Wielkimi krokami zbliża się 3. rocznica katastrofy smoleńskiej. Nie wiadomo, jak wyjdzie. Organizacyjnie wiadomo, że będzie to sukces. Pytaniem jest, czy dopisze publika. Bo 50 tys., czy 100 tys. to mało. Tyle to pomieści byle plac.
Potrzebna jest mobilizacja, a do niej świeża retoryka. Przejadło się gawiedzi: wina Tuska i niedosiężnego dla polskiej polityki, Putina.
Przecież Tusk sam nie majstrował przy śrubkach i nitach tupolewa, ani nie naciskał guzika, by spowodować wybuchy na pokładzie samolotu. Nikt też nie widział go pod Smoleńskiem ze stingerem na ramieniu. Musiał mieć pomagierów.
Jarosław Kaczyński zaczął rozszerzać listę winnych katastrofy smoleńskiej w ramach nowej strategii smoleńskiej. Wszak to jedyny sukces prezesa PiS w polityce wewnętrznej. Smoleńsk. Prezes jest postrzegany, jako najgorszy polityk, PiS wlecze się za PO, jak kadzidło inaczej. Nie wypaliły Alternatywy i kandydat na parapremiera rządu technicznego. Wszystko prezesowi spala się na panewce.
Tylko ten Smoleńsk wychodzi, bo coraz więcej rodaków sekowanych teoriami spiskowymi zaczyna wątpić w ekspertów. Ekspert ma wiedzę, a taki Macierewicz ambicje polityka popkulturowego. W tym czasie też zorganizowano bojówki w ramach Klubów Gazety Polskiej, Klubu Ronina i Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego. Ta gwardia, jak żelazna pięść kiedyś wszak musi uderzyć.
Potrzebna jest nowa strategia smoleńska, która przekonałaby, że Republika Smoleńska to nie fiu-bździu prezesa. Poznajemy właśnie zręby tej "myśli politycznej" i jej praktycznego zastosowania.
Przetarcie było przed posiedzeniem komisji zagranicznej, gdy opiniowano kandydaturę Tomasza Arabskiego na ambasadora RP w Madrycie. Wyszło, jak wyszło. Następnym delikwentem do obróbki w ogniu smoleńskim okazuje się Radosław Sikorski.
Wyraźnie prezes to powiedział w wywiadzie dla Niezalezna.pl. Powiedział i pogroził, bo jak odczytywać zdania: "Trzeba zadać pytanie o to, czyim on (Sikorski) w gruncie rzeczy jest ministrem (...). Sądzę, że przyjdzie taki czas, kiedy będziemy mu to pytanie bardzo konkretnie stawiać".
Nie dziwię się Sikorskiemu, że przebiera nogami. Minister uważa się za szefa resortu dyplomacji polskiego rządu. Kaczyński jednak uważa, że jest inaczej. Jakiego rządu i państwa jest ministrem Sikorski?
To pytanie mogłoby być obstawiane u bookmacherów. Prezes PiS Polskę postrzega jako kondominium niemiecko-rosyjskie. Na dwoje babka wróżyła, Sikorski może być nawet Niemcem (ministrem niemieckim), pochodzi z Bydgoszczy, gdzie aktywna była V kolumna. Może być Rosjaninem, wszak był korespondentem wojennym w Afganistanie i tam Rosjanie mogli go przerobić. Tam także miejscowi partyzanci dostali do strącania sowieckich samolotów właśnie te stingery.
Może tym tropem biegnie myśl Kaczyńskiego, jak na Sherlocka Holmesa przystało, więcej po śladach dostrzega, niż my, szaraczkowie.
Sikorski też czuje się nieswojo, bo nie wie, czy prezes trafił, czy tak sobie ku uciesze pospólstwa insynuuje. Minister dyplomacji via media przedstawił Kaczyńskiemu propozycję: - Prosiłbym pana prezesa Kaczyńskiego, żeby zaprzestał tchórzliwych insynuacji, tylko jak mężczyzna powiedział: "tak-tak, nie-nie", a ja wtedy obiecuję, że dam mu szansę udowodnienia swoich zniesławień w sądzie.
Wiele w tej kwestii, jak i ramach strategii smoleńskiej, będzie podane 10. kwietnia. Zapowiada się huczny festyn żałobny z wieloma atrakcjami, o których my, szaraczkowie nie mamy pojęcia.
Mam nadzieję, że znowu nie spali prezes na panewce, jak zmokły kapiszon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz