Przynajmniej trzy marsze niepodległości przejdą centrum Warszawy w Dniu Niepodległości, 11. listopada. Ale wszyscy interesujemy się tym jednym, który będzie "odzyskiwał Polskę" i z którym zdecydowana większość Polaków się nie identyfikuje.
Nawet za dużo o tym marszu nie wiemy. Jakimi ulicami ma przejść, jakie przygotuje niespodzianki, a że one będą, to więcej niż pewne. Znamy tylko częściowy skład marszantów, a są to przeważnie ludzie marginesów: politycznych, społecznych, żurnalistycznych i kulturowych.
W kraju marginesy mamy szerokie, czasami się wydaje, iż nasze życie publiczne składa się z marginesu, marginesy rozpychają się na czołówkach portali, zaś centrum wygląda na margines. Od kiedy nastąpiła tabloidyzacja mediów, marginesy zostały dowartościowane, bo one lepiej się sprzedają. Sam zresztą wpadam w ten rezonans, acz z tym się nie godzę.
Ten marsz niepodległości, który będzie "odzyskiwał Polskę", nazywa się Marszem Niepodległości. W Polsce stało się trwałym obyczajem, iż zawłaszczają nie swoje słowa wszelacy uzurpatorzy prawd.
Nowością - przynajmniej dla mnie - jest komitet honorowy marszantów niepodległości, który marginalizację potwierdza. Jaką zmarginalizowaną Polskę chcą odzyskiwać? Czyżby margines ten popadł w podległość, w niewolę, a my ludzie centrum tego nie wiemy? Chyba tak to należy rozumieć.
A może oni popadli w autoniewolę, chcą uwięzioną w sobie Polskę uwolnić? O, nie! Nie jestem tak naiwny, abym posądził ich o taki luksus autorefleksji. Są to zwyczajni ludzie z marginesu, którzy mają parcianą wizję ojczyzny prawicowej i chcą kraj odzyskiwać dla prawicy i związanych z nią imponderabiliów, które są wspólne.
Organizatorami - tak przynajmniej odczytuję w sieci - są Młodzież Wszechpolska i ONR, są też ukryci organizatorzy, nazwę ich: potężniejsi pod względem struktur. A ten komitet to postaci zgoła symboliczne: posłowie Artur Górski i Stanisław Pięta (folklor PiS), propagujący nową ideę panierowaną zmielony Paweł Kukiz, podróżnik kowboj o takimż umyśle Wojciech Cejrowski, bp Antoni Dydycz, wnoszący ostatnio wielki wkład w rozkład Kościoła, no i publicyści, którzy nie zostali wpuszczeni na salony: Stanisław Michalkiewicz, Rafał Ziemkiewicz (ostatnio wydał książkę z oksymoronem w tytule) i jeden z braci Karnowskich. Jest jeszcze jedna postać - to zdaje się jemu nasz szef dyplomacji wytoczył proces o antysemityzm - Jan Kobylański.
Czytasz nazwiska i wiesz, co to będzie za marsz. Jeżeli zaserwowane będą niespodzianki, które publiczność ma otrzymać w trakcie marszu, a wiedzą o nich podzielił się nieopatrznie na Facebooku radny PiS z Sosnowca (nazwiska nie pamiętam), to można rzec: będzie to marsz z podpalonym lontem.
Acz ten lont jest wilgotny, nie pali się, tli, dużo daje dymu, to jest nie mniej groźny. Incydenty, jak marginesy, czasami trwale uszkadzają centrum. Przykładów w najnowszej historii jest multum.
* * *
Patriotycznie zaś dziękuję Jerzemu Janowiczowi za finał Masters w Paryżu. Zobaczyliśmy przyszłość tenisa. Naszego i światowego. To są emocje nie farbowane żadnym parcianym patriotyzmem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz