piątek, 23 listopada 2012

Czy kler zdałby religię na maturze?


Biskupi zakomunikowali dwie wiadomości. Nie wiem, która jest dobra, a która zła. W każdym razie dalej w Polsce będzie obowiązywał ustrój demokratyczny, a nie monarchiczny. Hierarchowie odstępują od wprowadzania na tron Chrystusa, jako króla Polski. Jest to perspektywicznie dobry ruch Kościoła, o ile wiem kardynał Stanisław Dziwisz nie ma miejsc na Wawelu. Nie byłoby po śmierci, gdzie króla pochować. Powązki nie wszystkim odpowiadają.

To musi być ta dobra wiadomość, bo druga jest zła. W każdym razie zła dla szkolnictwa, a przede wszystkim dla nauki. Biskupi chcą, aby wiara konkurowała z wiedzą na maturze, chcą wprowadzenia, jako przedmiotu maturalnego, religii. Acz waham się: czy jest ona ostatecznie zła, bo hierarchowie nie sprecyzowali, czy pod pojęciem matury z religii rozumieją wiedzę o religii, czy religię jako kanon dogmatów formułowanych przez Watykan, a konkretnie przez jego nieomylność papieża.

Biskupi ponadto zakomunikowali, że od religii na maturze nie odstąpią. Dlaczego właśnie teraz nastąpił taki nagły przypływ nieustępliwości kleru? Raczej o tym bąkali politycy, którzy w ten sposób chcą przerobić owieczki na elektorat, wszak każdy głos w urnie (wyborczej) się liczy, aby uszczęśliwiać Polaków swoją władzą.

Może być i tak - biskupi to świetni negocjatorzy i dyplomaci - iż aktualnie znajdują się w zwarciu negocjacyjnym z Michałem Boni o dwie gorące kwestie - Fundusz Kościelny i in vitro - na poczekaniu wymyślili maturę z religii, aby z niej zrezygnować i czekać na rezygnację Boniego w imię kompromisu. My rezygnujemy z religii, a ty zrezygnuj z 0,3% odpisu od podatku na rzecz 1%.

Ale wiemy, że biskupi zawsze grają w otwarte karty i na stół negocjacyjny wyłożyli swoje atuty, a Boni szpera w rękawach, aby wyciągnąć trefnego asa. Nieustępliwość hierarchów z pewnością jest podyktowana dobrem młodych Polaków, którzy na maturze mogliby posiąść wiedzę głębszą niż ich rówieśnicy w innych krajach.

Nie tylko w przedmiocie maturalnym religii poznawana byłaby wiedza z Biblii, ale wiedza o konkurencyjnych religiach i Bogach, także filozoficzna, która dała fundament cywilizacji zachodniej, poczynając od św. Augustyna, poprzez Blaise'a Pascala, aż do Leszka Kołakowskiego, który nicował religię bez uprzedzeń wierzącego i ateisty. Na pewno nie do pominięcia byłaby antropologia, jak wierzenia i kulty w historii człowieka się kształtowały. Ta ekspresja wszak jest uniwersalna i zachowania społeczne są na każdym kontynencie podobne, uniwersalizm religii świetnie ujmuje antropologia strukturalna.

Chyba o takiej wiedzy na egzaminie maturalnym z religii myślą hierarchowie, bo nie wierzę, aby chcieli działać na szkodę młodych Polaków, aby na wiarę przyjmować kreację, a nie naukową ewolucję.

Wyobrażam sobie, że do zdawania maturalnego przedmiotu religii mogliby przystępować dzieci niewierzących rodziców, czyli ateiści. Ale tak potraktowana wiedza z religii mogłaby spowodować nieoczekiwany dla kleru inny przepływ: młodzież wierząca mogłaby w konfrontacji z nauką zrezygnować z wiary, bo się oświeciła. Czy o tym biskupi pomyśleli? To trochę bezmyślne strzelanie do własnej bramki.

Dopatruję się w tym uporze hierarchów jeszcze jednego słabego punktu, mianowicie: kto miałby nauczać religii jako wiedzy. Wszak nie katecheci. Jeden Ryszard Legutko na cały kraj to za mało. Ale nawet czy on zrezygnowałby z synekury eurodeputowanego na rzecz pielęgnowania tradycji Polaka-katolika.

Wątpię też, czy większość kleru zdałaby maturę z wiedzy o religii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz