środa, 16 stycznia 2013

Gmyza podatność na wypaczenia



Może rodzice Cezarego Gmyza wspominali, jak to za czasów PRL w szkołach w personaliach ucznia jedną z najważniejszych pozycji - zaraz po nazwisku - było pochodzenie rodziców. Robotnicze, chłopskie, inteligenckie. Nie wiem, czy inne jeszcze sfery pochodzenia uwzględniano. Nie wiem też, co mieli wpisane rodzice tego teatrologa z wykształcenia. Nie wiem, czy w ogóle studiowali, bo wówczas dostawało się punkty za słuszne pochodzenia, łatwiej było zostać studentem. Wiem natomiast jak nazwać dzisiaj podobne grzebanie w pochodzeniu nie swoich rodziców, jakie magister teatrologii poczynił w stosunku do rodziców sędziego Igora Tulei.


Teatrolog wcześniej wywąchał trotyl na smoleńskim tupolewie, który podrzucił podobny mu znawca od środków wybuchowych. Wywąchał też, iż w polskich teatrach nie są grane sztuki autorów polskich, co by świadczyło, iż broniąc pracy magisterskiej musiał dostać punkty za jakieś pochodzenie, choć PRL już dawno nie było.


Może dlatego wziął się za dziennikarstwo, plasując się w odpowiedniej opcji politycznej, bo tam punkty za pochodzenie decydują o możliwości uprawiania zawodu. Nie jest istotny warsztat, ani talent, ale punkty za pochodzenie. Taka dowartościowująca proteza.


Aby zaglądać do cudzych życiorysów i to przodków, trzeba mieć sporo cech osobowych wypaczonych. Kto je tak Gmyzowi zwichrował? Dom, szkoła, czy środowisko? Nie potrafi teatrolog z wykształcenia skupić się na temacie, a tym są słowa Igora Tulei, iż CBA stosowała stalinowskie metody. Wszak od tego jest sędzia, aby nazwać materiał, z jakim ma do czynienia w swojej pracy sądzenia.


Ale zwichrowany Gmyz (nie wiem, czy przez dom, szkołę, czy środowisko) nie potrafi się skupić na debacie o metodach stalinowskich. Koniecznie musi pogrzebać w życiorysie przeciwnika i to właśnie metodą stalinowską. Wiedzę teoretyczną zamienił na praktyczną. Wychodzi na to, że na Gmyza dewastujący wpływ ma środowisko. Teatrologiem jest kiepskim, o czym świadczą jego wypowiedzi o teatrze, za to sprawdza się, jako dziennikarz w środowisku, gdzie wypaczenie jest nadrabianiem braków w warsztacie i talencie.


Usłyszał o stalinizmie, więc od razu zastosował metody stalinowskie w stosunku do sędziego Tulei. Gmyz ma przed sobą ma przyszłość, jest podatny na wypaczenia, dostosowanie się do środowiska, w którym zwichrowanie cech osobowych otwiera drogę do kariery.


Oczywiście żadne to dziennikarstwo, ale dewastowanie sfery życia publicznego, bo środowisko, z którego pochodzi ma zdewastowano wartości, nie posiadając warsztatu i talentów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz