Rafał Ziemkiewicz jest żałosny jako pisarz. Chciał wejść do salonu, ale mu nie pozwolono. Bo: 1) słoma z butów mu wystaje, 2) jest trzeciorzędnym gryzipiórkiem. Takimż okazał się publicystą po 1989 roku, najpierw związany z UPR Janusza Korwin-Mikkego, a potem tułający się po niszowych pismach, jako publicysta. Drukował jakąś marną political-fiction, aż mu się zdarzył "cud" w postaci "Michnikowszczyzny", którą to pozycją awansował w hierarchii prawicy. Posada w "Rzepie, itd.
Obecnie złapał wiatr w żagle, J. Kaczyński go zawiódł, postawił na twardą endecję - ONR. W trakcie marszu w 31. rocznicę stanu wojennego w Kielcach stanął na czele tego tałatajstwa. Przemawiał w stolicy "scyzoryków" i na portalu Karnowskich wPolityce.pl chwalił, że oto jest świadkiem narodzin nowej zdrowej siły politycznej (czuj-duch). Taki gniot retoryczny w wydaniu człowieka cierpiącego na logoreę (w pisaniu też).
Tydzień temu wykładając w Szczecinie "przywalił" o blokowaniu przed wojną przez Żydów awansu społecznego, zawodowego i intelektualnego aspiracjom zdrowych Polaków. Zaprotestował młody Wildstein (Dawid), który opublikował list otwarty, chciał, aby Ziemkiewicz wycofał się z tej retoryki.
List przedrukowała "Wyborcza", co Ziemkiewicz potraktował, jako pocałunek śmierci od fałszywych przyjaciół. W najnowszym "Newsweeku" wybitna filozofka Agata Bielik-Robson mówi, iż Ziemkiewicz może nawet aspirować do lidera skrajnej prawicy.
Ten odmachnął się na łamach Frondy.pl: „Ona kieruje się pewnymi fobiami, fobiami feministki, która boi się „brutalnej, męskiej siły” i fobiami intelektualistki, zdaje się o korzeniach żydowskich – nic o tym na pewno nie wiem, ale takie sprawia wrażenie - która wypowiada Polakom coś w rodzaju wojny prewencyjnej”.
Powyższe stwierdzenie to czysty antysemityzm.
O swojej roli w ruchu narodowym tak rzecze ten trzeciorzędny pisarz, a także nie lepszego sortu publicysta: - Jeśli „lider” ma oznaczać „ideologa” (choć bardzo nie lubię tego słowa) Ruchu Narodowego, kogoś, kto byłby autorytetem dla tego środowiska i wyznaczał w nim pewne sposoby myślenia, to ja oczywiście do takiej roli intelektualnej aspiruję. Natomiast, do roli czynnego polityka, jak powiedziałem, zdecydowanie nie.
Między PiS a obozem narodowym takie postrzega różnice: - Jest zasadnicza różnica pomiędzy tradycją, z której pochodzi PiS, a tradycją, nad której zwycięstwem, nie tylko wskrzeszeniem, ale daj Boże, zwycięstwem, ja usilnie pracuję, czyli tradycją narodowej demokracji. Tradycja piłsudczykowska, z której wywodzi się PiS, jest wprost dziedzictwem powstań narodowych. To sposób myślenia o Polsce wywiedziony z walki zbrojnej. Nawet jeśli w danej chwili nie ma powstania zbrojnego, to piłsudczycy nie wyobrażają sobie innych działań na rzecz odzyskiwania Polski, niż działania wojskowe, co zasadniczo oznacza organizację o charakterze wojskowym. Musi być komendant, który ma swoich oficerów, a ci – podoficerów. Komendant wie najlepiej, on wydaje rozkazy. Najwyższą cnotą jest zdyscyplinowanie, nie wolno dyskutować nad otrzymanymi rozkazami, nie wolno naruszać jedności, bo byłby to defetyzm. To jest pewien sposób myślenia, w który PiS wchodzi jak w masło, bo takie są nasze odwieczne przyzwyczajenia. Stąd retoryka, której używają – jeśli pojawia się cokolwiek nowego, na przykład Ruch Narodowy, od razu podnoszą krzyk, że to zagraża jedności prawicy. W takim myśleniu wojskowym nie ma miejsca na drugiego komendanta, może być tylko ten jeden, który jest najmądrzejszy.
Zwracam jednak uwagę, iż rodzi nam się czysty antysemityzm, który do tej pory był raczej folklorem w wydaniu podrzędnych politykierów. Ten będzie zdecydowanie groźniejszy, bo na prawicy rozgorzeje walka o rząd dusz. Na Kaczyńskiego już nie chcą stawiać prawicowcy, bo tylko potrafi przegrywać. Do tego powstaje wachlarz mediów prawicowych, w tym aż trzy tygodniki, dla wszystkich nie starczy czytelników i klakierów, więc będą walczyć między sobą i radykalizować się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz