Antoni Macierewicz w koronie PiS to brylant. Co ja piszę? To więcej niż brylant, to klejnot, który mógłby konkurować na rynku jubilerskim z najlepszymi okazami na aukcjach w Sotheby i Christie. I to nasz polski okaz. Jego wartość rośnie szybciej niż nasz dług publiczny, bo to niewiarygodnie pracowity i w tej pracy zapalczywy poseł. Jak się weźmie do roboty, to furczy mu ona w rekach i w mediach. A umysły komentatorów stają się jeszcze bardziej pofałdowane, bo nie mogą nadążyć za wzmiankowanym.
Proszę bardzo. Rozwiązał WSI - i ile to kosztowało? Bagatela! Do tej pory tylko koszty przeprosin w mediach, jakie poniosło MON, 900 tys zł. A nie wliczani są w to prawnicy, koszty sądowe, etc. Ba, to jeszcze w tej kwestii nie jest ostatnie słowo. Ile kosztowało armię WP brak osłony wywiadowczej, które skutkowało śmiercią żołnierzy na misjach mniej i więcej pokojowych, tego obliczenia nie podejmie się żaden księgowy. Bo jaką wartość finansową wstawić w rubrykę "nie żyje"?
To tylko drobna sprawa. Ile kosztuje Macierewicza praca przy dochodzeniu w sejmowej komisji ds. winy Tuska i Putina? Delegacje, eksperci, ekspertyzy, publikacje, diety, itd. Wartość Macierewicza to więcej niż ten brylant w tytule, to przynajmniej równowartość Macierewicza w złocie, gdyby ktoś chciał mu postawić pomnik ze szczerego złota w skali 1:1.
Zaryzykuję twierdzenie, że Macierewicz jest warty kilka jednostek latających Tu-154M, a nawet Tu-204, który rozbił się na Wnukowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz