czwartek, 20 września 2012
Otrzęsiny lubińskie - czy tego chcieliśmy?
W sprawie wyjazdowych otrzęsin uczniów Salezjańskiego Gimnazjum w Lubinie długo nie zajął głosu żaden hierarcha Kościoła, dopiero bp Tadeusz Pieronek, który nie jest mainstreamowym przedstawicielem, a liberałem wśród ortodoksów.
No, ale hierarchowie są zajęci kwestią “iść, albo nie iść” 29. września, aby Polakom robić pobudkę (nawiasem: czy odmawiając kardynał Kazimierz Nycz spotka się z obstrukcją, gdy dajmy na to na mszy przez niego celebrowanej zjawi się Antoni Macierewicz. Bookmacherzy mogliby przyjmować zakłady i zarobić: buczenie, czy “hańba, hańba!” Ja stawiam na remis).
Wracając. Bp Pieronek indagowany przez dziennikarkę “Wprost”o salezjańskie otrzęsiny, co prawda nie powiedział: “Bez komentarza”, ale “Takimi bzdurami się nie zajmuję” odesłał opinię publiczną do kąta, aby trochę poklęczała na grochu.
Nie pierwszy raz rzucanie grochem o ściany świątyń spotyka się ze wzruszeniem ramion kleru. A może tym razem mają rację? Otrzęsiny wszak należą do rzędu inicjacji. Rytuału obecnego w naszej kulturze homo sapiens od zawsze. Zatem rytuału pogańskiego. Kościół wszak lokalnie przejmował rytuały i przystosowywał do własnych.
W tym wypadku mamy do czynienia z inicjacją, która zwykle narusza tabu. Powinna być wstrząsem dla przechodzącego to wtajemniczenie przekraczania progów. Zdaje się, że taka to była inicjacja: kolana kapłana i dylemat (dla nas): pianka, czy śmietanka.
Inicjacje zawsze mają też silny podtekst seksualny. W kulturach (naszej także) kontekst był homoseksualny. W tym wypadku takim nie był, bo przeważały zdecydowanie dziewczynki.
Czy mógł być inny podtekst takich otrzęsin? Chyba nie, jeżeli inicjacja jest przekraczaniem granic - transgresją. Zatem albo dyrektor powinien zadysponować rezygnację z takich rytuałów, albo - nie wiem, co.
Kultura nasza znalazła się w rozkroku. Zwalczając tabu (tworząc kulturę modernistyczną), wytwarza nowe tabu. Wykradamy tabu, jak zbiorowy Prometeusz, przy tym wykrzykujemy: “Łapać złodzieja”.
To nowe tabu to wstrzemięźliwość w kontaktach z innymi, które są obwarowane normami zachowań. Najbardziej drażni mnie, że znajdując się w rodzinie, gdzie są małe dzieci, nie mogę wziąć malucha na kolana, bo napotykam krzywe spojrzenie. Albo spacerując po parku, a robię to często, nie mogę zagadać do dziecka, bo opiekun powie jakieś nieprzyjemne posądzenie. Jeszcze lat niewiele temu byłem brany na kolana i nie było w tym żadnego kontekstu erotycznego, czy seksualnego.
W kontaktach z innymi, w kontaktach zbiorowych, oddalamy się od siebie. Ta entropia jest coraz bardziej namacalna, to znaczy nie ma namacalności - jest pustka. Nasz prometeizm staje się często zaprzeczeniem tego, co chcieliśmy osiągnąć. W gimnazjum lubińskim nie powinno być żadnych otrzęsin, bo każda ich forma narusza nowe tabu. Czy tego chcieliśmy?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz