wtorek, 20 listopada 2012

Twarz Brunona K.



Brunon K. wcale nie musi być kryty przez organa i prokuraturę za inicjałem. My go znamy, ma konkretną twarz, wyznaje konkretne idee, pojawia się codziennie w mediach i mówi całkiem konkretnym językiem, używając konkretnych porównań.

Bo czym niedoszły zamachowiec się kierował? Brunon K. "argumentował, że kierował się względami narodowościowymi, nacjonalistycznymi, antysemickimi i ksenofobicznymi" (za: Prokuratura Apelacyjna w Krakowie).

Widzieliście tę twarz? Tak jest, całkiem niedawno w Marszu Niepodległości, Brunon K. wystąpił w tysiącach kopii, tysiące klonów Brunona K. maszerowało, wydzierało gęby, że władze nie są polskie, że Polska to kondominium.

Pomyliłem coś? Powiedział to ktoś inny? Ależ klony maszerują nie tylko w tym marszu, klony nie podają ręki tym, którzy zostali wybrani przez nieporozumienie. Klony codziennie plotą te androny w mediach, które przez inne klony, odbiorców mediów, są przyjmowane.

Jeden klon ustawia się pod banerem z napisem nazwy partii i mówi językiem ksenofoba, drugi klon zakupuje materiały wybuchowe i testuje je, aby osiągnąć podobny efekt, jak Breivik w Utoya, jak w Oklahomie jankeski klon.

Dzisiaj klonowi Brunowi K. się nie udało, jutro innemu klonowi może to wyjść. Dlatego, że nie doszło do krwawej jatki, zacznie się pokrętne usprawiedliwianie, tłumaczenie, że władze coś tam chciały przykryć, że może anarchista, etc.. Narracja jest tak przewidywalna, jak przewidywalny jest kicz polityczny.

O tych klonach zrobił Pasikowski "Pokłosie" i usłyszał (a wraz z nim wszyscy) od recenzenta politycznego, który dzieła nie widział, że "nie można redukować Polski do 40 kryminalistów".

Pewnie, że nie można redukować Polski do klonów z Marszu Niepodległości, do Brunona K. Nie wyszło mu tym razem. Dla klonów jednak przychodzi taki dzień, że wyjdzie, jak Breivikowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz