czwartek, 16 maja 2013

Jan Hartman jako wata cukrowa


Lubię Jana Hartmana, ale się z nim nie zgadzam, że nie można zreformować szkół i uczelni. Można, lecz nie robi się tego za zamachem jednego artykułu, bo dotychczasowe doświadczenia autora "w reformowaniu" zdołowały.

Nie zamyka się słabych uczelni, jak nie likwiduje słabych państw. Obok Harvardu istnieć musi uniwersytet stanowy, obok dobrej prywatnej szkoły średniej taka sama placówka publiczna.

Absolwent dobrej wyższej szkoły zawsze znajdzie pracę, a magister po marnej uczelni może założyć bloga i narzekać, że należy do straconego pokolenia.

Podkreślę - lubię Hartmana, idąc jego tropem psycho-mentalnym, mógłbym zakwestionować jego prawo do takiego postawienia sprawy: uczelnie są do luftu, wykładowcy i odbiorcy ich wiedzy.

Wcześniej skonstruować metaforę z jego osiągnięć profesorskich i publikacji. Przywalić Derridą. Francuza skonfrontować z Habermasem, w tym szczękach francusko-niemieckich dostrzec zmielonego Hartmana, polskiego nauczyciela akademickiego.

Mógłbym. Opowiem jednak niewielką historyjkę. Mój przyjaciel dziennikarz posłał swoją córkę na medycynę na Uniwersytet w Monachium. A dziewczyna do tego przejawia talenty literackie. Już na pierwszym roku studiów miała wykłady z 6. noblistami.

Koniec historyjki. Oczywiście w Polsce nie mamy noblistów, do Monachium też nie przyjeżdżali tylko Niemcy. Polskie uczelnie mogą zaprosić na wykłady noblistę i wydrenować się do imentu. Mogą, ale nie robią, wybierają Hartmana, który wyłoży o marności polskich uczelni, złapie jeszcze ze dwie fuchy, napisze artykuł o takiej samej wymowie, o której wspominam.

Derrida czytał klasycznych martwych Greków i wydobywał z nich takie treści, że u Jankesów był najlepiej płatnym nauczycielem uniwersyteckim. Habermas nie ogląda się na wady demokracji, chce jej jak najwięcej niezależnie od tego, jaki wynik przyniosą procedury.

Z tych szczęk derrido-habermasowskich wychyla się łeb polskiego nauczyciela akademickiego i mówi, jak Stefan Jaracz w "Nocy Listopadowej": polskie uczelnie są do dupy.

Może dlatego Hartman proponuje ucieczkę w PRL, która kojarzy się mu z młodością. Dla mnie dzieciństwo w PRL to cukrowa wata. Z tym kojarzy mi się teraz Hartman. Lubiłem cukrową watę, lubię Hartmana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz