czwartek, 22 listopada 2012

Bezrobotny bohater - Lech Kaczyński


Trudno sobie wyobrazić, aby jakikolwiek aktor nie chciał zagrać roli Lecha Wałęsy. Gdyby jakiś scenarzysta wyskrobał rolę dla statysty - coś w rodzaju martwego Niemca - i nazwał ją Krzysztof Wyszkowski, idę o zakład, iż więcej niż 50% amatorów, nie chciałoby firmować swoją twarzą.

Ba, twierdzę, iż dla większości historyków i prozaików Wałęsa jest najbardziej atrakcyjnym tematem. Ale taka a nie inna jest przepustowość rynku, a największy hamulec to dystans i talent. Nikogo nie interesuje, czy Wałęsa nasikał do chrzcielnicy (acz obrazek sam w sobie intrygujący), czy przez płot był przerzucony. On po prostu zdał egzamin z historii, mimo, iż nie miał na to papierów. Żadnej książki nie przeczytał, do czego przyznał się podczas karnawału "Solidarności", a gdy był prezydentem i potem - ego pęczniało mu do dużego "e". A jednak jest wielki, bo potrafił naród przeprowadzić przez wielki czas. Do tego jest intrygujący. Wałęsa to materiał dla wielkich historyków i pisarzy.

A Marian Opania odmówił roli Lecha Kaczyńskiego, który jeszcze będzie bohaterem narracji historyków i pisarzy, ale będzie malał, malał, niezależnie od tego, jak Antoniemu Krauze uda się "Smoleńsk". A nie wróżę mu wygranej artystycznej, bo już w wypowiedział reżysera słyszę dźwięk tombaku.

O wiele bardziej interesująca jest postać Jarosława Kaczyńskiego, który jest głównym powodem odmowy Opanii, gdyż podzielił naród skutecznie i dalej prezesowi udaje się tą maczetą nienawiści wymachiwać (Bruno K., jak Atena z głowy Zeusa, wyskoczył z retoryki Kaczyńskiego). Ale i Jarosław K. czeka na twórcę dużych wymiarów. Na pewno nie na jakiegoś Ziemkiewicza, którego format jest odpowiednikiem dawniejszych gazetowych kącików filatelistycznych. Mógłby to być Jarosław Marek Rymkiewicz, epicki eseista, ale wie ten twórca dużego formatu, że nie dochowałby wierności swoim politycznym zapatrywaniom, a żaden twórca tej miary nie puści na rynek tombaku, tym bardziej, że Rymkiewicz szykuje się na klasyka.

Sztuka jest najlepszą miarą dla polityki. W niej nie można oszukać, odrzuca fałsz jak ciało obce przy transplantacji. Nie pasujesz, nie ma cię. Zasilaj rzesze bezrobotnych bohaterów.

Takim bezrobotnym bohaterem jest Lech Kaczyński, nie można w narracji skroić bohatera na miarę, jaką chcieliby jego wyznawcy smoleńscy, ale samo zdarzenie tak, jaką była katastrofa i pokłosie tej katastrofy, którą dotkliwie nazwał Opania. Zmarły prezydent nie nadaje się na żadne pomniki, oprócz funeralnych, gdyż do nich nie pasuje. Pamięci o jego "wielkości" nie można wymazać gumką myszką. Na długo przed jego śmiercią nazywałem go prezydentem-katastrofą (nomen omen).

Współczesne narracje narodowe udają się tylko przyszłym pokoleniom, gdy nas już dawno nie ma. Dlatego wielkiemu Wajdzie nie wyjdzie "Wałęsa", tym bardziej "Smoleńsk" Krauzemu. Patrz: "Pokłosie" Pasikowskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz