Seweryn Blumsztajn twierdzi, że Jarosław Kaczyński zawsze czymś zaskoczy (na marginesie wywiadu dla "Gazety Polskiej"). Tym razem zaskoczył "męską dumą". Co jest interpretacją Blumsztajna. O ile pamiętam, to prezes PiS cieszył się względami kobiet i dumę naszej płci wśród białogłowych prezentował, jak potrafił. O tym swego czasu dużo mówiła Elżbieta Jakubiak. No, ale jej już nie ma na dworze PiS.
Idąc tropem Blumsztajna, "czym mnie zaskoczył Kaczyński", odkryłem najstarszą nowość a la Kaczyński. "Byłem lepszym premierem niż Donald Tusk oraz, że marsze wpłynęły na słupki poparcia i podniosły temperaturę emocji".
Zawsze mnie zastanawiało, jak można dzień w dzień mówić publicznie to samo: moje rządy były lepsze (jednoroczne). Jak żył brat Lech - ten to samo mówił. O ile pamiętam, obydwaj się ścigali w konkurencji największego elektoratu negatywnego, a Lech przed katastrofą smoleńską te słupki miał w okolicach 10%. Wówczas twierdziłem, że w ostatniej chwili PiS go wycofa z wyborów prezydenckich na rzecz np. Władysława Stasiaka.
Nietrudno także zinterpretować wyjście z PiS dwóch fal polityków: PJN i ziobrystów. W PiS szykował się pałacowy przewrót tuż po wyborach prezydenckich, ale Smoleńsk dał Kaczyńskiemu siłę polityczną, której nigdy nie miał. Wykreował w elektoracie lud smoleński i quasi-wiarę smoleńską - ze wszystkimi rytuałami religijnymi. Kaczyński będzie w PiS rządził do śmierci i po śmierci. Jak w "Bajce ruskiej" Zbigniewa Herberta "przyrośnie do carskiego tronu" (prezesowskiego) i dopiero go z tym tronem wyniosą i zakopią.
W tym jest lepszy od Tuska, bo porównując tzw. IV RP do Polski pod premierem Tuskiem, Kaczyński zaklina fakty, dane statystyczne i umieszcza się we własnej wirtualności. Nawet te "Alternatywy", które na początku wydawały być świeże, ale tylko dlatego, że to było novum w przestrzeni publicznej. Już się przejadły, bo z wiedzą ekonomiczną, o rynku pracy i innymi, jest tak, że w debacie możemy dojść do kompromisu najlepszych rozwiązań, ale muszą w niej wszyscy uczestniczyć. W debatach PiS uczestniczą pokrewne dusze naukowców, a Kaczyński na koniec stwierdza: moje rozwiązanie jest najlepsze.
Właśnie ta "najlepszość" dyskwalifikuje Kaczyńskiego politycznie i jest niespotykaną nigdzie indziej postawą w opozycji. Może dlatego, że Kaczyński świata nie widział, a nawet polskiej rzeczywistości. Ten feler ma w psychologii konkretną nomenklaturę.
No, a te marsze faktycznie przywołują w pierwszej chwili protest przeciw rządom Tuska. Ale tylko w pierwszej chwili. Gdy je podrapać, widzimy pod tym złotkiem, że bazą są miesięcznice i obrona TV Trwam. To nie jest protest społeczeństwa w kryzysie, albo przeciw odbieranej wolności. Jak to ma obecnie na Węgrzech, gdy w rocznicę 1956 roku środowiska liberalnolewicowe podniosły głowę przeciw izolacji swego kraju przez Viktora Orbana. Na Węgrzech mamy do czynienia ze standardem zachowań społeczno-politycznych, u nas z chorobliwym zachowaniem quasi-politycznym, które jest równie groźne, a skutkować może jeszcze dosadniej (czyt.gorzej).
Kaczyński co pewien czas odzyskuje wigor w przestrzeni publicznej, w tej chwili wszystko wraca do normy. Występują zupełnie nowe problemy z Tuskiem i to on dyktuje zachowania wobec nierozwiązanych kwestii społecznych: in vitro, aborcja, związki partnerskie, albo co zrobić z Kościołem, którego niektórzy przedstawiciele rozpanoszyli się w życiu publiczno-politycznym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz