Niedawno "Wyborcza" na pierwszej stronie przypomniała wiersz Jana Kasprowicza "Rzadko na moich wargach". Poeci mają świadomość degradacji słów, które wielokrotnie użyte, stają się wytarte i nic nie znaczą. Poeci to tacy strażacy języka, pilnują, aby nie zaprószyć lasu znaczeń i aby zabytki przyrody narodowej były chronione. Nie chodzi o cześć, ale o właściwe znaczenie. Do takich słów należy w języku polskim "Polska" i indukcje, jakie wyzwala, włącznie z patriotyzmem.
Niestety, do remizy poetów zawsze wpychali się politycy i pokrewne zawody, w tym dziennikarze. Na to drzewo "ojczyzna" (Polska) tyle razy wleźli, że praktycznie go nie ma, zostało starte z powierzchni języka. Polska (ojczyzna) została dewocyjnie potraktowana, powielana poprzez przypadkowe usta polityków i dziennikarzy, została niestrawnym kiczem, guzem, który zalega w żołądku. Wrzodem, od którego do raka nacjonalizmu droga niedaleka.
Gdy słyszę, jak politycy odmieniają przez wszystkie przypadki "Polska" i "patriotyzm" zamieniam się w Francois Villona, nóż mi się w kieszeni otwiera i ruszyłbym na tę czeredę złoczyńców, aby zostać rzezimieszkiem. Ale wstrzymuję się, bo musiałbym być, jak oni.
Nie jest potrzebą Polaków stała obecność wzmiankowanego rzeczownika, ani ust polityków, by powodowali jakiekolwiek uczucia. Jeżeli w stanie są politycy wyprodukować uczucia, to niestety jedynie nienawiści. To jest uczucie, zdaje się, nie należące do pozytywnych. Przypomnę, że znaczenie słowa polityk zawiera się w zbiorze semantycznym: administrator. Politykowi w procedurach demokratycznych zostało powierzone administrowanie dobrami, które należą do wszystkich tworzących społeczność kraju, bądź innego podmiotu. Polityk nie jest od tworzenia wartości, w tym wartości patriotycznych, bo nie został do tego powołany i najczęściej nie ma zdolności kreacyjnych. Nienawiści nie zaliczam do form kreacji, a wręcz przeciwnie: destrukcji.
Ostatni Marsz Niepodległości to typowe zjawisko destrukcyjne, do tego zawiadywane poprzez nieistniejące fałszywe wartości. Stworzyli je politycy na swój użytek, a nie dla społeczności.
Wartości powinny być przekazywane, a nie destrukcja, z czym mieliśmy do czynienia podczas owego marszu. Dlatego Gombrowicz chciał zastąpić słowo ojczyzna: synczyzną. Ja przekazuję następnym. To największe symboliczne dobro ma być niesione w przyszłość, ale nie należy przed nim klękać, tylko korzystać z niego dla siebie i dla przyszłych pokoleń.
Pielęgnowanie tradycji to nie jej destruowanie. Tak powiadają w remizie poetów, do której politykom winien być wstęp zabroniony. Za taką segregacją zawodową się opowiadam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz