niedziela, 11 listopada 2012

Cieć rządu, Graś



Polska to mały kraj. Wszyscy znają się, jak łyse konie. Piszę o mężczyznach, a przynajmniej o dwóch: Grzegorzu Hajdarowiczu i Pawle Grasiu. Też się znają i spotykają się w nocy o 1.30. W ich wypadku znajomość musi być szczególnie łysa, albo hippiczna, choć nie wydaje mi się, aby zarżeli.

No, może z nas rżą, ale ze sobą to pogadali. O czym? Jak to Polacy - z troską o Polsce. Właściciel gazety zamartwiał się, że "jego" dziennikarz zrobił mu numer i wyskrobał tekst, który może zainteresować jego przyjaciela, Grasia. A Graś też się zmartwił, bo wymowa artykułu może uderzyć jego rząd, którego jest cieciem, przepraszam: rzecznikiem.

Obydwa konie troszczą się o Polskę, bo jakoś ten wóz trzeba ciągnąć. Po czym się rozstali. Jako że była głęboka noc, udali się w objęcia Morfeusza. Przynajmniej Graś to zrobił, z rana się obudził i jak to ma w zwyczaju, udał się do mediów, aby z troską mówić o Polsce. Taką ma pracę: mówić o Polsce.

Jakoś to jego mówienie mało mnie obchodzi, bo do niedawna nawet niespecjalnie kojarzyłem, kto jest rzecznikiem rządu, a może inaczej: kim jest Graś.

Dlaczego Graś po wchłonięciu wiedzy, która mogła przewrócić kraj, poszedł spać? A może zapytać: dlaczego właściciel gazety, który miał świadomość, że artykuł może przewrócić kraj, nie wstrzymał jego publikacji? Hę?

Czyżby po to się spotkali, aby się umówić, że nic nie będą robić? Z troski nic nie będą robić, a niech się Polska przewraca, jesteśmy zmęczeni nieróbstwem, musimy odpocząć.

Umówili się na zaniechanie. Zrozumiałbym, że jeden z nich zaniecha. Ale dwóch na raz? To nie może być przypadek. Chyba, że jeden drugiemu nie wierzy. "Ja zaniecham, a ty nie zaniechasz". Więc w środku nocy o 1.30 umówili się w bardzo ważnej sprawie: obopólnego zaniechania. Obydwaj się z tego wywiązali. Słowne łyse konie. Nic nie zrobili, aby kraj się nie przewracał, bo Hajdarowicz nie wstrzymał tekstu swojego dziennikarza, a Graś poszedł sobie spać.

Czy jest w tym logika? Na pewno nie ma jej, gdy uwierzymy w zapewnienia naszych bohaterów, łysych koni. Ale musi być jakaś logika, bo Hajdarowicz to jeden z ważniejszych polskich biznesmenów, przy tym niesamowicie pracowity i pieprzy publicznie o zaniechaniu.

O pracowitości Grasia nie będę pisał, gdyż ja na miejscu premiera dawno dałbym mu kopa za autentyczne zaniechania, bo żadnej polityki informacyjnej nie prowadzi. A jego kit o tym, że jest znany z zaniechania i raptem o 1.30 w nocy zrezygnował z zaniechania, aby zaniechać poinformowania kogo trzeba, że jutro kraj się będzie walił, to taki kit może wciskać szklarzowi, albo cieciowi, któremu okna na posesji wybito.

Hajdarowicz ze swoim biznesem może zrobić, co mu się żywnie podoba, spuścić do rynsztoka, zdaje się, że mu tam spłynie "Rzeczpospolita", ze swoim pracownikiem Gmyzem też może zrobić, co chce, bo ten się odwoła do sądu pracy i wróci do gazety, która popłynęła. Jego biznes, jego małpy.

Ale mnie interesuje cieć rządowy, Graś. Co on zaniechał i dlaczego zaniechał? O jego lewych rękach do roboty rządowej mam zdanie, że będę musiał go nazywać nie cieciem, a nygusem. Lecz ten leń raptem dostał wzwodu pracowitości o 1.30 w nocy, po czym zaniechał. Ten kraj też należy do mnie i chcę wiedzieć, co zaniechał i z kim zaniechał oprócz Hajdarowicza, a także dlaczego zaniechał.

W PRL był cieć Anioł, teraz mamy ciecia Grasia, a przy tym nygusa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz