Prezydent Jarosław Kaczyński desygnował do misji tworzenia rządu Piotra Glińskiego, profesora. Ma stanąć na czele “rządu pozaparlamentarnego”. Gliński zamierza rząd skompletować w kilka tygodni, bo pracy jest huk.
W powyższych zdaniach nie ma za dużo ironii, wszystkie terminy padły poza “prezydentem” (na razie). Ceremoniał też nie był jak na typowej konferencji prasowej, zdecydowanie koturn był podwyższony. Spotkanie poprowadził rzecznik premiera, bądź prezydenta (to nie zostało wyjawione) Krzysztof Skowroński, który ma synekurę prezesa SDP.
Gdy nominant wyjął z kieszeni kartki papieru, prezydent Kaczyński opuścił salę. Jeden dostojnik drugiemu dostojnikowi nie może rozpraszać powagi w tak ważnej chwili. Pojawia się kolejny problem, czy to już było expose, czy tylko program desygnowanego premiera, do którego będzie przekonywał fachowców i partie opozycyjne.
Wszak program może ulec zmianie, zawarte kompromisy wymuszą przesunięcie akcentów, a może nawet zaniechanie niektórych punktów. A expose to rozpisane zamierzania, które zostały wynegocjowane z koalicjantami.
Jak traktować zatem słowa przeczytane z kartki przez Glińskiego, bo najechał w nich na Donalda Tuska i obecny rząd co niemiara. Jak zwykli to czynić następcy z poprzednikami. Po rozmowach z koalicją opozycyjną wszak z niektórych zarzutów desygnowany premier może się wycofać.
Co będzie, jak desygnowany premier nie przekona opozycji koalicyjnej (politolodzy niech spisują i opisują nową terminologię), czy Kaczyński podtrzyma nominację. Jeżeli tak, wówczas Gliński kompletowałby pozaparlamentarny rząd mniejszościowy.
Desygnowany premier nie wymienił nazwisk, ale ma już kilku fachowców na oku. Interesujące w tym kontekście jest, czy te nazwiska wiedzą, że są w kręgu zainteresowań desygnowanego premiera rządu pozaparlamentarnego.
Wartością najważniejszą jest termin: rząd pozaparlamentarny. Język nie kłamie i w tym wypadku nie jest freudyzmem (“nikt mi nie powie, że białe jest białe...). Słowa wbijane kafarem konferencji prasowych w życie publiczne tworzą nową rzeczywistość, niekoniecznie nam znaną i niekoniecznie realną. Sporo do powiedzenia mieliby w tej materii językoznawcy i psycholodzy społeczni.
Nie zdziwię się, jak za jakiś nieodległy czas premier bądź prezydent pozaparlamentarni przedstawią nową Konstytucję, która np. zostanie poddana referendum podczas następnego marszu np. “Obudzona Polsko powiedz nowej Konstytucji 3 x tak”. Pozaparlamentarne, pozaustrojowe, to wszystko może dziać się poza nami, ale nie dla Kaczyńskiego. To jest tu i teraz, to dzieje się. To się rodzi w bólach pozaparlamentarnych.
W powyższych zdaniach nie ma za dużo ironii, wszystkie terminy padły poza “prezydentem” (na razie). Ceremoniał też nie był jak na typowej konferencji prasowej, zdecydowanie koturn był podwyższony. Spotkanie poprowadził rzecznik premiera, bądź prezydenta (to nie zostało wyjawione) Krzysztof Skowroński, który ma synekurę prezesa SDP.
Gdy nominant wyjął z kieszeni kartki papieru, prezydent Kaczyński opuścił salę. Jeden dostojnik drugiemu dostojnikowi nie może rozpraszać powagi w tak ważnej chwili. Pojawia się kolejny problem, czy to już było expose, czy tylko program desygnowanego premiera, do którego będzie przekonywał fachowców i partie opozycyjne.
Wszak program może ulec zmianie, zawarte kompromisy wymuszą przesunięcie akcentów, a może nawet zaniechanie niektórych punktów. A expose to rozpisane zamierzania, które zostały wynegocjowane z koalicjantami.
Jak traktować zatem słowa przeczytane z kartki przez Glińskiego, bo najechał w nich na Donalda Tuska i obecny rząd co niemiara. Jak zwykli to czynić następcy z poprzednikami. Po rozmowach z koalicją opozycyjną wszak z niektórych zarzutów desygnowany premier może się wycofać.
Co będzie, jak desygnowany premier nie przekona opozycji koalicyjnej (politolodzy niech spisują i opisują nową terminologię), czy Kaczyński podtrzyma nominację. Jeżeli tak, wówczas Gliński kompletowałby pozaparlamentarny rząd mniejszościowy.
Desygnowany premier nie wymienił nazwisk, ale ma już kilku fachowców na oku. Interesujące w tym kontekście jest, czy te nazwiska wiedzą, że są w kręgu zainteresowań desygnowanego premiera rządu pozaparlamentarnego.
Wartością najważniejszą jest termin: rząd pozaparlamentarny. Język nie kłamie i w tym wypadku nie jest freudyzmem (“nikt mi nie powie, że białe jest białe...). Słowa wbijane kafarem konferencji prasowych w życie publiczne tworzą nową rzeczywistość, niekoniecznie nam znaną i niekoniecznie realną. Sporo do powiedzenia mieliby w tej materii językoznawcy i psycholodzy społeczni.
Nie zdziwię się, jak za jakiś nieodległy czas premier bądź prezydent pozaparlamentarni przedstawią nową Konstytucję, która np. zostanie poddana referendum podczas następnego marszu np. “Obudzona Polsko powiedz nowej Konstytucji 3 x tak”. Pozaparlamentarne, pozaustrojowe, to wszystko może dziać się poza nami, ale nie dla Kaczyńskiego. To jest tu i teraz, to dzieje się. To się rodzi w bólach pozaparlamentarnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz