poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Na odejście Margaret Thatcher



Żelazną Damę oglądaliśmy z oddali, zza żelaznej kurtyny. Uczucia, jakie serwowały ówczesne media (środki przekazu) i własne spostrzeżenia, były mieszane, niekiedy uzyskujące stan wrzenia, gotujące się. Bo oto widać było, że Margaret Thatcher to mąż stanu, która niedawne imperium, gdzie nie zachodziło słońce, ratuje od upadku, a zarazem jej rządy wywoływały - niejednoznaczny, dziwny nasz stosunek - do IRA i do związków zawodowych, bo rzecz jasna te ostatnie kojarzyły nam się ze zdelegalizowaną "Solidarnością".

Nasze reżimowe media podobnie to traktowały, acz akcenty były rozłożone na przeciwnych biegunach i jakby mówiły: Jaruzelski to też żelazna pięść na polską anarchię.

Nie dało się jednak wówczas zaprzeczyć, że Thatcher to polityk dużego formatu i jakoś usprawiedliwiało się, iż przy takim kolosie muszą fruwać społeczne wióry, bo drwa historii rąbano.

Dla polskiej suwerenności była przykładem, że można wyjść z gospodarczej zapaści. I ten kierunek obowiązywał przy transformacji i reformach Leszka Balcerowicza. Liberalizm, a nawet żelazny liberalizm, który dzisiaj oceniamy, jest postrzegany jako rdzewiejący. Wówczas jednak miał przyzwolenie społeczne - i to trzeba podkreślać.

To jest pośredni wkład Thatcher w polską historię. Od czasu do czasu komplementowała naszych polityków, społeczeństwo i wybór drogi transformacji.

U siebie Thatcher postrzegana była na kilku płaszczyznach. Ta najważniejsza polityczna to wręcz uniwersalny przykład. Gdy przychodzi zdeterminowany polityk tak dużego formatu, pozostali karleją, albo takimi się zdają. To była siła Thatcher, a zarazem słabość, bo pozostawiła po sobie próżnię, gdy w wyniku obowiązujących na Wyspach procedur została zmuszona, aby odejść.

Z kolei brytyjski świat kultury, literatury, wystawił jej ocenę bardzo negatywną. Peter Greenaway na nazwisko Thatcher wykrzywiał twarz i za siebie spluwał.

Dla mnie przez pewien czas niezrozumiała była postawa Johna Graya, nadwornego apologety liberalizmu Thatcher, nadwornego ideologa, od którego (czytając) uczyłem się liberalizmu, wszak nie tylko od Isaiaha Berlina i Michaela Oakeshotta. Nagle Gray zrobił w tył zwrot, przeorientował się i ogłosił się socjaldemokratą. Ten niewątpliwie najwybitniejszy współczesny brytyjski politolog ocenił, iż formuła thatcheryzmu wyczerpała swoje możliwości sprawcze.

Trwanie przy poglądach, gdy już nie przystają do rzeczywistości, jest zachowaniem krowy w oborze. I tak należy oceniać Thatcher - i to z polskiej perspektywy - szczęściem dla Brytyjczyków, że zdarzyły się jej rządy, gdy gospodarczo, społecznie i cywilizacyjnie, dołowali. Zrobiła to, co dla innych było poza ich zasięgiem politycznych umiejętności. Przyszedł czas, kiedy musiała odejść, swoje zrobiła.

Teraz odeszła z naszego Padołu Łez. Znając brytyjską mentalność feudalno-klasową pogrzeb będzie miała królewski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz