poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Czy Plichta przewróci rząd Tuska?


Biografia Marcina Plichty vel Stefańskiego to materiał na dużo lepszy film niż hollywoodzkie produkcje o wielkich przewałach. Plichta od zawsze przygotowywał się do oszustw, choć ma ledwie 28 lat.

Niewielu potrafi się „pochwalić” biznesem jako nastolatek, którym przekręcił klientów w sieci swojej firmy Multikasy. Co go za to spotkało? Nic, bo co to za wyrok: rok i 10 miesięcy w zawieszeniu.

Metoda Plichty jest prosta, jak drut, dlatego genialna. Pośredniczyć. Zbierać pieniądze od klientów i wkładać na swoje konto. Tak postępował w Multikasie, tak postanowił kontynuować w nowym biznesie, acz na o wiele większą – jak na warunki polskie – ogromną skalę.

Metoda prosta, jeszcze trzeba znaleźć do niej klucz. Wszak finanse to biznes wrażliwy na opinie i plotki, a wyrok na karku. Wymyślił: znaleźć zonę, zmienić nazwisko i jeszcze dorzucić takie szczegóły, o których będziemy się dowiadywać, a których mogli nawet nie wymyślić scenarzyści hollywoodzcy.

Przede wszystkim nie pokazywać swojej gęby, bo zrobią fotkę i o to i owo zapytają. Trudniej w takim wypadku manipulować.

Tak wystartował Plichta (vel Stefański) – z żoną, jej nazwiskiem i firmami, które miały pośredniczyć między forsą klienta a jego kieszeniami. OLT Express szybko zdobył setki tysięcy klientów z powodu nikczemnie niskich cen, jako przewoźnik. Każdy chce latać za friko (bo 99 zł to bezcen). Zapłacili podróżnicy, a Plichta szmalu nie odprowadził tam, gdzie trzeba, bo zna tylko jeden adres: własną kieszeń.

Jeszcze ciekawiej rzecz przedstawia się z Amber Gold. Nazwa chwytająca klienta za chciwe gardło. Procenty o wiele większe niż w tradycyjnych bankach. Przede wszystkim genialne zabezpieczenie. Kupujecie, kochani,  złoto, które jest zdeponowane w szwajcarskich bankach.

I znowu pośrednictwo: szmal klienta via Amber Gold, cel: kieszeń Plichty. No i wzięło - i upadło. Ale czy na pewno? Plichta choć młodziutki to przezorny, jak geniusz Einsteina w teorii względności.

Gdy firmy Plichty upadły, uruchomił narzędzia, które wcześniej musiał przygotowywać, bo nie mógł uwzględniać, że na rynku oszustw zbyt długo się utrzyma. Służby specjalne na niego się uwzięły i doprowadziły do upadków, bankructw. Wskazał na ABW, a jako dokument: fałszywkę notatki.

W międzyczasie wypłynęła współpraca Michała Tuska, syna premiera, wczoraj wieczorem wypłynęła. Młody Tusk wykonywał ekspertyzy techniczne dla przewoźnika OLT, a nie dla Amber Gold. Lecz to w tym wypadku jest dla świata medialnego drugorzędne. Ważne, że młody Tusk jest związany  z osobą oszusta (lepszy niż Bagsik i Gąsiorowski) Plichty (vel Stefański).

Sprawa jest tak rozwojowa – że użyję nowomowy organów – iż można spodziewać się telenoweli na cały sezon. Gdy to piszę, właśnie skończyła się konferencja prasowa Plichty. Niemal klasyka. Zabiliście OLT Express, zabijacie Amber Gold – powiedział Plichta vel Stefański.

W ten sposób może Plichta jeszcze długo pociągnąć, bo z pewnością jest przygotowany, co widać po jego interesach. Jak uwikłany jest młody Tusk? Czy rzeczywiście tylko tyle, co wyjawił w wywiadzie dla „Wyborczej”? Ile może wyprodukować umysł Plichty, wszak fałszywki dokumentów potrafi podrzucić do mediów, skomentować je, a do tego ma w zapasie fałszywe świadectwa, na które nie ma żadnych świadków.

Przecież to woda na młyn wrogów Tuska. Wszystko można zracjonalizować, szczególnie w takiej materii, w której do czynienia mamy z ogromnymi pieniędzmi, służbami specjalnymi i ludźmi władzy.

Już słyszę śpiewający chór: oszustwo, oszustwo. Kto miałby być tym oszustem? Wiadomo, Tusk. Plichta może mieć i taki scenariusz, nad którym pracował od dawna: uwikłać premiera. Popracował odpowiednio nad premierowiczem, a ten nieświadomy niczego, tak się dał uwikłać.

Pytanie wcale nie musi być nie z tej ziemi: Czy Plichta przewróci rząd Tuska? To może być afera największa po 1989 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz