Wygrywająca partia w wyborach zawsze sobie się podoba. Gdy
bierze władzę, jeszcze bardziej przegląda się w lustrze wyborców. Po 1989 roku
jakaś partia wygrywała, nie brała jednak wszystkiego (50% mandatów + 1),
musiała wchodzić w alians z innym podmiotem politycznym, aby odpowiadać za losy
kraju, twoje i moje. Najbliżej samodzielnej odpowiedzialności było SLD, dzisiaj
aż wierzyć się w to nie chce, ale wypalili się postkomuniści aferą Rywina i pozostają
wydmuszką ideową.
Zwycięzca musiał do rachunków na sali sejmowej dobierać
sobie jeszcze jeden podmiot, a tym nieodmiennie było PSL. Ledwie dychająca
partia, dla której niemal każde wybory to: być albo nie być. Zawsze byli tuż
nad poprzeczką 5%. Wchodzili w polską suwerenność z bagażem PRL-owskim, który
został rozgrzeszony przez pierwszy rząd i hasło: „Wasz prezydent, nasz premier”.
OKP plus resztówki postkomunistyczne (ZSL i SD) rozpoczęły czas
postkomunistyczny.
Wówczas ZSL, zaraz potem PSL, to wieczny Kopciuszek, którego
jednak książę nie szukał, ale sam antyszambrował w przedpokojach władzy. Lecz urodziwy
zwycięzca musiał się godzić z tym mizernym Kopciuszkiem. Mina rzedła, ale
trzeba było przywdziać maskę triumfu do złej gry. PSL (ZSL) w PRL zawsze sobie
rzepkę uskrobało. Przyzwyczajenia przeniosło w suwerenność i je ulepszyło, bo już
było wolno i nikt na wsi – gdyż tylko tam mają wyborców – ich nie kontrolował,
nie mieli konkurencji (oprócz krótkiego epizodu z Samoobroną). Większe partie biły
się o wyborców miejskich i wielkomiejskich.
PSL w tym czasie kwitła na – lubię to określenie – obszarach
wiejskich, było co zagospodarowywać. PGR-y upadały. Należało coś z tym
majątkiem zrobić. Tak samo kółka rolnicze i dziesiątki wiejskich mniejszych/większych
organizmów. Nieprzypadkowo Waldemar Pawlak został szefem strażaków, generałem
sikawkowym. W centrum obszarów wiejskich jest remiza strażacka, a do OSP należą
„elity” każdej wsi.
Powstawały kolejne agencje rolne na obszarach wiejskich, skrzętnie
zagospodarowywane przez PSL. Na wsi kumoterstwo i nepotyzm jest nieodzowną
cechą charakteru (gospodarstwa wszak są rodzinne). Przenosi się to na urzędy i
prawdziwe frukta dla polityków wiejskich, wszelakie agencje związane z rolnictwem.
Wszystko to, co jest poza miastem, to obszary wiejskie.
Zdecydowanie większa powierzchnia od miast. To zostało opanowane przez PSL,
ludzi sikawkowego Pawlaka. Donald Tusk temu nepotyzmowi wypowiedział wojnę (w
mediach), bo już musiał. Szanse na wygranie ma znikome. Gdy będzie chciał
arbitralnie PSL wypchnąć z ich obszarów, Pawlak zawsze powie: Wychodzimy.
We wcześniejszych koalicjach, także w obecnej, urodziwy
zwycięzca musiał tego Kopciuszka brać do
mariażu, choć on cały jest w pryszczach nepotyzmu i kumoterstwa. Ten trądzik
pokazał się w pełni lata, rozkwitł, choć cały czas pod powierzchnią był,
dojrzewał. O praktykach PSL wiedzieli wszyscy, politycy i dziennikarze, ale
dziwnie tego nie wypominali. Widocznie władzy do twarzy z pryszczami na twarzy.
Wyborcy akceptowali/akceptują?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz