Instytucje kultury i nauki nie mogą być twierdzami. To są przestrzenie wolne dla myśli, ducha i kreacji. Do tego momentu zgadzam się z Pawłem Wrońskim, iż gdyby nie odwołano spotkania z liderami Ruchu Narodowego na UW, nie doszłoby do endeckiej zadymy podczas wykładu Magdaleny Środy i Adama Michnika w Radomiu.
Wroński się pyta, gdzie są czasy naukowców, którzy podpisywali list 34? Wówczas (rok 1964) należało mieć nie tylko odwagę, ale rozeznanie, że białe jest białe. Odważnych było jednak tylko 34, milcząco ich popierających dużo, dużo więcej. A przeciwników, którzy podpisywali każdą rezolucję PZPR było czasami więcej niż dużo, dużo więcej.
Odwaga umysłu nie jest odwagą jako taką. Dzisiaj znaleźlibyśmy z odwagą umysłu z pewnością 34, wystarczy jednak dwóch rektorów, którzy do tych 34. nie należą, jak na UG i UMCS, aby odwołać spotkania z Robertem Biedroniem i Janem Hartmanem.
Ale to odwaga umysłu jest w stanie uratować ośrodki kultury i nauki, nawet gdy wedrą się do nich zakapturzeni narodowcy, bo kultura i nauka zdzierają wszelkie maski i kominiarki, pod którą każdy endek i konserwatysta jest tylko żenujący, skamieniały, pusty. Do tego potrzeba odwagi, której nie wszystkim starcza.
W kraju jest więcej niż tych 34., którzy podpisaliby się wówczas pod Listem 34 Antoniego Słonimskiego, jak Maria Ossowska, Leopold Infleld, Władysław Tatarkiewicz. Ci, którzy wdzierają się do otwartych instytucji w kibolskich szalach i kominiarkach, nie mają za sobą nikogo, kto choć w ułamku byłby Ossowską, Infeldem, Tatarkiewiczem, dlatego trzeba zdzierać im maski, aby także dojrzeli własną pustkę endecką, narodową, konserwatywną.
Zdzierać, to znaczy nie tchórzyć, jak rektorzy na UG i UMCS.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz