Cezary Gmyz podyktował dzisiaj warunki polityczne w Polsce. Na ile był świadomy, co pisze - nie wnikam. Na ile, w chwili publikacji, odpowiedzialność brał naczelny "Rzeczpospolitej" Tomasz Wróblewski, też nie wiem. Ale ten ostatni biegał od rana po mediach i domalowywał barwy publikacji w gazecie, którą kieruje.
Ilu dało się nabrać Gmyzowi, ilu uwierzyło w dziennikarską solidność? Też nie wiem. Wiem, że Gmyz mógłby zostać, kimś jak Orson Welles, reżyserem polskiego życia publicznego. Dupa w troki i jazda na koń! Tusk won!
To mu się udało. Jarosław Kaczyński, jak na opozycję przystało, nie musiał się golić - bodaj mu nic nie rośnie - słysząc takie wieści, mógł zapytać siebie (a widząc go w mediach, scenarzyści taki wewnętrzny dialog by skonstruowali): - Czy to już?
Wziął w troki tę część ciała, o której wyżej, i jazda na medialny koń (wiem, że to niepoprawne, ale jakie sarmackie!).
Chronologia to jest to, jak to mówił Hitchcock, najpierw trzęsienie ziemi, a potem dwie godziny i rozwiązanie samo następuje. Rozwiązanie: władza - dla Kaczyńskiego.
Kaczyński był pewien, że informacja Gmyza z trotylem jest prawdziwa. Ba, Kaczyński mógł ujrzeć, co po takiej rozpierdusze z trotylem stanie się z Donaldem Tuskiem. Mogę się założyć, iż wielu polityków Platformy miało w przygotowaniu żyletki, aby zeskrobywać Tuska.
Najpierw Kaczyński zarysował domniemaną chronologią oszustwa Tuska. Gdy napisał pierwszy rozdział, od razu wziął akt twórczy na polityczne rogi. Drugi rozdział nosił tytuł: Tusk musi się podać do dymisji.
Ja jako uczestnik życia medialnego, podrapałem się w głowę. Czyżby Kaczyński szykował tylko jakąś mikropowieść? Bo trzeci rozdział (i ostatni) tej narracji musiałby nosić tytuł: Jak zdobyłem władzę w ukochanej ojczyźnie.
Kaczyński wziął dolną część ciała w trok, zsiadł z konia smoleńskiego i zaczekał na wieszczenie Gmyza, które miał wygłosić prokurator wojskowy płk Ireneusz Szeląg.
Nie wiem, czy popuścił Kaczyński, gdy słuchał Szeląga. Ja po takim wcześniejszym wzwodzie miałbym w nogawkach rzadko. Może Kaczyński to zupełnie nowy typ Polaka, bo ja z tych starożytnych (papiery rodowe mam z 1364 toku - ale to tylko potwierdzenia szlachectwa).
Nie będę analizował zanadto polityki polskiej, którą dzisiaj podyktował Gmyz. Mogę mieć tylko pytanie do właściciela "Rz", który ma jakieś ambicje. Poprzednicy byli fatalni, ale dlaczego dzisiaj ma równie fatalny skład redakcji?
Tego, co dzisiaj się stało w kraju, nie można traktować poważnie. Ale taki niepoważny człowiek, jak Kaczyński mógłby objąć władzę w Polsce. Ba, dzisiaj były standardowe warunki do zamachu stanu.
Czy było to zamierzone? Wątpię. Znam Kaczyńskiego od 1989 roku, wiem, jak jest indolentny. Były w tym pewne cechy puczu Janajewa w Rosji, któremu się nie udało, bo za dużo z towarzyszami dali w gardło. Kaczyński to jednak abstynent - abstent władzy, na nasze szczęście! - ale kiedyś mu się może udać. Upije jej, jak eliksiru.
Przyjrzyjcie się tym tyłkom w trokach. Oni i bez tego robią na rzadko! Robią swoim umysłem, bo w ustach mają przeciwieństwo: Rzadko na moich ustach. Tzw. patrioci z lasującymi się umysłami, gdy - jak w tym tekście - ciut sparafrazuję literaturę polską.
Kolejny raz wystawił Kaczyński swój nos po władzę - nos klowna. Takie dziennikarstwo, taka polityka, taka znajomość tradycji, kultury polskiej, literatury. Dzisiaj Gmyz, jutro podobny. Pełno ich w prasie, internecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz