitej


Pewnie powinienem napisać o rozpoczynających się Igrzyskach w Londynie, podejrzewam jednak, iż wyszedłby pesymistyczny tekst. Ale przynajmniej przez dwa tygodnie emocje sportowe złagodzą stan tubylczej oligofrenii politycznej (na prezesa zawsze można liczyć, który co pewien czas zaserwuje coś ze słownika wyrazów obcych; po czesku owa oligofrenia to „porucha intelektu”).

Polskie „porucha” brzmi nieprzystojnie, ale i nieprzystojnie brzmiało „pobruszę”, jedno z pierwszych słów polskich zanotowanych w piśmie. Podejrzewam, że owa oligofrenia, „porucha”, w języku polskim ma od dawna  odpowiednik, jako poruta.

Szukam zatem w piśmie owej poruty (i w internecie) i mam. Takie „poruchy”, poruty, uprawia niezawodny Tomasz Terlikowski. Na niego zawsze można liczyć. W „Gazecie Polskiej Codziennie” pisze o refleksjach, jakie go naszły w Mińsku Mazowieckim na spotkaniu klubu „GP”. Niewielka dygresja zanim będę kontynuował. Czyżby miał Terlikowski „poruchę” (w tym wypadku nosa), że wybrał Mińsk Maz. na swoje refleksje, ponieważ tam w wojskowym hangarze mają być przechowywane szczątki smoleńskiego tupolewa. W każdym razie ma Terlikowski „poruchę” do relikwii. Swego czasu pisał o relikwiach, które adorowali z żoną w intencji zajścia jej w ciążę. Relikwie pozwoliły jego bezpłodnej żonie przezwyciężyć chorobę – cud z „porucha” - i urodziła mu (im) troje dzieci. No, no.

Wracam do tych refleksji. A są one u Terlikowskiego zwykle ciemne, czarne. Mianowicie w „GPC”  pisze, iż może tak się stać, że my, Polacy „będziemy narodem zbędnym”. Kto chciałby być zbędnym, a szczególnie jako część składowa narodu? Nikt, a zwłaszcza my, Polacy. Czytam zatem receptę Terlikowskiego, aby przezwyciężyć „poruchę”. Znalazł naczelny „Frondy” w testamencie Jana Pawła II: „stąd (z Polski – przyp. K. W.) wyjdzie iskra, która przygotuje świat na powtórne przyjście Pana”.

W dalszej części tekstu Terlikowski odpowiada na pytania, które stawiali mu bywalcy klubów „GP”: „Czy potrafimy jeszcze stać się iskrą”?

Facet, który chce wykrzesać z narodu takie iskry, aby epifania stała się rzeczywistością - „powtórne przyjście Chrystusa” – musi się martwić „o nasze dusze podczas koncertu Madonny”, co trywialnie zarzuca mu Monika Olejnik (ostatni cytat z dziennikarki). Te dusze – „Moniko, dziewczyno ratownika”, jak ty trywialnie, to ja też - muszą wykrzesać iskrę. Wiesz, co to znaczy wykrzesać iskrę z duszy narodu?

Przecież Terlikowski „nie pochyli się nad dziećmi, które są molestowane przez księży, ale pochyla się za to, jak zwykle, nad nienarodzonymi” (jeszcze raz M. Olejnik). W związku z tym dziennikarka mianuje go: Naczelny ksiądz RP bez sutanny, który rozgrzesza kler.

Przecież Terlikowski „nie pochyli się nad dziećmi, które są molestowane przez księży, ale pochyla się za to, jak zwykle, nad nienarodzonymi” (jeszcze raz M. Olejnik). W związku z tym dziennikarka mianuje go: Naczelny ksiądz RP bez sutanny, który rozgrzesza kler.

Moim zdaniem dziennikarka go nie dowartościowuje. Widzę Terlikowskiego większym, bo jest obecny niemal w każdej sferze życia publicznego, to ktoś jak Piotr Skarga z krucyfiksem. Co ja piszę? Więcej, zaimponował mi tą iskrą patriotyczną, polską, tutaj wykrzesaną, po której nastąpi powtórne przyjście Pana.

Terlikowski jawi mi się, jak Torquemada. I od stroju hiszpańskiego dominikanina nazywam go: Pierwszą sukienką Rzeczpospolitej.

Taka to „porucha”, poruta, z Terlikowskim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz