Biografia Marcina Plichty vel Stefańskiego to materiał na
dużo lepszy film niż hollywoodzkie produkcje o wielkich przewałach. Plichta od
zawsze przygotowywał się do oszustw, choć ma ledwie 28 lat.
Niewielu potrafi się „pochwalić” biznesem jako nastolatek,
którym przekręcił klientów w sieci swojej firmy Multikasy. Co go za to
spotkało? Nic, bo co to za wyrok: rok i 10 miesięcy w zawieszeniu.
Metoda Plichty jest prosta, jak drut, dlatego genialna.
Pośredniczyć. Zbierać pieniądze od klientów i wkładać na swoje konto. Tak postępował
w Multikasie, tak postanowił kontynuować w nowym biznesie, acz na o wiele
większą – jak na warunki polskie – ogromną skalę.
Metoda prosta, jeszcze trzeba znaleźć do niej klucz. Wszak
finanse to biznes wrażliwy na opinie i plotki, a wyrok na karku. Wymyślił: znaleźć
zonę, zmienić nazwisko i jeszcze dorzucić takie szczegóły, o których będziemy
się dowiadywać, a których mogli nawet nie wymyślić scenarzyści hollywoodzcy.
Przede wszystkim nie pokazywać swojej gęby, bo zrobią fotkę
i o to i owo zapytają. Trudniej w takim wypadku manipulować.
Tak wystartował Plichta (vel Stefański) – z żoną, jej nazwiskiem
i firmami, które miały pośredniczyć między forsą klienta a jego kieszeniami.
OLT Express szybko zdobył setki tysięcy klientów z powodu nikczemnie niskich
cen, jako przewoźnik. Każdy chce latać za friko (bo 99 zł to bezcen). Zapłacili
podróżnicy, a Plichta szmalu nie odprowadził tam, gdzie trzeba, bo zna tylko
jeden adres: własną kieszeń.
Jeszcze ciekawiej rzecz przedstawia się z Amber Gold. Nazwa
chwytająca klienta za chciwe gardło. Procenty o wiele większe niż w
tradycyjnych bankach. Przede wszystkim genialne zabezpieczenie. Kupujecie, kochani,
złoto, które jest zdeponowane w
szwajcarskich bankach.
I znowu pośrednictwo: szmal klienta via Amber Gold, cel:
kieszeń Plichty. No i wzięło - i upadło. Ale czy na pewno? Plichta choć
młodziutki to przezorny, jak geniusz Einsteina w teorii względności.
Gdy firmy Plichty upadły, uruchomił narzędzia, które
wcześniej musiał przygotowywać, bo nie mógł uwzględniać, że na rynku oszustw
zbyt długo się utrzyma. Służby specjalne na niego się uwzięły i doprowadziły do
upadków, bankructw. Wskazał na ABW, a jako dokument: fałszywkę notatki.
W międzyczasie wypłynęła współpraca Michała Tuska, syna
premiera, wczoraj wieczorem wypłynęła. Młody Tusk wykonywał ekspertyzy
techniczne dla przewoźnika OLT, a nie dla Amber Gold. Lecz to w tym wypadku
jest dla świata medialnego drugorzędne. Ważne, że młody Tusk jest związany z osobą oszusta (lepszy niż Bagsik i
Gąsiorowski) Plichty (vel Stefański).
Sprawa jest tak rozwojowa – że użyję nowomowy organów – iż można
spodziewać się telenoweli na cały sezon. Gdy to piszę, właśnie skończyła się
konferencja prasowa Plichty. Niemal klasyka. Zabiliście OLT Express, zabijacie
Amber Gold – powiedział Plichta vel Stefański.
W ten sposób może Plichta jeszcze długo pociągnąć, bo z
pewnością jest przygotowany, co widać po jego interesach. Jak uwikłany jest
młody Tusk? Czy rzeczywiście tylko tyle, co wyjawił w wywiadzie dla „Wyborczej”?
Ile może wyprodukować umysł Plichty, wszak fałszywki dokumentów potrafi
podrzucić do mediów, skomentować je, a do tego ma w zapasie fałszywe świadectwa,
na które nie ma żadnych świadków.
Przecież to woda na młyn wrogów Tuska. Wszystko można
zracjonalizować, szczególnie w takiej materii, w której do czynienia mamy z
ogromnymi pieniędzmi, służbami specjalnymi i ludźmi władzy.
Już słyszę śpiewający chór: oszustwo, oszustwo. Kto miałby
być tym oszustem? Wiadomo, Tusk. Plichta może mieć i taki scenariusz, nad
którym pracował od dawna: uwikłać premiera. Popracował odpowiednio nad
premierowiczem, a ten nieświadomy niczego, tak się dał uwikłać.
Pytanie wcale nie musi być nie z tej ziemi: Czy Plichta
przewróci rząd Tuska? To może być afera największa po 1989 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz