Wielkanoc mamy, jak Boże Narodzenie. Z pogodą się pomieszało, jak naszym politykom. Ale pogoda nie jest polityczna. Nie ma co narzekać.
Wczoraj wszystkim czytelnikom tego bloga winienem złożyć życzenia świąteczne. Jakoś mi to umknęło. Więc dzisiaj wierzącym i niewierzącym serdeczności, jakie można oddać w piśmie. Sprytnych zajączków rozumu i nie psujących się jaj - cokolwiek to znaczy.
Kilka słów o pewnym newsie, który znalazł na portalu wPolityce.pl, emanacji internetowej tygodnika "Sieci" braci Karnowskich.
Na prawicy martwią się francuskojęzyczną Belgią, gdzie z oficjalnego języka zdjęto takie określenia, jak "Boże Narodzenie", "Wielkanoc", etc. Ma to jakoby wymazać tradycję chrześcijańską.
Podstawy nowoczesnej demokracji to rozdział państwa od Kościoła, wszak nie będą fałszować w Belgii i gdziekolwiek historii, w której chrześcijaństwo było religią panujących, niekoniecznie podwładnych.
Konfesję wynosi się z domu i do konfesji dojrzewa, albo nie. W Polsce wpływ Kościoła często determinuje życie publiczne i społeczne. Ten mariaż jest chory, co dało się zauważyć przy okazji ujawnienia pijaństw i ekscesów abp Sławoja Głódzia, jeszcze bardziej daje się we znaki marszami "w obronie TV Trwam" o. Rydzyka.
Kazania rezurekcyjne wspomnianego Głódzia, a także abp Michalika, nie wróżą dobrze Kościołowi, niezrozumienia gestów Franciszka z Watykanu jest dojmujące, jedynie dorasta do nich metropolita warszawski kardynał Kazimierz Nycz.
Kościół musi przewartościować przekaz chrześcijański (to coś zupełnie innego niż moralność chrześcijańska), aby pomieścić się w nowoczesności i w życiu społecznym. Jest miejsce dla Kościoła, ale nie w obecnej jego postaci.
Dewocja nie jest wiarą, jak też kicz estetyczny nie jest odwzorowaniem, obecny obrzydza świat i Kościół. Ta instytucja musi wreszcie dojrzeć, a nie zgłaszać pretensji do zawłaszczania przestrzeni publicznej. Te czasy minęły i nie wrócą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz