niedziela, 28 października 2012

Smoleński świadek koronny nie żyje



42-letni technik pokładowy Jaka-40 Remigiusz Muś nie żyje. Wg wstępnych ustaleń policji popełnił samobójstwo. Jak-40 to samolot, który lądował w ekstremalnych warunkach na godzinę przed katastrofą Tu-154M w Smoleńsku. Tyle danych medialnych.

Reszta to puzzle, które różnie są układane w zależności od przeświadczenia i subiektywnych talentów śledczych.

To Muś ostrzegał załogę prezydenckiego tupolewa o pogarszającej się widoczności na Siewiernym. Kilka miesięcy po katastrofie twierdził, że rosyjski kontroler lotu pozwolił załodze Jaka-40 zejść na wysokość 50 metrów, a nie na dopuszczalną w Smoleńsku 100 metrów. Gdyby nie widzieli pasa lotniska, mieli wykonać manewr odejścia. Debeściakom udało się wylądować. Muś nasłuchiwał rozmów między załogą prezydenckiego tupolewa i wieży kontrolnej, padały te same polecenia co do wysokości schodzenia. Przed katastrofą słyszał dwa wybuchy, nie potrafił sprecyzować ich przyczyny.

Edmund Klich, polski przedstawiciel przy rosyjskim MAK, nie chciał komentować wypowiedzi Musia powiedział: "Nie wiem, czemu ma to służyć".

Czy na wyznaniach Musia Antoni Macierewicz skonstruował teorię wybuchów punktowych na pokładzie tupolewa? Jeżeli tak, to jakie są zeznania innych świadków i członków załogi Jaka-40?

Samobójstwo zawsze jest zagadką psychologiczną dla badających jej przyczyny. A w wypadku tak istotnego świadka dla teorii zamachu Macierewicza, otwiera ogromne pole do podejrzeń i jednoznacznych spekulacji. W takim wypadku nie sprawdza się teoria statystyczna prawdopodobieństwa samobójstwa, acz zawsze na podorędziu jest wytrych: "to nie może być przypadek".

Muś (przynajmniej mi tak się zdaje) żył poza smoleńską wrzawą, nie był w każdym razie na pierwszej linii "smoleńskiego frontu". To dziwne, zważywszy, że po jego śmierci można dowiedzieć się, jak ważne posiadał informacji wpasowujące się w teorię zamachu smoleńskiego. A może nawet one stały się pożywką dla zbudowania teorii Macierewicza. Są one wszak zanotowane przez śledczych, a poprzez to nie odwołania.

Muś żył poza smoleńskim rejwachem. Nie wyobrażam sobie, aby ta wiedza miała mu psychicznie pomagać. To był ogromny ciężar dla niego. Jak sobie z nim radził? Czy w ogóle radził? Jak sobie radziły z Musiem osoby z najbliższego otoczenia, z rodziny?

Na niewiele zdadzą się w tym wypadku spekulacje blogowe, dziennikarskie. W każdym razie śmierć względnie młodego świadka bardzo ważnego zdarzenia dla współczesności stanie się powodem do utwardzenia przeświadczenia (ba, pewności): to był zamach! Koronny świadek teorii Macierewicza nie żyje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz